SŁOWEM WSTĘPU
Prawdopodobnie wszystko, co do tej pory przeczytałeś/-aś na temat Motoroli Nexusa 6 jest bzdurą. Nie twierdzę, że wszyscy recenzenci się mylili, wielu z nich celnie oceniło hardware oraz jakość pracy na nowym dziecku Google, ale właściwie wszyscy, do których dotarłem, pisali o Nexusie 6 z tą samą ciągłą dezaprobatą dla jego gabarytów. Panie i Panowie – jeśli szukacie smartfona mniejszego niż 6 cali, to od razu zamknijcie zakładkę z tą recenzją. Tutaj wielkość Nexusa 6 będzie przede wszystkim jego atutem!
[showads ad=rek2]
WYGLĄD
Nexus 6 to ostatni – wraz z Moto X 2014 – smartfon zaprojektowany przez Amerykanów – bowiem, jak wiesz – Google sprzedał smartfonowy biznes Motoroli chińskiemu gigantowi – Lenovo. Muszę napisać bez kozery, że nawet gdybym o tym nie przeczytał, to i tak byłbym tego pewien. Już pierwsze spojrzenie na Nexusa 6 upewniło mnie w przekonaniu, że z małym produktem nie będę miał do czynienia. Bo ma on w sobie wszelkie cechy typowo amerykańskiego produktu – jest duży, solidny, konkretny. A przy tym niezwykle finezyjny i dopasowany do dłoni. Nawet pomimo sporych gabarytów.
Motorola Nexus 6 to mój najlepszy ze spotkanych dotychczas sześciocalowców. Nie chcę się rozdrabniać na nazewnictwo: smartfon lub phablet, bo granice pomiędzy nimi już zbyt mocno się zatarły, toteż zostaję przy tej pierwszej nomenklaturze, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że wielkość odgrywa tutaj decydującą rolę. Nie chodzi jednak o szufladę, w którą można wrzucić Nexusa 6. Nie mają sensu te wszystkie etykiety. Bo najważniejsze jest to, co napisałem w akapicie pod zdjęciem.
Motorola Nexus 6 to najlepszy Nexus, jaki kiedykolwiek powstał. To jest bezdyskusyjny fakt numer jeden. Fakt numer dwa brzmi następująco: Motorola Nexus 6 to najmniej doceniany Nexus w historii. Cały czas nie może do mnie dotrzeć, jak bardzo mogłem być pod wpływem powszechnie rzucanych po sieci opinii, że to zbyt duży telefon. Że te gabaryty robią więcej szkody niż pożytku. Naprawdę – z ręką na sercu – większego steku bzdur nie można było wymyślić. Bo Nexus 6 broni się sam.
Zauważ, jak ten model został wykonany. Ramka, którą widzimy dookoła całego body jest stalowa. Poprzecinana plastikowymi, ciemnymi wstawkami dodającymi jej sportowo-dynamicznego charakteru. Jako, że recenzowany model był w kolorze midnight blue, toteż w takiej samej barwie jest i ona, co nieczęsto zdarza się wśród dostępnych smartfonów. Sama kolorystyka urządzenia też zasługuje na dwa słowa uwagi, bowiem producent zastosował metaliczny odcień niebieskiego, a przez to dostajemy telefon, który pochłania światło i ładnie mieni się w zależności od pory dnia.
Skoro jestem jeszcze przy ramce, trudno mi nie wspomnieć, jak świetnie została zaprojektowana, pozakrzywiana i wyprofilowana. Wzorniczo model tan został przygotowany na ocenę celującą. To chyba pierwszy w historii Nexus, z którego bije taka charyzma. Aby przełamać jego wielkość designerzy z Motoroli naprawdę się postarali, chcąc całość urozmaicić, ale zarazem nie przekombinować. Naprawdę świetny projekt i rewelacyjne wykonanie. Smaczków, zagięć, zwężeń, przycięć na tej ramce jest tak wiele, że właściwie żaden bok nie jest taki sam.
Szczyt jest najbardziej eksponowany i niemal rozlewający się na plecki, dodając N6 mocnego, niemal monolitycznego zadzioru, chociaż jest tutaj miękko i ładnie pociągnięty finisz. Mamy tu miejsce na tackę z kartą nano-SIM, do której dostajemy się używając dedykowanego kluczyka, a także zlokalizowanego centralnie złącza słuchawkowego. Boki to już łuki, które oglądając Nexusa 6 z profilu, przywodzą skojarzenia z czymś, co określilibyśmy mianem fit lub slim: wąsko od góry, rozszerzone przy środku i ponownie zawężone zbliżając się ku dołowi. Lewy bok jest gładki, jak aksamit, prawy za to przełamany stalowymi przyciskami włączania oraz regulacji głośności.
