SŁOWEM WSTĘPU
Uważny Czytelnik naszego bloga zauważy, że tytuł mojej recenzji jest taki sam, jaki swojej nadał Michał Brożyński, który miał przyjemność recenzować Lumię 950XL. Nie jest to może oryginalne z mojej strony, ale te słowa idealnie spinają również moją opinię na temat mniejszej – Lumii 950. Dlaczego? Bo to chyba jedna z najtrudniejszych recenzji, jakie miałem do napisania w ostatnim czasie. Pomimo pozytywnego podejścia do Lumii 950, mój optymizm wyparował bardzo szybko i ciężko było go szukać podczas testów. Próbowałem się przekonać, próbowałem to rozgryźć, spojrzeć z innej strony, ale za każdym razem wynik mi się nie zgadzał. I choćby nie wiem co, to równanie nie ma rozwiązania, bo po drodze jest wiele rzeczy, które skutecznie zaburzają ogólny obraz, jaki miał prezentować ten smartfon, a jaki prezentuje w codziennym użytku.
Wiele rzeczy można rozwiązać, wiele można naprawić, ale mam wrażenie… Nie! Jestem pewny, że Microsoft pokpił sprawę i to na całej linii. I właśnie dlatego będzie to ciężka recenzja dla mnie, bo już teraz mogę Ci napisać, że nie widzę w tym telefonie nic, co mogłoby mnie zachęcić do wydania swoich oszczędności. Wtopiona szansa na udany powrót? Zdecydowanie i podobnie, jak Lumia 950 XL, tak i mniejszy model zaprzepaścił tę szansę. Dla mnie już bezpowrotnie. I choćbym nie wiem, jak bardzo się wysilał, to nie umiem jednoznacznie wyznaczyć grupy docelowej. Na dzisiaj, w porównaniu z bezpośrednią konkurencją, Lumia 950 jest skazana na pożarcie. I to w jednym kawałku.
WZORNICTWO I WYKONANIE LUMII 950
Zacząłem ostro, ale podejdź kiedyś do sklepu i chwyć do ręki Lumię 950. Potrzymaj ją, przyjrzyj się dokładnie, pomacaj, podotykaj. I zupełnie szczerze odpowiedz sam(a) przed sobą, czy w 2016 roku, gdzie w flagowych urządzeniach dominuje metal i szkło – ba otrzymują je nawet średniaki(!) – jest miejsce na takie wykonanie w tak prominentnym urządzeniu? Jeśli masz problem z odpowiedzią, to spójrz jeszcze na cenę. I co? Bo moim zdaniem Microsoft załatwił ten telefon już na samym wstępie.
Michał w swojej recenzji Lumii 950 XL zwrócił uwagę na wiele mankamentów i mniejszy model z kretesem je powtarza. Trzeszczący, mało pewny plastik, który tak naprawdę różni się od innych modeli Lumii tylko tym, że jest matowy. Wziąłem do ręki Lumię 640 mojej mamy. Telefon, który można kupić za grosze. I szczerze pisząc, nie odczułem żadnej różnicy między obydwoma modelami, a wręcz jestem w stanie dyskutować, że flagowiec trzeszczał jak stara szafa, przy czym L640 nie wydała z siebie ani pisku.
Możesz zarzucić mi czepialstwo, zwracanie uwagi na nieistotne szczegóły. Śmiało, ale gdybym wydał około dwóch tysięcy złotych na flagowca i zobaczyłby to kiepskie wykonanie, to poczułbym się oszukany. Jedyny plus to tylko to, że powierzchnia klapki nie jest świecąca, poza tym jest dla mnie niestabilna, a o jej łatwym zarysowaniu nie wspominam, choć to akurat może się przydarzyć każdemu. Generalnie cały wzorniczy mechanizm konstrukcyjny jest dokładnie taki sam, jak w starych Lumiach, w których całe body wpuszczane było w wykonaną z tworzywa sztucznego tylną klapkę.
