SŁOWEM WSTĘPU
W tym roku do nowych smartfonów Sony nosa miał Krzysztof Bojarczuk z naszego bloga. Otwarcie zauważył, że Xperie z serii X nie mają wywracać świata do góry nogami, tylko przygotować na inne – zapewne planowane, ale dziś nieznane jeszcze – smartfonowe rozdania. Krzysztof domagał się w swoich tekstach sprzed pół roku, kiedy modele X debiutowały na targach MWC 2016, aby Sony odważniej stawiał na innowacje i nie bał się zerwania z linią Z. Moim zdaniem doskonale wyczuł pismo nosem, bo im dłużej leży w mojej dłoni Xperia X (F5121), przekonuję się, że faktycznie – jest to droga przejściowa, chociaż bardzo, ale to bardzo udana.
Nie wiem, co czeka mnie dalej. Recenzuję bowiem Xperię X, a są jeszcze mocniejsza X Performance i najbliżej średniej półki model XA. Niemniej po bohaterce tego wpisu (F5121) nie spodziewałem się tak dobrego wrażenia!
WZORNICTWO I WYKONANIE XPERII X
Wzorniczo jest genialnie. Jak zawsze u Sony. Z tą różnicą, że testowana przeze mnie Xperia X wykonana jest z dużą dbałością o sylwetkę. Smartfon jest zatem bardzo slim. Dość cienki i nie za szeroki (wymiary to: 143x69x7,7mm), z ekranem o przekątnej 5 cali, zatem idealnie obsługuje się go jedną dłonią, a cała bryła jest pozbawiona agresywnych kantów. Dzięki sumie tych zabiegów, znacznie lepiej trzyma się ręki i nie atakuje nieporęcznością. Świetny krok!
Druga rzecz to zastosowanie bardzo fajnego kolorystycznie tworzywa – zarówno na froncie, pod szkłem, jak i na pleckach. Na odwrocie jest bowiem matowy metal, nieznacznie tylko łapiący zanieczyszczenia w postaci odcisków palców, który świetnie połyka światło, a dzięki temu kolorystyka urządzenia nabiera różnych odmian pigmentu głównej barwy. Testowany przeze mnie model to wariant czarny, ale musiałem sprawdzić tę informację na stronie producenta, bo nie byłem pewien, czy oby na pewno. Nie jest więc to czerń smołowata, ale bliższa odcieniom grafitu.
Na pleckach grawerowany napis Xperia, a na prawym boku włącznik, który jest zarazem czytnikiem linii papilarnych – genialnym zresztą czytnikiem. Pod nim regulacja głośności i bardzo dobry spust migawki aparatu, który pracuje bardzo miękko i wyczuwalnie w dwóch stopniach, przez co świetnie robi się z nim zdjęcia. Sony nie zdecydował się na port USB typu C, zatem na spodzie jest klasyczne złącze w wersji 2.0.
Front ekranu to niemal niezauważalnie wychodzące ponad ramkę szkło ekranu, które niestety, ale łapie liczne zarysowania. Dla wprawnego oka przy węższych krawędziach objawią się dwa – również niemal niewidoczne – spady. Dioda powiadomień znalazła się w rowku na głośnik z jego prawej strony. Zbierają się tam pyłki kurzu – analogicznie zresztą w głośniku pod ekranem – ale daje się to bez problemu wyczyścić.
Reasumując – pomimo, że bryła jest wciąż prostokątna, to jednak bardzo w wielu miejscach zmiękczona, obła, fantastycznie dopasowana do dłoni. Jak dla mnie – jedno z najlepiej wykonanych urządzeń na rynku (gdyby tylko nie te ryski na szkle…). Bez nonszalancji, z właściwym Xperiom oszczędnym wzornictwem, które komunikuje pewien poziom, który cholernie ciężko podrobić. Brawo!
EKRAN W SONY XPERII X
Na 5-calowy panel o rozdzielczości Full HD 1980x1080px składa się w Xperii X jeden z najfajniejszych wyświetlaczy na rynku, czyli Triluminos dla urządzeń przenośnych, w którym zaimplementowano dwie istotne z Twojego punktu widzenia technologie: Live Colour LED i Live Colour Creation. Pierwsza odpowiada za głębsze kolory, bowiem rozszerza paletę prezentowanych barw, a druga analizuje każdą osobno, aby nie prezentowały się zbyt intensywnie. I sądzę, że to się Sony bardzo udaje, gdyż już kilkukrotnie wspominałem, że ostatnie Xperie świetnie świecą i blisko im do AMOLED-ów Samsunga, ale mimo wszystko nie przekraczają granicy przekolorowania i cukierkowatości, zatem wypada to naprawdę świetnie!
Podoba mi się też konstrukcja mobilnych wyświetlaczy Sony, w których stosowany jest filtr kontrastu, umieszczany bezpośrednio pod ekranem LCD, ale przed podświetleniem matrycy. Dzięki temu czernie są wyrazistsze i – co zaczynam od jakiegoś czasu doceniać – lepiej podkreślają ciemniejsze pigmenty poszczególnych kolorów, a to przekłada się na mocno nasyconą kolorystykę. Gdybym miał szukać najbliższych skojarzeń, to jest to coś w rodzaju obrazu wyświetlanego w trybie HDR. Jasność jest więc odpowiednio kompensowana, czernie wyciągnięte, a barwy adekwatnie doprawione. I wszystko – jak wspomniałem w akapicie wcześniej – bez przesady, na zachwycającym oko, tolerowanym i akceptowalnym poziomie – bez lukru i słodyczy.
