Ostatnie dane finansowe japońskiej legendy – Sony – wołają o pomstę do nieba. Ta korporacja cieszy się na moim blogu sporym uznaniem. Kiedy myślę Sony, to pierwszymi skojarzeniami, które pojawiają się w mojej głowie są solidność i pewność. Przetestowaliśmy już trochę urządzeń tej firmy. Nie chcę polemizować z tym, że komuś się coś kiedyś od Sony popsuło, a komu innemu stało coś jeszcze innego. W ogólnym rozrachunku jest to jednak w moim odczuciu kapitalne przedsiębiorstwo, które stawia nie tylko na duży komfort pracy na swoich urządzeniach, ale również oferuje świetne wykonanie i przyjazne środowisko obsługi.
Nie jestem naiwny – wiem, że rynek rządzi się swoimi prawami. A te dzisiaj wyglądają tak, że Sony z dekadami doświadczeń, umiejętności i wiedzy, jest w dużych tarapatach. Wyniki finansowe nie pozostawiają złudzeń, że coś w tej machinie nie do końca działa i to w wielu punktach. Osobiście najbardziej żal mi rynku mobilnego. Sony jest poddawane silnej presji właściwie z każdej strony. W Japonii z 10. smartfonów, aż 9 – tak 9 – kupowanych przez mieszkańców wyspy to iPhone’y. Na rodzimym rynku więc klapa.
To może Azja? Tutaj jednak jak grzyby po deszczu mnoży się konkurencja, powstają takie firmy, jak Xiaomi, które wywracają wszystko do góry nogami, a oprócz tego coraz silniejsze są przedsiębiorstwa, które do niedawna były synonimem chińskiej tandety, jak ZTE czy Huawei. Oczywiście dzisiaj już tego o tych korporacjach powiedzieć w ten sposób się nie da, co widać z każdą kolejną generacją ich smartfonów, a to sprawia, że nagle w orbicie naszych zainteresowań pojawiają się ciekawe słuchawki, na które warto rzucić okiem. Niemniej ich siła w regionie odbija się na kondycji Sony.
Nawet Stany Zjednoczone nie są zbyt obiecującym rynkiem, bo japońskiej korporacji właściwie tam nie ma. Trudno jej przebić się do operatorskich ofert, a przecież to jeden z ważniejszych argumentów, aby dotrzeć do społecznej świadomości. Halo – my też mamy świetne tablety i smartfony, sprawdźcie sami!
W tych okolicznościach pojawiają się dzisiaj informacje, że Sony chce inaczej rozłożyć akcenty. Teraz to smartfony klasy premium mają napędzać sprzedaż tego producenta, ponieważ telefony ze średniej i budżetowej półki cenowej nie cieszą się taką popularnością… Coś zupełnie przeciwnego niż w przypadku HTC, który właśnie w tym segmencie odnosił do tej pory największe sukcesy sprzedażowe, chociaż jego dwa ostatnie modele One M7 i One M8, to prawdziwe dzieła sztuki wzorniczej.
Myślę, że firmą którą Sony mógłby zacząć naśladować w obecnej sytuacji jest południowokoreański LG, który po latach w defensywie i bycia w cieniu wielkiego rodaka Samsunga, wreszcie wyściubił nos i z modelem G3 wbił się klinem w dość mocno zabetonowany rynek smartfonowy. Jego ostatnie wyniki finansowe są wręcz oszałamiające, a producent kuje żelazo póki gorące, wypuszczając kolejne warianty swojego głównego telefonu.
Sony ma kapitalną serię Z. Mimo, że co pół roku pokazuje nowy smartfon z tej linii, to są to urządzenia pod każdym względem genialne. Fenomenalnie zaprojektowane, wykonane z wysokiej jakości materiałów, z każdym modelem coraz bardziej poprawiane, zachowują wciąż to samo wzornictwo, któremu nadal nie brakuje świeżości, a miłośnicy detali mogą zachwycać się oszczędną pomysłowością producenta. Do tego bardzo chwalę sobie świetnie pracujący system Android, który w Xperiach – szczególnie tych flagowych (ale nie tylko, czego dowodzi nasza recenzja modelu T3) – sprawuje się wybitnie.
Co mnie też tutaj pociąga, to bardzo nieinwazyjnie wprowadzane, rozsądne zmiany w platformie, tak że cały czas mam wrażenie, jak bym miał do czynienia ze stockowym OS-em. Podobnie rzecz się ma z tabletami Sony. Utrzymane w tej samej stylistyce, co flagowe smartfony, świetnie zaprojektowane, ultrawydajne, a do tego – razem z telefonami – najlepsze z możliwych urządzeń muzycznych. Jeśli i tego Wam mało, to zwróćcie uwagę, że Japończycy postarali się do tego stopnia, że aktualizują do KitKata swoje słabsze sprzęty, przez co doceniony czuje się nie tylko użytkownik prominentnych zetek.
Dlatego martwię się dokąd to pójdzie? Ze swojej strony jednak myślę, że sposób przyczajonego LG udał się najbardziej. Flagowce Sony są wciąż bardzo drogie, a pamiętam doskonale, że kiedy wszedł na polski rynek G2 od Koreańczyków, to kosztował niecałe 2,2 tys. zł, mimo że posiadał hardware słuchawek z przedziału 3 tys. zł. Może i nie ma się takiego zysku, jak zakładany, ale można rozsądnie trafić do ofert operatorów i tym samym w gusta klientów. Ale LG miał jeszcze jednego solidnego asa w rękawie. No dobra – dwa asy.
Obydwa nazywają się Nexus. Tak, zarówno Nexus 4, jak i 5, to dwa kapitalne smartfony, które cieszą się niezwykle dobrą opinią wśród użytkowników. Jeden z moich blogerów posiada Nexusa 4, ja mam piątkę. Kiedy biorę do ręki jego – już dwuletni smartfon – zupełnie nie czuję spadku wydajności. Stworzenie Nexusa przez Sony byłoby dla tej firmy złotym strzałem w dziesiątkę, zwłaszcza że nadchodzący Android L, aż prosi się ze swoim całkowicie odświeżonym wyglądem o urządzenie, które będzie go godnie reprezentować.
Póki co mamy szybkie decyzje japońskiego giganta – Sony w obliczu obecnej sytuacji finansowej ma zredukować zatrudnienie o 1 tys. osób. Wg Engadget oprócz większego nacisku na promocję i sprzedaż flagowców również akcenty mają zostać położone na rynku technologii ubieralnych. Sony i tutaj ma się już czym pochwalić, ale rewolucji ten sprzęt nie wnosi (no chyba, że Project Morpheus?). Dobrze jednak, że jest on w orbicie zainteresowań giganta, w końcu to dziś bardzo perspektywiczna branża. I oby to wszystko się tej firmie opłaciło!