POCZĄTEK
I tym razem trafił flagowiec Huawei do mojej drugiej – nie pierwszej – kieszeni…
Bo Huawei P20 Pro jest świetny! Natomiast zawsze, gdy miałem przyjemność testować czołowe produkty tego producenta z serii P pisałem, że to świetne smarfony. Rewelacyjne pod kątem fotografii, ale mimo wszystko wciąż na drugą kieszeń. Coś mi zawsze w nich nie do końca pasowało. A to mniejsza wydajność (model P9), a to przesycona nakładka z milionem funkcji (zarówno P9 jak i P10). No i mija właśnie kolejny rok, a ja mówię – MAM i… SPRAWDZAM!
Okazja ku temu nadarzyła się dość przypadkowo i warto w tym miejscu wspomnieć, że dzięki możliwości testów kilku urządzeń ze stajni Huawei/Honor, mój romans z urządzeniami Chińczyków zaczął kwitnąć i rozpoczął się właśnie od modelu P9. W międzyczasie były takie modele jak Honor 8 Pro, Huawei Mate 9, czy Huawei P10 więc pokusa rosła z każdym prześwietlanym egzemplarzem. Kiedy zobaczyłem P20 Pro od razu pomyślałem, że gdybym nadal korzystał z Androida, byłby to mój pierwszy wybór.
Aaa…, no tak… dawno się nie czytaliśmy i choć występuję tutaj z ławki rezerwowych, to warto w tym momencie wspomnieć, że przeniosłem się w całości do sadu z nadgryzionymi jabłkami. Od A do Z. Najpierw MacBook, potem iPhone, a kilka tygodni temu iPad Pro. W zasadzie brakuje tylko Apple Watch’a, ale generalnie korzystam i oddycham powietrzem z Cupertino, i jest mi tu bardzo dobrze. Android poszedł w odstawkę. Bez żalu. Jak więc wygląda powrót do świata zielonego robota z mojej perspektywy?
Jest dziwny… i wcale mi tęskno nie było, natomiast dla takiego smartfona, jak Huawei P20 Pro warto na nowo zanurzyć się w tych klimatach. W sumie spore wyzwanie dla kogoś takiego, jak ja – bowiem Chińczycy nawracają na siebie właśnie tym modelem również ludzi związanych z Apple.
WZORNICTWO I WYKONANIE HUAWEI P20 PRO
Dla zwykłego użytkownika, który nie jest na bieżąco z aktualnościami technologicznymi, każdy kolejny smartfon jest coraz to bardziej podobny do kolejnego. Szczególnie w erze “bezbramkowców”, gdzie pole do popisu i zarazem nadania charakteru produktowi mocno się zawęża. Trudno jest się wyróżnić, a już tym bardziej zachwycić.
Huawei P20 Pro być może nie powala na kolana tak, jak to robią od kilku lat Samsungi z serii S, ale zdecydowanie przykuwa uwagę. Robi to jeszcze bardziej, gdy przypomnę sobie wygląd poprzedników. Wówczas zdecydowanie mogę napisać o najbardziej wyszukanym, a jednocześnie najlepszym wzornictwie z serii P. Nie jest to poziom Mate’a 9, którego uwielbiam, nie jest tak intrygujący, jak Mate 10 Pro, ale wzbudza ciekawość. I myślę, że zgodzisz się ze mną, że tę ciekawość wzbudzają przede wszystkim trzy obiektywy, przyjemna kolorystyka oraz szklane plecki działające jak pryzmat.
Jest jednak druga strona medalu. Znajdą się bowiem tacy, którzy stwierdzą, że Huawei w tym modelu nie ma nic ciekawego do pokazania, ponieważ uczciwie trzeba przyznać, że praktycznie na każdym kroku można znaleźć podobieństwa do innych smartfonów. Szczególnie jednego… z logiem nadgryzionego jabłka. I to jest prawda, w pełni się z tym zgadzam. I choć efekt końcowy przypadł mi do gustu, to będąc bardzo czepliwym mógłbym napisać, że Chińczycy niekoniecznie się wysilili, a już na pewno nazbyt mocno inspirowali iPhonem X. Sądzę, że ostatecznie zabrakło P20 Pro wyrazistego charakteru, ale też… niespecjalnie mi to przeszkadza. Z drugiej strony… kto się teraz nie inspiruje rozwiązaniami Apple? Wystarczy wspomnieć o notchu.
Irytują mnie natomiast wszędobylskie odciski palców, które pięknie zostawiają swoje ślady na szklanych pleckach. Huawei co prawda w pudełku dostarcza silikonowe, przezroczyste etui, ale polecam zainwestować w inne – lepsze. Ja tak zrobiłem i tym samym problem odcisków palców zniknął, a oryginalny case, który nabyłem wygląda naprawdę świetnie (w przystępnej cenie). W dodatku nie zwiększa znacząco gabarytów samego smartfonu.