Pierwszy ma chropowatą fakturę, twardej stali, co sprawia, że jest świetnie wyczuwalny, ostry, z twardym skokiem. Drugi jest gładki, ale zachowuje się bardzo podobnie i stawia minimalny opór przy naciskaniu, czego nie uznaję za wadę, bowiem wtapia się to w ogólny charakter urządzenia i w niczym nie przeszkadza. To też ciekawy flirt wykończeniowy – skoro jest gładko, to naruszono to poprzez dosypanie stalowego, kanciastego w odbiorze pieprzu ;).
Tył jest plastikowy i przyjemnie – w stylu Motoroli – zaokrąglony. Dzięki temu – pomimo, że mamy do czynienia z sześciocalowym potworem – Nexus 6 kapitalnie leży w dłoni. Okrągłe wgłębienie na logo producenta pozwala oprzeć w nim palec, a majestatycznie wygrawerowana nazwa modelu podkreśla, że mamy do czynienia z bardzo konkretnym produktem.
[showads ad=rek2]
Nie będę Cię oszukiwał. Jedną ręką nie będziesz w stanie go obsłużyć, a i ciężko Ci będzie nawet jeśli masz długie palce. Moje do najkrótszych nie należą i muszę przyznać, że najlepiej pracuje się z Nexusem 6, kiedy do gry wkracza druga dłoń. Niemniej – w jednej też da się sporo wykonać, ale jeśli chcesz nabyć ten smartfon, to musisz rozumieć, że on dla dwóch dłoni jest przeznaczony i… głosu, o czym nieco później.
Wady tych plecków? Po pierwsze paskudnie się palcują i estetycznie kiepsko to wygląda. Po drugie istnieje ryzyko, że odkładając N6 na twarde powierzchnie, w stylu stoły, biurka etc. – klapka ulegnie zarysowaniom. U mnie nie ma póki co ani jednej ryski, ale specjalnie dla nich mam zawsze ze sobą miękki materiał, na który odkładam Nexusa 6. Przeginam? Nie – po prostu nie chcę nosić tak świetnie wykonanego smartfona w etui lub jakimś case-ie. Wytrzymałem z nim może tydzień?
Co nam zostało? Spód – wąski, wyprofilowany trochę w stylu smartfonów od LG, ze złączem micro-USB na środku, które obsługuje podłączane pendrive’y, a zatem jeśli posiadasz taki, to możesz ze swojego Nexusa 6 zrobić również urządzenie, które rewelacyjnie sprawdzi się przy transferze danych z czego od czasu do czasu korzystam, tym bardziej że wszystko mam w Chmurze i zdarza się, że przeniesienie pliku na pendrive jest konieczne w celu przekazania go dalej.
OK – czas na front. Tutaj oczywiście uderza w oczy piękne szkło Gorilla Glass 3 wykonane w technologii 2.5D, które wychodzi minimalnie ponad ramkę, a na krawędziach jest zaokrąglone. W prawym górnym narożniku znalazło się miejsce dla przedniego aparatu, a po lewej stronie zaraz obok podłużnego głośnika na czujnik światła. Zresztą głośniki są dwa, przedzielone lub może raczej ubogacone plastikową maskownicą, która nieco wystaje ponad nie i zarazem ponad ekran, dzięki czemu nawet jeśli położymy Nexusa 6 wyświetlaczem do dołu, to ten nie złapie żadnych rys.
Niestety zbiera się w rowkach sporo pyłków kurzu, zatem trudno zadbać o estetyczne względy po jakimś czasie użytkowania. Nie jest to może bardzo rzucające się w oczy, ale jednak może trochę przeszkadzać estetom, chociaż dla tak wrażliwych osób ten smartfon i tak nie przemówi. On jest w swoim wykonaniu za bardzo fighterski. Elegancki, ale bezkompromisowy. Monolityczny i momentami majestatyczny, ale nie nudny, finezyjnie wykończony i bardzo dobrze przemyślany.
Drzemie w Tobie niedźwiedź? To Motorola Nexus 6 jest dla Ciebie!
[showads ad=rek1]
EKRAN
Jest pięknie. Cholernie pięknie! Przekątna 5,96 cala, rozdzielczość 2K (QHD) wynosząca 2560×1440 pikseli, gęstość ułożenia punktów na cal to 493 ppi, klasa ekranu AMOLED. Ktoś ma wątpliwości, czy obraz na takim wyświetlaczu może zachwycać? Tak – jest super. Natychmiast przyzwyczaiłem się do jakości, ostrości czcionek, komfortu płynącego z czytania ebooków i eprasy. Ale wiem też, że nie musi się Tobie ta kolorystyka podobać.
Jak to z AMOLED-ami bywa – są one pięknie nasycone, wręcz obłędnie, ale kurczę nie da się ukryć, że ma to też nieco wad. Barwy nie są naturalne, czerwień jest do granic czerwona, ale nie tak, jak w rzeczywistości, podobnie z niebieskim i zielonym, ale też czernią, która jest tak głęboka, że mając przed nosem w tym kolorze obraz – trudno rozpoznać, gdzie się kończy ekran, a gdzie zaczyna ramka.
