SŁOWEM WSTĘPU
Naprawdę bacznie obserwuję, co się dzieje w segmencie średniopółkowym w tej chwili na rynku mobilnym. I jest rzeczywiście zdecydowanie ciekawiej niż wśród słuchawek premium. Wynika to z tego, że technologicznie urządzenia te dogoniły flagowe rozwiązania sprzed dwóch lat (a w niektórych przypadkach nawet sprzed roku), przez co są genialną alternatywą dla drogich telefonów, którym niewiele ustępują wydajnościowo oraz funkcjonalnie. O wyglądzie nawet nie wspominam.
I w takich realiach pojawia się dzisiaj Lumia 650, która przyszła krótko po premierze flagowych Lumii 950XL (TUTAJ moje recenzja tego modelu) oraz 950. Niestety – Microsoft nie ma czym konkurować z innymi producentami w tym segmencie. Po prostu pali za sobą most za mostem, a przed nim tak silni rywale, że nawet słuchawka warta 1000zł przegrywa z niemal dowolnym Chińczykiem, a to co robi Sony, LG czy chociażby Samsung dla obecnej średniej półki deklasują Lumię 650 w przedbiegach. Microsofcie – obudź się wreszcie do cholery, bo naprawdę pójdziesz w mobile z torbami! I przyznam szczerze, że po raz pierwszy naprawdę uwierzyłem, że może się ten fatalny scenariusz zrealizować…
WZORNICTWO I WYGLĄD LUMII 650
Tak, dwa lub trzy lata temu, pisałbym o Lumii 650 w zachwytach. To mniej więcej wtedy Sony z Xperią T3 (nasza recenzja TU) wprowadził na rynek model w średnim segmencie cenowym, który miał aluminiową ramkę (lub bardziej aluminiowe wstawki). I wtedy można się było tym zachwycać w otoczeniu samych plastikowych słuchawek. Ale dzisiaj? Dzisiaj w tym segmencie sprzętowym są Galaxy A3 (recenzja TU) lub A5 (recenzja TU) wykonane ze szkła, albo chińskie serie w stylu Honora, który odważnie trzyma się stalowego body. A co wypuszcza Microsoft? Smartfona dla biznesu (co swoją drogą naprawdę trzeba brać przez palce), który ma stalowe ramki, ale cała reszta jest do bólu plastikowa. Efekt? Trzeszcząca tylna klapka pod nawet niewielkim naciskiem…
Wzorniczo Lumia 650 nie prezentuje się źle na pierwszy rzut oka lecz całkiem znośnie, do tego ma bardzo kompaktowe rozmiary, z którymi udanie koresponduje obsługa jedną dłonią sporej tafli ekranu. Ale trudno nie odnieść wrażenia, że masz do czynienia z nieco kiczowatym produktem. Potęguje to wrażenie dość kiepski jakościowo poliwęglan znajdujący się na pleckach, który nie jest ani miękki, ani miły w dotyku, czym rekompensowałby palcowanie trudne do wyczyszczenia.
Sam ekran oraz szkielet Lumii 650 osadzone są w dodatkowej plastikowej ramce, która wystaje ponad tą stalową. Krawędzie są twarde i nieprzyjemne w dotyku. Jakby projektanci z Microsoftu oślepli na standardy panujące obecnie u konkurencji.
Co gorsza – dzisiaj normą są proste bryły, bez udziwnień, ale z momentami przesadną wręcz dbałością o niuanse wykończeniowe, a to podnosi jakościowy feeling z korzystania ze sprzętu. Wszystkie krawędzie wzorem flagowych rozwiązań łapią miękkie i zaokrąglone krawędzie, a ekran jeśli w ogóle wychodzi ponad ramkę, to wyłącznie poprzez zastosowanie miłego dla oka i wytrzymałego szkła 2.5D. Całościowo dostajesz produkt świetnie zrobiony, trwały i elegancki. Ale tak robią inni, nie Microsoft…
…bo Microsoft w Lumii 650 zupełnie o to nie dba. Jej finalny design jest jałowy, pozorancki, silący się na efekt WOW poprzez stalową ramkę, która oblana jest górą tworzywa sztucznego gorszego sortu (jeśli mogę posłużyć się takim porównaniem).