A skoro mowa o fizycznych aspektach, to muszę przyznać, że Huawei całkiem nieźle poradził sobie z ergonomią. Zmienione proporcje ekranu, wymuszają na projektantach inną bryłę smartfonów przez co przypominają mi czasami piloty do telewizora. Takim “pilotem” na przykład jest dla mnie Samsung Galaxy Note 8 i choć nie mogę napisać złego słowa o tym urządzeniu, to zdecydowanie “nie leży” mi w ręce. Samsung jest za to mistrzem w ergonomii w S9 i S9 Plus. Huawei P20 Pro plasuje się zaraz za nimi. Smartfon Chińczyków dobrze leży w dłoni (155×73,9×7,8mm) i jest przyjemnie ciężki (180g). W dedykowanym etui wrażenia się nie zmieniają, a nawet są dla mnie lepsze. Mimo wszystko bałbym się o zarysowanie plecków, więc case zostaje.
WYŚWIETLACZ W HUAWEI P20 PRO
Przeskok z 4,7-calowego iPhone’a na 6,1-calowy ekran zamontowany w P20 Pro może wydawać się sporym szokiem. Owszem, po okresie testów przesiadka z powrotem na iPhone’a początkowo wydawała się dość zabawna, niemniej wszystko jest kwestią przyzwyczajenia.
Co do głównego bohatera, trudno jest napisać mi tutaj coś negatywnego. Choć, jeśli oczekujesz na przykład wysokiej rozdzielczości w postaci QHD to się rozczarujesz. Huawei P20 Pro oferuje Ci obraz w rozdzielczości FHD+ (2240x1080px) lub HD+ (1493x720px), ponieważ sam/sama możesz zdecydować na jakich parametrach chcesz pracować. Ja korzystałem z opcji inteligentnej, która to samoczynnie dostosowywała rozdzielczość w zależności od tego co robiłem. Przyznam, że różnic czy wyraźnych przeskoków w zmianie szczegółowości wyświetlanych treści nie zarejestrowałem, a ostatecznie opcja ta korzystnie wpływa na zużycie energii. Jednym słowem – polecam.
Znajdą się oczywiście osoby narzekające na niższą rozdzielczość ekranu, do której przyzwyczaił nas chociażby Samsung, ale ujmę to tak. Nie ma co marudzić i szukać dziury w całym, ponieważ P20 Pro nie wykorzystasz do wirtualnej rzeczywistości, Samsung ma swoje gogle i tam rzeczywiście QHD się przyda. W zwykłym użytkowaniu nie dostrzeżesz różnic, a upakowanie pikseli jest tak gęste, że jakość obrazu jest na najwyższym poziomie. I tym zamknąłbym temat.
Dodatkowo na korzyść Huawei P20 w wersji Pro wypada typ panelu, a więc dostajemy matrycę typu OLED. Dzięki temu jakościowo ekran jest świetny, czarna czerń i ujmująco piękne kolory. Ja nie mam zastrzeżeń. No może jedna mała uwaga – ekran mógłby być jak dla mnie trochę jaśniejszy, co odczuwa się w dużym słońcu.
Notch. Wrażliwy temat, szczególnie, gdy w bliższej odległości jest Naczelny. Jego to naprawdę strasznie irytuje i uwierzcie mi – wolicie czytać jego wypowiedzi na ten temat, niż słuchać monologów o (nie)użyteczności notcha – wybacz Michał ;). A jakie ja mam zdanie na ten temat? Luźne. Charakterystyczne wcięcie nie ziębi mnie ani nie grzeje. Generalnie jest mi notch tak obojętny, że… nie wyłączyłem go – Huawei daje taką możliwość, jeśli bardzo by Cię to drażniło. Ja osobiście – w ogóle nie zwracam na niego uwagi. Przyznam nawet, że nawet skorzystałem z opcji, jaką dają Chińczycy i go wyłączyłem, ale wtedy… telefon wyglądał… śmiesznie i dziwnie. Paradoksalnie widać, jak zmarnowana jest wtedy przestrzeń w górnych partiach. Ostatecznie lepiej prezentuje się z “uszami”.
Tylko, że z punktu widzenia praktyczności nie daje on absolutnie NIC. W większości aplikacji, z których będziesz korzystać i tak ten fragment będzie “ucięty”, bo nie są one do tego dostosowane, więc nie ma z tego tytułu żadnych korzyści. Trzeba sobie również powiedzieć wprost, że Huawei niechlubnie dołączył do innych firm, które… zerżnęły ten pomysł od Apple.
Huawei po raz kolejny na wyświetlaczu zostawił fabryczną folię, którą trudno dostrzec. Nie jest to hartowane szkło, na które część z Was się zapewne zdecyduje w celu zabezpieczenia panelu, ale dzięki niej już po wyciągnięciu z pudełka, smartfon ma ochronę. Ja na przykład folijki nie ściągnąłem – w niczym nie przeszkadza, a na drobne, ewentualne ryski nada się idealnie.
Jak na Huawei przystało, już od wyświetlacza zaczynając masz dużo możliwości związanych z dostosowaniem jego elementów pod siebie. Zaczynając od wspomnianego przeze mnie wcięcia, poprzez rozmiar tekstu, tryb ekranu, aż po kwestie fotograficzne, o których więcej napiszę później/niżej w odpowiedniej sekcji z aparatem.
Wyświetlacz w Huawei P20 Pro zapewnia również ochronę wzroku poprzez odfiltrowanie niebieskiego światła, co oczywiście jest już standardem, i z którego polecam korzystać. Możesz dostosować temperaturę barw – ja np. preferuje bardziej zimne odcienie.
