Miejsce premiery najnowszych Moto G6, G6 Plus i G6 Play mówi wszystko o tym dla kogo mają to być smartfony. Ale też nie kryję zdziwienia, że Morotola/Lenovo tak daje się zepchnąć do narożnika… Sporo też o tym mówi to, jakie komentarze o nowych Motkach dominują, a przynajmniej ja trafiam na umiarkowany optymizm… A szkoda, bo wygląda na to, że wszyscy nie na żarty zachłysnęli się Xiaomi i Huawei. Trudno się też im dziwić, ale coraz głośniej myślę, że Lenovo/Motorola może mieć po raz pierwszy duży problem ze swoją sztandarową i jedną z najlepiej sprzedających się serii. Mimo wszystko apeluję o rozsądek do krytyków! I przemawia za tym jedna zasadnicza rzecz – przez te wszystkie lata, od kiedy pojawiła się Moto G pierwszej generacji i zrewolucjonizowała rynek urządzeń średniopółkowych – za każdym razem producent oferował świetną, solidną, mocną i bardzo dobrze funkcjonującą bazę smartfonową.
Tak – przez te wszystkie lata nie było ani jednej Moto G, która nie dawałaby rady! Zachłysnąłem się nimi, bo każda wersja tego telefonu oferowała za każdym razem to, co w smartfonach uwielbiam najbardziej. Czystego, wspieranego, aktualizowanego i bieżącego Androida, lekki interfejs niemodyfikowany żadnymi nakładkami, średni hardware, ale tak optymalizowany, aby instalowane na nim oprogramowanie nie sprawiało żadnych problemów, niezłą jakość wykonania i oczywiście – relatywnie niską ceną. No dobrze – bardzo niską ceną ;).
Ostatnie Moto G5 i Moto G5s (TU recenzja) oraz G5 Plus (TU recenzja) i G5s Plus (TU recenzja) pokazały, że linia tych urządzeń jest we wspaniałej formie. Miały te smartfony drobne niedociągnięcia, które przecież zdarzają się każdemu, a teraz wyraźnie widzimy, jak Motorola próbuje stawać ramię w ramię z czołówką, wciąż trzymając się swojego casusu cenowego. Zdecydowanie para idzie w aparaty, ale na tym polu Huawei jest w tej chwili nie do pobicia, co chociażby jasno komunikują ostatnie Honory i serie telefonów Lite. Ale też – błędem byłoby skreślanie pod kątem fotograficznym nowych Moto, które też mają się czym pochwalić!
Moto G6 Plus oferuje 12Mpx i 5Mpx aparaty na tyle z technologią Dual Autofocus Pixel z przysłoną f/1.7 i możliwością kręcenia wideo w 4K, timelapse-ów i filmików slow-motion. No, a oprócz tego na pokładzie Moto G6 Plus są: 4GB lub 6GB RAM, Snapdragon 630, wyświetlacz Max Vision w układzie 18:9 o przekątnej 5,9 cala i rozdzielczości FHD+. Ładny zestaw. Moto G6 to ciut mniejszy ekran 5,7 cala, ale też Maxi Vision z takimi samymi, jak w modelu Plus proporcjami, i taką samą rozdzielczością FHD+. Tutaj są 3GB RAM, Snap 450 i również podwójny aparat 12Mpx i 5Mpx, ale bez technologii Dual Autofocus Pixel i z ciut słabszą optyką f/1.8. Tym modelem można nagrać wideo maksymalnie w FHD i 60 kl./s. Najsłabsza jest Moto G6 Play – tutaj mamy Snapdragona 530, 3GB RAM, i wyświetlacz o takich parametrach, jak w typowej Moto G6, ale z rozdzielczością 720p HD+. Jest też tutaj tylko jeden aparat 13Mpx ze światłem f/2.0, ale za to autofocusem z detekcją fazy (PDAF). Cechami wspólnymi wszystkich tych słuchawek są frontowe 8-Mpx aparaty, frontowe czytniki linii papilarnych oraz ta sama baza wzornicza.
Oczywiście Moto G6 Plus wypada najlepiej, również pod kątem wyposażenia w inne podzespoły czy łączność. WiFi 802.11ac nie znajdziesz w Moto G6 i G6 Play. Zresztą ten ostatni model nie ma (przynajmniej póki co) wyspecyfikowanego czujnika magnetycznego, więc pewnie jego przydatność w nawigacji będzie mierna, ale jak na telefon zaczynający się cenowo od 799zł – i tak sądzę, że wyposażony jest nieźle. To, co mnie zastanawia, to anonsowany przez materiały prasowe „inteligentny system aparatów”, który ma pozwalać na skanowanie tekstu i rozpoznawanie obiektów oraz punktów orientacyjnych. Jak na moje oko – Motorola opierać się będzie na usłudze zewnętrznego partnera, jak to było w przypadku Moto X4 (TU recenzja), i producent korzystał tutaj z narzędzi CloudSights AI, i jak to działa opisałem w recenzji tego smartfonu. Wygląda więc na to, że fajne funkcje trafiają do rozwiązań mocno średniopółkowych.
Zbierając to wszystko w jedną całość – najnowsze Moto z serii G mają szansę – jak owa bomba z opóźnionym zapłonem – zrobić ferment na rynku urządzeń mobilnych właśnie tym, w czym zawsze te telefony były najlepsze, a przy okazji oferując nowe dodatki ze smartfonów premium. Dziś póki co wszyscy zachłystują się Huawei i Xiaomi (oczywiście zasłużenie), ale warto pamiętać, że jest ktoś taki, jak Motorola, kto nadal oferuje świetny stosunek jakości do ceny. Oczywiście premiera tych urządzeń w Brazylii pokazuje, gdzie Lenovo szuka dla siebie miejsca, i że zależy tej firmie gł. na mniej zasobnym portfelu. Ale nie mam nic przeciwko – w końcu umacniając swoją pozycję na rynkach rozwijających – w sposób naturalny będzie mogło z czasem oferować tam lepsze urządzenia. Nie da się też ukryć, że nabywcy w Polsce kochają takie telefony. I takowe dostaną – od połowy maja.