[showads ad=rek3]
SŁOWEM WSTĘPU
Na wstępie muszę Cię przeprosić. Niniejsza recenzja powstawała bowiem w oparciu o cenę detaliczną słuchawek Art X1, która wynosiła w chwili pisania 80 zł. Teraz możesz je nabyć poniżej 50 zł, co czyni je zdecydowanie bardziej kuszącą opcją dla graczy i w tej kwocie, można się nad nimi zastanowić. A piszę to, ponieważ nie szczędziłem cierpkich słów, choć oczywiście jeśli coś było zrobione dobrze – również takiego faktu nie pomijałem. Bez zbędnego przeciągania, zapraszam do recenzji.
WYGLĄD
Muszę przyznać, że słuchawki Art X1 wyglądają całkiem nieźle… z daleka. Zanim bowiem zobaczy się wszystkie szczegóły, mocna i krzykliwa stylistyka od razu rzuca się w oczy, a czarno-niebieskie wykończenie poszczególnych elementów naprawdę może się podobać. Tyle tylko, że dobre pierwsze wrażenie znika po obejrzeniu słuchawek z bliska. OK, może nie całkiem, ale na pewno jest ono mocno zachwiane.
Po wyjęciu z pudełka uwagę zwraca przede wszystkim twarde tworzywo sztuczne, z jakich zostały wykonane. Niestety w tym przypadku – w negatywny sposób. Kojarzy się z tanią chińszczyzną (co zresztą nie odbiega wiele od prawdy – producent na swojej stronie nie kryje się z krajem pochodzenia), zdarzają się niedoszlifowane, ostrawe zakończenia, a dodatkowo wystarczyłoby nieco mocniej, nie używając nawet dużej siły, wygiąć pałąk w drugą stronę i jestem pewien, że otrzymałbyś dwa komplety słuchawek mono. Ja z oczywistych względów wykonać tego nie mogłem, ale czułem, że gdybym chciał to zrobić, konstrukcja nie nastręczyłaby mi żadnych problemów w permanentnym uszkodzeniu.
Patrząc na zewnętrzną stronę muszli, ujrzysz niebieskie wstawki o różnych kształtach, nieodparcie kojarzących mi się z jakimś insektoidalnym stworzeniem. Jeśli chodzi o walory estetyczne, tu podejrzewam, że każdy będzie miał swoje zdanie. Dla mnie było to dosyć dziwaczne połączenie – czarny plastik obudowy jest nieco matowy, a te niebieskie elementy – śliskie. I szczerze – do teraz nie wiem czy mi się to podoba. Jestem graczem i lubię nieco krzykliwości, ale koniec końców – wygląda to jak nie do końca udana próba.
Nad głowami obydwu “owadów” znajduje się logo Art, żebyś przypadkiem nie zapomniał, jakiej firmy słuchawki nosisz. No dobra, teraz wyzłośliwiam się nieco – tak naprawdę i tak są to oznaczenia mniejsze niż u konkurencji. Dużo zastrzeżeń mam również do wykonania muszli. Przede wszystkim, ale to wada modeli również z wyższej półki, nie przemawia do mnie kwadratowy kształt, zrobionych z ekoskóry, nauszników. Teoretycznie bowiem są one bardzo wygodne, jednak po dłuższej, dajmy na to 2- lub 3-godzinnej sesji miałem słuchawek Art X1 serdecznie dosyć. To nie był jakiś uciążliwy ból, nic z tych rzeczy. Ale strasznie irytujący. Dodatkowo – słuchawek nie można obrócić w płaszczyźnie poziomej, co dla Ciebie może być sporą wadą.
Przy okazji, skoro już jestem w tym miejscu, napotkałem też twierdzenie o świetnej jakości wytłumieniu dźwięków otoczenia. Ha… ha… ha… <brzdęk> … … … <odgłos zbierania się z podłogi> … no, tak że tego. Przejdźmy do następnego akapitu. A tak na serio – jestem pełen podziwu, bowiem udało się stworzyć X1 w taki sposób, że miła w dotyku eko-skóra nie wywiera niemalże żadnego nacisku na małżowinę, a w efekcie odczuwa się ból i żadnego wytłumienia. No, może jakieś minimalne. Ale gdybym zakrył uszy ręcznikiem, wyszłoby podobnie, jeśli nie lepiej.
Jak wspomniałem wcześniej, sam pałąk to konstrukcja niezwykle krucha i wystarczyłby jeden mocniejszy ruch, by go złamać. Nie mogę jednak złego słowa napisać o samym komforcie płynącym z tego elementu. Wewnętrzna część pokryta jest twardawym, ale ostatecznie przyjemnym kawałkiem sztucznej skóry, tak że głowa nie narzeka na obecność słuchawek.