Ponadto widać, że biel traci swój urok, kiedy spojrzysz na wyświetlacz Motoroli Nexusa 6 pod kątem. Wówczas robi się żółtawa lub fioletowa – zależnie od perspektywy. Niemniej – niezwykle rzadko patrzy się w ten sposób na urządzenie, zatem specjalną wadą być to nie może. No chyba, że ktoś przywiązuje do tego ogromną wagę, ale trzeba być wyjątkowo upierdliwym, aby doszukiwać się tutaj jakichś komplikacji.
Zasadniczą zaletą i właściwością Motoroli Nexusa 6 jest obecność tak dużego panelu. Jego proporcje (16:9) są idealne do konsumowania dynamicznych, aktywnych multimediów. Dzięki świetnej kolorystyce, to prawdziwa gratka dla graczy. Nie inaczej jest przy oglądaniu materiałów wideo, co coraz częściej zdarza mi się na smartfonach właśnie, i tutaj czerpałem z tego ogromną przyjemność.
Na przodzie mamy też wymienione przeze mnie szkło Gorilla Glass 3 od firmy Corning i naprawdę nie mogę napisać, abym złapał jakiekolwiek rysy lub zadrapania w czasie przeprowadzania testu. Ty też nie będziesz mieć z tym problemów. Na co w takim razie mogę ponarzekać? Otóż jasność tego wyświetlacza pozostawia naprawdę wiele do życzenia. OK – nie jest może najtragiczniej, ale mamy okres wiosenno-letni, a zatem jest bardzo słonecznie i jasno na zewnątrz, a to sprawia, że po prostu nie wszystko jest należycie czytelne. Ma to też swoje przełożenie na czas pracy na baterii, bowiem niemal bez przerwy w czasie testu miałem jasność ustawioną na maksymalnym poziomie.
WYDAJNOŚĆ
Motorola Nexus 6 to prawdziwa petarda. Staruje z kopyta i trudno ją zatrzymać. Jest to niesamowicie ekscytujące, kiedy wszystko, ale to zupełnie wszystko staje przed naszymi oczami w ciągu sekundy. Żartowałem z Krzysztofem Bojarczukiem, że smartfon ten wykonuje akcję, zanim ja zdążę w ogóle dotknąć ekranu ;) – coś, jak Lucky Luck i jego cień z czołówki tej kultowej kreskówki ;).
Za tak kapitalne rezultaty odpowiada superszybki Qualcomm Snapdragon 805, pracujący na czterech rdzeniach Krait 450, a każdy kręci się z częstotliwości 2,7 GHz. Dochodzi do tego świetna grafika Adreno 420 oraz 3 GB pamięci operacyjnej. Co więcej? Nexus 6 jest idealnie przygotowany do rejestrowania i odtwarzania materiału w wysokich rozdzielczościach, jak 4K. I zasadniczo w specyfikacji procesora temu zagadnieniu poświęca się sporo miejsca, akcentując doskonałą kompatybilność z telewizorami Ultra HD etc. Wiadomo więc, że to multimedialna żyleta!
Co więcej układ wspiera szybkie ładowanie w standardzie micro-USB 2.0, które przy tej pojemności baterii, jaką zastosowano w N6 działa po prostu bosko! Snapdragon 805 jest mi już doskonale znany chociażby z Samsunga Galaxy Note 4 (TUTAJ jego recenzja) oraz Galaxy Note EDGE (TUTAJ również moja recenzja). Jest więc dokładnie tak, jak mogłem się tego spodziewać – szybko, szybciej, najszybciej! Ten procesor to czysta moc, która ani na chwilę nie zwalnia. Doceniam to szczególnie z tej perspektywy, że w żaden sposób nie zostało ograniczone taktowanie zegarów, a więc jeśli tylko temperatura nadmiernie nie wzrasta, to Motorola Nexus 6 jedzie na pełnym gazie wyciągając prawdziwy czad ze wszystkich czterech rdzeni.
Ma to też swoje małe minusy. Jednym z nich jest fakt, że tak wielka, nieujarzmiona moc może przekładać się na nieco gorsze wyniki pracy na jednym ładowaniu. Ale z drugiej strony – nie wyobrażam sobie, aby w smartfonie, który jest Nexusem układ obliczeniowy miał pracować wolniej! I chwała za to Motoroli, Google i Qualcommowi, że nie poszli w żadną z tych stron. Jest MOC, MOC i jeszcze raz MOC. Myślę, że Snapdragon 805 pięknie wieńczy też świetną serię osiemsetek, które ten producent wypuścił. Wiem, że 810 nie jest tak udany bo się odczuwalnie nagrzewa przy czym i tak reprezentuje jeszcze wyższą ligę. Niemniej jego starszy brat nie pozostawia żadnych pytań. Nie zamieniłbym się tutaj na żadnego Exynosa, MediaTek, czy innego RockChipa.
