Nie mogę nie zacząć od tego, że praktycznie każda wersja Moto G, była w naszej redakcji przyjmowana bardzo entuzjastycznie. Dobry stosunek ceny do możliwości, praktycznie czysty Android to cechy, które w pierwszej kolejności przychodzą mi na myśl, kiedy myślę o tej serii. Wielu moich znajomych, a nawet członków rodziny posiadało – lub posiada jeden z modeli Moto G i nie byłoby osoby, która by na nią narzekała. Co prawda jest ona od jakiegoś czasu w rękach Lenovo, jednakże piąta generacja pokazuje, że seria znów nabrała blasku.
Dlaczego znów nabiera blasku? Nie ukrywam, że czwarta generacja nie wywołała u mnie fali entuzjazmu, aczkolwiek ostatecznie moja recenzja była dość pozytywna. Nie zmienia to jednak faktu, że jakość zastosowanych materiałów, czy też specyfikacja nie powalała na kolana. Tym razem już w pierwszym kontakcie czuć różnicę. Standardy wykonania znacznie poszybowały. Nie ma już plastiku, jest za to metal i to pierwszy raz w historii tej serii. To już na wstępie, zdecydowanie wprowadza pozytywne wrażenie, którego tak bardzo brakowało mi w Moto G 4-gen. Obie wersje, zarówno Moto G5, jak i Moto G5 Plus przyjemnie trzyma się w dłoni i wprawne oko od razu dostrzeże podobieństwa do flagowca z serii Z. Lubię takie nawiązania, aczkolwiek między sobą obydwa warianty G5 trochę się różnią. Jedno jest pewne, zmiany wzornicze wypadają, zdecydowanie na plus.
Jak prezentują się obydwie wersje na tle rywali? Myślę, że całkiem sensownie, ponieważ specyfikacja, szczególnie modelu G5 Plus wpisuje się w panujące standardy. Dołóż do tego – w dalszym ciągu – praktycznie czystego Androida oraz sensowną cenę, oscylującą w granicach 1000-1200 złotych i w Twoim zasięgu jest bardzo dobry smartfon, za rozsądne pieniądze. Jak dla mnie wersja z Plusem – jeśli pojawi się u operatorów komórkowych – to murowany hit. Taki przynajmniej powinien być. Bo czego oczekiwać więcej w tym segemencie, gdy do czynienia masz z 5.2-calowym ekranem FHD, Snapdragonem 625, 3 GB pamięci RAM (jest też wersja z 4 GB), aparatem 12 Mpix z przysłoną f/1.7?! Jak dla mnie – brzmi świetnie. Na żywo smartfon sprawia same pozytywne wrażenia.
Podobnie zresztą, jak w przypadku Moto G5 – czyli mniejszej wersji: 5 cali, FHD, Snapdragon 430, 2/3 GB pamięci RAM (ilość zależy od rynku, na którym będzie sprzedawana), aparat 13 Mpix z również jasną przysłoną: f/2.0. Smartfon ten na pewno spełni oczekiwania osób mniej wymagających. W każdym razie – ja jestem „na tak”.
Jak na ten moment, przyznaję że podoba mi się kierunek, w którym poszła seria Moto G. Zrezygnowano z plastikowych materiałów, przekątna ekranu znów wróciła do pierwotnych rozmiarów (Moto G 4-gen. wyróżniała się 5,5-calowym panelem), cena również nie zwalała z nóg. W teorii wszystko jest na swoim miejscu. Zainteresowanie w Barcelonie jest bardzo duże i liczę, że takie samo będzie utrzymywać się, kiedy ostatecznie modele te będą dostępne w sklepach.