Nie przystoi w takiej klasie urządzeniu, takie wykonanie. A jeśli jeszcze czujesz, że jestem niesprawiedliwy i jesteś jeszcze przy półce sklepowej, to podejdź do takich smartfonów jak Honor 5X, czy Samsung Galaxy A3/A5 2016. To są urządzenia z tzw. średniej półki, a ich cena jest wyraźnie niższa od Lumii 950. Wizualnie koszą urządzenie Microsoftu równiutko przy ziemi. Oryginalny nie jestem, do tych samych wniosków doszedł Michał (nawet niezależnie wymienił te same telefony w swoim wpisie, bo sam testował je krótko przed L950XL) i myślę, że w tej sytuacji pozostaje Ci dojść do jednego wniosku – że mamy rację.
Nie ma tutaj wzorniczo ani jednego punktu zaczepienia, który sprawiłby, żebym mógł przyznać, że tak ważny z perspektywy Microsoftu smartfon na rok 2016, został wykonany jak należy. Jest moim zdaniem wtórne, i jak na tę półkę cenową, wykonanie po prostu złe. I to tyle. Nie będę się więcej znęcał nad wyglądem.
EKRAN W LUMII 950
Wyświetlacz jest piękny. I tak, będzie tutaj dużo kontrastujących słów z działem powyższym, w którym opisywałem wygląd. Lumia 950 to smartfon, którego zdecydowanie ratuje świetny 5.2-calowy ekran. Zastosowanie wysokiej rozdzielczości oraz panelu typu AMOLED z technologią ClearBlack dopełnia całości.
Wyraźny, ostry i okraszony wspaniałymi kolorami obraz pozwala zapomnieć na chwilę o innych aspektach L950. Wspomniana technologia, stosowana jeszcze za czasów Nokii, pozwala na uzyskanie fenomenalnej czerni, żywych i kontrastowych barw. Wystarczy otworzyć ładną fotografię, by przekonać się, jak pięknie potrafi prezentować treści Lumia 950. I choć zdaję sobie sprawę, że nie każdy jest fanem wyświetlaczy AMOLED, to krytycy nie mogą odmówić temu modelowi, że to jedna z najmocniejszych jego cech.
- przekątna – 5,2 cala;
- typ matrycy – Super AMOLED;
- zastosowana technologia – Clear Black, 24 bity, 16 mln kolorów;
- rozdzielczość – 2560×1440 pikseli;
- szkło ochronne – Corning Gorilla Glass 4;
ClearBlack ma pomóc również przy okazji słonecznych dni, które są zmorą niejednego smartfona. I tutaj przyznam – nie poczułem jakiejś fenomenalnej różnicy, aczkolwiek będąc uczciwym uznaję, że to jeden z najlepszych wyświetlaczy na tego typu warunki. Choć… w mojej skromnej opinii – LG G5 wypadał pod tym kątem lepiej, szczególnie gdy przełączał się w tryb dzienny, gdzie jasność wzrastała nawet o 60 procent. Poza tym, Lumia 950 nie ma się czego wstydzić, ponieważ jestem przekonany, że to co zobaczysz spodoba Ci się. Moc obrazu i jego szczegółowość podkreśla również rozdzielczość WQHD, gdzie wyświetlacz dopiero teraz przy 564 pikselach na cal daje pełnie swoich możliwości. Tutaj – zdecydowana piątka z plusem!
WYDAJNOŚĆ LUMII 950
Mobilna wersja systemu Microsoftu, zawsze odznaczała się dobrą optymalizacją, dzięki czemu nawet gorsze i teoretycznie słabsze modele potrafiły zaskoczył niezwykłą płynnością działania. Co prawda, część niedociągnięć była sprytnie maskowana przez świetne animacje, na które patrzy się za każdym razem z przyjemnością. Nie zmienia to jednak faktu, że pod tym kątem zawsze lubiłem ten system – bo czy to we flagowcu, czy też w budżetowcu, zawsze miało się wrażenie, że wszystko chodzi płynnie.
Tym razem mając w ręku produkt z górnej półki od MS, spodziewałem się maszyny, potwora, który nie będzie musiał podpierać się trikami, pozwalającymi na zatuszowanie płynności działania. I muszę Ci powiedzieć, że nie dostałem tego czego oczekiwałem… To być może będzie trudne do zrozumienia, ale pomimo tak dobrej specyfikacji, Lumia 950 wcale nie porwała mnie płynnym działaniem i nieskazitelną pracą!