I – tak – pewnie to kwestia smaku czy się komuś to podoba, czy nie – ale zachęcam – rzuć okiem na Honora 5X (moja recenzja TUTAJ), a gwarantuję Ci, że wzornictwo L650 nie przypadnie Ci do gustu. Microsofcie – takimi modelami strzelasz sobie w stopę. Boleśnie.
EKRAN W LUMII 650
Zdaje się, że to jedyny i do tego najmocniejszy punkt Lumii 650, czyli OLED-owy ekran wykonany w technologii ClearBlack, z paletą barw TrueColor w 24 bitach i gęstością ułożenia pikseli na poziomie 297ppi. Jak na pięciocalową matrycę z rozdzielczością HD, sprawuje się wyjątkowo dobrze. Obraz jest kapitalny, kolory świetnie nasycone, czerń głęboka, a do tego jasność na baaardzo wysokim poziomie, zatem nawet w słoneczne dni – Lumia 650 nie ma żadnych problemów z wyświetlaniem czytelnym treści.
Sytuacje dodatkowo podkręcają świetne kąty widzenia, bardzo dobrze działający czujnik orientacji, pięknie działający wielodotyk. Front chroniony jest szkłem Corning Gorilla Glass 3. Nie mogę też zaprzeczyć, że łatwo czyści się je z różnych odcisków palców i smug, a wszelkie treści internetowe, ebooki czy po prostu e-prasa – wypadają bardzo żywo i przyjemnie, chociaż przy rozdzielczości HD 1280x720px widać, że ziarno się pojawia.
Niemniej jakość obrazu stoi na tak wysokim poziomie, a środowisko Windows 10 Mobile jest tak zaprojektowane, że odbiór treści – szczególnie systemowych – jest maksymalnie optymalny. I jeśli miałbym za cokolwiek kupić Lumię 650, to ekran byłby dla mnie jedynym i najmocniejszym magnesem.
WYDAJNOŚĆ LUMII 650
Dość przewrotny to rozdział. Bo nie bardzo wiem, w jakim kontekście ująć temat wydajności Lumii 650. Jeśli spojrzeć na nią, jako na smartfona biznesowego – czyli tak, jak chciałby tego Microsoft – to wówczas okaże się, że lepiej nie traktować tego poważnie. Będąc szefem wiem doskonale, jakie mam oczekiwania wobec sprzętu dedykowanego produktywności pod kątem efektywności i wielozadaniowej pracy, a Lumia 650 nie wpisuje się w ten casus. Winę za to ponoszą dość słabe podzespoły i nic w sugerowanej przez producenta cenie ich nie usprawiedliwia.
- Procesor: czterordzeniowy Qualcomm Snapdragon 212,
- Model: MSM8909v2,
- Częstotliwość: 4×1.3GHz,
- Grafika: Adreno 304,
- Pamięć operacyjna: 1GB RAM,
- Pamięć na pliki: 16GB ROM,
- Karty microSD: tak, do 200 GB,
- Złącza: microUSB; jack 3.5mm.
