SŁOWEM WSTĘPU
Huawei P9 Lite (2017)? A może P8 Lite (2017)? Czy jednak Honor 8 Lite? Albo Huawei Nova Lite? Cztery nazwy, a tak naprawdę jeden smartfon. Nie, to nie żart. I tak – pogubiłem się, a nawet jeszcze nie zacząłem swojej recenzji…, której bohaterem jest… wymieniony, jako pierwszy Huawei P9 Lite (2017)…
Zanim jednak zginę na dobre w nazewnictwie proponowanym przez chińskiego producenta, muszę napisać, że popularność jaką cieszą się smartfony od huawei z dopiskiem Lite jest naprawdę duża. Wystarczy przejść się do pierwszego lepszego operatora komórkowego. W tej dystrybucji takie modele jak P8 Lite, a szczególnie P9 Lite i teraz P10 Lite są hitami sprzedażowymi. I nieprzypadkowo wymieniłem też model P8 Lite, bo w momencie kiedy piszę tę recenzję, model ten wisi na głównej stronie jednego z polskich providerów. U innego okraszony jest mianem “best seller 2016”. I wbrew pozorom, nie ma się czemu dziwić. Świetny marketing, którego twarzą jest w Polsce Robert Lewandowski oraz atrakcyjne ceny przy przedłużaniu umowy. I choć sam Robert bezpośrednio odpowiedzialny jest za flagowe produkty P9/P10, to popularność oraz zaufanie klientów przechodzi również na modele Lite.
Do tego wszystkie dołóż jeszcze popularność submarki Honor i mamy przepis na sukces. No i żeby nie było nudno, a interes dalej się kręcił, to co robi producent? Dokłada jeszcze do rozgrzanego pieca Huawei P9 Lite 2017. Chwytam się za głowę i zastanawiam się, gdzie w tym wszystkim ma się odnaleźć ten smartfon? Następcą, którego modelu jest? Biorąc pod uwagę różnorodne nazwy, pod którą jest sprzedawany, wychodzi mi na to, że to po trochu P8 Lite i P9 Lite. Trochę to zabawne, bo w samym portfolio Huawei jest już tak tłoczno, że trudno jest usadzić go na sensownym miejscu. Pokręcone nazewnictwo wcale nie ułatwia sprawy. Rozumiem, że takie rozróżnienie ma na celu lepszą sprzedaż na innych rynkach, ale jak dla mnie to zdecydowanie za dużo.
Pomijając jednak ten fakt, pamiętam moje pierwsze wrażenia przy recenzowaniu zeszłorocznego P9 Lite. Były one dość mieszane, ale po dłuższym czasie stwierdziłem, że jeśli ktoś nie potrzebuje fajerwerków w smartfonie i zwraca uwagę na ilość gotówki w portfelu, to warto rozważyć taki wybór. Huawei doskonale o tym wie, dlatego też przysłowie “kucie żelaza póki gorące” idealnie sprawdza się, gdy patrzę na odświeżony model 2017. Pytanie tylko, czy warto?
WZORNICTWO I WYKONANIE HUAWEI P9 Lite (2017)
Pierwsza rzecz jaka przyszła mi do głowy, kiedy zobaczyłem tego smartfona to to, że mam do czynienia z jakimś modelem Honora. W zasadzie wystarczyłoby zmienić logo i nikt by się nie zorientował… Cóż, to z jednej strony i dobrze i źle. Honor jako submarka Huawei, prezentuje się coraz prężniej i ciekawiej do tego stopnia, że sam byłbym gotów posiadać jeden z takich modeli. Honor kojarzy się raczej pozytywnie, generalnie osoby, które posiadały/posiadają któryś z tych smartfonów chwalą sobie go za naprawdę dobrą wydajność i jakość, w stosunkowo atrakcyjnej cenie. Dlaczego więc, nie upodobnić swojego odświeżonego hitu sprzedażowego z ostatnich dwóch lat właśnie do Honora?