Nexus 6 od Motoroli dostał też wiele innych charakterystycznych dla flagowych urządzeń podzespołów. WiFi pracuje zatem wykorzystując najnowsze standardy 802.11ac 2×2 MIMO, czyli Multi Input Multi Output, korzystający przy transmisji i odbiorze danych z wielu anten jednocześnie, co przekłada się na efektywniejsze zarządzanie siecią oraz stabilność połączenia. Ponadto jest Bluetooth w wersji 4.1, dzięki któremu – w porównaniu do Bluetooth 4.0 – odczułem wyraźną poprawę w jakości łączności ze swoimi smartwatchami z Androidem Wear. Nie zabrakło modułu NFC, na pliki otrzymasz 32 GB pamięci. W Nexusa 6 wbudowane są również: barometr pokazujący wysokość ciśnienia atmosferycznego, magnetometr, żyroskop, czujnik światła otoczenia, akcelerometr, żyroskop, GPS. Brakuje mi jedynie diody powiadomień, tak przeze mnie w Nexusach cenionej.
Kolejnym istotnym punktem jest wyposażenie Motoroli Nexusa 6 w złącze Qi do bezprzewodowego ładowania, a do tego nie musimy zmieniać standardowej klapki, na taką, która tą funkcję obsłuży. Jeśli masz pod ręką odpowiednią ładowarkę, wystarczy że położysz na niej nowego Nexusa i voila – sprzęt się ładuje!
SYSTEM, MULTIMEDIA, APLIKACJE
Motorola Nexus 6 debiutował na rynku z Androidem 5.0 Lollipop. Obecnie pracuje na najświeższej wersji tego systemu, czyli Androidzie 5.1.1 Lollipop. Od czasu oficjalnej prezentacji wiele się zdążyło już zmienić. Lizak znacznie dojrzał, jest bardziej stabilny i po kolejnych aktualizacjach lepiej zoptymalizowany. Wprowadził też zasadnicze nowości do interfejsu, które zadomowiły się również w innych platformach i aplikacjach. Najważniejsze funkcje, które otrzymujemy z Lollipopem opisałem TUTAJ.
Trudno jednak nie wspomnieć o nich przy recenzji Nexusa 6. Oczywiście najważniejszą zaletą tych smartfonów jest fakt, że system, pod kontrolą którego pracują jest „czysty”, stockowy. Nie posiada zatem żadnych nakładek od producentów, jak Sense od HTC czy TouchWiz od Samsunga. Są tego wady i zalety. Ogromnym plusem jest świetna optymalizacja, świeży interfejs, łatwość i szybkość w przeprowadzaniu procesu aktualizacji, a do tego niesamowicie dobra wydajność.
Minusem jest fakt, że właściwie wszystko trzeba sobie samemu zainstalować, pobierając konkretne aplikacje ze Sklepu Play. Przykład? Wspominałem opisując hardware, że możliwe jest podłączenie do Nexusa 6 pendrive’a. Ale system w żaden sposób nie zakomunikuje Ci, że umieściłeś/-aś coś w micro-USB. Żeby móc przeglądać zawarte tam dane trzeba zainstalować eksplorator plików, jak ES Explorer albo Astro. W smartfonach np. Samsunga taka aplikacja jest już w standardzie.
Interfejs jest więc możliwie najprostszy, a Android wygląda tak, jakim go Google stworzył. Oczywiście przez lata ta filozofia mocno dojrzała, bowiem gigant ma w swoim portfolio już tak dużo apek, które są preinstalowane razem z systemem, że od wyjęcia z pudełka bardzo dużo już zrobimy bez konieczności wspierania się zewnętrznymi aplikacjami. Do tego świetnie usprawniono proces instalacji systemu i kopiowania danych z innego urządzenia poprzez użycie łącza NFC lub po zalogowaniu na konto Google, w ramach którego nie tylko przejrzysz przypisane do niego apki, które już wcześniej pobierałeś/-aś, ale też możesz je np. odznaczyć, jeśli nie chcesz czegoś widzieć w nowym smartfonie.
Jeśli lubisz prostotę i minimalizm będziesz zachwycony/-na. Google wciąż pozostawia Ci spory wybór z czego możesz korzystać. Dostępność jego rozwiązań – dosłownie – na wyciągnięcie palca – sprawia, że łatwo się od nich uzależnić, a co za tym idzie – przesiadka na Windows Phone lub iOS jest bardzo trudna, chociaż w tym pierwszym przypadku gorsza z powodu małego udziału WP8.1 w rynku mobilnym, przez co Google zupełnie nie dba o swoje apki na platformę Microsoftu, chociaż jest ona kapitalnie przygotowana do pracy i działa bardzo dobrze.