Chodzi o to, że Lumia 650 jest smartfonym wiarygodnym jedynie dla kogoś, kto chce co najwyżej dzwonić, wysyłać wiadomości SMS, sporadycznie mailować, jeszcze rzadziej przeglądać proste strony internetowe, od czasu do czasu zajrzeć na Facebooka. I właściwie to tyle. Bo – po pierwsze – brakuje aplikacji w Sklepie Microsoftu, jak chociażby Snapchata, przez co młody odbiorca od razu rzuci L650 w kąt, a – po drugie – inne apki nie oferują niczego szałowego, więc nie ma takiego wyboru jak u Apple, czy na dowolnym Androidzie. Najgorsze jest jednak w tym wszystkim (i to już trzeci minus), że o ile na początku smartfon ten działa nawet zaskakująco płynnie, o tyle po kilku tygodniach zaczyna się robić nieciekawie…
Kłopot w tym, że przywiesza się nawet Galeria ze zdjęciami – i to ta dedykowana – od MS. A to sprawia, że sławetn animacje, które zgrabnie dotychczas na innych Lumiach maskowały te spowolnienia, dłużą się i dłużą, a co za tym idzie – wpływają znacząco na komfort pracy. Dosłownie pracy, bo przecież wg Microsoftu – Lumia 650 jest smartfonem biznesowym… Ale z 1GB pamięci RAM? Ze Snapdragonem 212? I w cenie wynoszącej 1000zł? Kurczę, coś się komuś mocno tutaj pomieszało… Bo w tym kontekście znacznie opłacalniej wybrać starszą Lumię 830 (jeszcze z logo Nokii – jej recenzja TUTAJ), która bije recenzowany tu model pod wieloma względami na głowę.
Równie źle jest pod kątem wyposażenia. Aż wstyd się o nim rozpisywać, bo jest po prostu bardzo ubogie. O ile jeszcze łączność wygląda dość obiecująco, o tyle trzy czujniki, to naprawdę niewielki pożytek z nowoczesnego, mobilnego produktu…:
- Łączność: WiFi 802.11 b/g/n/, LTE, Bluetooth 4.1 LE; NFC, GPS, radio FM;
- Czujniki: akcelerometr, zbliżeniowy, światła otoczenia.
Cóż, szału nie ma, co odczują zwłaszcza osoby lubiące aktywność sportową…
SYSTEM, APLIKACJE, MULTIMEDIA W LUMII 650
Moje rozgoryczenie jest dość duże, bo i oczekiwania miałem w stosunku do L650 większe. Srodze się jednak zawiodłem. Do tego stopnia, że straciłem też ostatecznie wiarę w system Microsoftu. I to z powodu naprawdę istotnych bubli, których nawet na ociężałych edycjach Androida ciężko dzisiaj uświadczyć. No chyba, że dostawca softu i sprzętu postara się, aby to wszystko schrzanić. A mam wrażenie, że z Lumią 650 tak właśnie postąpiono.
Urządzenie pracuje na Windowsie 10 Mobile w wersji 1511 i kompilacji systemu operacyjnego: 10.0.10586.318 (oczywiście aktualne na dzień pisania niniejszego tekstu, czyli ostatni tydzień maja 2016 r.). I OS ten pozostawia cokolwiek wiele do życzenia. Dosłownie. Właściwie, to zaczynam być zły na Microsoft, że nie potrafi doprowadzić tego projektu do jakiegoś sensownego końca, a w tym modelu strasznie on kuleje.
Po pierwsze – koszmarnie laguje. Nawet wspomniane wyżej animacje nie są w stanie ukryć, jak bardzo środowisko przycina. Zdjęcia mają spory problem z załadowaniem się, zwłaszcza kiedy jest ich sporo. Do tego, przejście do edycji fotek kończy się ich długim przetwarzaniem, a stosowanie kolejnych efektów, to już zadanie, które nie ma końca.
Mnie to strasznie irytowało – z jednego względu – producent przygotował ten model pod określony segment sprzedaży, nazywa go biznesowym, a ja bym dostawał cholery, gdybym miał robić zdjęcia z postępu prac np. nad jakimś projektem i ich obróbka dla przełożonego wymagałaby ode mnie czekania i czekania i jeszcze raz czekania…
Po drugie – jak może to być smartfon dla biznesu, skoro nawet ładowanie materiałów w Chmurze One Drive się niemiłosiernie przeciąga. I nie wiesz dlaczego(?), ot tak – bo tak, chociaż w dużej mierze odpowiada za to słabe wyposażenie modułu WiFi.
Zresztą, to nie jedyny kłopot. Spróbuj pomyślnie zalogować się do Microsoftowej aplikacji monitorującej aktywność i zdrowie. Najpierw zobaczyłem ekran, że korzystam z niekompatybilnej przeglądarki, a po próbie otrzymania właściwej zobaczyłem to, co widać na screenach poniżej. Microsofcie, Ty tak serio…?
Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że całkowicie nie rozumiem, dlaczego logowanie do aplikacji zainstalowanej w systemie odbywa się z poziomu przeglądarki? Przecież inne usługi MS pozwalają logować się bezpośrednio z apek… Druga sprawa – powyższy screen doskonale ilustruje na drugim i trzecim zdjęciu, jak kapitalnie Microsoft Edge dla Windows 10 Mobile potrafi justować obraz, aby mieścił się czytelnie na całym ekranie. I to co widzisz na ostatnim obrazku to nie jest moje niedbałe przycięcie screenshotu. Tak prezentuje treści Edge…
Trzeci punkt – czy ktoś w Redmond uparł się, aby wszelkie katastrofy związane z Windowsem 10 Mobile upakować w tym modelu właśnie? Jak to jest możliwe, że komentarze na popularnych stronach internetowych nie wyświetlają się w całości, tylko są zwyczajnie ucinane? I nie pomaga nawet obrócenie środowiska do pozycji poziomej. A jak widać na powyższym kadrze, to nie jedyne problemy z właściwym skalowaniem obrazu w Edge. Ucinane są też przypomnienia z Kalendarza na ekranie blokady (nie da się za długich treści po prostu wykropkować?).
Czwarta rzecz – ewidentnie brakuje RAM-u. I dostrzeżesz to – a jakże – w przeglądarce internetowej Edge. Nawet nie musisz specjalnie otwierać wielu zakładek. Jeśli korzystasz z jakiejś strony, przekopiowujesz z niej jakieś dane i próbujesz się do niej ponownie przełączyć, to zwyczajnie treść MUSI załadować się raz jeszcze. Edge nie trzyma jej w pamięci… Kurczę, sporo było takich sytuacji, a tak się składa, że w mojej branży to dość istotne, kiedy mogę jakiś fragment z jednej strony w sieci wyciąć i przekleić np. do OneNote’a.
Po piąte – chciałbym, żeby ktoś mi wyjaśnił, jak to możliwe, że skoro jestem Polakiem, mieszkam w Polsce i stąd się loguję do sieci, Sklep Microsoftu pokazuje mi opisy niektórych aplikacji po arabsku albo – jak mniemam – po szwedzku??? O.o!
Ale zarzutów mam więcej. Bo chociażby na ekranie blokady nie dodasz Twittera do opcji, aby wyświetlał na nim mały kafelek aktywności. Facebooka już tak, ale TT absolutnie nie, który jest mi osobiście bliższy i z którego częściej korzystam. Inny przykład – status baterii. To jest nawet komiczne – ale jeśli masz zewnętrzną aplikację do monitorowania zużycia energii, to nie jest ona w stanie wyświetlać aktualnego stanu naładowania, bowiem jest on odświeżany systemowo co jakiś czas. Ergo – każda apka pokazuje co innego, zależnie w którym momencie pobrała informacje o faktycznym stanie ogniwa…
Dedykowany poczcie MS Outlook działa gorzej wszystko to, co gwarantuje konkurencja, z Google na czele. Dostajesz newsletter, a ten nie justuje się poprawnie w szerokości ekranu! I z tymi narzędziami mam prowadzić biznes? Jaki biznes?! I nie, nie chodzi o to, że nie da się z tym żyć. Ale o to, że to strasznie denerwuje. Że, gdyby to był budżetowiec bez ambicji układania komukolwiek życia w czasie pracy zawodowej, to miałbym większy dystans. Ale, jak w tych okolicznościach normalnie pracować, skoro apka pocztowa nie interpretuje poprawnie przesyłanej treści?
Kolejnym strzałem w stopę, który wyraźnie rzucił mi się w oczy, jest zastąpienie udanych aplikacji nowymi. I tak np. znikło MSN Zdrowie, a pojawiło się Microsoft Health. I OK – fajnie, że jest, tylko cholera wie po co, i do czego? Zdefiniowanie z nią najprostszej aktywności, to zdobywanie Kilimandżaro. Nie dość, że nie jest po polsku (a tamta była), to jeszcze fatalnie się po niej nawiguje, trzeba przerzucać miliony propozycji sportowych, jak gra w golfa, ale zwykłego biegania, czy jazdy na rowerze szukaj, jak wiatru w polu. O co tu chodzi?