I tak oto wykuto Huawei P9 Lite 2017. Mi – szczerze pisząc – w ogóle się to nie podoba. Dlaczego? Chociażby z powodu bliźniaczych podobieństw, które zaczynają się na wyglądzie, ciągną przez specyfikację, a na samym sofcie się kończą. Tak, przy bezpośrednim zestawianiu wielu modeli z tego segmentu cenowego, które ma w swojej ofercie Huawei, można dostać dużego bólu głowy. I coś mi się jednak wydaje, że na tym bólu głowy konsumenta producentowi właśnie zależy.
Nieuniknione są tutaj porównania z poprzednikiem, czy raczej poprzednikami, choć z racji nazwy, która obowiązuje w naszych szerokościach geograficznych, będę wiele razy w trakcie tej recenzji cofał się do oryginalnego P9 Lite. Zresztą owych podobieństw jest tutaj tak dużo, że inaczej się nie da. A te zaczynają się już od gabarytów. Są praktycznie takie same. Nawet waga pozostała na tym samym poziomie.
Nie będę ukrywał, że odnoszę wrażenie iż Huawei wykorzystał zalegające w magazynie elementy z P9 Lite i wykorzystał je tutaj, wciskając do nowej obudowy. Dołożył do tego coś z Honora i tak oto powstał P9 Lite 2017. Trochę ironizuję, ale na pierwszy rzut oka trudno z całą pewnością powiedzieć, z którym modelem mamy do czynienia – z tego, czy z ubiegłego roku? Jeżeli będziesz mieć w dłoni jeszcze P9 Lite 2016 – od razu dostrzeżesz, że obydwa smartfony mają różne plecki, tutaj zmiana nastąpiła największa, ale kto choć raz widział np. Honora 8, zaświeci mu się lampka z kolejnymi podobieństwami.
Tym samym wysiłku wzorniczego tutaj nie ma praktycznie w ogóle. Huawei sprytnie połączył ze sobą charakterystyczne elementy swojego wzornictwa i delikatnie zaokrąglił rogi dzięki czemu w ogólnym rozrachunku otrzymaliśmy…. całkiem nieźle wyglądającego i smukłego średniaka.
WYŚWIETLACZ W HUAWEI P9 Lite (2017)
Na pierwszy rzut oka wyświetlacz jest dokładnie taki sam, jak w P9 Lite 2016. Nie miałem niestety pod ręką poprzednika, by bezpośrednio porównać go z testowanym modelem, ale jedna rzecz według mnie uległa poprawie. O tym jednak za chwilę.
Osoby, które po raz pierwszy będą chciały przesiąść się na smartfona od Huawei, mogę zapewnić – podobnie, jak uczyniłem to recenzując zeszłorocznego P9 Lite – że 5,2-calowy ekran IPS wyświetlający obraz w rozdzielczości FHD to dobry standard. Obraz wyświetlany jest w ładnych kolorach, kąty widzenia są zadowalające, przestrzeń robocza jest bardzo użyteczna. Wiąże się to jednocześnie z dobrą ergonomią. Nikt nie będzie miał kłopotów, by dosięgnąć palcem w najdalszy róg ekranu. Niestety, na minus przemawia brak powłoki oleofobowej na froncie, dlatego też musisz liczyć się z palcującym szkłem ochronnym, zbierającym dosłownie wszystkie ślady.
Co się zatem poprawiło? Jasność, a co za tym idzie czytelność w słońcu. Pamiętam, że z P9 Lite męczyłem się w takich warunkach i niestety nie wszystko dało się bezproblemowo dostrzec na ekranie. Tym razem jest bardzo dobrze, a w ustawieniach znajdziesz nawet opcję “zwiększ czytelność w słońcu”. Ktoś z Huawei najwyraźniej przeczytał moją poprzednią recenzję, dzięki czemu największa bolączka ekranu została rozwiązana ;).
