SŁOWEM WSTĘPU
Boję się tej recenzji jak chyba żadnej innej w swojej recenzenckiej karierze, a mam ich za sobą naprawdę nie mało. Po raz pierwszy jednak dzieje się tak, że to, czego bym chciał od określonego produktu, tym czymś faktycznie nie jest. I nie wynika to z tego, że po prostu mam za duże wymagania. One są wypisane czarno na białym w specyfikacji LG G Flex 2. Niestety, coś jednak poszło nie tak, chociaż czuję, jak buzuje we mnie zachwyt pomieszany z rozczarowaniem.
[showads ad=rek1]
WZORNICTWO I WYGLĄD
Dokładnie pamiętam, jak pierwszy LG G Flex uderzał nowością i świeżością. Wzorniczo jego wygląd nie powalał mnie na kolana, ale też – jak na panujące ówcześnie standardy – wciąż świetnie sobie radził. Nowy G Flex jest pokłosiem przede wszystkim niedostatków poprzednika, które wynikały z wielkości bryły. A ta potrafiła trzeszczeć, była zdecydowanie za duża, gruba i ciężkawa. G Flex 2 jest dużo mniejszy, cieńszy i lżejszy. Bardziej kompaktowy, chociaż wciąż ma sporą przestrzeń roboczą.
Już kiedyś pisałem o swoich pierwszych wrażeniach związanych z tym urządzeniem. Po targach w Barcelonie zauważyłem, że pomimo iż fajniej cały smartfon leży w dłoni, a jego zakrzywiona bryła sprawia, że naprawdę trzyma się go niezwykle poręcznie, to sporo G Flex 2 traci z powodu jakości zastosowanych do jego wykonania materiałów. Front jest znośny. Nawet bardzo. Producent zachował charakter linii narzuconych designowi swoich sztandarowych słuchawek i rzeczywiście całość prezentuje się bardzo przyjemnie. Dodatkowo górna i dolna ramka to zmatowiała czerń, która skupia i rozprasza światło sugerując tym samym połysk i rzucanie promieniami. Podchodzę do takiego rozwiązania z umiarkowanym entuzjazmem. Nie czuję dzięki temu, że mam lepszy telefon, a momentami miałem wrażenie, że jest to jakiś rodzaj zabrudzenia, bowiem palcowanie psuło ten efekt.
Elegancki, zakrzywiony ekran wpuszczony jest w srebrną, również wykonaną z tworzywa, ramkę – co nadaje ton całej bryle. Ładny podłużny rowek z zainstalowanym głośnikiem, obok niezbędne czujniki światła i zbliżeniowy oraz frontowa kamerka, którą częściej u innych producentów spotkać można po prawej stronie lub na środku ramki. Tutaj jest po stronie lewej.
Dół został zagospodarowany wyłącznie na szare, mniej rzucające się w oczy logo LG. Szkoda, że przyciski są wyświetlane na ekranie roboczym, bowiem zabierają sporo miejsca. Spód to tradycyjnie już port micro-USB na podłączenie ładowarki, a obok – również przy lewej krawędzi spory otwór na mikrofon oraz wtyczkę jack 3,5 mm pod słuchawki. Na szczycie, na środku znalazła się podczerwień, która zamienia G Flex 2 w pilota do sprzętu RTV, czy nawet klimatyzacji. Bliżej prawej krawędzi znalazł się kolejny otwór kryjący drugi mikrofon.
[showads ad=rek2]
Oczywiście wszystkie przyciski związane z regulacją głośności oraz włączaniem i wyłączaniem telefonu zlokalizowano na pleckach G Flexa 2. Pomysł LG na właśnie takie ich rozmieszczenie doskonale się przyjął i jest niezwykle wygodny. Poza tym producent pozwala odblokować i zablokować swoje smartfony dwukrotnym stuknięciem w ekran, zatem sięga się po włącznik niezwykle rzadko. Mam jednak do niego poważne zastrzeżenia. Również wykonany jest z tworzywa, a to sprawia, że nie jest już tak miły i przyjemny w dotyku, jak ten w pierwszym G Flexie oraz nie świeci się różnokolorowo, kiedy mamy jakieś nieodebrane akcje. Ponadto strasznie głośno pracuje. Skok jest twardy, gruby i nieznośnie donośny. Przyznam, że mocno psuło to dobre wrażenie. Regulacja głośności chodzi trochę ciszej i bardziej miękko, ale wiem już, że miałbym z tym problem. Poza tym jej wykonanie jest bardziej porowate i lepiej wyczuwalne, aczkolwiek kłóci mi się to z łagodną krzywizną całości.
Dlaczego? Bowiem cały ten smartfon jest zrobiony tak, jakby miał mieć premierę przed dobrymi dwoma laty. LG zupełnie nie popisał się zastosowanymi materiałami. Plecki w kolorze szaro-grafitowym (jest jeszcze wersja czerwona) wypadają bez jakichkolwiek emocji. Są po prostu jałowe w odbiorze, maskują matową teksturą palcowanie, ale są przy okazji śliskie i szybko się grzeją. Dominacja plastiku jest tutaj zbyt perwersyjna. Za dużo go! Naprawdę – jak na smartfon za 2499 zł, to jest to gruba przesada! Wyczuwalna tym bardziej, że za podobne – a nawet w przypadku chińskich producentów – mniejsze pieniądze, gdzie się nie obejrzycie dostaniecie ostatnie flagowe słuchawki w znacznie lepszym wykonaniu i to z jakich materiałów!
