Uczciwie poprosiłem Krzysztofa Bojarczuka i Przemka Krawczyka, aby opisali nowości systemu Microsoft Windows 10 na moim blogu technologicznym 90sekund.pl, bo ja nie umiem sobie z nimi poradzić. Niby fajnie, niby super, niby jeszcze jakoś tam… Ale poza Cortaną, to nie czuję nawet drgnięcia. Nic. Null. Zero. Czy Microsoft się skończył? Nie! Dopiero na dobre zaczyna. Czy chcę iść tą drogą? Tylko póki co pod rękę z Windowsem Phone. Tak, głupio to brzmi – wiem o tym.
Ale nawet nie jestem pewien, czy od razu zainstaluję 10. Może poczekam, a może nie? Dużo zależy od tego, czy w końcu kupię smartfona z Windowsem Phone 8.1 na pokładzie. Jednak jeden system na każdym urządzeniu, to dużo obiecująca perspektywa. Jakie z tego zalety cały technologiczny świat już opisał. Jednak ja pomimo szczerej sympatii do Microsoftu dzisiaj muszę się przymuszać, jeśli cokolwiek mam zrobić na komputerze z Windowsem.
Inaczej jest ze smartfonowymi okienkami, które zaczęły do mnie mówić moim językiem. Nie mam wielkiego entuzjazmu z tego powodu, ale dokładnie pamiętam, kiedy pisałem o pierwszej Lumii Nadziei, czyli modelu 925. Od tej premiery czułem, że wiele się zmieni. Dużo wody upłynęło w Wiśle od tego czasu, mamy za sobą kilka katastrof i rozpędzonego Xiaomi oraz łapiącego zadyszkę Samsunga, ale mimo wszystko WP8 zaczyna wreszcie etap sensownej transformacji.
Wszyscy narzekają, że na wczorajszej prezentacji za mało powiedziano o WP10. Że właściwie nic nie powiedziano, a to co pokazano, to nawet nie jest na zachętę. Ponoć wszystko ma się w tym roku objawić całemu światu. Jestem ZA, i przyznam, że nie oczekuję fajerwerków po następnej odsłonie mobilnych okienek. Dlaczego? Bo to, co mam teraz już idzie we właściwym kierunku. Bo nie umiem sobie sam odpowiedzieć na pytanie, co jeszcze musiałby dla mnie Microsoft w tym systemie zrobić. Bo nie trzeba mnie już do niego namawiać. Bo wystarczy mi droga małych kroków, polegająca na dopracowywaniu menu centrum powiadomień, szlifowanie interfejsu, Cortana, lepsza komunikacja z usługami konkurencji, co już się dzieje.
OK – też jestem za bardziej przejrzystą listą kategorii, chociażby w Ustawieniach. Ale czy na pewno jest mi potrzebny siatkowy układ ikon z aplikacjami w Menu? Lubię to rolowanie. Znacznie bardziej niż w Androidzie od np. HTC. Polubiłem też czerń, która ciągle gdzieś w tej oszczędnej estetyce Windowsa Phone 8.1 się pojawia. Mam już za sobą wiele urządzeń w z ta platformą, więc wyrobiłem sobie nawyki układania i zarządzania kafelkami, a ich interaktywny charakter bardzo przypada mi do gustu.
Tak, chcę smartfona z WP8.1, jako swój drugi telefon, i kiedy widzę flagową Lumię 930 na popularnym serwisie aukcyjnym w cenie zaczynającej się od 1200 zł, to poważnie zastanawiam się nad małym kredycikiem ;) OK – cele zakupowe na ten rok mam już wyznaczone, więc nie jest to takie proste, nawet przy tak niewielkiej kwocie, aczkolwiek to, co obiecuje ten smartfon jest warte dużo, dużo więcej.
Wczorajsza konfa Microsoftu jednym zdaniem? Jeden wielki zieeeew! Naprawdę zero emocji. HoloLens? Nie widzę potencjału wśród zwykłych użytkowników. Może dla graczy tak, ale np. w korporacjach? Wejdźcie sobie do dowolnego biura i spróbujcie wyobrazić, że przy tych małych biurkach ludzie machają przez 8h rękoma przed nosem. Zdecydowanie wolę fitnes na siłowni, a do obsługi komputera myszkę ;)
Szokujące jest, jak dla mnie to, że ja dziś (prawie) zupełnie nie potrzebuję Windowsa 10. Na blogu 90sekund.pl napisałem dość ostrą krytykę po pierwszej odsłonie informacji na temat tego systemu i dzisiaj wiem jedno – świat technologii naprawdę jest inny. I naprawdę redefiniuje się sposób wytwarzania, korzystania i przetwarzania informacji.
Również dzisiaj – pożyczyłem swojemu blogerowi swojego Samsunga Gear Live (jego recenzja na 90sek. już niebawem), bo przyjechała do mnie do testów Lumia 830, więc smartwatch z zielonym robotem jest mi zbędny. I wiecie co? Nagle dotarło do mnie, że nie potrafię bez niego funkcjonować. Mam właściwie sporo pstryczków pod jego adresem, ale tak naturalnie nauczyłem się ustawiać alarmy, wprowadzać notatki, wysyłać wiadomości SMS, sprawdzać tętno i ilość przemierzonych kroków wyłącznie głosowo, że teraz robiąc przelew, kiedy przychodzi wiadomość z kodem, to szukam telefonu po całym domu i nerwowo zerkam na nadgarstek, kiedy dociera do mnie, że muszę jednak ruszyć swoje cztery litery z wygodnej kanapy, bo jednak go na ręce nie mam.
Tak – mimo, że nie jestem ekspertem, brakuje mi wiedzy programistycznej, aby lepiej rozumieć i znać się na kwestiach technicznych Chrome OS, to jestem znacznie większym entuzjastą tego rozwiązania. Wciąż mi tu czegoś brakuje. Nie raz zdarza się, że idę ze sobą na wiele kompromisów. Ale system ten cieszy mnie z uwagi na swoją responsywność, przejrzystość, prostotę i fakt że jest całkowicie dedykowany rozwiązaniom sieciowym, przed którymi – choćbyśmy nie wiem jak pomstowali – nie uciekniemy. Wie to już Microsoft i on również w tym kierunku idzie. Ale Google robi to inaczej. Nie wiem, czy lepiej. Inaczej – tyle i aż tyle.
OK – kończę ten maraton, bo mój Chromebook męczy już 10. godzinę (co za zbieg okoliczności) pracy. Ale jutro znowu z przyjemnością po niego sięgnę, chociaż teraz moje palce wylądują na iPadzie 2 ;). W każdym razie podsumowując – usiądźcie proszę i przejrzyjcie Wasze komputerowo-technologiczne życie. Jeśli nie jesteście graczami, ani profesjonalistami (mam na myśli np. grafików), to czy rzeczywiście ta rozpędzona maszyna parowa zwana Windowsem jest Wam potrzebna?
PS.
Napiszę przewrotnie – mi tak ;) Słowo honoru!