Fajnie też, że znalazł się filtr światła niebieskiego oraz możliwość wyregulowania temperatury barw. To wszystko sprawia, że korzysta się z wyświetlacza w P9 Lite 2017 na bardzo dobrym i efektywnym poziomie, a obraz i jego kolorystyka są przyjemne dla oka i dobrze sprawdzają się zarówno przy oglądaniu zdjęć, graniu, jak i oglądaniu filmików w Sieci.
HARDWARE I WYDAJNOŚĆ HUAWEI P9 Lite (2017)
Szczerze nie powalił mnie na łopatki ten smartfon, ale z drugiej strony nie mogę napisać, żeby działał źle. Biorąc pod uwagę, z jakim urządzeniem masz do czynienia, z perspektywy dnia dzisiejszego tragedii nie ma. Nie jest to mistrz wydajności, sam system działa zadowalająco, ale moim zdaniem bezpośrednia konkurencja prezentuje się mimo wszystko lepiej. W kwestii wyposażenia, poprawiono element, na który narzekałem w modelu z roku 2016., a mianowicie pamięć operacyjną. Wówczas było jej za mało, a tutaj już 3GB RAM wyraźnie pomagają osiągnąć lepszą wydajność. To ważne pod kątem wciąż – moim zdaniem – mocno obciążającej nakładki, która co prawda w najnowszej wersji wydaje się lepiej zoptymalizowana – lecz wiele jeszcze brakuje EMUI do prawdziwej lekkości.
Biorąc pod uwagę ogólną kulturę pracy, Huawei P9 Lite 2017 to smartfon, który dobrze sprawdzi się w mniej wymagających zadaniach. W obrębie samego systemu wygląda to dobrze, schody zaczynają się, gdy przy kilkunastu otwartych i działających w tle aplikacjach chcesz otworzyć kolejną. Wówczas czuć spowolnienia, gubienie klatek przy przejściach, a nawet chwilowe momenty przedłużającego się oczekiwania na reakcję urządzenia.
- Procesor: ośmiordzeniowy Kirin 655,
- Częstotliwość: cztery rdzenie x2,1 GHz + cztery rdzenie x1,7GHz,
- Grafika: Mali-T830,
- Pamięć operacyjna: 3GB RAM,
- Pamięć na pliki: 16GB ROM,
- Karty microSD: tak, do 256GB,
- Łączność: Wi-Fi 2.4GHz 802.11b/g/n, Wi-Fi direct, Wi-Fi hotspot, Bluetooth 4.1 micro USB, NFC,
GPS/AGPS/GLONASS, - Czujniki: czytnik linii papilarnych, akcelerometr, cyfrowy kompas.
Huawei nie ograniczył się tylko do dołożenia 1 GB pamięci RAM, ale wyposażył smartfon w lepszy procesor, ale… tylko trochę lepszy procesor. Zamiast Kirina 650, mamy tutaj model 655. Różnica? W taktowaniu, i to marginalna… Nigdy jej nie odczujesz. Grafika pozostała taka sama – Mali-T830.
Jak sam/-a widzisz, różnice są, ale bardzo niewielkie. Nie wpłynęło to na dużą poprawę. Smartfon jest trochę lepiej dostosowany do obecnych realiów, ale za rok, a już na pewno za dwa będzie to stanowczo za mało. Nie sądzę, żeby każdy nabywca przetrwał z nim cały okres umowy abonenckiej. Biorąc pod uwagę P9 Lite 2016 zmian jest jak na lekarstwo, a nieco większy RAM to za mało nawet, jak na lifting.
Na koniec, tradycyjnie słowo o czytniku linii papilarnych. O dziwo nie działa aż tak szybko, jak w innych modelach Huawei czy Honor, ale linie papilarne rozpoznaje bez zarzutu. Szkoda, że okrągły przycisk nie jest wciskany, jak to było w Honorze 8. Rozszerzyłoby to jego funkcjonalność, ale nadal można nim ściągać na przykład belkę powiadomień, czy wykorzystać do strzelenia sobie popularnego selfiaka.