- procesor – Qualcomm Snapdragon 808;
- typ układu – 64-bitowy;
- ilość rdzeni – sześć z częstotliwością pracy wynoszącą 1,8 GHz na rdzeniu;
- pamięć operacyjna – 3 GB RAM;
- pamięć na pliki – 32 GB ROM, możliwość rozszerzenia o kartę microSD (do 200 GB).
Pomijam już fakt, że Microsoft jest w tyle, jeśli chodzi o zastosowanie poszczególnych podzespołów, takich jak na przykład procesor. Jednostka, która tutaj pracuje, była użyta chociażby w LG G4, a więc telefonie, który ma już z 1,5 roku. I o ile w czasach, gdy LG decydował się na takie rozwiązanie, było to dobre posunięcie, gdyż ówcześnie Snapdragon 810 miał problemy z grzaniem się, a Snap 808 był dla niego świetną alternatywą. Niemniej Lumia 950 – moim zdaniem – powinna również otrzymać szybszy układ, śladem L950XL, tym bardziej, że Microsoft uporał się z temperaturą i zastosował chłodzenie cieczą.
Jest to dla mnie mankament, ale przecież Snapdragon 808 nie jest złym procesorem, do dzisiaj użytkownicy wspomnianego LG G4 są w pełni z niego zadowoleni, więc dlaczego nie miałoby być podobnie z produktem Microsoftu? To pytanie, na które ciężko odpowiedzieć, ale patrząc na to, jak pracuje Android na flagowcach, o iOS nawet nie wspominam, to Windows 10 Mobile potrzebuje jeszcze dużego szlifu. Generalnie zmorą jest pierwsze uruchomienie praktycznie jakiejkolwiek aplikacji. Dlaczego? Spójrz na poniższe screeny.
Przy produkcie niemal flagowym, kosztującym ponad 2 tysiące złotych, szczerze pisząc, nie mam ochoty widzieć takich obrazków. Nie chcę czekać, chce działać, szybko tu i teraz. Lepiej sprawa ma się z uruchamianiem aplikacji dedykowanych, takich jak chociażby Kalendarz, czy Eksplorator Plików, tutaj widać zdecydowanie lepszą pracę. Nie mogę nic złego napisać, o tym, że telefon się zawiesza, czy też laguje, ale to wczytywanie aplikacji jest uciążliwe, na przykład gdy rozmawiasz z kimś na Messegerze i równocześnie słuchasz muzyki na Spotify. Przełączanie się otwartych aplikacji również nie jest idealnie płynne. Komunikator Facebooka za każdym razem ładuje się tak, jakbym uruchamiał go po raz pierwszy. Zdarzało się jednak tak, że raz uruchomiona aplikacja wywołana drugi raz do otwarcia, zaskakiwała praktycznie od razu, ale są to wyjątki.
Zrobiłem nawet mały eksperyment i po zresetowaniu Lumii 950 i 640, zacząłem uruchamiać równocześnie poszczególne aplikacje na obydwu telefonach. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, jak telefon za 500 złotych uruchamia aplikacje praktycznie tak samo szybko, jak cztery razy droższa i dużo wydajniejsza Lumia 950! Często wiele akcji działo się równocześnie, a milisekundy opóźnienia są często niezauważalne przez typowego użytkownika.
Morał z tego jest taki, że nie jest to do końca winą Microsofu, bo system sam w sobie może i zoptymalizowany jest dobrze, problem pojawia się zatem z zewnętrznymi aplikacjami. Nie usprawiedliwia to jednak Lumii patrząc na nią w sposób ogólny. Coś tu ostatecznie nie zagrało. Może i mam wygórowane wymagania, użytkownicy Windowsa 10 mnie być może zjedzą, ale takie są moje odczucia i biorąc do ręki flagowy produkt, żądam maksymalnych efektów, a nie półśrodków na poziomie Lumii 640…
Na koniec dodam jeszcze, że pomimo zaaplikowania usługi Windows Hello – niestety w wersji Beta – brakuje mi tutaj skanera linii papilarnych. Co prawda nie spotkałem większych problemów z odblokowaniem telefonu poprzez skanowanie tęczówki oka – aczkolwiek tylko za dnia. Schody zaczynały się, gdy na przykład ciemny pokój rozjaśniała tylko biurkowa lampka. W takich warunkach często musiałem się wspomagać numerem PIN. Dlatego też zgodzę się z Naczelnym, że czytnik linii papilarnych jest o wiele lepszym rozwiązaniem. Być może Hello w końcu wyjdzie z fazy Beta, ale czy to trochę nie głupio, że po tak długim czasie, kiedy i telefon i Windows 10 Mobile są na rynku nadal nie ma pełnej wersji jednej z innowacyjnych funkcji?