Rządzi stal, szkło, materiały imitujące lub będące skórą, a przecież LG wypuszczając w tym ostatnim wariancie flagowego G4, powinien zdawać sobie z tego doskonale sprawę! Dlaczego zabrakło tej jakości tutaj? Nie da się obronić tego frazesem, że przecież zastosowano tworzywo odporne na zarysowania na tylnej klapce, stąd taka, a nie inna decyzja. Bo wolałbym po stokroć miękki, perforowany poliwęglan, który nie zbiera rys, świetnie i pewnie trzyma się dłoni, a do tego jest matowy i dobrze się prezentuje niż błyszczący i lepki plastik.
Ale problem jest chyba jeszcze głębszy, bowiem technologia samoregenerujących się plecków zupełnie nie działała przy testowanym egzemplarzu LG G Flex 2. Już w czasie MWC2015 miałem wątpliwości co do tego, czym dzieliłem się z Wami TUTAJ. W modelu, który recenzuję znalazłem na jego pleckach mnóstwo rys. Nie jestem pierwszym recenzentem, więc potrafię sobie wyobrazić, jak inne redakcje starały się sprawdzić prawdomówność LG, ale sęk w tym, że te plecki nie posiadają głębokich nacięć. Naprawdę przyglądałem im się uważnie. Biegałem z suszarką w celu ogrzania powierzchni, bowiem wówczas cały proces regeneracji postępuje szybciej, pocierałem, obserwowałem i… nic. Nie zauważyłem żadnych istotnych zmian w zanikaniu rys.
Bliższe oględziny pozwalają zauważyć, że tworzywo samoregenerujące jest położone na całej tylnej klapce, a to sprawia, że nie wygląda to najlepiej estetycznie. Pierwszy LG G Flex miał podobnie, wtedy tak bardzo się pod względem estetycznym tego nie czepiałem, ale bądźmy szczerzy – dziś, odkąd nawet średniopółkowe Samsungi Galaxy A3 (recenzja) i A5 (recenzja) posiadają stalowe ramki, nie potrafię przemilczeć takich projektowych niedopatrzeń.
Pewnie, gdyby ten telefon kosztował 1500 zł, nie byłbym taki surowy w ocenie wyglądu oraz materiału, z którego jest wykonany. Ale niemal 2500zł za tak wysokiej jakości produkt, w tak trudnych czasach i kryzysie designu technologicznego, gdzie każdy producent dwoi się i troi nad nowymi pomysłami, ciężko mi zaakceptować taką ścieżkę LG.
EKRAN
Jeśli możemy być pewni co najmniej jednego wysokiej jakości detalu, to jest nim świetny, fenomenalny ekran. Dostajemy zatem POLED-owy panel (Plastic OLED), z możliwością wyregulowania mocy kolorów i dostosowania ich pod własne preferencje z temperaturą barw adekwatną do oglądanych treści. Można też lepiej panować nad użyciem przez smartfona baterii poprzez zdecydowanie z jaką intensywnością chcemy, aby kolory były nasycone. Ale nie pozostawię Wam złudzeń – to jeden z najpiękniejszych wyświetlaczy, jakie są na rynku obecnie.
Panel w LG G Flex 2 po prostu żyje własnymi emocjami. I nie myślcie, że dopisuję tutaj jakąś teorię, żeby wybrnąć z powyższej krytyki designu. Polecam – jeśli będziecie mieli gdzieś możliwość to sprawdzić – obejrzeć trailer najnowszego Mad Maxa oraz zagrać sobie w Asphalt 8 Airborne na tym smartfonie. Mimo, że dostajemy mniejszy ekran niż w pierwszym G Flexie, to tak naprawdę wrażenia są bardzo zbliżone. Wyświetlacz po prostu zasysa. Kolory orbitują, jest dynamicznie, przestrzennie, z oddechem, a jednocześnie gaz do dechy i do przodu!
Zastanawiam się nawet, dlaczego LG jeszcze nie wszedł do współpracy z żadnym studiem projektującym efektowne gry, materiały wizualne, filmy, animacje komputerowe etc.(?), bo aż prosi się, żeby promować tego smartfona, jako idealne rozwiązanie dla mobilnych graczy! Jego niebagatelną cechą jest genialnie zakrzywiony ekran, który dzięki wygięciu potęguje wrażenie trójwymiaru, chociaż LG w interfejsie nie stosuje żadnych trików, aby to uzyskać. Kurczę, siedzi w tym ogromny potencjał, chociaż nie wymaga właściwie dodatkowego nakładu pracy.