SYSTEM, APLIKACJE, MULTIMEDIA W HUAWEI P9 Lite (2017)
Pod kątem software-owym Huawei P9 Lite 2017 zarządza Android Nougat 7.0, a za interfejs odpowiada nakładka wizualna EMUI w wersji 5.0. Jak już pisałem w mojej recenzji Huawei Mate 9 Pro, po zmianach niestety nie ujęła mnie za serce. Brak jej lekkości i bardziej nowoczesnego wyglądu i są to główne zarzuty z mojej strony. Inni producenci poszli o krok dalej projektując swoje nakładki, przez co środowisko prezentuje się znacznie lepiej, a niebieski kolor dominujący w belce powiadomień jest tego świetnym przykładem. Niby nic nie znacząca drobnostka, ale mi kojarzy mi się ze starą wersją Androida, co zaletą w tym wypadku zdecydowanie nie jest. O ile jednak takiemu świetnemu smartfonowi, jakim jest Mate 9 Pro nie przystoi mieć takiej nakładki, tak tutaj o dziwo to pasuje. Biorąc pod uwagę, że właścicielem będzie mniej wymagający użytkownik, znajdzie on tu wszystko czego potrzeba.
Zacznę od tego, że w nowej wersji EMUI Huawei udostępnia opcję app drawera, a więc szuflady aplikacji. Wcześniej, ku mojej rozpaczy, trzeba było przekopywać się przez rzędy ikon dostępnych na ekranach głównych, bo tam system rozrzucał wszystkie zainstalowane apki. O ile jeszcze masz na swoim smartfonie 30-40 aplikacji da się nad tym zapanować. Kiedy liczba ta przekracza 100, robi się niestety problem. Dlatego też pierwsza rzecz jaką zrobiłem, to właśnie skorzystanie z bardziej klasycznego stylu z ową szufladą aplikacji.
Tradycyjnie można zmienić kolejność wirtualnych przycisków nawigacyjnych. Jeśli przesiadasz się ze smartfona innej firmy na Huawei P9 Lite 2017, może się zdarzyć, że jesteś przyzwyczajony/-na do innego rozmieszczenia tychże, zatem jest to fajne udogodnienie. Jest to wartościowe chociażby z mojego punktu widzenia, bowiem na co dzień korzystam z Galaxy S7 Edge. Dla osób z dużą wadą wzroku znajdzie się również bardzo przydatna funkcja powiększania czcionki i to do naprawdę dużych rozmiarów.
W nakładce EMUI znajdziesz również elementy dobrze znane fanom Huawei, czy Honora. Wśród nich jest ekranowy przycisk wiszący, dla którego osobiście nie widzę rozwiązania, ale już osoby z mniejszymi dłońmi śmiało mogą przenieść niektóre interakcje właśnie na ekran przy jednym z boków telefonu.
Z bardziej przydatnych funkcji znajdują się takie, jak wyciszenie połączeń przychodzących, czy budzika poprzez odwrócenie ekranem do dołu smartfona. Będąc na przykład w miejscu, gdzie nie możesz odebrać, szybkim ruchem wyciszysz dźwięk.
Przy 5,2-calowym wyświetlaczu możliwość zmniejszenia obszaru roboczego wydaje się mało przydatna, ale gdyby komuś i tak byłoby to za dużo, zawsze może przełączyć się na miniaturowy podgląd ekranu. Wystarczy prosty ruch palcem po dolnym fragmencie wyświetlacza.
Coś, za co zawsze chwalę nakładkę EMUI to intuicyjny tryb prosty, który upodabnia trochę system do kafelek Windowsa. W standardzie nakładka chińczyków może być na początku dość przytłaczająca lub nie do końca przystępna dla osób starszych, toteż zawsze jest możliwość skorzystania z najprostszej z możliwych wersji prezentacji systemu. Myślę, że poniższe zrzuty ekranu mówią same za siebie!
Na koniec muszę pochwalić testowany smartfon za zaskakująco przyjemną jakość dźwięku na słuchawkach. Huawei w na swojej stronie internetowej wspomina o doskonałej technologii audio i z początku wydawało mi się to delikatną przesadą, ale muszę przyznać, że jest naprawdę nieźle. Z przyjemnością słuchałem muzyki na P9 Lite 2017.