SYSTEM, APLIKACJE I MULTIMEDIA W LUMII 950
Moje przygody z mobilną wersją Windowsa wyglądają zawsze mniej więcej tak samo. Czekam na testy i niecierpliwie odliczam dni, by doświadczyć nowego środowiska. Urządzenie do mnie dociera, biorę je do ręki i pierwsze pozytywne nastawienie mija po około dwóch dniach, po czym wraz z upływem czasu, wręcz z godziny na godzinę, zaczynam coraz bardziej cierpieć i tęsknić za Androidem. Nie ukrywam, że Windows 10 w moim wyobrażeniu w końcu miał zmienić ten trend. To znaczy taką miałem nadzieję przy zapowiedziach, bo później już nie miałem złudzeń. Po otrzymaniu Lumii 950 do testów moje obawy się ziściły. Niestety.
Ale zanim zacznę narzekać kilka słów pochwał. Sam system bowiem zrobił się bardziej poważny i ładniejszy niż poprzednie wersje. W końcu fenomenalnie wyglądają kafelki. Ich personalizacja bardzo mi się podoba i możliwość regulacji przezroczystości sprawia, że system, a właściwie główny pulpit prezentują się bardzo, bardzo ładnie. W końcu nie czuję się przytłoczony i duszności wypływających z interfejsu. Teraz mogę ustawić nawet ulubioną tapetę, co jeszcze za czasów Windowsa Phone było nie do wyobrażenia.
Uporządkowano również Ustawienia. W poprzednich wersjach mobilnego Windowsaa nie wyglądało to intuicyjnie. Ciągle miałem wrażenie, że na nowo muszę szukać poszczególnej funkcji i jeśli nie wyeksportowałem sobie np. skrótu do Bluetooth do górnego paska, moja cierpliwość szybko się kończyła, gdy w gąszczu – wydawałoby się przypadkowo – umieszczonych w Ustawieniach elementów napastliwie szukałem jakiegoś przełącznika, personalizacji ekranu czy bardziej złożonych elementów, które w Androidzie są na wyciągniecie palca. Tym razem nie było o tym mowy. W Windows 10 Mobile wszystko jest zaprojektowane zupełnie na nowo, a co za tym idzie – przejrzyście, intuicyjnie i prosto.
W ogóle Windows 10 Mobile nie wygląda w końcu niczym napisany program w DOS-ie, a jego ciemny wariant wyglądu takie skojarzenia mi niestety nasuwał. Swoją drogą dlatego też działam zawsze na wersji jasnej – przy okazji wszystko jest dla mnie czytelniejsze i mój wzrok się nie męczy. Nie lubię bowiem białych literek na czarnym tle – to tak na marginesie. I w zasadzie najbardziej w W10M podoba mi się wygląd interfejsu. Efekty przejścia i to, jak przeprojektowano niektóre rzeczy, które powinny tu być już od dawna, jak chociażby z prawdziwego zdarzenia belka powiadomień. Ale…
Irytują mnie tutaj drobnostki. Wręcz frustrują. Wiem i rozumiem, że programiści Microsoftu robią co mogą wypuszczając, jak z karabinu łatki w programie dla beta testerów – ale w regularnej odsłonie OS-u przydałyby się częściej, tym bardziej, że – jak wspomniałem – najczęściej są to drobiazgi, które można by już dawno załatać. Przykład? Bardzo proszę. Dostaję wiadomość od znajomego w postaci SMS-a lub na Messengerze, odczytuję ją, po czym na górze – na pasku, widoczna jest kopertka informująca jakoby pojawiła się nowa wiadomość. Zrzucam górną belkę, a tu nic… Zwyczajnie kopertka nie znika jeśli odczytałem komunikat w aplikacji, z której pochodzi i wiele, wiele razy złapałem się na tym, że podnosiłem telefon widząc informację o nowym powiadomieniu (tak przynajmniej sądząc), a po odblokowaniu Lumii 950 okazywało się, że system nie połączył faktów, i wyświetla mi nadal komunikat dotyczący treści, którą mam już dawno załatwioną lub odczytaną. Można się tym zwyczajnie zmęczyć.
