Trenowanie na siłowni, na bieżni czy w terenie to jedna rzecz. Kondycja i wytrzymałość sama się nie zrobi. Trzeba bowiem dołożyć tutaj jeszcze dietę, albo przynajmniej zdrowe odżywianie. I wiesz co? To dla mnie najtrudniejszy element.
Co tu dużo mówić. Uwielbiam jeść. Kocham! I w zasadzie, kto tego nie lubi? Na pewno w tym wpisie nie przeczytasz o tym, jak wymądrzam się co należy spożywać, a czego nie. Przyczyna jest prosta. Nigdy nie stosowałem żadnych diet, a nawet gdybym próbował, to wiem, że zwyczajnie nie dam rady. Po pierwsze jest to czasochłonne. Po drugie mimo wszystko drogie. Po trzecie – nie chce mi się tego wszystkiego szykować, pilnować porcji, godzin, minut itp.
Zdaję sobie sprawę z mojej niewiedzy oraz niechęci. Jestem prawdziwym Polakiem :D. Lubię schabowego z ziemniakami (u nas mówią na to pyry :P) i surówką. Zdarza mi się zjeść coś, co nazywa się ładnie: fast food. Rzadko, ale jednak. W zasadzie nie przywiązuję wielkiej wagi do tego co jem, ale jestem wyczulony na śmieciowe jedzenie. Przed każdymi zawodami (minimum dwa tygodnie wcześniej) staram się schodzić na dobrą drogę i pilnować kilku rzeczy.
- Żadnych eksperymentów. Ta zasada jest najbardziej aktualna szczególnie tuż przed samymi startami – wtedy absolutnie nie ma mowy o żadnych potrawach, które mogłyby dać o sobie znać w trakcie biegu. Mimo wszystko staram się nie zajadać np. śledziami – nawet, gdy do startu pozostało kilka dni. Stawiam na sprawdzone rzeczy.
- Węglowodany! Makaron, ryż, kasza. I teraz powinienem uściślić. Jak makaron, to czterojajeczny; jak kasza, to gryczana. Przyznaję, że aż takich szczegółów się nie trzymam. Na mnie działa już sama myśl o tym, że na talerzu jest któryś z tych produktów. Może to i błąd, może jest w tym też efekt placebo, ale wyobrażam sobie, jak z każdym kęsem mój organizm ma więcej energii. Tak – umiem się motywować ;).
- Ograniczenie cukrów. W moim przypadku akurat jest to dość istotne. Lubię słodką herbatę. Do kawy też sypnę z pół łyżeczki. Uwielbiam słodycze! Do kawy coś słodkiego? Nie odmówię. Drożdżówka do porannego wpisu na 90sekund? Bardzo chętnie. Niestety takie dojadanie słodyczy nie jest dobre. Przynajmniej dla mnie. Ponad miesiąc temu postanowiłem odciąć dostawy cukru i praktycznie z dnia na dzień przestałem słodzić wspomnianą kawę czy herbatę. I choć nie słodziłem nigdy dużo, to cholera nie jest to takie proste. Kawę to pół biedy. Gorzej z herbatą. A co z innymi słodyczami?
Również odstawiłem i zastąpiłem je marchewkami. Da się wytrzymać. Jest co chrupać przy komputerze. A propos chrupania. Chipsów w ogóle nie jadam, więc z tym problemów nie mam, ale lubię coś przekąsić w trakcie pracy i marchewki nadają się do tego idealnie. Co ważne, czuję się znacznie lepiej, a to ma przełożenie na treningach. Nie pobijam rekordów, ale biegnie mi się po prostu lepiej. Czy to znów efekt placebo? Nie wiem – działa i to jest najważniejsze!
- Nawadnianie. Przede wszystkim ostatecznie odstawiłem słodkie napoje – gł. te gazowane. Mam słabość do Coca-Coli i mam czasami napady, że potrafię codziennie przez na przykład 3-4 dni wypić puszkę tego napoju. Potem mam spokój przez 2-3 tygodnie i znów. I choć brzmi to jak pewnego rodzaju cocaholizm, to odstawiłem ten napój definitywnie. Przynajmniej na czas przygotowań do maratonu. ;) Poza tym dużo wody, szczególnie bogatej w magnez.
Wiem, że nie są to żadne ambitne plany żywnościowe. Zawodowcy lub średnio zaawansowani biegacze pewnie podśmiewają się teraz pod nosem. Trudno. Dla mnie to i tak sporo wyrzeczeń i cieszę się, że mogę trzymać się chociaż tych założeń. Jaki przyniesie to skutek, zobaczymy 9 października. Przed półmaratonami co prawda również starałem się zwracać uwagę to co jem, ale nie wyglądało to tak jak teraz.
Po co to wszystko piszę? Chociażby dlatego, że wszędzie można przeczytać o tym, jak to trzeba zdrowo się odżywiać. Że należy zwracać uwagę na to, jakie składniki i w jakiej ilości się spożywa oraz co w sobie mają poszczególne produkty. Nie mówię, że to źle. Po prostu nie każdy ma tyle silnej woli i chęci (w jednym i drugim przypadku podpisuje się), żeby trzymać się (często rygorystycznych) założeń żywieniowych. Będę zadowolony, gdy uda mi się wytrwać w choć kilku założeniach dłużej niż tylko na czas maratonu. Przy okazji sprawdzę, czy pomoże mi to w szybszym osiągnięciu mety.
Zdjęcie tytułowe i obrazujące bieg górski pochodzą z darmowego serwisu stockowego Librestock.com.