SŁOWEM WSTĘPU
WOW! Ale rewelacja! Lenovo Yoga 720 był ze mną nieco ponad trzy tygodnie, i okazał się to tak efektywny czas pod kątem testów, jakiego notebookowo już dawno nie miałem. Po prostu nie chciałem rozdzielać się z recenzowanym tutaj laptopem! Dzięki niemu mogłem cieszyć się skondensowaną pracą, minimalizmem pod kątem wyposażenia, który okazał się rozsądny (aczkolwiek z dwoma minusami), długim czasem pracy na jednym ładowaniu baterii, a przede wszystkim jego multifunkcjonalnością wynikającą ze szpagatów, które potrafi Yoga 720 robić!
Tak, to bez dwóch zdań sprzęt wart czegoś więcej niż tylko uwagi. Jak na trzynastocalowca, jest niezwykle poręczny, a jedyne do czego mogę mieć jako taki zarzut, to jego waga, która jak na pracę w układzie tabletowym była dość obciążająca dla jednej ręki, którą trzeba było Yogę 720 trzymać. I po raz pierwszy – chyba w ogóle – mam nieodparte wrażenie, że to komputer naprawdę dla wszystkich, a przynajmniej dla 3/4 społeczeństwa. Odnajdą się z Yogą 720 graficy, programiści, soft-gamerzy, fani tabletów i dotykowych ekranów, managerowie pracujący zdalnie lub osoby siedzące w biurze. Sprzęt tak uniwersalny, że płyną z tego same zalety.
WZORNICTWO I WYKONANIE LENOVO YOGA 720
Prawdę pisząc Lenovo Yoga 720 naprawdę dobrze wygląda na żywo. Model, który testowałem dotarł do mnie w kolorze Iron Grey, a cała konstrukcja jest wykonana z gładkiego i wytrzymałego aluminium, które znajduje się zarówno na zewnątrz, jak i po otwarciu pokrywy. Nie ukrywam, że Y720 bardziej przypomina wzorniczo komputer dla biznesu (jeśli miałbym już szukać jakiejś konkretnej szuflady). Jest nieco kanciasty, dość ciężkawy, jak na 1,3kg, co czuć szczególnie przy obsłudze jedną dłonią, ale przy okazji umiarkowanie gruby (13,9mm) i finalnie bardzo mobilny. Wariant, który recenzuję posiadał wyświetlacz o przekątnej 13,3 cala, ale najbardziej istotne jest tutaj, że Lenovo postawiło w tej konstrukcji na supercienkie ramki.
Z drugiej strony – znalazło się miejsce na detal, który bardzo mi się spodobał, a mianowicie dość grubą ramkę od dolnej krawędzi. Oczywiście pokryta szkłem, jak cały ekran, ale wygląda to bardzo nowocześnie i nadaje lekkiego dynamizmu wizualnego. Wiadomo – Lenovo nie odkrywa na nowo Ameryki tą konstrukcją, ale jakkolwiek z zewnątrz prezentuje się ona nieco skostniale, tak wewnątrz jest więcej miejsca na kontrolowaną wodzę fantazji.
Nie chodzi o to, by komplikować, ale aby w biegu, któremu dedykowana jest Yoga 720, nie musieć myśleć o czymś, co gdzieś wystaje lub się nie domyka, czy też może o coś zahaczyć. Dzięki temu ogólny odbiór tego laptopa jest taki, że ma się do czynienia z czymś pomiędzy monolitem (supergładkim do tego), a nieco swobodnym produktem, do którego z przyjemnością siada się dzierżąc kubek kawy w dłoni. Bardzo mi się to podobało. Oszczędny styl świetnie przełamuje tutaj bogactwo możliwości rozwijanych przez peryferia i skondensowaną ilość portów, chociaż kompromisów tutaj pod tym względem nie brakuje, ale o tym za chwilę.