Kolejna męcząca okoliczność, to sytuacja kiedy otrzymujemy kilka wiadomości wysłanych przez tą samą osobę na Facebooku. Niestety nadal Windows 10 ma tendencję do pokazywania w belce powiadomień każdej z nich, które zostały oddzielone Enterem przez nadawcę, przez co wszystko staje się nieczytelne i rozlazłe. Jakby cała rozstrzelona wiadomość nie mogła być zawarta pod jednym powiadomieniem.
Przy mailach jest podobnie. Dostaję codziennie mnóstwo takich wiadomości, i gdy jeszcze dochodzą do tego inne oraz powiadomienia np. z Twitera czy Instagrama to robi się niesamowity bałagan, który dla mnie wprowadza nieczytelny chaos. Rozumiem, że komuś może to odpowiadać, dla mnie jednak takie rozwiązanie nie pomaga zaprzyjaźnić się z mobilnym Windowsem.
Aplikacje. Ech. Najlepiej pominąłbym ten temat w ogóle, ale z blogerskiego obowiązku muszę to napisać. Sklep nie oferuje dla mnie nic ciekawego. Próba zainstalowania aplikacji na Lumii tych, z których korzystam na Androidzie skończyła się na bezproduktywnych poszukiwaniach. No, ale jeżeli dopiero jakiś czas temu aplikacja Instagrama w końcu dostała porządną aktualizację i wyszła z fazy beta po… kilku latach, no to o czym my tu rozmawiamy? W końcu też pojawiła się aplikacji Endomondo lecz RunKeepera próżno szukać. 10 milionów pobrań ze Sklepu Google Play świadczy, że nie jest to żadna niszowa apka, więc dlaczego nie ma jej w środowisku Windowsa Mobile?
Sklep pokazuje mi najlepsze bezpłatne gry….”My Talking Tom”. Serio? Nie ma ciekawszych gier? Najlepsze bezpłatne aplikacje… “Telemagazyn”… Wybrane dla Ciebie… “My Talking Angela” ??? OMG! Pozwól, że zostawię to bez komentarza. Sytuacje ratują jeszcze aplikacje Microsoftu: Word, Excel, PowerPoint, czy Microsoft Health, choć ta ostatnia umywa się do takich, jak S Health od Samsunga. Dosłownie – brak słów… A przede mną i przed Tobą w tej recenzji jest jeszcze Tryb Continuum…
Pierwsze zapowiedzi oraz pokazy konferencyjne sprawiły, że poczułem duże zainteresowanie tą funkcją. Pomysł jest naprawdę świetny, ale gorzej z wykonaniem. I tu znów zastrzegam, że to moje subiektywne zdanie, bo być może korzystasz z tego trybu i go sobie chwalisz i ja nie mówię zdecydowanego NIE dla Continuum, niemniej jest pewne istotne ALE.
Po pierwsze. Na pewno po podłączeniu całego sprzętu, smartfon nie zamienia się w komputer. Nie oczekiwałem, że dostanę pełnoprawnego Windowsa, ale też nie spodziewałem się takiego stanu rzeczy, jaki zastałem… I znów posłużę się przykładem. Po uruchomieniu Continuum w międzyczasie otrzymałem wiadomość od znajomego na Facebooku. No to uruchamiam aplikacje, a tu niespodzianka. “Nie obsługujemy tej aplikacji”. Aha… Pierwsze spotkanie nie było zbyt owocne, ale zdałem sobie sprawę z jednego. Microsoft stworzył świetne narzędzie, gdy korzystasz w pełni z jego aplikacji i środowiska. Wspomniany Office jest tego świetnym przykładem, bo praca w Continuum z Wordem czy PowerPointem wygląda świetnie i sprawdza się naprawdę dobrze. Zaczynasz pisać coś w autobusie na smartfonie, by następnie skończyć pracę w biurze na dużym monitorze z klawiaturą i myszką? Tylko dzięki Continuum ma to sens! Bajer!