Kolejna rzecz warta odnotowania, choć absolutnie nie jest to żadna nowość, to tryb Always on Display. Wspominam o nim z dwóch powodów. Po pierwsze – jest bardzo ubogi, ponieważ nie pokazuje nawet takich podstawowych informacji, jak powiadomienia. Pozostaje tylko do dyspozycji godzina, data oraz procent naładowania baterii. Biednie, choć… przyznam, że w ogóle z tego nie korzystam. Bardziej wolę efekt podświetlania ekranu, kiedy podniesiesz telefon np. z biurka. Ekran reaguje błyskawicznie i podświetla się, a wówczas widoczna jest właśnie godzina i ewentualne powiadomienia.
Drugi powód, dla którego wspominam o Always on Display to zaszycie tej funkcji w otchłani nakładki EMUI. Na próżno szukać AoD pod hasłem Wyświetlacz. Trzeba skorzystać ze ścieżki: Ustawienia – Bezpieczeństwo i prywatność – Blokada ekranu i hasła – Informacje zawsze wyświetlane. Przyznam, dość głęboko i skutecznie schowane. Idę o zakład, że część użytkowników nawet nie zdaje sobie sprawy z takiej funkcji w swoim smartfonie.
WYDAJNOŚĆ I SPECYFIKACJA HUAWEI P20 PRO
Co można napisać o smartfonie, którego napędza najnowszy ośmiordzeniowy procesor chińskiej stajni – Kirin 970 oraz 6 GB pamięci RAM? Tylko jedno. Działa niezwykle płynnie, szybko, sprawnie, bez niespodzianek. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie zasobożerna nakładka EMUI, która praktycznie bez otwartych dodatkowych aplikacji wykorzystuje w zasadzie połowę z dostępnej pamięci RAM. No cóż, taki urok Androida oraz nakładek producentów. Huawei nie jest odosobnionym przypadkiem, niemniej płynności i dobrej optymalizacji odmówić P20 Pro absolutnie nie mogę.
Cieszy mnie to, że wraz z kolejnymi edycjami procesora, Huawei zbliżył się do głównych konkurentów, jakimi są niewątpliwie Snapdragon czy Exynos i o ile wcześniejszym modelom brakowało mocy, tak Kirin 970 w końcu jest bardzo, bardzo blisko – jeśli nie tuż obok – konkurencji. Dzisiaj jako użytkownik smartfona działającego na tej jednostce nie czuję się gorzej niż ktoś, kto korzysta np. z Galaxy S9/S9+. Gdybym takie porównanie zastosował w stosunku do np. P10 i S8 to odczuwałbym nieopisany dyskomfort posiadania flagowca od Huawei o słabszej specyfikacji. Od razu przypomina mi się również moje porównanie Huawei P9 z LG G5, gdzie różnica wydajnościowa była znacząca. Dzisiaj to wrażenie ucieka.
Wchodząc w szczegóły – Kirin 970 to dokładnie ten sam model, który trafił do Mate’a 10 Pro. Jest to ośmiordzeniowa jednostka wykonana w 10-nanometrowym procesie technologicznym. Cztery rdzenie taktowane są zegarami 2,4 GHz, pozostałe cztery zegarami 1,8 GHz. Oczywiście pisząc o procesorze, nie można zapomnieć o Sztucznej Inteligencji (AI), która tak kiepsko została zaprezentowana przy okazji Mate’a 10 Pro. Szczegółowo pisał o tym Michał w swojej recenzji. Wtedy – gdy ów smartfon debiutował – nie położonego wielkiego nacisku na to, by wytłumaczyć Kowalskiemu, jakie będzie miał korzyści z tego tytułu, że jest w gł. układzie obliczeniowym AI. Teraz – przyznaję – również tego brakuje. Bardziej skupiono się na zdjęciach i tam ta Sztuczna Inteligencja rzeczywiście się najczęściej objawia. O zdjęciach jednak za chwilę. Idziemy dalej.
Czytnik linii papilarnych po raz kolejny zasługuje na najwyższe laury. Działa perfekcyjnie, z niezwykłą precyzją i niesamowita szybkością. To najlepszy czytnik, jaki znajdziesz na rynku – żaden z producentów nie zbliżył się do tego, co osiągnął Huawei. Dzięki temu, najszybciej i najwygodniej odblokowanie smartfona odbywa się właśnie tą drogą. Po jakimś czasie zapomnisz, że w ogóle z niego korzystasz – działa tak szybko! Osobiście jednak wolałbym umieszczenie czytnika na pleckach. Jest to wygodniejsze przy tak dużym telefonie, a także ładnie uwolniło by przestrzeń pod ekranem.
Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, najbardziej ciekawił mnie odczyt biometryczny facjaty. Po zeskanowaniu twarzy z zaciekawieniem niejednokrotnie stwierdzałem, że taki sposób odblokowywania urządzenia jest naprawdę niezły. I w większości sytuacji działa bardzo dobrze, choć wyraźnie wolniej niż poprzez skaner odcisków palców. A, że do cierpliwych osób nie należę, znaczenie częściej korzystałem z palca.
Zamykając klamrę specyfikacji należy dodać, że flagowiec Huawei dostał pod maskę również 128 GB pamięci na pliki. Nie ma tutaj miejsca na dodatkową kartę pamięci. Szczerze – w ogóle mi to nie przeszkadza, 128 GB to naprawdę dużo i większość z Was tej przestrzeni nie zapełni, więc nie ma co narzekać.