Tak samo uważam, jeśli chodzi o treści o charakterze prasowo-magazynowym. To, co świetnie robi Samsung, mógłby z równym powodzeniem ciągnąć sam LG. Przeglądanie newsów we Flipboardzie, nawigowanie po stronach pełnych zdjęć, czy odtwarzanie materiałów z YouTube wygląda po prostu bezkonkurencyjnie. Dobrze czyta się nawet ebooki. Po prostu ta krzywizna, mieszcząca się w dłoni pozwala na naprawdę niezłą ekspozycję profesjonalnych treści. Nawet jestem w stanie sobie wyobrazić projekty CAD-owskie na tych 5,5-calach. Żeby sobie to dobrze zobrazować polecam zagrać w Pottery, gdzie palcem tworzymy gliniane dzbanki.
Myślę, że te wrażenia byłyby znacznie lepsze, gdyby LG zdecydował się na jeszcze wyższą rozdzielczość. Jako protagonista QHD, mógłby nam zaserwować i tutaj panel, który odbierze wszystkim mowę szczegółowością. Niestety tak nie jest, chociaż obecne Full HD sprawdza się i tak znacznie lepiej, niż zwykłe HD, które było na większym ekranie w pierwszym modelu G Flex. Niemniej widać gołym okiem, że pomimo ponad 400 punktów na cal, wciąż dostrzegalne są poszczególne piksele. Wynika to oczywiście z konstrukcji ekranu POLED-owego, w którym każdy piksel świeci swoją barwą, ale można mieć momentami wrażenie, jakby obcowało się z niższą rozdzielczością. Jest to widoczne jeśli się nieco lepiej przyjrzymy wyświetlanym treściom, gł. czcionkom. Natomiast przy ruchomych lub dużych, dynamicznych obrazach nie ma o tym mowy.
Wada? Tak – jest jedna i to solidna. Tak, jak w pierwszym, tak i w tym modelu, czytelność w słoneczny dzień jest całkowicie beznadziejna. Wypada to konkurencyjniej niż u poprzednika, ale nawet jeśli to może o 20 proc. lepiej (bo myślę, że nie więcej), to nawet w pochmurny, ale jasny dzień, wyświetlacz nie będzie czytelny. Sprawę nieco poprawia zastosowanie technologii redukującej refleksy na ekranie, co widać po tym, jak się na nim odbijają i rozchodzą (zielona i różowo-fioletowa poświata znana chociażby z antyrefleksu stosowanego w okularach), ale jednak na zewnątrz czuć bardzo duży dyskomfort. Zamiast czekając na tramwaj przeglądać Internet na G Flex 2, wolałem sięgać po tablet do plecaka ze zwykłym ekranem LCD.
OK – to może jeszcze odrobina osłody, bo zaraz zrobi się naprawdę gorzko… Otóż zagięcie ekranu ma jeszcze jedną, świetną właściwość – sprawia, że zarówno optycznie, jak i fizycznie zmniejsza się przestrzeń, którą musimy obsłużyć palcem. To znaczy ona jest taka sama, czyli mamy 5,5-cala dla siebie, ale zakrzywienie powoduje, że łatwiej – nawet kciukiem – sięgnąć właściwie bezproblemowo do każdego narożnika ekranu. Pracuje się na tym świetnie i bardzo, ale to bardzo wygodnie!
WYDAJNOŚĆ
Dobrze, że sekcja ta, w której opisuję działanie hardware nie jest pierwszą, bo moglibyście się poczuć zniechęceni do czytania całej recenzji. Tak – LG G Flex 2 jest wyposażony w prawdziwie genialny hardware. Tak – potencjał ten jest całkowicie zmarnowany. I tak – mam tutaj przeogromny dylemat, bo nie wiem, kogo powinienem złoić bardziej – Qualcomma, czy LG, a może Google za awaryjnego Lollipopa? W czym sęk?
Smartfon w miarę solidnie radzi sobie z wieloma zakładkami, różnymi aplikacjami działającymi w tle, pulpitami z licznymi widgetami etc. Ale z każdą minutą pracy robi się coraz gorzej. Dochodzi do kuriozalnych sytuacji, w których dosłownie pojawiają się lagi, jak w telefonach za 500 zł. To, co potrafi wyczyniać LG G Flex 2 z wydajnością jest dla mnie wciąż szokujące! Oczywiście tuż po uruchomieniu i przy początkowo mniej absorbujących zadaniach wszystko działa gładko, ale do czasu…
Po pierwsze LG G Flex 2 grzeje się. Myślałem, że te oskarżenia pod adresem Snapdragona 810 za wysokie temperatury są trochę naciągane, bo przecież padały z ust konkurencji w postaci Samsunga i uderzały głównie w Sony oraz HTC One M9. Ale układ ten jest jakimś totalnym nieporozumieniem. G Flex 2 potrafi się porządnie zgrzać przy zwykłych czynnościach, które nie są wcale takie wymagające pełnej pary od rdzeni. Jasne, że się nie poparzycie, ale ciepły, śliski plastik, który po palcowaniu robi się lepki od rozchodzącej się po całej powierzchni gorączce, jest nad wyraz wyczuwalny i nie da się go ignorować.