Aaa – pewnie o to, że jak nie masz Microsoft Band (czyli inteligentnej opaski Microsoftu na nadgarstek), to sobie możesz pojeździć, ale palcem po mapie… To już jest szczytem wszystkiego, żeby smartfon nie mógł zarejestrować mojego podstawowego treningu…?! No tak, ale o ubogich czujnikach pisałem kilka akapitów wyżej…
Aha, i jeszcze, jak nie ma połączenia z siecią, to nie podejrzysz w Microsoft Health swoich ostatnich wyczynów, jak postawione kroki, czy spalone kalorie. Koszmar. Naprawdę koszmar. Może nie jestem takim biegaczem, jak Krzysztof Bojarczuk z tego bloga, ale jeżdżę ostatnio trochę rowerem, wróciłem do biegania i po prostu zamiast zabierać ze sobą w teren Lumię 650, sięgałem po Androida oraz proste i skuteczne do bólu – Google Fit lub Nike Plus.
Problemem okazuje się też rozdzielczość ekranu. O ile pięć cali to już niezły rozmiar wyświetlacza, to już rozdzielczość HD – pod warunkiem, że nie czytasz e-booków, czy e-gazet, wypada żałośnie przy pracy z dowolnymi dokumentami. Tabele z Excela po prostu się nie mieszczą na szerokości ekranu. Można kombinować i oczywiście pracę uda się wykonać, ale będzie to okupione mordęgą. OK – przychodzą aktualizacje, nawet dość często, sporo łatają i jest to pozytywny objaw, ale faktycznie jest też tak, że masz wrażenie przebywania na jakimś placu budowy.
W Wordzie rozwiązano to znacznie lepiej – jest ikonka odpowiadająca za właściwe justowanie tekstu i to pozwala go w miarę komfortowo czytać oraz pracować na nim, bowiem widoczne są też uwagi i komentarze. Nawet wypada to lepiej niż w Dokumentach od Google, w związku z tym należy się w tym miejscu MS pochwała (mam nadzieję, że doceniasz czytając tę recenzję, że staram się jednak widzieć jakieś plusy w tym smartfonie…?).
Wiele do życzenia pozostawia przeglądarka Edge w wersji mobilnej, która po prostu… lubi płatać figle. I to takie męczące, czyli niby załadowała już całą stronę internetową i nagle się niejako zamraża. Nic nie można z daną witryną zrobić, po czym podejmuje kilka prób załadowania jej ponownie. Poza tym sporadycznym defektem pracuje jednak bardzo optymalnie, ale znowu – konkurencja ją wyprzedza definiowanymi kontami oraz możliwością logowania i przechowywania danych w Chmurze. Tutaj – w Edge – nie dokończysz czytania na smartfonie czegoś, co zacząłeś/zaczęłaś na komputerowej przeglądarce, jak ma to miejsce w Firefoxie czy Chrome.
Edge komplikowała mi też czytanie niektórych artykułów w trybie Czytania, co polegało na tym, że po wybraniu tej opcji ładowała do niego inne teksty… Próby czyszczenia pamięci i historii w celu chociażby pobieżnego pozbycia się problemów zakotwiczonych w plikach tymczasowych, kończyły się również trwającymi w nieskończoność komunikatami, że „Trwa czyszczenie danych”. Niestety proces ten był wielominutowy i kończył się wyłączeniem Edge. Restart smartfona i można było częściowo jakoś jechać dalej… I znowu – zapytam retorycznie – wie ktoś dlaczego? Nieszczęśliwie dla Lumii 650 mam w kieszeni swoją prywatną Lumię 830, która robi u mnie za drugiego smartfona i tam wiele z problemów nowego produktu – a też jadę tutaj na W10M – nie ma po prostu miejsca… Ewidentnie więc kuleje optymalizacja i dają się w znaki słabe podzespoły.