Sam Lollipop przyniósł zmiany przede wszystkim w wyglądzie, a nowy kierunek wzorniczy nazwano Material Design, który charakteryzuje się tym, że zachowując płaski interfejs (tzw. flat design) i odpowiednio operując głębią kolorów, cieniami i prostymi figurami geometrycznymi wypełniającymi obszar roboczy, udało się uzyskać jednocześnie efekty przestrzeni i głębi. W nakładkach producenckich nie jest to tak widoczne, ale w Lollipopie – na którymkolwiek Nexusie – już tak. W tym samym tonie utrzymane są również animacje, a całość nabrała wyrazistości i świetnie wygląda. Poszczególne elementy menu są matowe, jednolite, proste i funkcjonalne. Jedną z najefektywniejszych nowości jest tutaj kapitalna ekspozycja treści w powiadomieniach, dzięki czemu właściwie bez odblokowywania smartfona można wykonać szereg akcji i podejrzeć wszelkie nadchodzące interakcje, jak połączenia, SMS-y, maile, powiadomienia ze społecznościówek, apek agregujących treści etc. i od razu na nie odpowiedzieć.
Ale wygląd to jedno. Natomiast znacznie ważniejszych jest kilka nowości na poziomie samej struktury Androida Lollipop. Oto one:
- Środowisko uruchomieniowe ART – czyli zestaw instrukcji, który zastąpił dotychczasowe (Dalvik), mające wpływ – jak sama nazwa wskazuje – na szybkość włączania się aplikacji. Google zapewnia, że poprawa jest czterokrotna w wydajności. Ponadto nowe środowisko pozwala na lepsze zagęszczenie aplikacji działających w tle, zatem przeskakiwanie pomiędzy nimi jest proste i efektywne. Ostatnią z najważniejszych cech ART jest lepsze radzenie sobie z bogatymi wizualnie aplikacjami, tak aby ładowanie poszczególnych elementów było płynne.
- Lollipop obsługuje urządzenia z chipami 64-bitowymi. Nexus 6 nie pracuje z takim układem, ale za to Nexus 9 od HTC (świetna recenzja Przemka Krawczyka TUTAJ) – już tak. W sumie szkoda, że Google nie zdecydował się na nowszą architekturę procesora, bo mógłbym zobaczyć działanie N6 w pełnej krasie na Lizaku, ale nie zmienia to faktu, że i tak jest pięknie.
- Lepsze wsparcie dla multimediów i muzyki polegające na szybszej interakcji z podłączanymi zewnętrznymi akcesoriami, jak np. sprzęt audio, bowiem wspierany jest standard USB-audio, dzięki czemu poprzez ten port można łączyć się z mikrofonami, mikserami, głośnikami czy też wzmacniaczami, i w pełni korzystać z aplikacji do mieszania aż ośmiu kanałów muzycznych.
- Kolejną multimedialną nowością jest wsparcie dla OpenGL ES 3.1, dzięki czemu z adekwatnym hardware – Lollipop może być tak wydajny przy obsłudze zaawansowanej grafiki, jak komputery PC i konsole!
- Lizak wnosi obsługę RAW-ów oraz innych formatów nieprzetworzonych, jak YUV w fotografii. Przy okazji w ustawieniach rejestrowania obrazu dla poszczególnych klatek, jest w stanie wpływać na matrycę, obiektyw i lampę błyskową. Oprócz tego gromadzi i zapisuje wiele metadanych, jak np. rodzaj optyki, modele hałasu etc.
- W nowym systemie pojawia się mocne wsparcie dla odtwarzania wideo w rozdzielczości Ultra HD, czyli 4K, a także dla tunelowego przesyłu dobrego jakościowo obrazu w Android TV.
- Osoby z wadami wzroku dostają kilka opcji odwracania barw, a dzięki temu lepszego zarządzania ekspozycją treści.
- Oczywiście moje ulubione Google Now, które w połączeniu z poleceniem OK, Google robi z każdego smartfona prawdziwie samodzielny, prawie bezdotykowy sprzęt.
- Poprawiona została łączność Bluetooth i WiFi oraz płynne przełączanie się między sieciami, bez konieczności zrywania połączenia np. w trakcie rozmowy VoIP.
Nowości jest oczywiście znacznie, znacznie więcej. Trudno zawrzeć wszystko, tym bardziej, że z wielu z tych opcji nie korzystam, bo np. nie mam głośników podłączanych przez micro-USB. W każdym razie Lollipop jest rewelacyjnie przygotowany do pracy na wielu poziomach, dzięki czemu możesz bez obaw dysponując sprzętem z górnej półki, otwierać wiele do tej pory zamkniętych przed Tobą drzwi technologicznych.