APARAT W HUAWEI P9 Lite (2017)
Możliwości fotograficzne, jak i sam aparat to zawsze mój ulubiony moment przy recenzowaniu chińskich smartfonów. Co prawda tym razem producent nie uraczył nas podwójnym obiektywem, ale podobnie jak przypadku zwykłego P9 Lite, tak i tutaj, czuję się usatysfakcjonowany.
12-Mpix matryca zamknięta w dobrze znanej aplikacji, pod jej kontrolą działa naprawdę bardzo dobrze. Dzięki temu zdjęcia zapisują się sprawnie i szybko. Odnalezienie poszczególnych funkcji jest proste, wystarczy przesunąć palcem w prawo lub lewo – w zależności od wyboru opcji. Szkoda tylko, że nie jest to wersja, która dostępna jest w najnowszych smartfonach producenta. Do gustu nie bardzo przypadła mi możliwość szybkiego uruchomienia trybu profesjonalnego. Normalnie wystarczyło wysunąć menu z dolnej krawędzi, tutaj niestety trzeba zrobić to przez główne menu. Na szczęście te ograniczenia nie miały wpływu na ilość dostępnych parametrów, które sami możemy regulować, takich jak ISO, czy czas otwarcia migawki.
Znalazła się również funkcja malowania światłem, którą tak bardzo zachwalam za każdym razem, gdy mam w testach sprzęt Huawei. Dzięki temu nawet sprzętem klasy średniej masz możliwość pstrykania oryginalnych fotek uwieczniających światła samochodów, czy ruch gwiazd na niebie. I choć to tylko dodatek software-owy, to zawsze cieszy mnie tak samo, jak za pierwszym razem.
Zdjęcia zrobione aparatem Huawei P9 Lite 2017 wychodzą bardzo dobrze. Autofocus oparty na detekcji fazy działa sprawnie, szybko pozwala złapać ostrość. Jest dość precyzyjny dzięki czemu nie stwarza problemów podczas fotografowania. Niestety aparat ma tendencję do prześwietlania nieba i choć pogoda, w której robiłem zdjęcia była wymagająca, to nie w każdym ujęciu efekt jest w stu procentach zadowalający. Podobnie zachowuje się przedni aparat…
… ale tutaj muszę przyznać – byłem bardzo zaskoczony, ponieważ 8-Mpix matryca robi naprawdę dobre zdjęcia. Selfie wypadają ładnie, choć mam wrażenie, że momentami obraz jest aż za ostry, jakby nastawiony był cały czas na tryb HDR. I choć wydaje się to dziwne, to mocno podkreśla oczy. W moich przypadku niebieski kolor moich źrenic wydawał się przesadzony. Ogólnie jednak przedni aparat wyróżnia się pozytywnie, efekt jest naprawdę niezły, lepszy niż się spodziewałem.
Jeśli nie masz wymagań fotograficznych, takich jak wobec flagowców, to Huawei P9 Lite 2017 spełni Twoje oczekiwania. Wygląda to wszystko naprawdę dobrze i do podstawowej fotografii w zupełności wystarczy. Tryb profesjonalny i związane z nim dodatki to wisienka na torcie, bo Huawei nie ograniczył w żaden sposób funkcjonalności aparatu.
WSZYSTKIE ZDJĘCIA W PEŁNEJ ROZDZIELCZOŚCI NA NASZYM KONCIE W SERWISIE FLICKR
BATERIA I TEMPERATURA PRACY W HUAWEI P9 Lite (2017)
Pojemność baterii, jak na specyfikację, jest duża – 3000 mAh – ale o dziwo nie ma to mocnego przełożenia na praktykę. Owszem da się przeżyć ze smarfonem dwa pełne dni bez ładowania, ale przyznam, że spodziewałem się chociażby lepszych czasów SoT. W takich warunkach moim zdaniem spokojnie można byłoby wycisnąć 5 godzin, ale takich wyników nie osiągnąłem. Tradycyjnie jednak musisz wiedzieć, że nie oszczędzałem smartfona, i jak dobrze zapewne wiesz, nie jestem zwolennikiem ograniczania funkcjonalności urządzenia tylko dlatego, żeby dłużej działał na jednym ładowaniu. Dlatego też podejrzewam, że osoby którym nie przeszkadza włączony tryb oszczędnościowy nacieszą się P9 Lite 2017 znacznie dłużej przy swoim codziennym użyciu. Szkoda, że producent nie pokusił się o funkcję szybkiego ładowania.