Inna sprawa, że dodatkowo obraz wspomagany jest przez technologię X-Reality, czyli kolejny autorski standard Sony, który opiekuje się wyświetlaczem w trzech aspektach. Po pierwsze redukuje szum zarejestrowany w dynamicznych materiałach lub obrazach uchwyconych w gorszym oświetleniu, przez co realnie wpływa na ich jakość. Po drugie X-Reality for mobile potrafi na podstawie analizy każdego piksela dorysowywać te, których w danym obrazie brakuje, dzięki czemu niezbyt dobre jakościowo materiały wyglądają bardziej kompletnie. Po trzecie – w końcu – poprawia odwzorowywanie konturów i podkręcona ostrość obrazu. Jeśli uznasz, że nie chcesz z tego korzystać – możesz X-Reality wyłączyć w ustawieniach wyświetlacza.
W każdym razie jest faktycznie świetnie. Ten balans pomiędzy solidnym LCD a AMOLED-em pozwala wyłapać niuanse szczególnie przy pracy z aparatem. Jak dla mnie – piątka z plusem! Tym bardziej, że – w Sony Xperii X zastosowano jeden z najjaśniejszych paneli na rynku. Wyświetlacz świeci tak mocno, że nawet w bardzo ostrym słońcu daje się obsługiwać na dobrym poziomie. Konkurencja nie ma szans pod tym kątem. Po prostu rewelka!
Muszę jednak być fair w stosunku do innych producentów. Xperia X kosztuje tyle, że oczekiwałbym od niej zaimplementowania ekranu z wyższą rozdzielczością. I nie tylko o cenę tutaj chodzi. Skoro w zasobach Sony Privilege Plus (o nich szczegółowo nieco niżej) dostępne są materiały dla gogli wirtualnej rzeczywistości, to niestety, ale FHD nie zdaje egzaminu.
Po prostu widać ziarno, a to, co widzisz nie wbija w fotel. Jak dla mnie – zbyt istotny niuans, którego nie tłumaczy fakt, że Sony ma w ofercie Play Station VR. U siebie mam Cardboarada 2 od Google i karton za kilkadziesiąt złotych też świetnie potrafi się spisywać przy zabawie z VR-em, zatem przykro mi Sony, ale za to daję minus.
WYDAJNOŚĆ SONY XPERII X
Sądzę, że wiele osób zostanie teraz zaskoczonych, bo wiele podkreśla się, że zastosowano w smartfonie za 2,5tys. zł – Snapdragona 650, czyli wcale nie flagowy układ, którym jest przecież w tym roku Snap 820 i ten też napędza Xperię X Performance. Ale dzisiaj – w połowie czerwca 2016 roku – kiedy piszę tę recenzję, mogę Cię zapewnić, że układ obliczeniowy umieszczony w klasycznej Xperii X pracuje genialnie!
Zresztą o Snapdragonie 650 trzeba napisać więcej, abyś nie miał(a) poczucia, że to gorszy układ, na poziomie pierwszego z brzegu HiSilicona czy MediaTeka. Amerykanie z tym chipem oddają w ręce producentów smartfonów bardzo potężny mięsień sercowo-scalony. Pracuje on na sześciu rdzeniach, w tym dwóch z zegarami 1.8GHz ARM Cortex A72 oraz czterema 1.2GHz Cortex A53. Snapdragon 650 obsługuje nagrywanie filmów w 4k, wyświetlacze 2k, szybkie LTE w standardzie X8, ma zintegrowany ze sobą Bluetooth 4.1 oraz układ WiFi 802.11ac, dysponuje grafiką Adreno 510, dzięki której pograsz na wysokich ustawieniach szczegółowej rozdzielczości gier, bowiem hardware-owo wspiera teselację i cienie.
Ze Snapem 650 wykonasz także superszybkie zdjęcia aparatami do 21 Mpx dzięki wsparciu Dual ISP – czyli procesorowi sygnałowemu, przetwarzającemu dane analogowe i zmieniającego je na cyfrowe (w tym przypadku światło), toteż wspomaga kamerkę w przy lepszym doświetlaniu kadrów wykonywanych w złych warunkach oświetleniowych (ale UWAGA – ta Xperia ma 23Mpx aparat). Do tego obsługuje standard Miracast do 1080p, lokalizację Qualcomm lZat, która odpowiada za lepszą orientację w miejscach, gdzie nie dociera zasięg GPS, a na dokładkę Snapdragon 650 ma w standardzie superszybkie ładowanie Qualcomm Quick Charge 3.0. Nadal sądzisz, że to kiepski układ, jak można przeczytać u niektórych innych recenzentów?
Myślę, że wgryzienie się w specyfikację otwiera oczy, ale same fajerwerki w opisie to jedno, a co innego, kiedy zaczynasz pracować z Xperią X. I od razu uspokajam – uderza cholernie mocno jedna rzecz – ten smartfon niesamowicie wydajnie działa! Zupełnie się nie grzeje i absolutnie w niczym nie ustępuje kroku wydajniejszym chipom. Jestem tak zaskoczony, że aż bliski euforycznemu zachwytowi oraz równie bliski tezie, że to najbardziej udany chip tego roku (aczkolwiek debiutował w grudniu 2015 r.)!