SYSTEM, APLIKACJE, MULTIMEDIA W HUAWEI P20 PRO
Będzie bolało. Ale tylko przez chwilę ;). Otóż nakładka Huawei to wciąż tony nikomu niepotrzebnego kodu, który tylko zabiera pamięć RAM. No może, delikatnie przesadzam, są bowiem zwolennicy wszelkiego rodzaju modyfikacji. Ja ograniczam się do zmiany tapety, cała reszta to fajerwerki, które proponuje producent. Nie ukrywam, że korzystanie na co dzień z iOS-a jeszcze bardziej spotęgowało u mnie poczucie minimalizmu, więc powrót do EMUI stał się dla mnie przytłaczający.
Z drugiej strony chyba mogę nieśmiało napisać, że i tak w P20 Pro ciężar nakładki był najlżejszy ze wszystkich jej wariantów, które spotykałem w dotychczasowych smartfonach Huawei, które przeszły przez moje dłonie. Zawsze odkąd pamiętam, nie leżało mi to, co proponują Chińczycy. I wciąż trudno mi się przyzwyczaić. Już sam fakt, że nadal trzeba sporo kombinować, żeby znaleźć konkretną, z pozoru błahą rzecz sprawia, że nie jest mi blisko do tych rozwiązań. Przykład podałem powyżej przy okazji Always on Display.
Zastanawiałem się, jak ugryźć tym razem ten akapit i postanowiłem – w żołnierskich słowach, punkt po punkcie – wyszczególnić co mi się podoba, a co nie:
Co mi się podoba:
- Płynność działania – pomijając już fakt, że połowa pamięci RAM jest przy tej okazji wręcz połknięta przez system, to należy oddać, że działa on gładko, płynnie i bez zacięć. Trudno jednak napisać coś innego – w końcu w ręce mam flagowy produkt i nie ma mowy o innej pracy. Prawdziwy test jednak przyjdzie za pół roku, kiedy nagromadzę danych, aplikacji i dotrę się z P20 Pro.
- Przyciemnianie kolorów interfejsu – przy tym wyświetlaczu, czerń prezentuje się fenomenalnie, a i mi spodobał się ten styl. Subiektywne odczucie, niemniej miła odmiana dla oczu. Dodatkowo, jest to tryb wspomagający zaoszczędzenie energii (przynajmniej w teorii).
- Porządek – mimo wszystko. Dużo elementów, funkcji jest dość skrzętnie pochowanych i paradoksalnie sama nakładka nie atakuję na każdym kroku dostępnymi możliwościami edycji.
- Brak szuflady aplikacji – kto czytał wcześniejsze moje teksty być może pamięta, że byłem przeciwnikiem tego stylu, teraz zabrzmię być może niezbyt konsekwentnie, ale doceniłem ten widok dopiero w chwili przejścia na iPhone’a. Przyzwyczaiłem się do tego stopnia, że zapomniałem o czymś takim, jak szuflada aplikacji. Oczywiście Huawei wciąż daje wybór i możesz do niej powrócić.
- Menedżer telefonu – bardzo dobra i intuicyjna aplikacja spinająca takie rzeczy, jak optymalizacja systemu, pozbywanie się zbędnych plików zaśmiecających telefon, monitorowanie baterii, czy skanowanie antywirusowe.
Co mi się NIE podoba:
- Szukanie czasami błahej rzeczy często kończy się u mnie szperaniem po całym telefonie.
- Niezmiennie drażni mnie niebieski kolor w belce powiadomień. Czasy Androida Jelly Bean już dawno minęły!
- Ciężar EMUI. Zajmowanie połowy dostępnej pamięci RAM dla samego podtrzymania całego systemu to jednak za dużo. Można to zrobić znacznie lepiej.
Ostateczny rachunek wypada pozytywnie i rzeczywiście biorąc pod uwagę to, jak korzystało mi się kiedyś z telefonów chińskiej marki, a jak korzysta mi się teraz – szczególnie po dłuższej przerwie – muszę przyznać, że tendencja pod kątem komfortu użytkowania jest zwyżkowa.
Jeżeli chodzi o dedykowane aplikacje, to przyznaję bez bicia – nie korzystam z nich. W przypadku Androida od lat najważniejsze aplikacje pochodzą od Google. I tak, są to gł. Kalendarz, Keep, Gmail, czy nawet klawiatura. Dlatego też, gdybym tylko mógł odinstalowałbym wszystkie tego typu dodatki od Huawei jednym pociągnięciem palca – zrobiłbym to bez mrugnięcia okiem.
Niemniej – w tym wszystkim – bardzo pożyteczną aplikacją okazała się ta o nazwie „Inteligentny Pilot” – tak P20 Pro ma podczerwień (irDA). Przydało mi się na wyjeździe majowym, gdzie w mieszkaniu, które wynajmowałem, w pilocie do telewizora baterie odmówiły posłuszeństwa. P20 Pro sprawdził się w tej roli znakomicie. Nie sądziłem, że smartfon przyda mi się do oglądania tradycyjnej telewizji – a jednak :).