ALE, Microsoft zapomniał chyba, że skończyły się już czasy, kiedy na komputerach królował Office. Owszem, jestem przekonany, że sporo ludzi korzysta z tych rozwiązań i nie dziwię się, bo są bardzo dobre, tego im nie odmawiam, ale jest wiele różnych alternatyw, chociażby narzędzia Google Docs, które są dostępne dla każdego i w podstawowej pracy nie ustępują Microsoftowi. Sam korzystam z chociażby z Dokumentów Google’a i – serio(!) – nie pamiętam, kiedy ostatni raz na oczy widziałem Worda na dłużej niż kilka minut. W skrajnych przypadkach zdarzam się, że trzeba się wręcz podeprzeć narzędziami MS Office, ale nie są one niezbędne i niezastąpione.
Kolejna rzeczy, jeśli chodzi o Tryb Continuum to zastosowanie w warunkach domowych, w których sprawdza się on pod kątem estetycznym dość średnio. O ile jeszcze masz, gdzie pomieścić dodatkowe kable, to nie ma problemu, ale jeśli tak jak ja posiadasz komputer stacjonarny, który jest źródłem wypuszczenia mnóstwa kabli, to sądzę, że wiesz co mam teraz na myśli… Ciężko nad tym często zapanować, a dodatkowe przewody, które musisz podłączyć do stacji dokującej, monitora czy jeszcze jedno zasilanie, sprawiają, że robi się tego trochę za dużo – przynajmniej, jak na warunki domowe. Nie jest to diametralna wada, jednakże najlepiej sprawdzać się to będzie w biurach lub w miejscu Twojej pracy, gdzie taki zestaw będzie podłączony na stałe, a Ty przychodzisz tylko i podłączasz raz na jakiś czas smartfona.
Początkowo również, wyobrażałem sobie, że Tryb Continuum świetnie sprawdzi się np. w takich miejscach, jak biblioteka. Mając przy sobie cały zestaw wystarczyłoby go podłączyć i tak z miejsca mamy swój komputer. Ilość akcesoriów jednak robi swoje i noszenie ich przy sobie po jakimś czasie może być uciążliwe, a biorąc pod uwagę, że niekoniecznie wykorzystasz Continuum w każdej sytuacji, ten pomysł wydaje mi się średnio trafiony. Tak wynikałoby przynajmniej z moich potrzeb.
Muszę jednak przyznać, że cały zestaw, który otrzymałem do testów prezentuje się bardzo okazale. Stacja dokująca, klawiatura oraz świetnie wyglądająca i bardzo wygodna myszka. Widać, że poświęcono sporo czasu na ich zaprojektowanie pod kątem wygody. Podsumowując, znów czuję się trochę tak, jakbym korzystał z narzędzi w fazie Beta, ale być może taki właśnie miał być zamysł Continuum. Liczę jednak, na jego rozwój, bo Microsoft ma w ręku narzędzie z ogromnym potencjałem.
APARAT W LUMII 950
Michał Brożyński w swojej recenzji Lumii 950 XL napisał, że aparat to fenomen i mógłby go zestawić z takimi smartfonami, jak Samsung Galaxy S7 czy LG G5. Cóż. Jestem innego zdania. I przyznaję, że sam jestem zdziwiony, bo liczyłem na to, że mniejszy egzemplarz L950 również mnie zachwyci – tym bardziej, że pod kątem fizycznym otrzymałem dokładnie to samo co jest w L950XL. Mimo wszystko muszę przyznać, że obok ekranu, to najlepszy element 950.
Specyfikacja głównego aparatu (tylny):
- matryca – 20 Mpx,
- rozmiar matrycy – 1/2,4 cala;
- przysłona – f/1.9;
- autofocus – tak, z dwustopniowym przyciskiem rejestracji;
- powiększenie – dwukrotny zoom cyfrowy;
- wideo – nagrywanie w 4K (3840×2160 px przy 30 kl./s.), potrójny zoom cyfrowy;
- optyczna stabilizacja obrazu OIS;
- lampa błyskowa, technologia PureView.
Specyfikacja przedniego aparatu:
- matryca – 5 Mpx, szerokokątna, FHD;
- przysłona – f/2.4;
- wideo – FHD.
