Dziecko w szpitalu i kilka dni technologicznej banicji. Oto co mnie w ostatnich dniach/tygodniach spotkało. Mniej więcej od trzeciej w nocy nadrabiałem dziś różne zaległości, przeglądając co tam w branży u nas i za Oceanem piszczy. Nie ukrywam, że najwięcej mojej uwagi przykuły artykuły na temat nadchodzącego nowego Surface Booka 2 oraz zalew komentujących tu i ówdzie, którzy jak to zwykle nad Wisłą bywa – nie znają się, ale wypowiedzieć się MUSZĄ. No muszą, bo inaczej się uduszą. I już miałem spuścić na to wszystko zasłonę milczenia, ale pomyślałem, że nie, że tak się nie da. Że coś z tym muszę zrobić.
NIE MA, ALE WIE NAJLEPIEJ
Dziewięćdziesiąt dziewięć procent komentujących doniesienia na temat urządzeń z linii Surface, a szczególnie Surface Booka, nie ma tego komputera. I mieć nie będzie, bo odpowiedzialne są za to dwa powody:
- nie ma Surface Booka na polskim rynku, więc trzeba kombinować z aukcjami lub sprowadzaniem, a nie każdy/-a czuje się na siłach płacić około siedmiu tysięcy złotych za podstawowy wariant i bawić w taką ekwilibrystykę,
- po prostu ludzi na ten sprzęt nie stać. I nie jest to z mojej strony żadna złośliwość, bo faktem jest, że został on cholernie drogo wyceniony.
Drażni mnie jednak, że pomimo braku doświadczenia w pracy z Surface Bookiem, ludzie wypisują w komentarzach, że jest do dupy, do niczego i w sumie za drogi, bo Microsoft postanowił sobie zrobić własnego MacBooka, który swoją drogą też wg tych samych osób jest do czterech liter…
Nie znoszę takiego pyskowania. Darcia mordy na akordy. Bo nawet naoglądanie się recenzji (które są w większości bardzo pozytywne w kontekście ostatnich sprzętów Surface) nie jest tak miarodajne, jak realny i faktyczny feeling wypływający z codziennego obcowania z danym sprzętem. Ale problem niestety jest głębszy. Ludzie – zrozumcie – Surface Book jest dedykowany branży kreatywnej, skupionej wokół prac o charakterze kreślarskim, architektonicznym, dizajnerskim, muzycznym. I Microsoft tak Booka też prezentuje. Wykonał ten sprzęt pod kątem wzorniczym fenomenalnie! Tak, ten komputer nie jest dla Ciebie, więc nie uszczęśliwiaj innych własnymi, kretyńskimi wywodami na ten temat.
KRYTYKUJE PRACĘ INNYCH
Kobieta pracująca żadnej pracy się nie boi – żeby zacytować panią Irenę Kwiatkowską z Czterdziestolatka. Ale dzisiaj już by taka wygadana nie była… Bo Polak-znafca wie lepiej, do jakiej pracy można używać Surface Pro 4 oraz Surface Booków i czy to, co wykonujesz można w ogóle nazwać pracą. Wg tych filozofów życia, są to komputery gówno warte, bo drogie, dizajnerskie, jakieś hybrydy, czy cholera wie co. A po co to komu? A żeby tylko szpanować lub dostać plus sto punktów do lansu, zajebistości, wyjątkowości etc…
Strasznie mnie to denerwuje, że jak jesteś np. blogerem to nie pracujesz. No, bo co to za praca? Siedzisz na dupie i piszesz te swoje dyrdymały, nie? Więc maszyna do pisania z podłączeniem do Internetu powinna Ci wystarczyć. A jak kupiłem maszynę do pisania za siedem tysięcy, to jestem oszołomem, bo pracować się na tym nie da, więc po co mi to Jabłko-podobne dziadostwo?