Wydajność wspomaga sam Sony. Przede wszystkim producent chwali się nową technologią o nazwie Smart Cleaner, która monitoruje stale użycie smartfona, wyłącza na tej podstawie apki, z których nie korzystasz i czyści automatycznie pamięć RAM. Nie mogę pod tym kątem napisać złego słowa. Bo Xperia X mknie niczym wiatr. Lekko, szybko i jak trzeba to zrywnie, a działanie Smart Cleaner jest przeze mnie całkowicie nie zauważalne.
Qualcomm Snapdragona 650 wspomagają 3GB pamięci operacyjnej, jest slot na karty microSD do 200GB, a w standardzie smartfon wychodzi na rynek z 32GB pamięci na pliki. Opcjonalnie występuje też w wariancie z obsługą dwóch kart SIM. Na pokładzie znalazł się standard łączności Bluetooth 4.2 (osobny względem BT4.1 na chipie), WiFi 802.11ac, Miracast, DLNA, GPS z GLONASS oraz NFC, które zlokalizowano tym razem z przodu Xperii X, ponad ekranem – w lewym, górnym narożniku. Dość niefortunne umiejscowienie, bo płacę często zbliżeniowo smartfonem i jednak noszę w sobie obawę o kondycję frontowego szkła po dokonaniu kilkuset transakcji.
Jeśli mam być w pełni uczciwym, to przyznam że brakuje mi w Xperii X systemu ładowania bezprzewodowego, do którego już trochę przywykłem i jest to tak popularny standard wśród flagowych urządzeń, a u takich producentów, jak Samsung wchodzi już na wyższy poziom – bo SGS7 mają już szybkie ładowanie indukcyjne – że faktycznie jest to taki brak w wiodących Xperiach, że realnie odczuwam jego nieobecność.
Poza tym jestem w pełni zadowolony z możliwości, jakie serwuje hardware’owo Xperia X oraz tym, jak jakościowo wypada z nią praca. Tym bardziej, że nawet najmocniejsze bebechy nie miałyby tutaj sensu, gdyby realnie nie był świetnie zoptymalizowany system operacyjny, a tak się składa, że i pod tym kątem Sony serwuje w tym modelu najwyższy standard!
SYSTEM, APLIKACJE, MULTIMEDIA W SONY XPERII X
I to dobry moment, aby zacząć opisywać pracę z OS-em, pod kontrolą którego pracuje Xperia X (F5121). A jest nim Android Marshmallow w wersji 6.0.1., czyli w swoim najświeższym wydaniu ze zmodyfikowaną przez Sony nakładką systemową, która wreszcie doczekała się odświeżonego interfejsu. Zresztą cenię Japończyków za to przede wszystkim, że nie majstruje za wiele z wyglądem i funkcjami swoich smartfonów, zatem może szybciej dostarczać aktualizacje, a dodatkowo nawet na słabszym hardware, nie odczujesz większych problemów ze środowiskiem.
Tym razem jednak Sony pokusił się o znaczne zmiany. Interfejs systemowy nabrał większego rozmachu. Projektanci przyłożyli się, aby dodać więcej entuzjastycznej kolorystyki, która w nieprzesadzony sposób odcina się od rządzącego wszędzie pastelowego Material Design. Może to głupie skojarzenie, ale przypomina mi to trochę tort śmietankowy, z soczystą truskawką na środku, od patrzenia na którą ślinka sama cieknie. I tak wygląda właśnie przeprojektowane przez Sony środowisko wizualne Androida 6.
Najważniejsze jednak, że jest ono tak napisane, aby współgrać z wykonaniem całego urządzenia. Jeśli więc kupisz model czarny, to ekran blokady też będzie czarny, ale z przełamującymi czerń fioletami i różem, które są tak dobrane, że nawet jako mężczyzna, który za infantylnością tej barwy nie przepada, od razu w Xperii X się z nią zaprzyjaźniłem ;). Jeśli wybierzesz dla siebie limonkowy kolor smartfona, to po odpaleniu telefonu otrzymasz odpowiednio przygotowany właśnie limonkowy motyw przewodni, który świetnie koresponduje z całym środowiskiem. I obudową Xperii X.
Po odblokowaniu ekranu pojawiają się też całkowicie od nowa napisane ikony Telefonu i Wiadomości. Przyjemna i żywa kolorystyka świetnie zaprojektowanych ikonek-symboli poszczególnych sekcji dominuje też w Ustawieniach. Warto zresztą tam zajrzeć i odszukać od razu Wprowadzenie i Wskazówki. Z tego miejsca razem z Przewodnikiem od Sony spersonalizujesz swojego nowego smartfona, wybierając tapetę, kolor motywu, czy dźwięk dzwonka. Skonfigurujesz tutaj też połączenia typu WiFi, VPN, czy wprowadzisz skuteczny system zabezpieczeń.