Znów, podobnie jak przy Trybie Continuum, odrzuciło mnie pierwsze uruchomienie i użytkowanie. Tak się akurat złożyło, że właśnie pierwsze zdjęcia robiłem na zewnątrz, gdy było już ciemno i jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że nie mogę złapać ostrości. Pomimo usilnych starań, nie dawało się tego zrobić. Dopiero próba zastąpienia palca dotykającego ekran, fizyczną migawką pozwoliła w końcu ustrzelić w miarę ostry kadr, ale to też nie było idealne. Hmm, niezbyt dobry początek… Mój Note 4 poradził sobie w tych warunkach błyskawicznie, o Galaxy S7 nie wspominam (miałem w międzyczasie w testach więc mogłem sprawdzić).
Jeśli już uda Ci się złapać ostrość, to pojawia się kolejna rzecz, która niestety nie do końca mi odpowiadała. Balans bieli. Odniosłem wrażenie, że w trybie automatycznym aparat wybiera zazwyczaj cieplejsze barwy. Przy kontraście granatowego nieba i żółtych ulicznych lamp, takie zdjęcia wyglądało zdecydowanie gorzej i tutaj należało skorzystać z trybu manualnego. Wówczas mając kontrolę nad wszystkimi parametrami, problem znikał. Zdaję sobie sprawę z indywidualnych predyspozycji, ale zgodzisz się chyba ze mną, że drugie zdjęcie wygląda lepiej.
Przyznam, że taka charakterystyka pracy aparatu średnio mi odpowiada. Podobnie w moim odczuciu wyglądają również zdjęcia dzienne. I żebyśmy się w pełni zrozumieli. Mi to akurat trochę przeszkadza, ale nie oznacza to, że aparat jest zły. Same zdjęcia są w 100 procentach poprawne i bardzo ładne. Nie ma prześwietleń, kolory są intensywne, ale tak jak pisałem, mam wrażenie, że wszystkie były zrobione na jakimś dopalaczu kontrastu.
Przykład powyższych zdjęć rzeczywiście potwierdza, że fotografie wypadają o wiele lepiej, gdy masz do czynienia z naturalnym światłem. Tutaj znika również w większości przypadków problem z łapaniem ostrości. Generalnie przy szerokich kadrach nie będzie niespodzianek, te mogą znów pojawić się przy zdjęciach makro – które, gdy już uda się wstrzelić w ostrość wyglądają bardzo dobrze. Ciężko stwierdzi, czy tak zachowywał się tylko mój egzemplarz testowy, czy też jest tak również w innych modelach(?). Niemniej jednak myślałem, że będzie zdecydowanie lepiej.
Bardzo podobają mi się tutaj dwie rzeczy. Pierwsza to wyposażenie Lumii w fizyczny przycisk migawki, który cenię sobie w smartfonach. Korzysta się z niego wygodnie, jest umieszczony w wygodnym miejscu,a dwustopniowy skok działa delikatnie i nie trzeba przy naciskaniu go wkładać dużej siły. Druga rzecz to bardzo dobrze skrojona aplikacja, wciąż oparta o pierścienie, dzięki którym bardzo prosto i łatwo będziesz mógł/mogła ustawić poszczególne parametry. To, że wygląda to dobrze to akurat nic, ale operuje się tym znacznie wygodniej aniżeli przy przesuwaniu palcem w ruchu pionowym, tak jak na przykład jest to w Samsungach.
W ostateczności, gdyby nie te problemy ze złapaniem ostrości w trudnych warunkach oświetleniowych i uporczywe dążenie do cieplejszych barw na fotkach, to było by świetnie. A tak jest bardzo dobrze.