O przydatności osobnego sklepu AppGallery już tego samego napisać nie mogę. Zajrzałem tam bodajże z dwa razy. Już na wstępnie zabrakło mi tego, do czego swego czasu przyzwyczajał nas Samsung z Galaxy Apps, czyli do promocji związanych z zakupem konkretnego modelu smartfona. W Huawei takich bonusów nie ma. Szkoda.
Dla kronikarskiego porządku zakończę tym, jaki system napędza Huawei P20 Pro. Znajdziesz tutaj Androida 8.1.0, w takiej samej wersji jest nakładka EMUI, a poprawki zabezpieczeń pochodzą (w chwili publikowania tego tekstu w ostatniej dekadzie czerwca 2018r.) z 5 maja br. Dodam także, że od czasu kiedy mam telefon dostałem – o ile mnie pamięć nie myli – bodaj trzy aktualizacje – wszystkie dotyczące samego EMUI.
MUZYKA I BRZMIENIE HUAWEI P20 PRO
Muzyka to dla mnie bardzo ważny element w życiu. Słucham jej mnóstwo, codziennie i przy wielu okazjach. Trudno jest mi się odnaleźć w nowych brzmieniach przy okazji zmiany smartfonu i zawsze czuję delikatny strach przed tym – jak to będzie z nową słuchawką? Samsungi choć grające bardzo dobrze, w pewnym momencie przestały mnie satysfakcjonować, iPhone 7 (którego jestem posiadaczem) bardzo mile mnie zaskoczył, spory znak zapytania postawiłem więc przez flagowcem Huawei… zwłaszcza, że wcześniej jakoś Chińczycy nie wyróżniali się na tym polu.
Przyznam, że początkowo byłem lekko zawiedziony. iPhone 7 gra wg mnie nadal lepiej, ale ostatecznie P20 Pro również przyjął się u mnie dobrze. Co ciekawe, mam aktualnie dwa telefony, które nie posiadają wejścia mini jack, co czasami powodowało zabawne sytuacje. Wystarczyło przez przypadek zabrać nie te słuchawki, by w trakcie dnia okazało się, że pomimo dostępnych przejściówek nie podłączę za nic w świecie swojego dousznego kompletu. Są to jednak sporadyczne sytuacje i jeśli są na sali osoby, które wciąż ocierają łzy po minijacku to mówię Wam, że czas wziąć się w garść. Brak tego elementu w niczym nie przeszkadza w korzystaniu ze smartfonu.
Poza tym, zastanów się ile razy jednocześnie ładowałeś/-aś telefon i słuchałeś/aś muzyki na słuchawkach? Poza tym przerwa dla uszu również się od czasu do czasu przyda ;). A propos słuchawek… te dołączone do zestawu są… no mogłyby być lepsze. Jako biegacz, zawsze zwracam uwagę, czy konkretny model nie wypada mi z uszu przy aktywności fizycznej i te od Huawei niestety są zbyt fikuśne. Do biegania zdecydowanie się nie nadają. EarPods, które mam pod ręką to wciąż dla mnie najlepsze douszne słuchawki. Tych niestety pod Huawei nie podłączysz, ale dołączona przejściówka pozwoli Ci skorzystać z innych, Twoich ulubionych słuchawek.
Na minus muszę odnotować jeszcze konieczność operowania w dość dużych głośnościach. Aż tak źle z moim słuchem nie jest, niemniej P20 Pro przez słuchawki gra niestety dość cicho i w innych smartfonach nie muszę/nie musiałem operować w górnych granicach skali głośności.
Sumarycznie nie jest źle. Po skonfigurowaniu sobie dźwięku pod własne preferencje (szkoda że nie ma tak dużego pola do popisu w tym względzie), miło daje się z Huawei P20 Pro wycisnąć przyjemne dla ucha nuty. Jeszcze ciekawiej robi się, gdy dźwięk wydobywa się bezpośrednio ze stereofonicznych głośników. Tutaj jestem pod wrażeniem, brzmi to naprawdę bardzo dobrze, wyraźnie i wystarczająco głośno.
APARAT I FUNKCJE FOTOGRAFICZNE W HUAWEI P20 PRO
Trzy obiektywy. To za nimi kryje się cała tajemnica udanej fotografii Huawei P20 Pro. I szczerze pisząc można by było o ich możliwościach napisać osobną recenzję. Mam wrażenie, że ten akapit będzie dłuższy niż cały powyższy tekst, ale uwierz mi, jest o czym pisać. Dlaczego?
Z tego powodu, że aparat wykonuje swoją pracę w taki sposób, że chociaż etap testów mam za sobą, jak i tysiące (tak, tysiące) wykonanych zdjęć, tak przy każdym kolejnym kadrze czuję się nadal zaskakiwany, a moje myśli ubierają się w słowa: ciekawe co tu się stało, że to zdjęcie tak dobrze wygląda? Tak – zdecydowanie aparat w Huawei P20 Pro to genialne, nowe rozdanie w świecie mobilnej fotografii. Chińczycy podnieśli poprzeczkę i to naprawdę wysoko. Konkretnie, bez skrupułów dla konkurencji i z przytupem!
Już sama obecność tylu matryc i zarazem obiektywów – wzbudza zainteresowanie. Dwa stały się standardem, który na różne sposoby był/jest ulepszany. Każdy z producentów praktycznie miał inny pomysł na wykorzystanie dwóch soczewek, co dla nas konsumentów przekładało się na ciekawy wybór. A teraz Huawei wyważa drzwi i nagle możliwości stają się jeszcze większe.