WYŚWIETLACZ W LENOVO YOGA 720
Jak już wspominałem wyżej – 13,3 cala – to przekątna recenzowanej Y720. Jest to bardzo optymalna wielkość pod właściwie każdym kątem. Piętnastki są jak dla mnie – za duże; jedenastki – za małe. Wszystko co jeszcze mniejsze lub jeszcze większe w ogóle nie wchodzi w rachubę – fascynację wielkimi gabarytami mam już za sobą. Trzynastocalowce są za to najbardziej wszechstronne, szczególnie przy komputerze konwertowalnym, który może być notebookiem, ale też tabletem, który w takich gabarytach najlepiej sprawdza się w przygodzie z multimediami, o czym się osobiście przekonałem.
Poza tym najbardziej kluczową kwestią jest tutaj rodzaj matrycy. I tak, mamy do czynienia z ekranem IPS, dzięki któremu widoczność obrazu pod każdym kątem jest na najwyższym poziomie – spokojnie możesz z kilkoma członkami rodziny wyciągnąć się na wygodnej kanapie, z filmem z Netflixa, i wszyscy będziecie mieli taką samą jakość obrazu – kolory świetnie nasycone, bez żadnych blado-ciemnych plam i degradacji.
Druga równie ważna cecha – rozdzielczość. W przypadku Lenovo Yogi 720 jest to Full HD, czyli 1920×1080 pikseli, ale muszę nadmienić, że produkt ten występuje również w wariancie z ekranem Ultra HD – 4K. Wówczas to dopiero MUSI być petarda. A tak, jest bardzo przyzwoicie, ale bez szału. OK – może inaczej – obraz jest naprawdę świetny, ale dla kogoś takiego, jak ja – kto pracuje każdego dnia z panelem w rozdzielczości 3000×2000 px, różnica jest wyraźnie odczuwalna. I ciężko oswoić oczy z FHD nawet po kilkudniowej przesiadce. Ale zdecydowana większość osób nie ma tego dylematu, więc będą więcej niż zadowolone z tego, jak Y720 prezentuje treści.
Na minus zasługuje jedynie jeden aspekt – jasność wyświetlacza. Przy stu procentach jest ona mniej więcej taka, jak na Surface Booku lub Surface Pro 4 przy 75 proc. Nadaje się więc idealnie do pracy w pomieszczeniach lub przy umiarkowanej jasności światła dziennego, ale na zewnątrz, przy słonecznej pogodnie, którą mamy w tej chwili za oknami – niestety będzie już gorzej. Tym bardziej, że ekran jest dotykowy, a więc posiada panel pokryty szkłem, przez co wszystko się w nim odbija. Pod kątem mobilności może być to jakiś problem, bo jednak na ławce w parku w upalne popołudnie popracować jest ciężko. Ale, kiedy tylko słońce chowa się za chmurami – jest już jak najbardziej OK.
WYPOSAŻENIE I SPECYFIKACJA TECHNICZNA LENOVO YOGA 720
W tym punkcie przeważnie będę chwalił Lenovo, chociaż są dwa miejsca (wspominałem o nich na samym początku w Słowie Wstępnym), w których trudno mi wybaczyć pewne decyzje producenta, szczególnie pod kątem mobilności, która na wskroś definiuje ten sprzęt. Zacznę jednak od plusów. A niewątpliwym jest fakt, że Yoga 720, którą testowałem, pracuje wybitnie! Jest super-, super-, superszybka! Nie ma zadania, które sprawiałoby jej jakikolwiek problem i czuć tą fenomenalną prędkość – dosłownie – pod palcami.
Co więcej – oszczędnie włącza wentylatory, zatem w jakichś 70-proc. praca nie będzie zakłócona przez żaden szum. Musisz jej rzeczywiście nawrzucać zadań, aby musiała uruchomić wszystkie moce przerobowe. Tak – to zasługa bardzo dobrej specyfikacji – oraz – rewelacyjnej optymalizacji. Sprzęt nie jest bowiem zawalony śmieciowym oprogramowaniem, chociaż kilka rzeczy od siebie Chińczycy też dorzucili…
W każdym razie bebechy w Lenovo Yodze 720 są naprawdę warte zawieszenia nań oka, bowiem cała recenzowana tutaj konstrukcja kosztuje w jednym z popularniejszych sklepów 4200zł brutto i jest to wariant z procesorem Core i7 siódmej generacji. Zaledwie 200zł tańsza jest dokładnie taka sama specyfikacja, ale z układem i5. W tej sytuacji w ogóle bym się nie zastanawiał, na co postawić!