Inną pomocną i wygodną apką jest Pomoc Techniczna, która identyfikuje model, z którego korzystasz, pokazuje gdzie szukać wsparcia, kiedy smartfon zaczyna odmawiać posłuszeństwa (lepiej sprawdzić sobie to zawczasu, jeśli już np. nie da się włączyć), a także prowadzi krok po kroku przez poszczególne funkcje smartfona oraz radzi, jak sobie radzić w określonych okolicznościach, np. przy próbie fotografowania w złych warunkach oświetleniowych.
No dobrze, ale po odblokowaniu smartfona lądujesz na ekranie głównym. Kiedy przeciągniesz palcem od szczytu do dołu, to wysunie się menu powiadomień. Jeśli wykonasz ten gest ciut niżej, czyli kilkanaście milimetrów od styku ramki i wyświetlacza, wysunie się menu Proponowane, gdzie znajdziesz ostatnio używane aplikacje oraz apki rekomendowane przez Sklep Play i Sony. Muszę przyznać, że to fajny pomysł i nawet dość wygodny, chociaż z rekomendacji po jakimś czasie zrezygnowałem. Dostęp do uruchamianych niedawno apek wystarczył mi w zupełności.
Jeśli chcesz wykorzystać dolną belkę ze sztywnymi aplikacjami, jak Telefon, Wiadomości, Aparat, etc., to oprócz tego, że dodasz tam swoje apki, to możesz również zmienić położenie menu Aplikacji (jasne kółko z sześcioma kropkami – zwykle nieruszalne), łącznie z tym, że wyciągniesz je na pulpit i umieścisz w miejscu najbardziej przez siebie preferowanym.
Możliwości personalizacyjnych jest oczywiście więcej, toteż śladem niektórych producentów Sony pozwala wybrać, w jaki sposób ma się odbywać przewijanie ekranu głównego, powiększysz lub pomniejszysz czcionkę, wyregulujesz jasność oraz temperaturę kolorów na ekranie, czy wybierzesz opcję wybudzania smartfona podwójnym stuknięciem w wyświetlacz, chociaż przy skonfigurowanym czujniku linii papilarnych – jest to właściwie niepotrzebne.
Ale coś, co spodobało mi się najbardziej to dostęp do Xperii Lounge oraz Sony Privilege Plus. Są to ze sobą dwie połączone usługi, które Tobie, jako nabywcy smartfonów Sony pozwalają korzystać z dedykowanych rozwiązań. I w pierwszej Japończycy koncentrują się gł. na dostarczaniu konkursów, w których do wygrania są atrakcyjne koncerty, sprzęt, czy wyjazdy zagraniczne, a także spore rabaty na poszczególne urządzenia i akcesoria z portfolio producenta. Plusem jest w tym wszystkim to, że skoro Sony siedzi w branży filmowej, to dużo atrakcji jest związanych z tą działką, więc są to często aktualne i będące na czasie rozwiązania.
W Privilege Plus dostajesz za to dostęp do filmów, seriali i… rozwiązań wirtualnej rzeczywistości – jak np. spacer z goglami VR na nosie po linie, wzorem z filmu The Walk. Szkoda jednak, że jest tam póki co mało interesujących pozycji, a niektóre budziły u mnie uśmiech politowania, jak odcinek młodzieżowego serialu Jezioro Marzeń z 1998 roku, czy Party od five z roku 1994…
Ale jest też za darmo do obejrzenia pierwszy odcinek, pierwszego sezonu Breaking Bad, a Sony zapewnia, że będzie uzupełniać ofertę co pewien czas.
Spośród dedykowanych apek, na które warto zawiesić oko to Lifelog, czyli rozwiązanie monitorujące nie tylko aktywność sportową, ale też wszystkie Twoje czynności związane z używaniem smartfona. Rejestruje więc ile zrobiłe(a)ś danego dnia zdjęć, ile czasu spędzałe(a)ś w serwisach społecznościowych, ile chodziłe(a)ś etc. Poza tym TrackID – wzorem Shazam – rozpozna odtwarzany np. w radio utwór; NewsSuite będzie agregować newsy z tematycznych serwisów, na podstawie określonych przez Ciebie ręcznie kategorii z wykorzystaniem wyszukiwarki Bing lub po ręcznym dodaniu RSS-ów ulubionych serwisów, jak np. https://90sekund.pl/feed/ :P.
Oprócz tego jest jeszcze What’s New, czyli apka rekomendująca aplikacje, które instaluje się tak naprawdę ze Sklepu Play. Podejrzewam, że promowane pozycje to te studia developerskie, które zapłaciły Sony za obecność w tym miejscu. Poza tym jest jeszcze Album – do zarządzania fotografiami – chociaż od dawna korzystam już ze Zdjęć od Google. Niemniej aplikacja Sony pozwala sieciowo łączyć się z zasobami domowymi, selekcjonować zdjęcia wyłącznie po naniesionych nań efektach aparatu, czy miejscach wykonania; łączyć się z Flickr etc. Jedną z ostatnich rzeczy, na które warto spojrzeć to Wideo, bowiem są tam zintegrowane z Twoim domowym dekoderem materiały telewizyjne z godzinami ich emisji, podzielone na kategorie filmowe, aktualnie nadawane i takie, które dopiero będą wyświetlane.
Żałowałem, że z nieznanych mi przyczyn nie działa komenda OK Google, z której korzystam bardzo dużo, nie tylko na smartwatchu, ale też na smartfonie, kiedy akurat zegarek leży pod ładowarką lub zdjąłem go po przyjściu z biura do domu. Za każdym razem musiałem więc tapać w mikrofon wyszukiwarki Google, co nie było najwygodniejsze. I tak – miałem zaznaczone w ustawieniach wykrywanie komendy OK Google.