Inna sprawa, że zakres rozmiarów jest dosyć wąski i w związku z twardością tworzywa sztucznego – zaczyna się od “średniej głowy”. Innymi słowy – jeżeli masz tak jak ja, że połowa słuchawek jest na Ciebie za duża i regulacja nie umożliwia zmniejszenia do pożądanego poziomu, te bym sobie też darował. Na mnie nieco wisiały, choć ostatecznie, dało się z nich korzystać. Ale nie o to przecież chodzi.
Jako, że mamy do czynienia ze słuchawkami dla graczy, nie mogło tu zabraknąć również mikrofonu, przez który mógłbyś szerzyć swój hejt, brak kultury, rasizm i zwykłe pierdoły, w ulubionych grach sieciowych (sorry, po prostu ostatnio strasznie razi mnie nadużywanie mikrofonu w CS:GO i kultura użytkowników). Fajnie, że można go schować, by nie przeszkadzał np. podczas jedzenia w trakcie zabawy, ale z drugiej strony szkoda, że możliwości regulacji są tak skąpe – w zasadzie jedynie w pionie. Druga wada – nie da się go całkowicie wypiąć, co dla mnie, przekreśla mobilne zastosowanie Art X1. Niby guzik obchodzi mnie co inni myślą, ale jakoś nie lubię paradować na ulicy z mikrofonem z boku słuchawek.
Na ciepłe słowo zasługuje z kolei kabel o długości 2,5 m w tekstylnym oplocie, którego osobiście jestem zwolennikiem. Nie tylko bowiem prezentuje się świetnie, ale też powinien na dłuższy czas ochronić przewody. Na kablu tym znajduje się też najbardziej tandetnie wykonany element całego zestawu, czyli pilot z regulacją głośności oraz włącznikiem mikrofonu. Od strony czysto praktycznej działa to bardzo sprawnie i przede wszystkim – nie ma żadnych trzasków podczas kręcenia pokrętłem, ale tylko na to popatrz.
OK, na zdjęciu może to się jeszcze jakoś prezentuje, ale pilot wykonano z jeszcze innego, lżejszego rodzaju plastiku, przez co mam wrażenie, jakby sprzedawali go w automacie “wrzuć 2 złote i czekaj aż wyleci przezroczysta kulka z zabawką”. Dodatkowo, włącznik mikrofonu, po przesunięciu na pożądaną pozycję nie zostaje w miejscu, ale radośnie trzęsie się przy poruszeniu kablem. Na końcu znajdziesz oczywiście dwie wtyczki jack 3,5 mm, jedna dla słuchawek, druga dla mikrofonu.
Część moich narzekań być może do Ciebie przemówi, a być może uznasz, że mimo wszystko po prostu się czepiam. Ale jednej rzeczy przemilczeć po prostu nie mogę. W całej mojej karierze miłośnika audio miałem wiele różnych modeli słuchawek – nauszne, douszne czy kanałowe i wszystkie, jak jeden mąż, chrzaniły się w tym samym miejscu – przy wtyczce. Niezależnie czy była ona zakrzywiona, czy nie, czy kabel w gumie, czy oplocie tekstylnym itd. I możesz sobie mieć nawet złotego jacka, ale biada gdy usłyszysz trzeszczenie w jednej ze słuchawek. Możesz już wtedy spokojnie założyć, że dni, gdy grają obie, są już policzone.
No i mnie taka sytuacja zdarzyła się już na początku testów, co sprawiło, że musieliśmy odesłać egzemplarz do producenta. Wiadomo – może zdarzyć się wadliwa sztuka. Gdy otrzymałem następny, było już lepiej, choć gdy się uważnie wsłuchałem, mogłem zanotować podobne symptomy. Nie mogę zagwarantować zatem, czy gdyby testy nie potrwały tydzień, dwa, trzy, dłużej, dalej miałbym do czynienia ze sprawnym kompletem stereo.
Na koniec kwestii wizualnych ciekawostka – nigdy nie zdarzyło mi się, by ze słuchawek coś samo z siebie odpadło, a tu proszę, jaka miła niespodzianka! Na poniższej fotce zobaczyć możesz mały, kwadratowy element (zaraz nad muszlą), pełniący funkcję maskującą. Po którymś zdjęciu słuchawek z głowy, po prostu wypadł. Wsadzenie go na miejsce nie nastręczyło żadnych problemów, no ale heloł!
ODSŁUCH
Płasko. Tym jednym słowem mógłbym skwitować dźwięk, jaki wydobywa się z Art X1. Moją główną platformą testową był laptop bez zewnętrznej karty dźwiękowej, a jedynie ze zintegrowaną od Intela, ale musisz mi uwierzyć na słowo – przy odpowiednich ustawieniach stać ją na bardzo wiele, tylko potrzebne są głośniki, które je uciągną.