Pełna specyfikacja techniczna Lenovo Yoga 720 | |
System Operacyjny | Windows 10 Home |
Wyświetlacz | 13.3 cala, FHD IPS 1920x1080px |
Procesor i grafika | Intel Core i7 (7-gen. 7500U) 2 rdzenie od 2.70 GHz do 3.50 GHz, 4 MB cache; Intel HD Graphics 620 |
Pamięć RAM | 8 GB DDR4 |
Pamięć na dane | 256 GB PCIe SSD |
Bateria | Do 10.5 godziny z ekranem FHD |
Wyposażenie | Kamerka HD 720p oraz czytnik linii papilarnych |
Łączność | WiFi 802.11 ac oraz Bluetooth 4.1 |
Audio | 2 głośniki stereo JBL, Dolby Audio Premium |
Porty | 2xUSB Typu C z Thunderbolt, 1xUSB 3.1 (USB 3.0 z funkcją always-on-charging), gniazdo 2w1 audio jack 3.5mm i mikrofonowe |
Wymiary i waga | 310 x 213 x 13.9mm, 1,3kg |
Rzeczywiście muszę przyznać, że patrząc po obecnych trendach, Lenovo opamiętało się pod względem wyposażenia Yogi 720. Są więc dwa USB typu C, przez które ładuje się notebooka, jeden port USB 3.1 ze standardem 3.0 i funkcją always-on-charging, dzięki któremu naładujesz np. smartfona – również wówczas, gdy komputer jest wyłączony. I tego typowego, pełnego USB brakuje mi w obecnych rozwiązaniach notorycznie, jak chociażby w recenzowanym niedawno przeze mnie świetnym HP Spectre 13! Jak dla mnie – ogromny plus za rozsądek po stronie Lenovo, że zwykły, pełen port USB jednak się zdecydowano w Yodze 720.
Natomiast tego samego nie mogę napisać o dwóch innych brakach. Nie ma żadnego złącza, dzięki któremu podłączysz komputer do monitora. I chociaż na oficjalnej stronie Lenovo Polska widnieje w specyfikacji opis, że takowe rozwiązanie ten komputer posiada, to nie jest to do końca prawdą, bowiem w tej roli występuje USB typu C, ale… trzeba mieć odpowiednią przejściówkę, co wcale takie oczywiste nie jest. Jeszcze gorzej jest jednak z innym brakiem, czyli slotem na karty MicroSD. Tak, wiem że właściwie każdy aparat dziś ma już WiFi, ale cholera – mój Canon go nie posiada. I przegranie zdjęć, których robię całe mnóstwo pod kątem sprzętowym, to już dla mnie naprawdę spory problem.
Zaznaczam to tak bardzo, bo praca blogera, testera, dziennikarza lub osoby działającej w szeroko pojętych mediach, to właśnie taka partyzantka ze sprzętem w ręku, na kolanach, na ławce, w kawiarni, w bibliotece, na korytarzu jakiegoś urzędu, w komunikacji miejskiej etc., etc., etc. I teraz – kiedy wydajesz 4200zł za komputer, który nie może przyjąć używanej przez Ciebie karty z aparatu (a ten też do tanich nie należał – to co, że ma już swoje lata), to jednak okazuje się, że pod wieloma względami masz narzędzie rzeczywiście mobilne, ale w kilku kluczowych okolicznościach (lub jednej istotnej z Twojego punktu widzenia) – już takie nie jest.