Na deser zostawiłem sobie aplikację Muzyka, która wcześniej nazywała się Walkman. Poza nazwą nie ma zbyt wielu różnic, no i wykonuje robotę najważniejszą – wyciąga z muzyki odtwarzanej z Xperii X prawdziwe soki! Jak bardzo zachwyciłem się brzmieniem tego smartfona, napisałem TUTAJ, zatem odsyłam do tego miejsca zainteresowanych emocjonalnym podejściem do sprawy ;). Tutaj – w recenzji – chciałbym zwrócić uwagę na kilka technicznych niuansów, które decydują o jakości brzmienia.
Przede wszystkim nie pierwszy już raz Sony stawia na jak wysoką rozdzielczość odtwarzanych utworów muzycznych. W tym celu dołączył do zestawu testowego dokanałowe słuchawki High-Resolution Audio Headset MDR-NC750. Ale i bez nich dźwiękowo jest miazga. Zaletą smartfonów Sony jest bowiem to, że wszystko czego słuchasz brzmi dobrze. Nie ma podziału na elektro, rocka, jazz i muzykę klasyczną. Bo każdy z tych gatunków po prostu jest świetnie przetwarzany przez samo urządzenie. Jako, że od lat już nie używam MP3, to dla smartfonów Sony zawsze robię wyjątki i wgrywam zrippowane w starych standardach jakości kawałki, które brzmią świetnie, a dzięki zastosowanym efektom wrażenia są jeszcze lepsze.
Dba o to technologia DSEE HX, która analizuje odtwarzany utwór i potrafi przewidywać oraz uzupełniać te miejsca, w których brakuje określonych dźwięków, bo przy kiepskiej kompresji gdzieś przepadły. I o ile na słuchawkach High-Resolution Audio Headset MDR-NC750 nie bardzo się to sprawdzało, to kiedy podłączyłem Sony MDR-V150 różnicę odczułem natychmiast i już przy tym zostałem!
Zresztą zależnie od tego, czego słuchasz i w jakiej jakości, możesz korygować dźwięk poprzez optymalizację dźwięku systemu ClearAudio+, Dynamicznego normalizatora, który niweluje różnicę w głośności pomiędzy poszczególnymi kawałkami lub skorzystaj z Automatycznej optymalizacji, która współpracuje z modelem Twoich słuchawek i stara się dostosować dźwięk w taki sposób, aby brzmiał najlepiej, jak to tylko możliwe. Mało? Sony dostarcza z Xperią X system S-Force Front Surround odpowiedzialny za wirtualne odtwarzanie realistycznego dźwięku przestrzennego, jeśli korzystasz z głośnika lub po prostu włączyć go na słuchawkach poprzez standard VPT.
Osobiście sztucznych podkręcaczy dźwiękowych nie lubię. Rzadko korzystam też z equalizera, no chyba że już tak źle coś brzmi, że inaczej się nie daje. Natomiast większość z efektów zaprojektowanych przez Sony naprawdę świetnie się sprawdza. Jakość muzyki jest niesamowita i dostosowana do wysublimowanych potrzeb słuchacza. Oczywiście nie każdy efekt sprawdzi się z tymi samymi słuchawkami i z tym samym gatunkiem muzyki, więc warto eksperymentować. Nie jest to smartfon do odsłuchu urozmaiconej playlisty, bo poszczególne kawałki mogą wymagać ręcznych manipulacji przy doborze odpowiednich nastawów, ale jak dla mnie to jedna z największych zalet Xperii X i innych czołowych smartfonów z serii Z.
Podsumowując – Sony wykonał świetną robotę odświeżając nakładkę systemową, rozwija coraz fajniej Xperię Lounge i usługi dodatkowe, które pozwalają korzystać z bujnych multimediów, a do tego nie przesadza z fajerwerkami w warstwie wizualnej i smart, dzięki czemu nie przytłacza ilością funkcji, z których i tak nigdy nie skorzystasz. Na dokładkę dorzuca rewelacyjną jakość dźwięku oraz doskonałą optymalizację, dzięki kórej wszystkie zadania znikają z oczu w ułamkach sekund. Rewelacja!
APARAT W XPERII X
Wreszcie! Naprawdę wreszcie! Po wielu latach rewelacyjnych matryc i kiepskich zdjęć, za które winę ponosił soft – wreszcie aplikacja aparatu została na tyle przebudowana, że tryb Lepszej Automatyki faktycznie działa zdecydowanie poprawniej, aczkolwiek jest tutaj jeszcze co nieco do zrobienia, co zobaczysz przy seriach prezentowanych przeze mnie poniżej zdjęć tych samych obiektów lub scen. Dopiero ręczne nastawy wyciągają z nich soki. Poza swoimi standardowymi Efektami AR i Kreatywnymi, czy Timeshift video etc., nareszcie można porządnie pobawić się aparatem w Xperii.