Po drugie – dostajemy układ, który jest wyposażony w osiem rdzeni na 64-bitach. Asystują mu 2 GB pamięci RAM, ale jest też wersja z większą przestrzenią na pliki i 3 GB RAM. Recenzowany model to ten pierwszy wariant. Rozumiem problemy z ciepłotą przy ekranie 2K, ale przy Full HD to chyba nawet Snapdragon 801 tak się nie zachowywał, który też miał złą sławę, bo wszyscy wiedzieli, że to tak naprawdę podkręcona 800.
Niemniej niepojęte są dla mnie pojawiające się przycinki w czasie normalnej pracy. Przycinki ciągłe, nieustanne, wciąż obecne. Powrót z jakiejś aplikacji na ekran główny, to odczekiwanie kilku sekund aż ponownie załadują się widgety i wypełnią treścią. Publikowanie twitta, kiedy zbiegnie się z otrzymanym SMS-em, na którego chcę odpisać, a który wyskakuje w tle (swoją drogą świetny i praktyczny pomysł), wiąże się z całkowitym unieruchomieniem smartfona, który głupieje, bo nie wie, czy treść wprowadzać dalej dla Twittera, czy w SMS. Skutkowało to tym, że klawiatura jakby się zamrażała, a to powodowało niekontrolowane wpisywanie treści to do aplikacji wiadomości, to do „ćwierkacza”. No ludzie – paranoja jakaś!
Winę można by zrzucić na aplikacje, ale totalny koszmar zaczynał się także, kiedy prowadziłem rozmowę wideo na Hangouts. Wcześniej słuchałem radia z aplikacji Polskie Radio. Smartfon całkowicie przestał odpowiadać na moje polecenia, a dodatkowo przy prozaicznych czynnościach potrafił się kilka razy sam zrestartować.
I nie – nie były to sporadyczne przypadki, za które winę można zrzucić na nad wyraz obciążony hardware, chociaż zauważyłem, że najwięcej kłopotliwych sytuacji pojawiało się, kiedy dochodziło do przełączania się z LTE na WiFi lub odwrotnie. Tyle tylko, żeby aż do tego stopnia zaczynało wpływać to na całościową pracę LG G Flex 2? Wprost niewiarygodne, aczkolwiek możliwe, że za taki stan rzeczy ponosi winę Qualcomm… Cholernie szkoda, bo też nie było czuć, aby smartfon ten zachowywał się podejrzanie. Inaczej poprosiłbym o zmianę modelu na inny. Niestety, aby problemy się skończyły – konieczny był ręczny restart telefonu lub dochodziło do niego samoistnie.
Myślę, że przy ewentualnym zakupie koniecznie trzeba by rozważyć wybór modelu z 32 GB pamięci na pliki, bowiem z dedykowanych 16 GB w testowanym przeze mnie modelu, na starcie zostaje dla użytkownika jakieś 8 GB, które znikają w mgnieniu oka, zwłaszcza jeśli przy okazji zdecydujecie się kręcić filmy w rozdzielczości Ultra HD (4K). Całość ratuje obecność slotu na karty micro-SD, ale i tak fizyczne 16 GB to już za mało, bo faktycznie dostaje się połowę mniej.
SYSTEM, APLIKACJE I MULTIMEDIA
G Flex 2 pracuje pod kontrolą Androida Lollipop 5.0.1. Jako, że testujemy w redakcji ciągle jakiś sprzęt, to przeszło z najróżniejszymi wersjami Lizaka przez nasze ręce sporo słuchawek. Najlepiej system ten sprawował się na LG Nexusie 5 (recenzja) i Samsungu Galaxy Note 4 (recenzja). Nawet jeśli zdarzały się jakieś wpadki, to te smartfony wychodziły z nich gładko. Narzekać nie mogłem też na inny model Samsunga, przy którym Lollipop chyba najsłabiej wypadł przy Note EDGE (recenzja), ale już Galaxy S6 Edge (recenzja), to już poezja z drobnymi wyjątkami. Mieliśmy nawet budżetową Xperię E4G (recenzja) od Sony z Lizakiem oraz na stałe mam dostęp do ostatniej wersji Lollipopa dla Motoroli Moto G 2-gen. z 2014 roku (recenzja). I tutaj kłopotów większych nie ma, aczkolwiek KitKat był zdecydowanie mniej awaryjny i płynny.
Natomiast to, co się dzieje z Androidem 5 w LG G Flex 2, to jakieś kolejne nieporozumienie. I efektywność pracy wiąże się tutaj bezpośrednio z wydajnością, która szwankuje, jak już to napisałem wcześniej, a co prowadzi do tego, że trudno rozeznać, czy za gorący Snapdragon 810 obniża użycie rdzeni i zmniejsza taktowanie zegarów, aby złapać oddech, czy to Google zostawił za dużo dziur w Lollipopie, czy może po prostu programiści LG schrzanili sprawę za bardzo grzebiąc w nakładce systemowej.