Zaznaczam to tak wyraźnie, bo z czystym sercem, pod pozostałymi względami mogę śmiało sugerować zakup tego sprzętu. Ale ów dwa istotne punkty pokazują, że czuć niedosyt, który z szumnymi hasłami reklamowymi jakoś się gryzie. A tak się składa, że Yoga 720 doskonale nadaje się do pracy typowo laptopowej, do ustawienia w pozycji namiotu i prowadzenia z nią prezentacji lub oglądania filmu w ten sposób, czy po prostu do korzystania, jak z tabletu, dzięki czemu rewelacyjnie się na niej np. gra. I widać, że producent nie pokpił sprawy, zastosował bowiem czujniki odpowiedzialne za wykrywanie ruchu i nachylenia sprzętu, więc ściganki typu Asphalt 8 Airborne to czysta przyjemność na tak dużej powierzchni ekranowej!
Bardzo podobała mi się również klawiatura. Początkowo nie mogłem przekonać się do zakrzywionych od dołu klawiszy, ale kiedy po stworzeniu dłuższego wpisu wskoczyłem z nią na tą samą ścieżkę, okazało się, że pisze się na niej rewelacyjnie! Jasność nie gryzie w oczy (jest regulowana), do tego pięknie sprawdza się w ciemności, a nie raz długo w noc z Yogą 720 siedziałem.
Kolejny solidny plus, to czytnik linii papilarnych, umieszczony przy klawiaturze z prawej strony. Rewelacyjne rozwiązanie, które w połączeniu z Windows Hello – pozwala na całkowicie bezpieczną autentykację. Czytnik działa niesamowicie szybko, a jego konfigurację można przeprowadzić już przy finalizowaniu początkowej konfiguracji systemu! Lepsze od haseł, pinów, identyfikacji twarzy etc. I co najistotniejsze – po prostu działa!
Jak już wspominałem – Yoga 720 bardzo dobrze spisuje się pod solidnym obciążeniem. Doceniłem to przede wszystkim przy obróbce ogromnych baz ze zdjęciami. To zasługa sporej ilości pamięci RAM oraz bardzo wydajnego procesora. Sam Windows 10 Home działa tutaj superpłynnie, bo nie jest obciążony dodatkowym softem, chociaż w standardzie dostaje się chociażby pakiety z prostymi grami, najczęściej do pobrania ze Sklepu Windows.
Lenovo od siebie dorzuciło aplikację do monitorowania aktualnych sterowników do podzespołów, w tym nowe wydania BIOS-u, jest też kilka dodatków, jak chociażby zarządzanie trybem nocnym, tyle że trzeba uważać, aby nie wchodzić tutaj w konflikt z Wyświetlaniem Nocnym, w które Microsoft wyposażył Windows 10.
Yoga 720 obsługuje również rysik i dzięki temu idealnie nadaje się do używania środowiska Windows Ink, które pozwala na tworzenie notatek, robienie zrzutów ekranu, czy tworzenie notatek w postaci wirtualnych wlepek. Używam tego na swoich urządzeniach Surface, więc i tutaj liczyłem ma dobrą zabawę, ale… niestety nie było stylusa w zestawie, i zastanawiam się, czy nie został przypadkowo zdekompletowany przez poprzedniego testera, bowiem widniało po nim puste opakowanie w pudełku? Niemniej – nawet, jeśli rozważyć dokupienie tegoż akcesorium, to spokojnie mogę je dla Windowsa 10 rekomendować, bo rysikowo nie ma dziś dla niego konkurencji.