Najlepiej pracowało mi się ze wspomnianym trybem manualnym, nad czym trochę ubolewam, bo jednak smartfon to nie profesjonalna kamerka i ma służyć w zdecydowanej większości sytuacji do wykonywania spontanicznych zdjęć. W manualu fotki były więc świetne, a w trybie Lepszej Automatyki tylko dobre lub… pozostawiały jeszcze wiele do życzenia…
Stanowczo kuleje łapanie ostrości w zdjęciach typu Macro. Na plus zasługuje fakt, że Sony dodał funkcję śledzenia ostrości i aparat radzi sobie z nią w 85 proc. sytuacji bardzo dobrze. Producent nazwał to predykcyjnym, hybrydowym mechanizmem automatycznej ostrości – który potrafi przewidywać kolejny ruch np. osoby na uwiecznianym kadrze i złapać na nim ostrość w momencie strzelenia zdjęcia, aby wyraźny był nawet ruchomy obiekt.
Niemniej im gorsze oświetlenie tym standard pracy z tą opcją spada. Szkoda też, że zrobienie zdjęcia z naprawdę maleńkiej odległości jest właściwie niemożliwe. Dziwi mnie to o tyle, że chociażby flagowe smartfony Samsunga, czy Lenovo korzystają z matryc Sony. Jakim więc cudem zewnętrzni producenci smartfonów osiągają to, czego nie udaje się twórcy sensora, który projektuje i zna go od podszewki?
Aparat tylny w Sony Xperii X:
- ilość efektywnych pikseli – 23 Mpx (dokładnie 22,5 Mpx),
- przekątna matrycy – 1/2.3 cala,
- rozmiar pojedynczego piksela – 1µm (mikron),
- stabilizacja obrazu – tak, trzyosiowa Elektroniczna Stabilizacja Obrazu dla wideo (Electronic Image Stabilization – EIS),
- doświetlenie – LED,
- autofocus – tak, hybrydowy z detekcją fazy.
Aparat przedni w Sony Xperii X:
- ilość pikseli – 13 Mpx,
- przysłona – f/2.0,
- ogniskowa obiektywu – 22mm,
- autofocus – tak.
Najbardziej w aparacie Xperii X podobały mi się barwy na uchwycanych kadrach, ale tylko takich, które sam dopieszczałem ręcznymi nastawami. Inaczej miałem przepalone biele, a i zdarzały się kolorystyczne smugi, które z nie bardzo znanego mi powodu pojawiały się na niektórych zdjęciach zieleni.
Jeśli natomiast rezygnowałem z automatu na rzecz wyboru czasu otwarcia przysłony, ręcznie dobierałem w jakich warunkach fotografuję lub po prostu korzystałem z dedykowanych okolicznościom trybów, wówczas miałem naprawdę mało powodów, aby na cokolwiek narzekać.
Trochę szkoda mi jeszcze tej automatyki, która najgorzej radzi sobie pod światło. Poza tym pozbyłbym się wreszcie Efektów AR i dopracował Efekty Kreatywne, które wciąż – chociaż dużo mniej – lagują na podglądzie i przy stosowaniu wyboru danego efektu, a co nie ma miejsca nawet w średniopółkowym Honorze 5X (TUTAJ jego recenzja).
Ponarzekam też na fotki nocne, które bez stabilizacji wychodzą po prostu źle. Po drugie kadry są jak ulepione z plasteliny lub namalowane akwarelą, chociaż nie są na nich stosowane żadne efekty, które by to tłumaczyły. Jeśli więc zdjęcie w nocy, to tylko z opcją stabilizacji obrazu lub po prostu ze statywem… No, ale kto idzie na piwo ze znajomymi z osprzętem pod pachą? Sony – więcej konsekwencji! Pozbądźcie się pierdołek w aparacie, a skupcie na szczegółach, bo macie najlepsze matryce na rynku, a wciąż nie umiecie dogonić konkurencji, która te matryce od Was kupuje i robi z nimi cuda na kiju!
Zaskakujący jest za to aparat z przodu. Już pomijając świetną, wysoką rozdzielczość – doskonale radzi sobie w niemal każdych warunkach oświetleniowych i robi piękne, nasycone selfie, z opcjami pozwalającymi wygładzić twarz itp.
W mojej osobistej opinii sensor w Xperii X powinien zostać opatrzony komentarzem – dla półprofesjonalistów-amatorów smartfonowych. Wiem, że brzmi to karkołomnie, bo profesjonalista sięga jednak po klasyczny aparat, a nie smartfona, ale mam nieodparte wrażenie, że Sony w swoim produkcie idzie właśnie w tym kierunku. Zrobisz Xperią X kapitalne zdjęcia, ale MUSISZ wykazać się chociażby podstawową znajomością zasad, które rządzą fotografią. Kluczowe jest więc tutaj zrozumienie, o co chodzi w specyfikacji zastosowanego tutaj aparatu.