Jeżeli zatem oczekujesz soczystego basu przy wybuchach i strzałach z broni palnej – zawiedziesz się srodze. Choć tak naprawdę nie należy oczekiwać fajerwerków w tej półce cenowej. Słuchawki mają pasmo przenoszenia 20Hz-20KHz, impedancję 32 ohm oraz czułość na poziomie 110 dB, co sprawia, że potrafią grać naprawdę głośno, nawet po podłączeniu do smartfona. A co najlepsze – robią to w dosyć czystym stylu.
Pozytywnie zaskoczony byłem również odzwierciedleniem dźwięku w przestrzeni. Jako fan FPS-ów przetestowałem Art X1 głównie w Counter-Strike: Global Offensive, Call of Duty: Modern Warfare oraz Gotham City Impostors. Słuchawki przydawały mi się zwłaszcza w przypadku pierwszego z wymienionych tytułów, z racji większego nastawienia taktycznego na rozgrywkę. Tutaj niezwykle ważne staje się patrzenie na cienie, czy wsłuchiwanie się w odgłosy kroków i w większości wypadków, udawało mi się bez większych problemów określić stronę, z jakiej dobiegają do mnie dźwięki. Pod względem przestrzenności jest jak najbardziej OK.
Jak każde szanujące się słuchawki dla graczy, również te posiadają mikrofon do komunikacji z innymi. O czysto fizycznych wadach wspominałem już wcześniej, natomiast tu chciałbym wspomnieć o jednej właściwości, która dla Ciebie może być zarówno wadą jak i zaletą – mikrofon jest naprawdę czuły i zbiera dźwięk z dużej odległości. Podczas jednej z partyjek w CS:GO, znajomy oprócz mojego głosu, bez problemu usłyszał intro z House’a, z laptopa oddalonego o jakiś metr. A uwierz mi – nie było to głośne.
Nie samymi grami jednak człowiek żyje i jako miłośnik muzyki musiałem oczywiście sprawdzić, jak tutaj prezentują się Art X1. I ostatecznie muszę stwierdzić, że całkiem nieźle jak na tę cenę, ale zależy to również od przynależności gatunkowej danego utworu. Głównym problemem, podobnie jak w grach, była płaskość dźwięku. Wszystko było odtwarzane na jednym poziomie, może z delikatnie zarysowanym basem, który jednak zlewał się z resztą.
I tak, w zależności od tego, co słuchałem, moje wrażenia są dosyć rozbieżne. Dobrze prezentował się album “Aqualung” Jethro Tull, ze szczególnym uwzględnieniem utworu tytułowego oraz “Cross Eyed Marry”. Byłem zadowolony z całkiem niezłej selektywności poszczególnych instrumentów. Flety, bas, gitary, fortepian – wszystko zagrało na swoim miejscu wręcz koncertowo, co jak na 40 kilka złotych wydaje mi się całkiem niezłym wynikiem.
Niestety pozytywny odbiór pryska jak bańka mydlana po zagłębieniu się w inne gatunki muzyczne. Nie jestem fanem takich dźwięków, ale zainspirowany tekstem Michała Brożyńskiego, postanowiłem sprawdzić płytę “Sea” Sławka Jaskułke. Czy muszę naprawdę pisać, jaki był efekt końcowy? Krótko: charcząco-trzeszczący.
No i w zasadzie to wszystko, co mógłbym napisać o jakości brzmienia. Wiem, że może niezbyt wiele, ale też nie chcę niepotrzebnie przeciągać. Dźwięk po prostu jest. Bez fajerwerków, bez czegoś, co zostałoby ze mną po testach, bez unikalności.
PODSUMOWANIE
Jeśli dotarłeś/aś do tego miejsca, wiesz już, że słuchawki Art X1 nie zachwyciły mnie w żadnej mierze, a w niektórych aspektach, ciężko im nawet do poprawności. Tym niemniej, sprawdziłem również opinie w internetach i są one skrajnie odmienne od mojej, więc możesz spróbować zainwestować niecałe 50 zł i przekonać się na własnych uszach, czy te słuchawki Ci odpowiadają.
Natomiast jeśli chodzi o dopisek “gamingowy” w ich opisie, mogę stwierdzić jedno: weź uzbieraj dodatkowe 40 zł, roznoś ulotki, odłóż kieszonkowe, po prostu cokolwiek i kup sobie Creative Fatal1ty. Nie chcę kosztem jednej firmy wychwalać drugiej, bo to nie w moim stylu. Ale jako gracz wiem, jakie są moje oczekiwania i myślę, że nie za bardzo odbiegają one od Twoich. Mówi się “kto tanio kupuje, dwa razy płaci” i w tym wypadku jestem przekonany o prawdziwości tych słów. No chyba, że naprawdę masz tylko te 50 zł, spaliło Ci głośniki, a kabel od dotychczasowych słuchawek stał się, chcąc nie chcąc, zabawką dla kota. Wtedy możesz rozważyć kupno Art X1.
[showads ad=rek3]