Powołać się również muszę na pewno na ranking DxOMark. Wiem, że niektórzy podchodzą do niego z rezerwą, ale pierwsze miejsce P20 Pro nie jest przypadkowe, co potwierdzają również inni recenzenci. I trudno przejść obok tego obojętnie, flagowiec Huawei osiągnął rekordowy wynik, wyprzedzając ówczesnego lidera aż o 10 punktów. Aktualnie nadal ma sporą przewagę nad drugim HTC U12+ (6 punktów).
Niemniej, choć w dniu premiery byłem naprawdę zainteresowany rezultatem, podobnie jak Michał podchodziłem z lekkim dystansem. Teraz, gdy w pamięci P20 Pro mam wykonanych prawie 3 tysiące zdjęć i ponad setki filmów mogę napisać z pełną odpowiedzialnością – to moje najlepsze mobilne doświadczenie fotograficzne odkąd interesuję się nowymi technologiami. To prawdziwa przyjemność mieć w kieszeni takie możliwości!
40 MP (f/1.8, 27mm) + 20 MP B/W (f/1.6, 27mm) + 8 MP (f/2.4, 80mm) – tak prezentuje się teoria, w której warto zwrócić uwagę na kilka rzeczy:
- ogromna rozdzielczość pierwszego obiektywu. Od razu na myśl przychodzi mi słynna Nokia Lumia 1020, która na pokładzie miała 41 MP aparat,
- pierwszy obiektyw odpowiada za kolory,
- drugi to aparat odpowiedzialny za zdjęcia czarno-białe (monochromatyczne),
- ostatni element to teleobiektyw, który w połączeniu z pierwszym obiektywem umożliwi Ci robienie zdjęć z zoomem. x3 to zoom optyczny, x5 hybrydowy, x10 cyfrowy;
- przy rozdzielczości 40 MP funkcja przybliżania nie jest dostępna.
Sztuczna Inteligencja (AI) w P20 Pro.
Tym razem Huawei w moim odczuciu poświęca temu więcej uwagi niż przy okazji modelu Mate 10 Pro. Jak wspominałem wyżej – narzekał na to Michał Brożyński recenzując tamten model, ale ja – już w kontekście czysto fotograficznym, a nie funkcji systemowych – w przypadku P20 Pro czuję się usatysfakcjonowany. Jestem wręcz przekonany, że typowy Kowalski nie będzie studiował szczegółów, ponieważ jedynym trybem, z którego skorzysta będzie automatyczny i jedynie – a w zasadzie to AŻ – będzie wymagał, by aparat robił dobre zdjęcia. Funkcja Master AI mu w tym pomoże. Na czym polega i czym jest?
Zaszyta pod maską Sztuczna Inteligencja w trakcie, gdy będziesz kadrował/-a zdjęcie wybierze dla Ciebie najodpowiedniejsze ustawienia i parametry, spinając to pod jedną z 19. różnych scen, czy też obiektów. I tak, fotografując przyrodę (np. drzewa) uruchomi się tryb Roślinność. Zieleń stanie się bardziej nasycona, kontrast się zwiększy i nagle okaże się, że zdjęcie wygląda o wiele lepiej. Idźmy dalej. W górach, gdzie jest sporo kaskad z nieukrywanym zdziwieniem zauważyłem, że aparat zaproponował mi tryb… Wodospad. A skoro w górach w okolicach maja jeszcze znalazłem śnieg, to z czystej ciekawości sprawdziłem co zaproponuje mi aparat i… tak – tryb Śnieg uruchomił się praktycznie od razu. I wiesz co? Działa to praktycznie bezbłędnie. Zachód/wschód słońca, Dokumenty, Portrety czy Jedzenie. Wszystko to aparat identyfikuje za każdym razem prawidłowo. Wciąż jestem pełen podziwu!
Efekty działania Sztucznej Inteligencji są takie, że nagle ze zwykłych zdjęć, można wyciągnąć naprawdę bardzo ładne efekty. Mi przypadły do gustu, zawsze miałem bowiem słabość do dużych kontrastów i nasyconych kolorów, choć już teraz wiem, że nie każdemu się one spodobają. Szczególnie przy fotografii nieba, czy wspomnianej przyrody. Wówczas osoby wyczulone – nie będą zadowolone. Ja też przyznam im wówczas rację – są bowiem kadry, gdzie nawet dla mnie efekty działania AI są zbyt mocne. Dobra wiadomość jest jednak taka, że można to wyłączyć. Wówczas aparat nie będzie sugerował dodatkowych możliwości.
Wniosek, który nasuwa mi się przy okazji możliwości fotograficznych P20 Pro jest taki, że niezależnie od poziomu zaawansowania i zdolności, KAŻDY może poczuć się choć w ułamku prawdziwym fotografem. W rękach specjalisty, efekty mogą być jeszcze bardziej spektakularne, szczególnie gdy do dyspozycji jest również tryb profesjonalny, gdzie samemu można zdecydować, jakie parametry będzie miało zdjęcie.
To jednak nie wszystko. Jest tu znacznie więcej ciekawych rozwiązań. Dla niektórych będą znane, ale dla tych, którzy pierwszy raz mają styczność z flagowcem Huawei, przypomnę kilka świetnych ficzerów.