ZDJĘCIA WYKONANE LUMIĄ 950 W PEŁNEJ ROZDZIELCZOŚCI
BATERIA I TEMPERATURA W LUMII 950
Tutaj spotkało mnie bardzo niemiłe zaskoczenie – który to już raz? :(. Względnie duża pojemność baterii 3000 mAh wystarcza ledwo na jeden dzień pracy. I to jeszcze niezbyt intensywnej… Ewidentnie coś tutaj jest nie tak, ponieważ spodziewałem się znacznie lepszego gospodarowania energią. Niestety Lumia 950 do ekonomicznych smartfonów pod tym kątem nie należy. Co gorsza niejednokrotnie odnosiłem wrażenie, że bateria ucieka naprawdę falowo, i to w sytuacjach, w których nawet specjalnie nie korzystałem z telefonu. Wina zapewne leży w optymalizacji oraz sofcie, bo wydaje się aż niemożliwe, by w tak szybki sposób wyparowywała…
Sytuację trochę ratuje szybkie ładowanie, odbywające się przez USB typu C. Dostarczenie energii do Lumii trwa naprawdę żwawo, dzięki czemu nawet jeśli masz mało czasu, to Twój telefon wykorzysta go bardzo pracowicie. Tylko, że nie do końca o to w tym wszystkich chodzi. Po raz kolejny czuję się zawiedziony przy okazji korzystania z tego smartfona, chociaż miałem nadzieję, że bateria będzie się tutaj bronić, na równi z bardzo dobrym ekranem.
Dodam jeszcze, że samo ogniwo jest wymienialne, ale przy tak kiepskim gospodarowaniu energią, sama zmiana na nic się niestety nie zda.
Lumia 950 za to dobrze radzi sobie z temperaturą. Najbardziej nagrzewa się podczas ładowania, ale to akurat nie powinno dziwić. Poza tym nie zarejestrowałem żadnych problemów na tym polu, Snapdragon 808 nie należy do grzejących się jednostek, a i nawet przy intensywnej pracy, czy graniu – nie czuć, by temperatura znacznie się zwiększała. Wpływa na to również tworzywo sztuczne, z którego wykonana jest tylna klapka.
PODSUMOWANIE
Przykro mi to napisać, bo jeśli jesteś fanem/fanką marki, albo samego Windowsa 10 Mobile, to proszę – nie odbieraj tego osobiście – zalecam trochę dystansu zanim mnie zjesz w komentarzach, ale Lumia 950, to najmniej oferujący produkt klasy premium, jaki miałem okazję ostatnimi czasy testować. Nie ma w tym urządzeniu nic, absolutnie nic – co ciągnęłoby mnie do niego. Za czym bym tęsknił, czegoś do czego chciałbym wrócić.
Windows 10 Mobile na smartfonach jest trupem. I czas najwyższy zdać sobie z tego sprawę, bo nie przemawia za tym systemem nic, co mogłoby przyciągnąć użytkowników. Deweloperzy i programiści wypięli się na mobilne Okienka, przez co OS Microsoftu cierpi bardzo mocno na chroniczny brak apek. I jest to duża strata, bo przez to będziemy mieli hegemonię Androida i iOS-a. Windows miał szansę jeszcze zawalczyć i w zasadzie W10M zapowiadał się rewelacyjnie pod tym względem.
I gdyby jeszcze przyłożono się do tego smartfona pod kątem wzorniczym. Gdyby chociaż wygląd i lepsze jakościowo materiały wykorzystano do jego konstrukcji, to ratowałoby to trochę sprawę. Nie ma się co oszukiwać, dużo osób kupuje w ten sposób telefon, że im się podoba również wizualnie, a nie tylko specyfikacyjnie. Kolejna rzecz, to działanie systemu, do którego nie jestem przyzwyczajony. Ja odpadam. Jeśli smartfon ma służyć podstawowym potrzebom, to nie ma sprawy, ale… zapala mi się jeszcze jedna czerwona lampka. Skoro ktoś potrzebuje smartfona w celach podstawowych, to po co ma wydawać tyle kasy, skoro za mniejsze pieniądze może dostać coś bardziej praktycznego i solidniejszego?
Wybacz Microsofcie, ale nie popisałeś się. Zrób coś, żebym zmienił zdanie, bo na tę chwilę nie czuję Twojego produktu, a w głębi serca bardzo bym chciał. A należę do tych, którzy w duchu jeszcze wierzą w zapowiedziane przez Ciebie szumnie – dobre zmiany…
WERDYKT 90SEKUND.PL
-
WZORNICTWO - WYGLĄD - MATERIAŁY
-
HARDWARE
-
WYDAJNOŚĆ
-
APARAT
-
BATERIA
-
CENA/JAKOŚĆ