Ta zresztą jest nawet bardzo udana. Świetnie wymyślono cały interfejs i ładnie stara się on dopasować do ogólnej estetyki narzuconej przez płaski interfejs OS-a. Dodam, że i tutaj widzę mimo wszystko nie do końca wykorzystaną szansę. Otóż wychwalany przeze mnie wyżej ekran LG G Flex 2 dzięki swoim naturalnym właściwościom wynikającym z zagięcia, aż się prosi, aby domyślnie zastosować w nim jedną z tapet, które razem z Lollipopem i nowym wzornictwem systemu dostarcza Google.
Dlaczego? Dla przypomnienia – poza tym, że Material Design bazuje na płaskim interfejsie (flat design), to został w swoich założeniach tak pomyślanym, aby sprawiać wrażenie przestrzennego. To dzięki temu, odpowiednie stosowanie pastelowych barw o różnych odcieniach i prostych kreskach, pozwala uzyskać taki właśnie efekt. Przekłada się to oczywiście na wrażenie głębi. Reasumując – skoro mamy ekran, który niejako sam sobą tą głębię generuje, to projektować interfejs powinno się ściśle wg tego kierunku, bowiem w efekcie końcowym możemy liczyć na jeszcze lepsze wrażenia, niż przy tradycyjnym, płaskim panelu.
Myślę, że LG tego nie udźwignął. Jakby zabrakło pomysłu na ten telefon. I to są te niemożliwości, o których pisałem po targach MWC 2015. Już wówczas czułem, że coś mi nie pasuje, że nie czuję się złapany za serducho, że nie ma efektu WOW, że brakuje jakiegoś typu emocji, który by to urządzenie ożywiał. Dlatego również tytuł tej recenzji odwołuje się właśnie m.in. do tego punktu. Bo ta stracona szansa, to oczywiście kiepska optymalizacja systemu, przegrzewający się procesor, czy właśnie zakrzywiony, innowacyjny, nie mający póki co konkurencji wyświetlacz, który bazuje na tym samym pomyśle sprzed prawie dwóch lat.
Nie czuję całościowej, spójnej idei, która przyświecałaby LG G Flex 2 i to również objawia się w nakładce. Żeby było jasne – ona jest świetna, wygląda pięknie, ale chodzi jakby ją ktoś ciosał w drewnie, jest awaryjna, a do tego nieprzemyślana pod kątem spójnej koncepcji całego systemu i urządzenia, które w mojej opinii wyprzedza swoich twórców o dobry rok lub nawet dwa.
Wiem, że możecie polemizować z moimi zarzutami, bo nawet na zrzutach ekranu ciężko jednoznacznie pokazać te różnice, gdyż screenshot po prostu nie oddaje fizycznych właściwości urządzenia, jak więc ukazać tutaj głębię lub jej moc? Niemniej wrażenia te były dla mnie bardzo czytelne i uważam za niepodważalne.
Niuansów jest więcej i nie tylko są z wyglądem związane. Odebranie dzwoniącego LG G Flex 2 wymagało ode mnie wielokrotnie ręcznego podświetlenia ekranu, bowiem często zdarzało się, że nie pojawiało się podświetlenie ekranu. Oczywiście w modelu tym jest zapisanych kilka rozwiązań do inteligentnego zarządzania telefonem, jak bezdotykowe odbieranie poprzez przyłożenie smartfona do ucha, ale sorry – wolałbym widzieć z kim mam rozmawiać, a nie tylko czarny ekran. Wyraźnie coś tu nie grało.
Przyznać trzeba mimo wszystko, że LG zadbał o solidne wyposażenie swojego dziecka w liczne dedykowane aplikacje. Możliwe więc było podzielenie ekranu, tak aby korzystać z dwóch apek na raz, aczkolwiek przez liczne lagi przenoszenie danych pomiędzy nimi nie należało do najwygodniejszych czynności. Dostępny też był cały czas podręczny schowek, który wyskakiwał po skopiowaniu czegokolwiek w prawym dolnym narożniku i z łatwym podglądem pozwalał na sensowne zarządzanie udostępnianymi dalej treściami.
Na ogromną pochwałę zasługuje w moich oczach domyślna, zaproponowana przez LG klawiatura, która już od pierwszego kontaktu pozwalała mi na niemal bezwzrokowe pisanie na G Flexie 2. Przyciski nie są jakoś superduże. Po prostu zamiast je wydłużać, jak robi to Google, czy HTC, projektanci LG zaproponowali wyspowy układ, ale obniżyli je i rozszerzyli do bardziej kwadratowych kształtów. Efekt, niemal bezpomyłkowe, płynne pisanie.
Oczywiście jeśli ktoś z Was ma za małe dłonie, może dostosować elementy interfejsu – np. klawiaturę numeryczną przy wybieraniu numeru – do jednego z boków. Ale to nie wszystko, bo jak wspomniałem wyżej – LG G Flex 2, to również liczne inteligentne rozwiązania, zatem kiedy podniesiemy telefon z nadchodzącym połączeniem z płaskiej powierzchni, ten im bliżej będzie naszej twarzy, tym ciszej będzie dzwonił. Nadchodzące połączenie wycisza się poprzez obrócenie smartfona ekranem ku dołowi. W taki sam sposób wyłączymy budzik, który potrafi baaardzo głośno dzwonić, dzięki świetnemu głośnikowi, albo spauzujemy oglądany film.