Tryb zdjęć czarnobiałych
Niezmiennie jeden z moich najbardziej ulubionych elementów w aparatach Chińczyków. Pamiętaj, że za zbieranie danych do tego typu fotografii odpowiedzialny jest osobna matryca. Tym samym zdjęcia wypadają znacznie ciekawiej i lepiej niż zmieniony w programie graficznym kolorowy kadr w czerń i biel. Dodam, że znajdziesz tutaj osobny tryb profesjonalny, gdzie w pełni będziesz mógł/mogła wykorzystać moc czarno-białych ujęć!
Efekty
Cztery efekty, za które pokochasz ten aparat – Światła Samochodów, Świetlne Graffiti, Tory Gwiazd, Jedwabista Woda. Jest przy tym mnóstwo zabawy, a efekty prezentują się niesamowicie. I co najlepsze, nie musisz mieć żadnej wiedzy do tego, by wykonać konkretne fotografie, które oglądasz i podziwiasz na Pinterestcie, czy w innych zakątkach Internetu. Wystarczy zwykły statyw i trochę wolnego czasu.
Jedna uwaga! Zalecam ostrożne obchodzenie się ze smartfonem przy mocowaniu go w statywie. P20 Pro jest ciężki, a gdy dodatkowo korzystasz z takiego etui jak ja, łatwo może się wyślizgnąć. Mój egzemplarz niestety upadł przez moją nieuwagę, na szczęście bez konsekwencji. Dlatego też uczulam i sugeruję czujność.
Zbliżenie/Zoom
Kolejna rzecz, która daje przewagę smartfonom Huawei to zoom optyczny. Tak, to mówi samo za siebie, ponieważ nie tracisz na jakości zdjęć. Gorzej z zoomem cyfrowym, gdzie widać już stratę w jakości, ale przy sprzyjających warunkach wygląda to nadal całkiem nieźle. Pośrednim rozwiązaniem jest układ hybrydowy, który daje naprawdę zadowalające efekty. Nawet przy x5 zbliżeniu smartfon potrafi świetnie złapać ostrość np. na lecącym samolocie.
Zastanawia mnie jednak najbardziej brak możliwości zoomowania przy maksymalnej rozdzielczości(?). Pojawiło się przez to pytanie, czy gdy robię przybliżenie przy 10MP, to nie jest to przypadkiem wycinek ze zdjęcia 40MP? Być może, jednakże przyglądając się właściwościom zdjęcia, widać wyraźnie, że są foty, w których wykorzystane było zbliżenie, przysłona wynosi f/2.4. Widać więc, że pracował trzeci obiektyw. Ale czy zwykły Kowalski będzie w to aż tak wnikać? Nie sądzę. Jedno jest pewne. Jakkolwiek jest to skomplikowane, działa to naprawdę bardzo dobrze i sam jestem wciąż pod wrażeniem. Wszystko funkcjonuje w ułamkach sekund.
Zdjęcia nocne
I znów mogę się tylko powtarzać, ponieważ Huawei P20 Pro dostarczy Ci naprawdę wiele pięknych zdjęć w scenerii, która stanowi zawsze wyzwanie również dla klasycznych cyfrówek. Nie tylko myślę tu o nocy, ale ogólnie o warunkach, gdzie światła jest mniej, szczególnie tego naturalnego. Przykład? Koncert. Mnóstwo dynamicznych, szybko zmieniających się świateł, napierający na mnie tłum ludzi, a mimo to udało się ustrzelić takie fotki, jak poniżej i to z zoomem! Oczywiście nie wszystkie fotografie były idealne, no ale dzięki P20 Pro mam wspaniałą pamiątkę!
Zdjęcia nocne to osobna historia, ponieważ Huawei dając do Twojej dyspozycji dedykowany tryb sprawił, że nic już nie będzie takie samo. Wyobraź sobie, że robisz fotkę na dłuższym czasie naświetlania z ręki. Co się dzieje zazwyczaj? Zdjęcie jest ruszone i ostro pomazane – to normalne…, ale…nie z P20 Pro! Tutaj jakimś cudem, zdjęcie jest ostre, pięknie doświetlone, a Twoje oczy jak i umysł wciąż zastanawiają się, jak to się stało, że ujęcie z ręki może wyjść tak dobrze??? Przy naprawdę wymagających kadrach, czas naświetlania może się wydłużyć, nie zmienia to jednak faktu, że efekt końcowy jest więcej niż zadowalający.
Selfie
24 MP i przysłona f/2.0 to parametry, które również robią wrażenie. W efekcie, każde zdjęcie selfie, jest bardzo dobrej jakości, a dodatkowo tryb portretowy sprawia, że nabierają one naprawdę profesjonalnego wyglądu. W większości efekt działa bardzo dobrze, choć zależy to również od scenerii i szczegółowości kadru.
Tryb Przysłona
Przy okazji, po raz kolejny należy pochwalić tutaj Huawei. Kiedyś już to napisałem w jednej ze swoich recenzji, no ale muszę to powtórzyć, ponieważ wraz z każdym modelem odnoszę wrażenie, że tryb ten działa lepiej. Nie ma się co oszukiwać, że do czynienia mamy z ingerencją softwareową, ale dla mniej zaznajomionych z fotografią, niektóre zdjęcia mogą wyglądać na zrobione profesjonalną lustrzanką. Osobiście często korzystam z tego trybu.