W Motoroli Nexusie 6 działanie systemu jest bardzo zadowalające. Lollipop jest nieźle zoptymalizowany, nie sprawiał właściwie żadnych kłopotów, nawet jeśli nie resetowałem go przez wiele, wiele dni. Co ciekawe nie zamykałem też żadnych aplikacji – może poza sporadycznymi oknami z przeglądarki – a i tak wszystko działało na najwyższym poziomie, raz po raz dostarczając mi minimalne przycinki, które byłbym w stanie zrzucić raczej na barki zewnętrznych developerów niż wady Lizaka, aczkolwiek z wielu opisów w sieci wiem, że potrafi on być też awaryjnym. Kiedy miałem go na LG Nexusie 5 również nie ustrzegłem się jakichś niedogodności, ale w ogólnym rozrachunku ciężko doszukiwać się wad.
GOOGLE NOW – CZYLI PRZESTAŃ NARZEKAĆ NA WIELKOŚĆ NEXUSA 6!
Dopóki Motorola Nexus 6 nie trafił w moje ręce, byłem święcie przekonany, że – parafrazując pewne sarkastyczne powiedzenie – miliony much nie mogą się mylić. Wszyscy recenzenci zwracali uwagę na wielkość N6 i narzekali, jak bardzo nie jest praktycznie wykorzystana przestrzeń ekranu, z którym Lollipop zdaje się nie dawać sobie rady. Bo Samsung daje to, a HTC tamto i nawet w Sony jest coś tam.
Z uwagi na ową wielkość – jak napisałem na początku – rzeczywiście nie da się do wielu czynności w Nexusie 6 podejść bez użycia dwóch dłoni. Ale przecież system Android, to w dużej mierze również silnie promowana i eksponowana asystentka – Google Now. Myślę, że śmiało mogę postawić tezę, że skoro N6 jest taki wielki, to w końcu może ludzie zaczną zauważać, że coś takiego w ogóle istnieje?
Bo dzięki Google Now obsługa smartfona (jak i smartwatcha z systemem Android Wear) zaczyna wyglądać zupełnie inaczej, kiedy dłonie zastąpi się… głosem! I wcale nie trzeba w przypadku edycji smartfonowej tej aplikacji znać języka angielskiego. Ostatnia aktualizacja przyniosła wsparcie dla naszej rodzimej mowy i możemy szereg czynności zlecać Nexusowi wypowiadając konkretne, a zarazem bardzo naturalne komendy. Oto kilka przykładów – bierzcie i korzystajcie – te innowacje po to właśnie są!
1. OK Google – zadzwoń do (imię i nazwisko osoby z książki telefonicznej).
2. OK Google – wyślij SMS do (j.w.) i dyktujemy wiadomość. Wszystko jednym ciągiem.
3. OK Google – ile lat ma Brad Pitt?
4. OK Google – ile kalorii ma ziemniak?
5. OK Google – kurs Euro.
6. OK Google – ile to jest 5 razy 5 dodać 12?
7. OK Google – przelicz 10 dolarów na euro.
8. OK Google – pogoda Warszawa.
9. OK Google – 1 kilogram to ile gramów?
10. OK Google – ustaw przypomnienie pamiętaj żeby zadzwonić do urzędu skarbowego jutro rano o 09:00.
11. OK Google – kiedy urodził się Albert Einstein?
12. OK Google – kiedy urodził się Lech Wałęsa?
13. OK Google – gdzie jest najbliższy parking?
14. OK Google – gdzie jest najbliższa pizzeria?
15. OK Google – jak wysoki jest Mount Everest?
Proste prawda? Przykłady użycia można by mnożyć tak naprawdę, zatem argumenty na temat za dużego ekranu na pewno w świetle tych prób znikają i to w sporej części. Myślę, że technologie mobilne Ciebie i mnie po prostu przeskoczyły o kilka długości. Co Tobie i mnie po kilkudziesięciu ficzerach, skoro nie potrafimy korzystać efektywnie nawet z jednego, a przy okazji jeden osobik z drugim obwiniają sprzęt za jego wielkość wszędzie tam, gdzie można po prostu użyć głosu! A Google Now jest tak integralnym składnikiem systemu, że całkowicie nie wyobrażam sobie po to rozwiązanie nie sięgać. Tym bardziej, że na zadane pytania asystentka ta odpowiada w języku polskim kobiecym głosem!
Podsumowując – Motorola Nexus 6 to świetnie wyposażony smartfon nie tylko pod względem hardware, ale i oprogramowania. Jeśli Android cieszy się kiepską sławą w urządzeniach innych producentów, to tutaj dostaniesz jego najczystszą, najlepszą i najbardziej optymalną wersję.