Jeśli chodzi o temperaturę, to wydawałoby się że nie powinno być z tym problemów. Zdarza się jednak, że smartfon się nagrzewa, szczególnie podczas grania. Wówczas robi się nieprzyjemnie ciepły, co nie jest zbyt komfortowe. Podczas normalnej pracy na szczęście wygląda to dobrze i poza tym jednym przypadkiem nie odczujesz wzmożonej temperatury.
PODSUMOWANIE
Będąc z Tobą w zupełności szczerym muszę napisać, że jak dla mnie Huawei P9 Lite 2017 w ogóle nie powinien się pojawić na rynku. Nie tylko wprowadza jeszcze większe zamieszanie, które i tak panuje moim zdaniem w portfolio Huawei/Honor, ale także to doskonały przykład na to, jak można jeszcze bardziej wydoić gotówkę od swoich klientów.
No bo, jaki sens jest wypuszczać smartfon, który tak niewiele różni się od swojego poprzednika, czyli modelu P9 Lite 2016? Tym bardziej, że w zanadrzu mamy jeszcze przecież tegorocznego P10 Lite? W celu wypełnienia oferty na pewno nie, za to by przedłużyć żywotność i popularność modelu już tak. Tylko, że tak naprawdę nic to nie wnosi. Złapałem nawet na tym mojego znajomego, który prywatnie ma model P8 Lite, i gdy tylko miał okazję chwilę pobawić się testowanym modelem stwierdził, że chyba go kupi. Oczywiście odżegnałem go od tego pomysłu, ale w taką pułapkę niestety wpadnie wielu. Zamieszanie z nazwą tylko dolewa oliwy do ognia i choć niektórzy nawet nie zwrócą na to uwagi, to część doszukiwać się będzie niepotrzebnie różnic. A tak naprawdę to ten sam produkt.
Jestem przekonany, że przeglądasz wiele recenzji tego smartfona z myślą o jego nabyciu. Najpewniej drogą przez operatora komórkowego. Wiem, że nie każdego stać na zakup telefonu na wolnym rynku. Ale zanim podejmiesz decyzję, zwróć uwagę, że kosztujący aktualnie 1299 zł P9 Lite 2017 jest tańszy raptem o 200 zł od takiego Honora 8, który ma przecież specyfikację ubiegłorocznego flagowca Huawei P9! W gotówce to żadna różnica, za to w wydajności, możliwościach i chociażby samym komforcie pracy – ogromna!
KONIECZNIE PRZECZYTAJ MOJĄ RECENZJĘ
HONORA 8!
W zasadzie gdybym miał wymienić zalety modelu P9 Lite 2017 napisałbym, że jest nim aparat. Rzeczywiście tutaj świadomy użytkownik nie powinien czuć się zawiedziony, dorzuciłbym do tego jeszcze ewentualnie poprawiony wyświetlacz. Poza tym – dla mnie – to telefon bez historii, który niewykluczone, że stanie się równie popularny, jak jego poprzednik, co byłoby dla mnie nie tyle zaskoczeniem, co zdziwieniem.
Huawei P9 Lite 2017 to doskonały przykład tego, że czasami naprawdę warto dołożyć 200-300 złotych, by otrzymać coś znacznie lepszego. Z przykrością stwierdzam, że Huawei postąpił bardzo nieładnie wobec swoich konsumentów. Mi bynajmniej taki krok się nie podoba, przy całej sympatii do firmy i ich produktów.