Wszystko splecione jest świetną aplikacją. Huawei naprawdę pod tym kątem wykonał kawał świetnej roboty. To jest najwyższy poziom. Świetna optymalizacja, szybki dostęp do potrzebnych elementów, dziecinnie łatwa obsługa. To wszystko sprawia, że chcesz robić coraz więcej zdjęć! A to pozwala w pełni wykorzystać możliwości aparatu/aparatów w P20 Pro!
ZDJĘCIA W ORYGINALNYM ROZMIARZE NA FLICKR
BATERIA I CZAS PRACY HUAWEI P20 PRO
4000mAh to konkretne ogniwo. Sama pojemność jednak to nie wszystko i zawsze trzeba wziąć na poprawkę suche parametry. I tak też podchodziłem do P20 Pro, kiedy pierwszy raz go naładowałem. Bardzo szybko – dodam, bo dzięki technologii SuperCharge, odbywa się to bardzo sprawnie. Zasada im bardziej naładowana bateria tym uzupełnianie energii jest wolniejsze – powinna Ci być już znana, jednakże już 15 minut pod kablem pozwala naprawdę na spore uzupełnienie energii, a godzina spokojnie pozwoli na przeżycie całego dnia. Uzyskanie 100 procent trwa około 1,5 godziny.
Mam nadzieje, że nie będzie to miało znaczącego wpływu na używalność na przykład za rok, niemniej na tę chwilę jestem bardziej niż zadowolony. Zadowolony i mile zaskoczony, ponieważ sądziłem, że tak kolorowo nie będzie, a tymczasem mój rozbrat z ładowarką często opierał się o 1,5 dnia. Nie korzystam już co prawda tak intensywnie ze smartfonu jak kiedyś, ale bardziej wymagające osoby też będą zadowolone.
Zawsze też z uśmiechem patrzę na wyniki innych blogerów, którzy osiągają jakieś kosmiczne rezultaty na włączonym ekranie (tzw. pomiar SoT). Chyba nigdy nie przestanie mnie to dziwić, jak oni to robią(?), i czy to swego rodzaju wyścig o jak najlepsze uzyskanie czasów (?), ja bowiem nie jestem w tym mistrzem. Tym razem jednak zdarzały mi się wyniki w okolicach 6 godzin SoT, co uznaję za bardzo zadowalający rezultat.
Doprecyzowując – większość testów odbyłem na inteligentnej rozdzielczości ekranu (która ma zbawienny wpływ na baterię) oraz na automatycznej jasności. Już te dwa elementy powodują odczuwalnie dłuższe działanie na jednym ładowaniu. Dodać należy jeszcze tryb przyciemniania interfejsu, który w teorii również powinien lepiej wpływać na zużycie energii, ale ja przyznam tego szczególnie nie odczułem.
OPINIA O HUAWEI P20 PRO
Mogę tylko napisać tyle, że czekałem na taki model Huawei bądź Honora. W końcu się doczekałem, a już na pewno doczekałem się modelu z serii P, która pełną gębą może rywalizować z innymi smartfonami z najwyższej półki. Od dłuższego czasu zapowiadało się, że któregoś dnia do mojej kieszeni trafi w końcu produkt Chińczyków i… oto jest!
Czym jest dla mnie Huawei P20 Pro? To przede wszystkim mistrz fotografii mobilnej. Bez dwóch zdań! Nigdy nie czułem takiej przyjemności i chęci zarazem fotografowania smartfonem. I wiem co piszę, bo przez moje ręce przewinęło się wiele urządzeń, nawet tych, których osobiście nie recenzowałem. Ale żeby nie było tak słodko, to użyję małej złośliwości. Cieszę się, że choć w tym elemencie Huawei nie wzorował się na żadnym z konkurentów i poszedł w pełni swoją ścieżką. W kwestii wzornictwa już taki zachwycony nie jestem, choć oczywiście to bardzo ładny smartfon.
System, a konkretnie nakładka, to wciąż przesycone, ociekające każdą możliwą modyfikacją tony kodu, które jedni kochają, a inni powiedzą “dziękuję”. Ja – choć czuję się trochę ugłaskany – nadal stronię od takiego przesytu i stawiam na minimalizm. Marzy mi się tutaj na przykład to, co od lat pokazuje Sony. Wówczas byłoby perfekcyjnie, choć na pewno zostawiłbym aplikację aparatu od Huawei, bo akurat Sony za wiele do powiedzenia tutaj nie ma.
Nie ukrywam, że choć nie spieszyło mi się z rozstaniem z moim poprzednim smartfonem, to okazja nabycia Huawei P20 Pro sprawiła, że poczułem przyjemny dreszczyk technologicznych emocji. Wywołał go zdecydowanie aparat fotograficzny i nie zawiodłem się ani trochę. Podobnie wypada ogólny rozrachunek. Dlatego jestem absolutnie przekonany, że gdybym z powodu jakiegoś kataklizmu, wojny, głodu, ognia lub innej siły wyższej miał dzisiaj porzucić iPhone’a na rzecz Androida, to Huawei P20 Pro byłby pierwszym i jedynym słusznym wyborem!
[penci_review id=”58271″]