Wśród natłoku głośnych zapowiedzi ostatnich dni bardzo łatwo było przeoczyć zdradzający niewiele, króciutki teaser do drugiego sezonu True Detective, jednak dla osób, które miały okazję zapoznać się z dotychczas opublikowanymi odcinkami tego kryminalnego dramatu od HBO jest to z całą pewnością bardzo przyjemna wiadomość. Mówiąc o pierwszym sezonie trzeba przyznać, że jego premiera też nie była specjalnie efektowna i pewnie dlatego do dzisiaj swoją popularność zawdzięcza on głównie promocji wykonanej przez samych widzów (zdobyte przez serial nagrody Emmy i nominacje do złotych Globów też na pewno pomogły). Ja przyznam, że natknąłem się na tą produkcję przez przypadek, jednak już od pierwszego momentu (czyli świetnego intra) serial zrobił na mnie niesamowite wrażenie.
Co mnie najbardziej przekonało do True Detective? Przede wszystkim szacunek twórców wobec widza. Jest to głęboka i świetnie napisana historia kryminalna, w której, mimo że widzimy często najbardziej mroczne fragmenty ludzkiej natury autorzy nie stawiają na szokowanie makabrą. Jest to też historia współpracy dwóch doświadczonych policjantów, jednak w scenariuszu brak tanich stereotypów. Rust i Martin (główni bohaterowie pierwszego sezonu) są pokazani z zadziwiającą wręcz głębią i, mimo że niewątpliwie wzbudzają sympatię, to doskonale wiemy, iż nie są to ludzie pozbawieni wad. To, że w scenariuszu brak jest uproszczeń i chodzenia na skróty, to na pewno wielka zaleta, jednak równie ważny jest klimat serialu, który wbudził u mnie skojarzenia, choćby z “Z Zimną Krwią” Trumana Capote. Raczej zaniedbywane przez kino równiny centralnego USA, czyli tzw. miękkie podbrzusze Stanów Zjednoczonych zostały tu przedstawione w ciekawy i kompletny sposób razem z całą mozaiką przyrody i kultury mieszkańców.
Charakter serialu sprawia, że nowy sezon koncentrował się będzie na zupełnie nowych bohaterach i fabule oraz zapewne na nowym miejscu akcji, jednak widać już, że niektóre cechy tytułu pozostaną bez zmian. To co po raz kolejny rzuca się w oczy, to muzyka. Doskonały soundtrack z pierwszego sezonu doczeka się myślę godnego następcy (co zresztą słychać w zapowiedzi). Ciekaw też jestem bardzo jak spisze się tutaj Colin Farrell, który szczerze mówiąc na pewno nie zalicza się do moich ulubionych aktorów (chociaż jestem gotów dać mu kolejną szanse). Biorąc pod uwagę, że towarzyszyć mu będą, między innymi Vince Vaughn i Rachel McAdams, to można chyba być dobrej myśli. Znając jakość produkcji HBO jestem zresztą przekonany, że doskonałe zdjęcia oraz zaangażowany scenariusz również nie będą odbiegać od poziomu z zeszłego roku i pozostaje mi tylko z niecierpliwością czekać na czerwcową premierę. Mam nadzieję, że znajdę do tego czasu chwilę na powrót po raz kolejny do pierwszego sezonu :)