Fajnie, że MS przysłał L650 z dedykowanym etui, ale… Jest ono kiepskie jakościowo, nie spina się z ekranem dzięki magnesom w obwodzie, jak dzieje się to u konkurencji, a to sprawia, że łatwo się przesuwa po wyświetlaczu np. przy wkładaniu do kieszeni jeansów, a co najważniejsze – nie wykonuje właściwie żadnej aktywności, kiedy ją otworzysz. Przyzwyczajony jestem, że zwykle wtedy odblokowuje się ekran lub przynajmniej się podświetla. Tak samo – nikt nie pomyślał o tym, aby zapewnić otwory na głośnik, żeby można było wygodnie prowadzić rozmowę telefoniczną z zamkniętą na ekranie okładką, bo trzyma się ją w czasie tego procesu niewygodnie i dynda przy policzku…
Zasadniczo więc – dość słabo. Naprawdę chciałbym, wystawić lepszą ocenę tej Lumii, ale ręce opadają, kiedy okazuje się, że wykonanie nie jest niczym szałowym, na poziomie systemu jest aż tyle problemów, a nawet dedykowane akcesoria są zrobione bez pomysłu.
Reasumując – pod kątem systemowym – za dużo bugów. Po prostu. Przydałaby się solidna aktualizacja systemu. Od podstaw. Dlatego podkreślam – do pracy ten produkt się nie nadaje. A już na pewno nie wytrzyma próby z presją czasu, która w biznesie jest nagminna i towarzyszy nawet po godzinach.
APARAT W LUMII 650
Powiedzmy, że drugi w miarę sensowny punkt, w którym mogę Lumię 650 pochwalić, pod warunkiem oczywiście, że odrzucę wszelkie pretensje dotyczące długo włączającego się aparatu, czy kilku istotnych okoliczności, które mają wpływ na wykonanie udanego zdjęcia. Najfajniejszą rzeczą, która przypadła mi do gustu okazał się tryb HDR. I to nie jest taki tam zwykły HDR. Bo jego zasadniczą przewagą nad konkurencją (o rety – czyli jednak L650 w czymś przoduje?), jest możliwość podkręcenia kolorystki już po wykonaniu zdjęcia. Dzięki temu, sam(a) możesz regulować jej natężenie, jeśli to zastosowane automatycznie, nadal uważasz za niewystarczające. I efekty potrafią być naprawdę świetne, więc z lubością po to sięgałem.
Sama jakość zdjęć z automatu jest taka sobie, ale nie najgorsza. Najbardziej można się przyczepić do tego, że wychodzą dość ciemne kadry, co jest winą niezbyt jasnej przysłony f/2.2. Sama 8-megapikselowa matryca potrafi też dłużej ostrzyć, szczególnie w sztucznym oświetleniu lub w pomieszczeniu, do którego wpada obficie światło dzienne i towarzyszą mu włączone żarówki (np. w knajpie). Jest to dość nierówne. I myślę o tym szczególnie dlatego, że jednak spora część roku w Polsce nie należy do najsłoneczniejszych okresów, a to oznacza, że musisz liczyć się ze zdjęciami, na których widać będzie wiele ziarna.
Brakuje boleśnie optycznej stabilizacji obrazu, więc wielokrotnie drobne poruszenie owocowało rozmytą fotką. Nie chcę być złośliwym, ale Lumia 830 takową posiada… Szkoda też, że drastycznie spada rozdzielczość przy kręceniu filmów (maks. 720p – wstyd), do zaledwie 0,9 Mpx…
Nie udało mi się w żadnym razie ustalić, kto jest dostawcą aparatu do tego modelu, ale podsumowując muszę uczciwie przyznać, że chociaż nie reprezentuje on jakiegoś niesamowitego poziomu, to byłbym daleki od negatywnych osądów, chociaż nie da się też ukryć, że najskuteczniejszy aparat w Lumii 650 jest w maksymalnie sprzyjających warunkach. Standard przeciętny, ale bez dramatu.
