To, że bardzo lubię biegać powinniście już wiedzieć. To, że lubię podczas treningu słuchać muzyki również. Problem jest jednak w moim przypadku dość prozaiczny, ale i też bardzo istotny. Nie mogę znaleźć dla siebie odpowiednich słuchawek. Od zawsze miałem z nimi problem. Miałem już wiele par i żadna w 100 procentach mi nie odpowiadałą. Albo mi wypadają z uszu – szczególnie douszne – albo grają kiepsko, pomimo że są względnie wygodne. Ciężko mi dogodzić – wiem. Może Xiaomi ma rozwiązanie?
Konkretnie Xiaomi Mi Sports. Ciekawy i interesujący wygląd, wydaje się również ergonomiczny i wygodny. Choć patrząc już na końcówki mam wrażenie, że znów nie do końca mogłyby mi one odpowiadać. Słuchawki są bezprzewodowe, a więc mają własne zasilanie – baterię 110 mAh – a także moduł Bluetooth 4.1. Są bardzo lekkie – 17.8 gramów oraz przeżyją kontakt z wodą. W pewnym sensie, bowiem nie są woodoodporne, a odporne na jednorazowe strumienie wody, czy zachlapania – norma IPX4. Jako całość prezentuje się nieźle, a biorąc pod uwagę cenę 149 juanów, co daje w przeliczeniu na naszą walutę około 86 złotych, jest dość kompromisowo. W Polsce – o ile pojawią się w sprzedaży, póki co dostępność ograniczona jest na Chiny – cena ta będzie wyższa, ale to i tak myślę atrakcyjna propozycja dla aktywnych.
Oczywiście ja mam pewne „ale”. W zasadzie dwa. Jak sprawować się będzie bezprzewodowy przesył danych? Mam nadzieję, że nie doświadczyłbym nieprzyjemnego przerywania, w momencie, gdy na przykład obracałbym głowę. Niestety takie doświadczenia już miałem i przyznaję otwarcie – zdecydowanie wolę kabel. Niby się plącze, przeszkadza, ale przynajmniej jest pewność, że dźwięk dociera do moich uszu bez problemu.
Drugie „ale” to… jakość dźwięku. Tej niestety przewidzieć się nie da i samemu trzeba sprawdzić na własnej skórze…, a właściwie uszach, czy proponowana jakość będzie wystarczająca, jak na warunki typowo sportowe. I o ile jeszcze na funkcję „bez kabla” mógłbym się zgodzić, to przy kiepskiej jakości dźwięku takie słuchawki nie mają u mnie racji bytu. No, ale zobaczymy!
Źródło, foto: gsmarena