LG wyposażył swój model również w bardzo fajny system odblokowywania telefonu poprzez technologię Knock-Code, dzięki czemu generujemy swój system stuknięć do wprowadzenia nawet na wygaszonym ekranie, przez co osobom trzecim może być trudniej go zapamiętać, jeśli bacznie obserwują, jak dostajemy się do swojego smartfona. Dobre jest też to, że można zablokować dostęp do Galerii ze zdjęciami, aby – jeśli komuś wpadnie w ręce nasz odblokowany G Flex 2 – nie udało się do niej dostać.
Często korzystacie z QuickMemo+ lub aparatu? LG pozawala na ich sprawne uruchomienie poprzez dłuższe przytrzymanie przycisku zwiększania lub zmniejszania głośności. Świetnie prezentuje się również menu ułatwień, z którego skorzystają nie tylko osoby z jakimiś niepełnosprawnościami. Możemy tutaj powiększyć odpowiednio czcionkę, dostosować kolorystykę, tak aby zwiększyć kontrast dla lepszej widoczności, a zmiany wyglądają rzeczywiście solidnie. Do tego przybliżymy fragment ekranu poprzez trzykrotne tapnięcie, a gestem uszczypnięcia zbliżymy lub oddalimy tenże obszar, dostosowując czytelność do własnych potrzeb. Dla seniorów – jak znalazł!
Fajnym rozwiązaniem jest opcja odczytu kobiecym głosem informacji o tym, kto do nas dzwoni. Jeśli nie mamy tej osoby w książce telefonicznej, to podyktuje nam numer, z którego nadchodzi połączenie. Niestety nie ma tutaj wsparcia dla języka polskiego, dlatego odczytywane polskie imiona i nazwiska są po angielsku, przez co brzmi to dziwacznie i mało praktycznie. Ale gdyby dopracować tą funkcję na nasz rynek, to osoby niedowidzące mogłyby mieć z tego fajny użytek.
Jedną z forsowanych przez LG apek jest QuickMemo+ do robienia szybkich notatek ze zrzutów ekranu. Jak dla mnie – funkcja znana w słuchawkach LG od dawna i wymagająca już dzisiaj ulepszenia. Moim zdaniem mogąca się idealnie sprawdzać wyłącznie w połączeniu z rysikiem. LG na tym polu stawia już swoje kroki, zatem liczę, że niebawem zobaczymy jakąś wariację smartfona z wyższej półki, który będzie nie tylko robił screenshot, ale również pozwoli na prowadzenie bardziej zaawansowanych notatek. Póki co z QuickMemo+ nie bardzo miałem przy czym korzystać, nawet biorąc pod uwagę, że można też przygotowywać ręczne zapiski, niezależne od zrobionego zrzutu. Odzywał się tutaj permanentny brak stylusa.
Inną z dedykowanych apek jest Quick Remote, czyli możliwość zrobienia z G Flex 2 pilota do swoich domowych urządzeń RTV, audio, a nawet klimatyzatora. Mi udało się go sparować np. z testowanym równolegle projektorem Philips PicoPix 3614. To naprawdę świetne rozwiązanie, aczkolwiek z mini-wieżą JVC nie poszło już tak gładko. Zarówno przy projektorze i sprzęcie audio musiałem przekazać sygnał z oryginalnych pilotów do G Flexa 2. Ale fakt – jest i działa. Ponadto Quick Remote może się automatycznie aktywować, kiedy wrócimy do domu (jeśli tego chcemy oczywiście).
W pakiecie z LG G Flex 2 jest również Chmura Box, Dyktafon, Radio FM, bardzo fajna Galeria, w której wielkość i ilość miniatur można zmieniać uszczypnięciem palcami, dedykowany Menedżer plików, bardzo czytelny i świetnie zaprojektowany kalendarz, który daje się też pomniejszyć i przypiąć w opcji „zawsze na wierzchu”, kiedy tego akurat potrzebujemy, a także LG Smart World będący sklepem z aplikacjami i dodatkami od producenta.
Ale na dokładkę dostajemy też Voice Mate, czyli niedocenianą, ale atrakcyjną asystentkę głosową od LG, która pomimo że nie wspiera języka polskiego, to przy bardzo wyraźnym i spokojnym mówieniu, potrafi rozpoznawać polskie imiona i nazwiska z naszej książki telefonicznej, zatem możliwe jest dzwonienie do konkretnych osób. Oczywiście znając wszystkie polecenia, które dostępne są pod przyciskiem znaku zapytania, łatwo wystosować e-mail, otworzyć ulubioną stronę w sieci czy włączyć konkretną aplikację, jak np. Mapy od Google czy Here od Nokii.