Kurczę, nie rozumiem tego. Na prawdę nie rozumiem tego całego bełkotu obrażonych na cały świat Januszów technologii, którzy wg własnych kryteriów oceniają pracę i potrzeby innych ludzi. Dla mnie też Surface Book, jak i Surface Pro 4 w najmocniejszym wariancie, warte po kilkanaście tysięcy złotych to spora przesada, ale można wybrać dużo tańsze opcje. A jeśli Surface do Twoich potrzeb nie przystaje, to sięgnij po komputer innej firmy! No w czym problem do cholery?
JEST Z GÓRY NA „NIE”
Piękny komputer nie może być użytkowy. Wyczepiana klawiatura lub wyświetlacz stający się nagle samorodnym tabletem również. Bo kto, by się w to bawił? Najdziwniejsi są dla mnie posiadacze Surface Booka, którzy nie widzą sensu odłączania bazy od ekranu. Pamiętaj jednak, że to rozwiązanie jest również praktyczne, kiedy zestawisz takiego Surface Booka z dowolną Yogą. Bo okazuje się, że po obróceniu wyświetlacza o 360 st. nie naciskasz w Booku przypadkowo klawiszy klawiatury, co mnie osobiście zawsze denerwuje – że ten chwyt od spodu nie jest oczywisty, że mogę wyrwać jakiś przycisk, że haczy mi się to o spodnie, kiedy pracuję na kolanach.
Surface Book nie jest może idealnym sprzętem. Sam w recenzji znalazłem wiele niedociągnięć i wiem o tym, że przecież nie da się zrobić sprzętu takiego, który by każdemu i każdej dogodził – ale nie można kierować się logiką bycia na nie, bo się z czegoś nie korzysta. Prosta recepta? Sprzedaj i miej problem z głowy. Nikt Cię nie zmusza do wyczepiania, przyczepiania, obracania etc.
Myślę, że w tym przypadku przeciwko konsumentowi działa idea wolnego rynku i handlu. Kiedyś, kiedy za PRL-u nie było zupełnie niczego, doceniało się nawet to, co było skrajnie beznadziejne. Bo jednak było i dawało jakiś rodzaj bramy na świat. Teraz wszystkiego jest pod dostatkiem i nagle okazuje się, że dedykowany konkretnym aktywnościom sprzęt może być własnością niemal dowolnej osoby, która stwierdza – dziadostwo i nie potrzebne, bo coś tam. Tak, tak… można uprawiać taką filozofię, ale nie jest to ani dziadostwem ani tym bardziej rzecz zbędna. Na prawdę – nie używasz, nie przekonało Cię – sprzedaj, oddaj, pozbądź się i przesiądź na rozwiązania satysfakcjonujące.
I chcę żeby było jasne – nie odmawiam nikomu prawa do narzekania, ale niech to ma ręce i nogi. Niech argumenty będą merytoryczne i wyczerpujące, a nie wzięte z choinki. Niech to będzie też krytyka wnosząca coś sensownego do dyskursu, a nie tylko nabija kliki i podnosi cyfrową pianę toczoną z ust jednego przeciw drugiemu.
Dla mnie urządzenia z linii Surface nie są idealne, ale mam do nich takie podejście, że to Nexusy od Microsoftu. Twórca Okien pokazuje, jak jego flagowy soft może lub wręcz powinien – chodzić na konkretnym sprzęcie. Do tego przygotował wiele świetnych narzędzi, forsuje pewną wizję pracy odpowiadając na zapotrzebowania konkretnych branż. Myślę, że to naturalna droga profesjonalizacji wielu dziedzin naszego życia. I nie jest to wydmuszka tworzona na potrzeby wyimaginowanych potrzeb, ale realna współpraca w kooperatywie z klientem, który ma oczekiwania i potrafi znaleźć rozwiązania, które je zrealizują.
Surface’y robią to wyśmienicie. Za długo na nich pracuję, aby przytakiwać bezmyślnej krytyce wyjętej – dosłownie – z kapelusza. Niestety to takie polskie… If you know what I mean…