Za problemy z szybkim łapaniem ostrości jest odpowiedzialny tutaj przede wszystkim hybrydowy autofocus. Ma on oczywiście liczne zalety, bo w teorii ostrość łapie w 0,03s. Wygląda imponująco, prawda? Ale nie do końca tak jest. Istota jego działania opiera się na dwóch kluczowych funkcjach. Pierwsza jest taka, że autofocus w Xperii X ostrzy na podstawie analizy ilości światła wpadającego na matrycę oraz obliczania odległości od obiektu – czyli w uproszczeniu – działa tak detekcja fazy. Odbywa się to niezwykle szybko i bazuje na zasadach autofocusu triangulacyjnego. Ale ta szybkość jest okupiona jakością – bowiem tak uchwycona ostrość jest niezbyt dokładna. I tutaj wkracza do akcji drugi składnik hybrydowego autofokusu (zresztą stąd jego nazwa), czyli opcja typu TTL, która ostrość ustawia na podstawie kontrastowości obrazu. Jest to niesamowicie dokładna metoda, ale potrzebuje czasu, aby wygładzić obraz na tyle, by wyklarowała się superostrość. Zasadniczo działają tutaj więc dwie techniki nawzajem się wspierające, dające w efekcie najlepiej możliwie sfokusowany obraz, ale…
…w konsekwencji hybrydowy autofokus potrzebuje więcej czasu, aby kadrowany obiekt był naprawdę ostry. Oczywiście to nie czas liczony w minutach, tylko milisekundach lub nawet sekundach, ale wystarczająco długi, aby przełożyć się na jakość wykonywanych zdjęć. Bo nawet na monitorze wyglądają one bardzo OK, ale już przy próbie prześledzenia detali i dużym powiększeniu okazuje się, że brakuje szczegółowości, bo widoczne są rozmycia. Stąd moja uwaga, że pomimo świetnej matrycy, niekoniecznie smartfonowe, spontaniczne kadry wyjdą najlepiej. Te wystudiowane, już zdecydowanie tak – co nawet widać na zdjęciach, którymi Sony chwali się na swojej oficjalnej stronie (polecam kliknąć i zweryfikować z moimi fotami), za co wielki plus, bowiem nie oszukuje w tym względzie. Niemniej – z jednej strony dostajesz komunikat, że w Xperii X jest fenomenalny autofocus, a z drugiej widzisz kadry, na których ostrość jest dyskusyjna, chociaż cała kompozycja zdjęcia bardzo ładna. Kłopot zaczyna się przy niuansach, zbliżeniach, detalach etc.
Oczywiście ekspertem od fotografii nie jestem i nawet się nim nie czuję. Opisuję tak obficie swoje wrażenia oraz zastosowane w IMX318 ficzery, bo mam wrażenie, że czytając recenzje aparatów w Xperiach w różnych serwisach, w tym zza Oceanu, analizując materiały i zachwyty DxOmark czy Recombu nad sensorami Sony, trudno nie ulegać wrażeniu, że jest niemal perfekcyjnie i absolutnie bezkonkurencyjnie.
Sęk w tym, że to, co widzę przed nosem korzystając z chociażby Xperii X nie jest wcale takie rewelacyjne, a żeby takie było konieczne jest spełnienie kilku ważnych warunków. Oczywiście trzeba też pamiętać o dobrze napisanej aplikacji fotograficznej, bowiem zły soft potrafi naprawdę wiele sknocić i do tej pory tak niestety było w przypadku aparatów Sony w Xperiach. Mam więc nadzieję, że chociaż częściowo udało mi się przybliżyć Tobie zalety, jak i wady tego sensora w recenzowanym tutaj modelu.
WSZYSTKIE ZDJĘCIA W PEŁNEJ ROZDZIELCZOŚCI
NA NASZYM KONCIE FLICKR
BATERIA I TEMPERATURA W XPERII X
Nie do końca rozumiem politykę Sony w kwestii baterii. Pojemność ogniwa wynosząca 2620 mAh, to w dzisiejszych czasach nieporozumienie. I nie chodzi mi o to, że to zła pojemność, ale jeśli komuś notebook średniej klasy 5 lat temu starczał na komfortowe przeglądanie Internetu, tak dzisiaj udławi się przy próbie zalogowania do pierwszego serwisu informacyjnego z brzegu. Dlaczego? Bo technologie internetowe też się zmieniają. Rośnie ilość treści, jakość zdjęć, wielość materiałów wideo, a do tego zewsząd wychodzą reklamy. Internet sprzed pięciu lat różni się diametralnie od Internetu dzisiejszego. Dlatego, jak Sony stosuje ogniwo, które i może było w smartfonach wystarczające 3 lata temu, tak dzisiaj zupełnie nie trafia z takim rozwiązaniem. Bo co najistotniejsze – bateria ta NIE WYSTARCZA na 2 dni pracy, co z uporem maniaka powtarza w swoich materiałach Sony.
Bo jeśli producent ma na myśli, że starcza na 2 dni z trybem Stamina do oszczędzania energii, to powinien to jasno wyartykułować. A nie robi tego! Podaje jakieś laboratoryjne testy trybu mieszanego… Co mnie one na dobrą sprawę obchodzą? Skoro po podpięciu kilku skrzynek pocztowych, korzystaniu z kilku serwisów agregujących newsy, przy obejrzeniu paru filmików na YT i pstryknięciu kilkunastu zdjęć oraz po przejrzeniu sieci Sony Xperia X nie wytrzymuje czasu włączenia ekranu dłuższego niż niespełna 3h. I to przy naprawdę dobrych wiatrach. Standardem było, że 2-2,5h włączonego ekranu i testowany smartfon kończył swój żywot.