To jednak nie wszystko. Innym ficzerem jest dotknięcie palcem zablokowanego ekranu (kiedy jest wygaszony) i zjechanie nim w dół. Wówczas podświetli się na jasno góra wyświetlacza, gdzie podejrzymy, czy nie czekają na nas jakieś powiadomienia oraz sprawdzimy godzinę (tzw. Glance View). To naprawdę fajne rozwiązanie. Poza tym już z samego ekranu blokady dostaniecie się do najpotrzebniejszych apek, w stylu Galerii, Aparatu, Książki telefonicznej czy SMS, a także QuickMemo+.
Muszę też zwrócić uwagę na nie tyle aplikację muzyczną Muzyka, co na możliwości samego smartfona pod tym względem. Ma on wewnątrz świetny system odpowiedzialny za kapitalną jakość dźwięku. Różnica jest tak potężna, że nawet na słuchawkach, które mam od innego, znacznie słabszego smartfona, które co najwyżej nadają się do posłuchania audiobooka lub przeprowadzenia rozmowy telefonicznej, tutaj dostawały nowego kopa. I to bez żadnych kombinacji przy equalizerze!
Utwory muzyczne są więc odpowiednio nasycone, mocne, gdzie trzeba głębokie, a przy wysokich tonach nie zdarzyło mi się usłyszeć żadnego trzeszczenia. I tak samo jest z głośnikiem zewnętrznym, który tak daje po garach, że wszystko się trzęsie ;). OK – tutaj trochę hiperbolizuję, wiadomo – do czynienia mamy ze smartfonem – nie ma zatem basów, ani ciepłych brzmień, ale za to jest głośno, czysto i bardzo wyraźnie.
Drugi wielki plus to bardzo dobra wydajność w multimediach, gdzie znika całe przycinanie i lagowanie. Wielokrotnie o tym wspominałem i tym razem to podkreślę – LG G Flex 2 dzięki zakrzywionemu ekranowi rewelacyjnie oddaje wrażenia z dynamicznych gier oraz filmów. Obejrzenie trailera nowego Mad Maxa na tym panelu sprawiło, że odtworzyłem go raz za razem jeszcze wielokrotnie. Kolory, głębia, dynamika – cudo dla oczu. Jeszcze lepiej się te treści przyswaja, kiedy robi się zmrok, nie jest w pełni ciemno, ale szarości oblewają pomieszczenie, w którym się znajdujecie. Wówczas czuć prawdziwą moc tego ekranu i na żadnym innym smartfonie tego nie uzyskacie (poza oczywiście pierwszym G Flexem).
Gdyby zebrać wszystkie powyższe uwagi w jedną całość, to przyznać trzeba, że LG G Flex 2 to solidnie przygotowane urządzenie multimedialne, z licznie eksponowanymi apkami, które są dedykowane efektywnej pracy, a które nie są w żadnym razie narzucające się. Trochę popracowałbym jeszcze nad interfejsem, tapetami, niuansami w wyglądzie, aby bardziej pasowało to wszystko do obowiązujących standardów Material Design, ale na tym etapie jest pod tym względem bardzo dobrze.
APARAT
LG G Flex 2 ma się czym pochwalić w kwestiach fotograficznych, chociaż i tutaj nie obyło się bez kilku niedoróbek. I największe zastrzeżenia mam do zbyt długiego czasu uruchamiania się samej aplikacji aparatu oraz trybu HDR, który wprawdzie działa super, ale po pstryknięciu fotografii musimy czekać dobre 2-3 sekundy, aż ją zapisze. Przypomnę, że Samsung Galaxy S6 Edge, czy chociażby debiutujący we wrześniu zeszłego roku Samsung Galaxy Alpha (recenzja) – zdjęcia w tym trybie wykonują i zapisują w pamięci dosłownie w tym samym momencie, kiedy naciskacie spust migawki. Szkoda więc, bo jest to opcja, z której najczęściej korzystam i z hardware w LG G Flex 2 liczyłem na lepszą optymalizację aparatu.
Ale cała reszta to już miód! LG zastosował 13-Mpx matrycę z zaawansowaną optyczną stabilizacją obrazu (OIS+), podwójną diodą doświetlającą oraz laserowym Autofokusem. Kadry wychodzą więc naprawdę świetnie. Kurczę, aż chce się używać tego aparatu. Co ciekawe na froncie znalazła się 2,1-Mpx kamerka, która przy wykonywaniu selfie uchwyci nas, kiedy w obiektywie ujrzy gest wyprostowanej dłoni. Przydatne, bo nie wymusza trudnego trzymania telefonu i redukuje ryzyko poruszonych fotek.
Do wyboru mamy też kilka trybów, jak Panoramę, Automatyczny czy Podwójny, w którym możemy wykonać zdjęcie danej sceny ze sobą samym. Wideo nakręcimy w formacie 4K (UHD). Poza tym jest wspomniany tryb HDR, który może uaktywniać się automatycznie, daje się go całkowicie wyłączyć lub można włączyć go na stałe. Fajne jest to, że również wyposażono w niego przedni aparat, co znacząco wpływa na jakość selfie.