BATERIA I TEMPERATURA PRACY LENOVO YOGA 720
W tym miejscu mogę wyrazić tylko same ochy i achy! Wprawdzie nie udało mi się ani razu przejechać sugerowanych przez Lenovo 10,5h na Yodze 720, ale najczęściej lokowałem się pomiędzy 8 a 9 godzinami działania. Oznacza to, że spokojnie dzień roboczy, bez dotykania kabla jest w Twoim zasięgu! Przy tak mocnym układzie i angażujących zadaniach fotograficzno-biurowo-blogowych, nie musiałem cierpieć z powodu braku energii. Jest to spora zaleta, daje ogromnie duże pole do wewnętrznego spokoju, szczególnie jeśli jest się w drodze, w delegacji. Zdarzyło mi się bowiem kilkukrotnie znaleźć w podróży, w czasie której nie byłem w stanie podłączyć się z ładowarką do gniazdka elektrycznego, a spędzenie kilku godzin na lotnisku przed klawiaturą, okazywało się dobrym i efektywnym wykorzystaniem czasu. Pod tym kątem, klienci biznesowi będą zachwyceni!
Temperatury pracy nie są złe pod warunkiem, że się nie gra, nawet w takiego Asphalt 8 Airborne. I tak – wówczas robi się bardzo gorąco, a wiatraki szumią, ile fabryka dała, niemniej nie jest to uporczywe, i kiedy spada obciążenie, to i głośna wentylacja ustaje. Dobrze więc pracuje się z Lenovo Yogą 720 na kolanach, co nie przy każdym sprzęcie jest takie oczywiste. Przy okazji świetnie sprawdza się w… łóżku… Czy to pisze teksty, czy załatwia sprawy księgowe, czy też automatyzuje obróbkę zdjęć, czy leniwie przegląda YouTube’a. Byłem miło tym zaskoczony i rzeczywiście czerpałem z tego sporo przyjemności.
PODSUMOWANIE
Wspominałem o tym na początku, w środku recenzji, wyakcentuję to również teraz – Lenovo Yoga 720, jest sprzętem godnym polecenia. Przyzwoitym wzorniczo, pasującym i do teczki managera, i do biurka księgowej, jak też do roztrzepanego nastolatka, który kiedy tylko nie wisi głową w dół na trzepaku, to ogląda coś lub przepędza wakacyjną nudę na graniu. Jeśli jakiś fotograf szuka sprzętu do szybkiej obróbki zdjęć, to również w Y720 go znajdzie. O tak elastycznym komputerze decyduje świetne wykonanie z aluminium i oczywiście rewelacyjne podzespoły, pozwalające wycisnąć z dedykowanych układów ostatnie soki.
Lenovo zachowuje umiar pod kątem wyposażenia, ale nie zamyka się na poprzednie rozwiązania. A przynajmniej częściowo, dzięki czemu oferuje pełen port USB, a peryferyjne rozwiązania, jak np. podpięcie monitora, możliwe są dzięki USB typu C, niemniej tutaj trzeba już sięgnąć do kieszeni i zakupić dodatkową przejściówkę. Natomiast najmocniej nie mogłem przeboleć braku slotu na karty MicroSD, które są u mnie w ciągłym użyciu, a z uwagi na nowego notebooka, nie będę przecież wymieniał sprzętu fotograficznego… I tak, jest to istotny brak.
Bardzo dobre czasy pracy na jednym ładowaniu, wsparcie dla stylusa, ładny wyświetlacz, sporo możliwości pod kątem zmiany układu urządzenia – sprawiają, że z Lenovo Yogi 720 korzysta się efektywnie i multiplatformowo. Nagle okazuje się, że jeden niepozorny notebook idealnie wpisuje się w wiele potrzeb i aktywności, a przy tym nie jest wielkim obciążeniem przy przekształcaniu go w kolejne warianty otwarcia pokrywy z wszelkimi możliwościami gimanstycznymi w tym względzie. Podświetlana klawiatura, z bardzo wygodnym skokiem, idealnie dopełnia ten zestaw, a świetny czytnik linii papilarnych, to moje ulubione rozwiązanie z tego notebooka, które pozwalało mi na superszybkie odblokowywanie sprzętu!
Tak – polubiłem Y720 – i mogę śmiało rekomendować nawet, jeśli dla kogoś 4200zł to spory wydatek i pięć razy zastanowi się, zanim naruszy takież oszczędności. Dla tego sprzętu warto to zrobić!