A warunki laboratoryjne nie oddadzą niestety konieczności używania inteligentnego urządzenia mobilnego w ostrym słońcu, co pociąga za sobą maksymalnie rozjaśniany ekran. Nie wspomnę już o sytuacji, kiedy ktoś lubi np. pograć w coś. A przecież u mnie chodzi również streaming, odpisuję na wiele wiadomości mailowych, używam społecznościówek z Twitterem i Facebookiem na czele. Do tego sprawanie ze smartwatchem… No nie(!), po prostu te dwa dni to nieprawda. I cytowanie źródeł w stylu Mashable, to jakieś nieporozumienie. Tym bardziej, że Sony brakuje konsekwencji. Na swojej stronie te dwa dni pracy na jednym ładowaniu opatruje takim oto przypisem:
Czas pracy na baterii zmierzono w oparciu o profil użytkowania smartfonu opracowany przez firmę Sony Mobile Communications AB we wrześniu 2014 r. w celu odzwierciedlenia warunków aktywnego korzystania z urządzenia przez typowego użytkownika z uwzględnieniem szeregu rutynowych czynności (takich jak telefonowanie, wysyłanie wiadomości SMS, korzystanie z Internetu, mediów społecznościowych i gier, odtwarzanie muzyki, wykonywanie i przeglądanie zdjęć, odtwarzanie filmów przez Internet, nagrywanie filmów i ich odtwarzanie).
Nie chcę być złośliwy, ale plan opracowany w roku 2014, a połowa roku 2016, gdzie bliżej do września niż dalej, to dla mnie sygnał jednoznaczny – no nie można jedną miarą traktować wszystkich swoich nowych smartfonów. Bo jednak upodobania ludzi się zmieniają. I w 2014 roku nikt nie używał na taką skalę frontowych kamerek do kręcenia filmików na Snapchata, jak ma to miejsce dzisiaj. Jak więc ten plan ma się sprawdzać w obecnych realiach? Przykro mi Sony, ale do poprawy. Na marginesie tylko dodam, że dzięki superszybkiemu ładowaniu, Xperia X szybko się regeneruje pod dedykowaną ładowarką. I całe szczęście…
No dobrze – skoro najtrudniejsze mam za sobą, to mogę przejść do zdecydowanie najprzyjemniejszego punktu. Temperatury. I ta jest w Sony Xperii X na świetnym, niskim poziomie. Smartfon nie grzeje się praktycznie wcale. Nawet przy korzystaniu z aparatu pozostaje chłodny, z niewielkimi zmianami ciepłoty przy bardziej skomplikowanych operacjach, ale naprawdę – z ręką na sercu mogę z czystym sumieniem chwalić i nie polecać. Snapdragon 650 rulezzz!
PODSUMOWANIE
Sony Xperia X (F5121) to nowocześnie wykonany, z dbałością o każdy szczegół smartfon, który w moim odczuciu – na które nakierował mnie Krzysztof Bojarczuk – jest produktem pomostem. Nie wiem, co Sony ma zamiar pokazać, kiedy koncepcja serii X się wyczerpie, ale najnowsza słuchawka tego producenta dystansuje się od swoich poprzedników z edycji Z, aczkolwiek bierze z nich to, co najlepsze.
Jest więc świetnie napisane środowisko, które przeszło gruntowny lifting, do tego wspaniały hardware, na którym wszystko pomyka aż miło, a spina mocno całość poprawiony aparat i wyważone bogactwo ficzerów systemowych. Oczywiście kapitalną robotę wykonuje też sam Snapdragon, który się nie przegrzewa się, a także posiada funkcję superszybkiego ładowania, więc wadę szybko rozładowującej się baterii można jeszcze jako tako z tym rozwiązaniem przełknąć. Z drugiej strony – szkoda, że brak ładowania indukcyjnego… Poza tym świetnie prezentuje treści zastosowany wyświetlacz – i chociaż nie ma rozdzielczości 2k, to jednak temperaturą barw oraz jakością obrazu – sporo nadrabia.
Sony w Xperii X zdecydowanie poprawił aplikację aparatu, ale nadal najlepsze ujęcia zrobić w trybie manualnym. Trochę szkoda, bo automatu używa się najczęściej i najbardziej spontanicznie. Poza tym naprawdę dobrej klasy jest aparat frontowy. Dodatkowo pod kątem dostępu do dodatkowych i premiowanych treści Sony próbuje dogonić konkurencyjnego Samsunga z jego Galaxy Apps czy LG, ale na nieco innych zasadach, stawiając na materiały filmowe, rabaty zakupowe i konkursy. Prawdziwą wisienką na torcie jest jednak jakość muzyki, która wgniata w fotel i potrafi tak pozostawić Cię na dłuuugie godziny. Coś pięknego!
Sony serią X zaczyna odzyskiwać kondycję. Podoba mi się ten kierunek. Japończycy to firma z tradycją i dobrymi wartościami, które w Xperii X dochodzą wyraźnie do głosu. To świetny smartfon, którego widziałbym w swojej kieszeni. Pięknie wykonany, szybki, nowoczesny. Technologia najwyższej klasy. Aż boję się myśleć, jak model ten wysoko postawił poprzeczkę, bowiem przede mną testy jeszcze mocniejszej Xperii X Performance ;). Doczekać się nie mogę!
WERDYKT 90SEKUND.PL
-
WZORNICTWO I WYKONANIE
-
HARDWARE
-
WYDAJNOŚĆ
-
APARAT
-
BATERIA