Wszystkie zdjęcia w pełnej rozdzielczości wykonane Lumią 650
na naszym koncie w serwisie Flickr.
BATERIA I TEMPERATURA W LUMII 650
Jeden dzień na jednym ładowaniu baterii, pod warunkiem że nie szalejesz z Internetem i zdjęciami. Ale czuję niesmak. Pięciocalowy wyświetlacz i ogniwo o pojemności zaledwie 2000mAh w 2016 roku? Ten wspomniany dzień pracy z Lumią 650 to huk, jeśli oczywiście nie korzystasz z większości funkcji.
Szkoda? Tak – i to wielka, bo jednak smartfony od Nokii potrafiły naprawdę nieźle radzić sobie z energią. Tutaj tego nie widać i szkoda, ze Microsoft nie umie tego pociągnąć. Poza tym – pomimo tak małego akumulatora, jego ładowanie potrafi trwać całą wieczność. Nie, to nie jest dla mnie rozwiązanie! :/.
Temperatura? Idealna – nie grzeje się prawie wcale, no chyba, że aktualizuje akurat 35 aplikacji ;). I za to ogromny plus. Tym bardziej, że nie doświadczyłem tego nawet przy dłuższej zabawie Asphaltem 8 Airborne, który też w żadnym razie nie przycinał ani nie zwalniał, co bardzo miło mnie zaskoczyło na tle wszystkich zwalniających niespodzianek, ale znowu wracamy do głównej tezy – źle zoptymalizowanego środowiska.
PODSUMOWANIE
Microsoft Lumią 650 strzelił sobie w stopę. To jest po prostu smartfon całkowicie niedopasowany do kampanii reklamowej, która wokół niego jest rozkręcana. Soft jest źle zoptymalizowany, nawet dedykowane apki się tną, a długie ładowanie wszelkich elementów, w tym tych natywnych, to chleb powszedni w przygodzie z tym produktem. Jego wykonanie przegrywa z pierwszym lepszym Honorem z brzegu, a fotograficznie nie dzieje się prawie nic, poza całkiem udanym trybem HDR.
I niestety, ale recenzując Lumię 650, miałem przed nosem Lumię 830. Smartfona, który pomimo, że nie zrobił na mnie dobrego wrażenia i mocno skrytykowałem go w swojej recenzji, to jednak dzięki świetnej cenie, trafił do mojej kieszeni. Dlatego nawet pomimo tego, że L650 jest nowsza, to L830 jest lepiej wyposażona. Stąd, jeśli miałbyś (lub miałabyś) wybierać jeden z tych smartfonów, to zdecydowanie polecałbym Lumię 830.
Bo pracuje na czterordzeniowym Snapdragonie 400, ale czuć jego przewagę nad Snapem 212 w L650. Obydwa smartfony mają po 1GB pamięci RAM oraz 16GB na pliki, więc jest dość podobnie, ale jakością pracy bez porównania. Co z tego, że Lumia 650 jest smuklejsza, skoro podobnie, jak 830 trzeszczy od plastiku na pleckach. No i jej starsza siostra ma zdecydowanie lepszy aparat z optyczną stabilizacją obrazu (OIS), mocniejszą baterię, płynniej pracuje na Windowsie 10 Mobile i sprawuje się bez większych usterek.
Nie mogę tego samego napisać o Lumii 650. Smartfonie, który początkowo tylko ładnie wygląda, a wewnątrz jest po prostu wydmuszką. Nie ma co ukrywać – model ten pokazuje, jak mocno wyłożył się Microsoft na mobilnych Oknach. Nie mam pojęcia, czy producent ten ma pomysł, jak się wydobyć z tej równi pochyłej, ale produktami takimi, jak Lumia 650 na pewno sukcesu nie osiągnie.
WERDYKT 90SEKUND.PL
-
WZORNICTWO - WYGLĄD - MATERIAŁY
-
HARDWARE
-
WYDAJNOŚĆ
-
APARAT
-
BATERIA
-
CENA/JAKOŚĆ