Fani systemu Android mają od wczoraj swoje małe święto, chociaż lekko bez prezentów… Nie ukrywam, że i ja do takich osób należę, aczkolwiek ten brak ognia tłumaczę jedną rzeczą: w tym roku, znów korki od szampana strzeliły duuużo wcześniej. I widzę to też w innych, nie tylko polskich, serwisach internetowych, które umiarkowanie ekscytują się Androidem 7.0 Nougat. Oczywiście to nie zarzut, ale efekt konsekwentnej strategii Google. Nougat zatem jest, ale hucznych fajerwerków wokół niego, jakby brak…
Po pierwsze dlatego, że Google od Lollipopa odkrywa karty przed czasem. Wersje beta są dostępne dla prawdziwych zapaleńców, wiadomo też wtedy, jakie sztandarowe nowości się pojawią. Podobnie było z Marshmallowem, identycznie jest teraz, a to oznacza, że wszystko, co można już było o nowym Androidzie napisać, to napisane już zostało.
Po drugie konsekwencja, czyli strategia wypuszczania pierwszych szczot systemu, która jest dla mnie ciekawsza, bo o ile przy Lollipopie było jeszcze sporo bugów i błędów we wczesnych wariantach developerskiego Androida, tak już Marshmallow regularnie wykluczał je coraz doskonalszymi wersjami oprogramowania.
Po trzecie perfekcjonizm. Oto z Nougat jestem od samego początku, od pierwszej developerskiej edycji i muszę uczciwie napisać – nie miałem jeszcze u siebie tak dopracowanego Androida, a będącego zarazem w tak wczesnej fazie. Najprościej porównać mi to do dziecka. Wyobraź sobie, że niemowlak, który właśnie przyszedł na świat sam nie tylko siedzi, je, załatwia się i potrafi wziąć prysznic, ale umie też czytać i pisać oraz umawia się właśnie na podcięcie grzywki do fryzjera ;). Nougat – poza drobnymi niedociągnięciami – już w pierwszym rzucie okazał się na tyle stabilny, że najpierw trwałem z nim na Moto Nexusie 6 (recenzja), a później towarzyszył mi na Nexusie 6P od Huawei (recenzja). W konsekwencji się do niego bardzo już przyzwyczaiłem.
Po czwarte – ciśnienie siadło, bo… nie ma marchewki, czyli nowych Nexusów. A wiadomo, że będą znowu dwa, i że zrobi(ł) je HTC. Bo nawet jeśli Lollipop i Marshmallow byli wcześniej w developerkach i betach, tak już debiutowały ze smartfonami, które na nowo rozkręcały dyskusje o tym, jak nowe systemowe ficzery realizują się w najświeższym hardware. Teraz wciąż lideruje Nexus 6P od Huawei, a modeli od HTC brak. Oznacza to, że warto się zastanowić nad tym, czy rzeczywiście lokować oszczędności w nadchodzących Nexusach?
Wychodzi na to, że szczerze podzieliłem się swoimi odczuciami, w których brak emocjonalnych ochów i achów, chociaż Nougat to absolutnie rewelacyjny system! Pokochałem nowe podejście do menu powiadomień, pracę z dwoma oknami, która wybitnie sprawdzała się na 6-calowym Nexusie 6, do tego szybkość i płynność działania, a także nowe Ustawienia, które są po prostu świetnie napisane i już nie mogę się doczekać, aż wpadnie w moje dłonie jakiś duży tablet, bo tam potencjał wielu nowości będzie znacznie ciekawszy w codziennej realizacji.
Miało być z hukiem, wyszło z – dosłownie – lekkim przytupem. Ale jestem zadowolony – czuję się dziś, jak jakiś weteran. News o Nougatcie w ogóle mnie nie zelektryzował. Zwykle w takich sytuacjach, nawet nie czekałbym na OTA, tylko orał Nexusa i ręcznie instalował najświeższy OS. Dziś mam za sobą pierwszy dzień i pierwszy finalny system Android, dla którego tego nie zrobię, bo poczekam grzecznie na powiadomienie systemowe, że siódemka już się pobrała i mogę instalować… Jej ostatni, jeszcze występujący w wersji beta wariant jest tak dobry, że nie czuję żadnego przymusu, aby na gwałt zmieniać oprogramowanie główne.
I to jest największa niespodzianka – dla mnie samego, bo powód, dla którego zawsze wybierałem Nexusy stał się odrobinę… mniej ważny…