Same fotki uważam za bardzo dobre. Naprawdę w każdych warunkach wychodziły bardzo obiecująco i tak też prezentują się na pełnym ekranie, ale już nie smartfona, a komputera. Zachęcam Was do przejrzenia naszej galerii w serwisie Flickr, gdzie umieściłem zdjęcia w oryginalnym rozmiarze, a tutaj z uwagi na zajętość miejsca prezentuję odpowiednio pomniejszone.
BATERIA I TEMPERATURA
Bateria w tym modelu nie jest tak dobra, jak w pierwszym LG G Flex, zatem musimy się liczyć z tym, że wytrzyma maksymalnie jeden dzień roboczy. Jest to, jak dla mnie dość przeciętny wynik, aczkolwiek zależnie od tego co robimy, ekran potrafi pracować właściwie od ok. 2,5h do mniej więcej 3h. Prawda jest jednak taka, że w większości działa on na maksymalnym rozjaśnieniu, bo jak wspominałem wyżej – nie jest to najjaśniejszy panel – więc ie ma siły, bateria trochę leci.
LG reklamuje ten model, jako smartfon potrafiący ładować się do połowy w około 30 minut. Muszę się z tym sloganem zgodzić – rzeczywiście szybkie ładowanie działa nieźle, ale pierwsze, które robiłem szło od kompletnego zera i trwało dość długo. Każde kolejne było już w porządku. Szkoda jednak, że nie ma interfejsu Qi do ładowania indukcyjnego. Mam odpowiednią ładowarkę i większość czołowych smartfonów taki standard obsługuje, zatem brakowało mi tego tutaj.
Co do temperatury, to już zapewne mogliście wywnioskować z różnych powyższych napomnień, które przez całą tą recenzję się przewijały, że faktycznie Snapdragon 810 potrafi się zgrzać. Nie ma tak, aby ktoś się mógł oparzyć, ale też wyraźnie są to temperatury mniej przyjemne. One nawet może nie są aż tak wysokie, co pojawiają się w prozaicznych sytuacjach, kiedy wykonuje się banalne czynności, jak krótka rozmowa na Hangouts, Twitterze czy poprzez SMS. Takie przynajmniej są moje obserwacje. Zasadniczo jestem przyzwyczajony do cieplejszych telefonów, bo eksploatuję je bardzo intensywnie na co dzień, ale tutaj niewiele było trzeba, aby robiło się gorąco.
PODSUMOWANIE
Nazwałem LG G Flex 2 w tytule niniejszej recenzji innowacją straconej szansy. Odpowiadają za to następujące czynniki:
1. Zbyt wiele lagów w tak mocnym hardware.
2. Niuanse w nakładce systemowej, które wpływają na ogólny odbiór urządzenia, który w pełni nie koresponduje z nowymi trendami we wzornictwie.
3. Niestety, ale kiepskie materiały, z których jest wykonany LG G Flex 2. Dziś rządzi metal, szkło, skóra – nie plastik.
4. Przereklamowane tylne plecki, które regenerują nie tyle małe ryski co po prostu niewielkie przetarcia.
5. Zbyt długo włączający się aparat oraz zbyt długo zapisujące się zdjęcie wykonane w trybie HDR.
6. Za wysokie temperatury przy wykonywaniu prozaicznych czynności.
7. I na samym końcu – chociaż to najważniejsza wada – nie do końca wykorzystany potencjał zakrzywionego ekranu. Brak dedykowanych pod niego aplikacji, zbyt mała jasność sprawiająca problemy z odczytem treści na zewnątrz.
Wielu innych recenzentów wskazywało u siebie na fakt, że telefon ten wyróżnia się głównie kształtem, ale ekran nie wpływa wcale na odbiór treści. Nie mogę się z tym zgodzić. Zauważalnie zakrzywienie wpływa na odbiór dynamicznych multimediów, zatem szkoda, że zabrakło ficzerów, które by to podkreślały.
Pierwszy LG G Flex (recenzja) sprawił na mnie ogromnie dobre wrażenie. Zachwytom nie było końca. Teraz oczekiwałem lepszego wykonania, płynniejszego działania, podobnie wydajnej baterii i poprawienia niedociągnięć z poprzedniego modelu, jak chociażby lepszej jasności ekranu. Udało się G Flex 2 za to zmniejszyć, wcisnąć wyższą rozdzielczość i wyposażyć w lepsze podzespoły, które niekoniecznie przełożyły się na efektywniejszą pracę.
W chwili pisania niniejszej recenzji w wielu kanałach sprzedaży trzeba za ten model zapłacić niemal 2500 zł brutto, chociaż kwoty te zaczynają realnie spadać do około 2000 zł brutto. Gdybym kupił ten telefon przed tym testem byłbym zirytowany zbyt dużą awaryjnością. Możliwe, że to kwestia nakładki, źle dobranego procesora, a może po prostu Google’a, który dostarczył na rynek nie do końca dopracowanego Lollipopa. I bardzo życzyłbym sobie, aby aktualizacja poprawiła przede wszystkim wydajność, bowiem u mnie w boju ten model akurat się nie sprawdził. Sorry LG – czekam na G Flex 3.