APARAT
Podobały Ci się zdjęcia robione smartfonem LG G3? To te, które wykonuje Motorola Nexus 6 również przypadną Ci do gustu. Jest tutaj zdecydowanie najlepszy aparat, jaki znalazł się w tej linii telefonów. Na odwrocie dostajesz 13 Mpx matrycę, z bardzo jasną przysłoną f/2.0, dzięki której do obiektywu wpada bardzo dużo światła, a zatem nawet w pochmurne, szare dni lub w nocy, poszczególne kadry wychodzą bardzo obiecująco. Osobna sprawa, że pięknie działa tutaj też optyczna stabilizacja obrazu.
Dlaczego użyłem porównania z G3? Bo w N6 zastosowano bardzo podobną kamerkę, co w zeszłorocznym flagowym modelu LG, a jego producentem jest nie kto inny, jak ceniony w świecie fotografii Sony. Dostajemy więc świetną optykę na zaawansowanym poziomie, która naprawdę sporo może. Wreszcie nie ma tragicznych problemów z ustawianiem ostrości, aczkolwiek nie jest tutaj bezawaryjnie i czasami trzeba się trochę natapać, zanim Nexus 6 złapie i wyostrzy punkt, który sobie upatrzyliśmy. Najlepiej jest oczywiście w ciągu dnia i przy naturalnym oświetleniu, ale wreszcie nexusowcy mogą nacieszyć oko uwiecznianymi przez siebie chwilami.
Fajnym i bardzo oryginalnym rozwiązaniem jest dodanie podwójnej diody doświetlającej LED, którą ukryto w… pierścieniu wokół aparatu! Świetne rozwiązanie, które nie dość, że jest niewidoczne do momentu aż nie uruchomimy flasha, a do tego świetnie się prezentuje. Jak działa? Doświetlenie jest całkiem niezłe (widać to na zdjęciach poniżej). Osobiście nigdy nie używam lampy, więc robiąc to na potrzeby recenzji nie czułem się porwany, ale i tak wypadało to lepiej niż myślałem.
Wszystkie zdjęcia w oryginalnych rozdzielczościach do zobaczenia na naszym koncie Flickr.
BATERIA I TEMPERATURA
Motorola Nexus 6 to smartfon wyposażony w baterię o pojemności 3220 mAh – WOW, co za radość po Nexusie 5 z ogniwem 2300 mAh, którego musiałem ładować w ciągu dnia trzy razy! Tak – dwa razy to był standard. Trzy razy zaczynało nim być. Z N6 oczywiście przy tak dużym akumulatorze już nie jest źle, ale… no właśnie – coś kosztem czegoś. Mocny procesor, ekran 2K – sami rozumiecie… Cudów nie ma, ale nie mogę też napisać, żeby było źle. Nexus 6 jedzie u mnie na jednym ładowaniu pełen dzień. Jeśli odłączę go od ładowarki o 06:30, to po w miarę intensywnym dniu zostaje mi wieczorem jakieś 20 proc.
Zasadniczo mogłem liczyć na czas pracy ekranu od ok. 2,5h do ok. 3h, aczkolwiek najczęściej dobijałem do mocnych 2h niż 3h. To i tak poważna zmiana, bo po ponad roku od zakupu Nexus 5 trzymał ok. 1h 15 min., czasami 1h 30 min. Nie było szans, żeby dojechać do 2h. Z Nexusem od Motoroli jestem więc dużo szczęśliwszym człowiekiem :).
Ale prawdziwe dwa świetne rozwiązania, które towarzyszą baterii są dopiero przed nami. Pierwsze to wspomniane już wyżej ładowanie bezprzewodowe. Nie mam indukcyjnej ładowarki dedykowanej Nexusowi 6, ale model dla Lumii. Oczywiście nie ma żadnego problemu z wykrywaniem na niej mojego smartfona, proces ładowania nie jest najgorszy i nie trwa w nieskończoność, ale zależny jest od poziomu rozładowania telefonu. Przy moim użytku wymaga to odłożenia na matę indykcyjną na około 2,5 h. Co ciekawe – Lumia 830 (TUTAJ moja recenzja), która jest moim drugim smartfonem w codziennym użytku, w czasie ładowania strasznie się zagrzewa, a Nexus jest tylko nieznacznie cieplejszy.
Ale prawdziwa radość to proces samego ładowania przez kabel – i to jest ten drugi smaczek wymieniony w akapicie powyżej. Po podłączeniu przez dedykowaną ładowarkę do gniazdka elektrycznego w 20 minut z poziomu 7 proc., bateria ładuje się do 30 proc. Po 41 minutach jest już 55 proc., a w godzinę ogniwo jest pełne w 80 proc! Pełne naładowanie następuje zatem po około 1h i 20 min. To naprawdę świetny rezultat. W praktyce jest tak, że widząc, że mam 25-30 proc. baterii, a wiem, że jeszcze wiele przede mną, to właściwie po jednej godzinie pod prądem mój smartfon jest gotowy do działania przez kolejną dobę! Rewelacja!
OK, to rzućmy okiem na temperatury. Narzekać nie mogę. Nexus 6 prawie się nie przegrzewa. Przy absorbujących zadaniach robi się odczuwalnie ciepły, ale tragedii nie ma. W każdym razie nie parzy. Jedynie kiedy nieprzyjemnie odczuwam ciepło, to sytuacje, gdy np. w zamkniętym pomieszczeniu sprawdzam coś na Mapach Google i wówczas włącza się GPS z usługami lokalizacyjnymi. Wtedy potrafi się zrobić bardzo gorąco. Przy większości czynności źle nie jest, ale jak zaprzęgniesz N6 do zabawy w zaawansowane gry, to te będą pięknie śmigać i równie mocno podnosić ciepłotę plecków. Taki urok pasywnego chłodzenia, wysokiego taktowania i oczywiście natury Snapdragonów.
PODSUMOWANIE
Nie chciałem kupować Motoroli Nexusa 6. Ale ten smartfon stał się właśnie moim następcą LG Nexusa 5 (TUTAJ moja recenzja), którego kochałem całym moim cyfrowym sercem. Sprzedałem go wyłącznie dlatego, że wiedziałem, że teraz każdy miesiąc sprawia, że jego wartość na rynku spada, a nie mogę pozwolić sobie na to, aby jego upłynnienie z czasem było nieopłacalne. Dzisiaj strasznie żałuję, że tak późno wybrałem Nexusa 6, jako następcę półtorarocznego N5. Im dłużej z niego korzystam, tym bardziej jestem do niego przekonany.
Zalety Nexusa 6 to jego wielkość, która dzięki zakrzywionym pleckom umiejętnie dopasowuje się do dłoni, oddając przy okazji maksymalnie duży obszar roboczy naszym palcom i oczom. Dodatkowo nie można nie wspomnieć po raz kolejny o fantastycznej, płynnej pracy i wydajności na najlepszym poziomie! Jest szybko, solidnie, bezawaryjnie, a kapitalny układ obliczeniowy przygotowany jest do szeregu zadań z wykorzystaniem najnowszych zdobyczy multimedialnych.
Lubię przejrzysty interfejs oraz niczym niezmącony czysty system, a najnowszy – jeszcze aktualny – Android 5 Lollipop taki właśnie jest. Wnosi szereg świetnych udoskonaleń na poziomie obsługi sprzętowej i software-owej, a dzięki temu wszystkie procesy odbywają się szybciej, efektywniej i płynniej. Czy to jest piękne? Tak, to jest totalnie piękne! Uwielbiam ten system – zachwycam się urządzeniem! Trudno tego nie robić, skoro na ekranie Quad HD prezentowany obraz jest w najwyższej jakości, czcionki idealnie skrojone do czytania elektronicznej prasy i ebooków, na wyświetlaczu mieści się więcej treści, na wszystko jest przestrzeń, a konsumpcja multimediów bajeczna. Mały minus muszę dać jednak za jasność, która w słoneczny dzień na najwyższym poziomie jest po prostu niewystarczająca, a kolorystyka momentami nieco przesadna.
Zawiedziony jestem również trochę aplikacją aparatu, która jest po prostu fatalna. Nie ma praktycznie do dyspozycji żadnych opcji konfiguracyjnych i trzeba zdać się wyłącznie na tryb auto. Na szczęście jest HDR Plus, ale zauważyłem, że wykonane zdjęcia potrzebują często sporo czasu, żeby zostać przetworzonymi, co potrafi prowadzić do zawieszenia aplikacji. Sytuację ratuje bardzo dobra optyczna stabilizacja obrazu i ogólnie niezłe parametry techniczne aparatu, które są bardzo zbliżone do tych, jakie oferuje zeszłoroczny – świetnie przyjęty – flagowy LG G3.
Perfekcyjny wygląd, rewelacyjne wykonanie, mocne podzespoły, wydajna bateria, możliwość rootowania, aktualizacje systemu zawsze w pierwszej kolejności. Może i Motorola Nexus 6 jest drogim smartfonem, ale wartym swojej ceny. Może po wyjęciu z pudełka nie pozwala na to, na co prominentny Samsung Galaxy Note 4, ale przecież Note 4 nigdy nie da swoim użytkownikom opcji wgrania niezależnego systemu! I vice versa – Nexus 6 nigdy nie będzie cyfrowym notatnikiem, ale nie ma nim być, bo nie jest do tego zaprojektowany.
Zakończę tak, jak zacząłem tą recenzję. Motorola Nexus 6 jest najlepszym Nexusem, jaki do tej pory pokazał się na rynku. Motorola Nexus 6 jest zarazem najmniej docenianym Nexusem w historii. I możesz mieć milion argumentów przeciw temu urządzeniu, ale one wszystkie upadają, gdy zaczynasz korzystać, a Twoja codzienna praca po prostu znika. Nexus 6 żre szybkością, żre wydajnością, żre możliwościami, żre wielkością. Bez kagańca – nie podchodź!