SŁOWEM WSTĘPU
Zawsze, kiedy do redakcji zawita nowy sprzęt, panuje wszechobecna radość z możliwości przetestowania kolejnego urządzenia. Tym razem jednak radość była jeszcze większa, ponieważ kurier przywiózł przedstawiciela HTC. I to jakiego! Od razu mamy do czynienia z konkretnym smartfonem, który z miejsca zaznacza swoją obecność. TAK! O to on! HTC ONE MAX proszę Państwa!
Zawsze przy okazji moich recenzji, prędzej czy później wspominam o moim aktualnym smartfonie, ale tym razem cofniemy się nieco dalej, bo nie mogę przy okazji testów HTC nie wspomnieć o moim pierwszym telefonie tej marki. Był nim HTC Desire. Świetny sprzęt, do którego zawsze będę miał ogromny sentyment, a tym samym do marki HTC. Tym większa radość, że w udziale przypadły mi testy One Max. Od czasu Desire do dzisiaj upłynęło wiele technologicznej wody i nie ma co ukrywać, że przy tak szybko postępującej technice, obydwa smartfony dzieli przepaść. Niemniej jednak, często z pewnym smutkiem czytam o kłopotach HTC, czując jak już wcześniej pisałem – sentyment do tej firmy. Teraz miałem okazję przekonać się, czy „dzisiejsze” produkty są w stanie rywalizować z najsilniejszą konkurencją od lat.
WYGLĄD
Zaczynamy tradycyjnie od wyglądu i od razu pojawiają się moje pierwsze „ochy” i „achy”. Ten telefon wygląda fenomenalnie! Jego bryła, ciężar, materiały z których jest zbudowany powodują, że nie może się nie podobać. HTC słusznie podążyło drogą designerską HTC One, i większy brat odziedziczył to samo wzronictwo.
Już w pierwszym kontakcie, zanim w ogóle weźmiemy go do ręki, czuć tutaj efekt wielkości, charyzmy. Tak jakby do pokoju bez słowa weszła osoba, na którą zwracają uwagę wszyscy goście. Jest duży! – wyrwało mi się kiedy go pierwszy raz zobaczyłem i tak rzeczywiście jest. Kolejny zmysł – dotyk. Hmm, przyjemny chłód aluminium, z którego wykonany jest HTC One Max, zaokrąglone plecki, które komponują się z naszą dłonią. Do tego przyjemny ciężar 217g, który sprawia, że doskonale wiemy, co trzymamy. Bez dwóch zdań, już w tym momencie pod kątem wyglądu ten smartfon mnie kupił.
Jak w dłoni trzyma się urządzenie o wymiarach 164,50×82,50×10,29 mm? Cóż, wielkość robi tutaj swoje i z pewnością obsługa jedną ręką może sprawiać tutaj kłopoty. Jeśli ktoś ma małe dłonie, to taka wielkość może mu nie przypaść do gustu. Na pewno nie ma mowy aby spokojnie i bez stresu obsłużyć Maxa jedną ręką stojąc w autobusie czy tramwaju. W takich przypadkach wchodzą w grę tylko obie dłonie, inaczej nasz kolos może spotkać się nieprzyjemnie z podłożem. Ale tak to już jest z phabletami.
Z przodu na górze i na dole – mamy zamontowane głośniczki, które bardzo ładnie zostały wkomponowane w bryłę Maxa. Na górze jest również kamerka – 2,1Mpx, a także dioda powiadomień. Ta ostatnia niestety jest skandalicznie mała i mówiąc szczerze, trzeba się jej dobrze przypatrzyć, chcąc dowiedzieć się, czy otrzymaliśmy jakieś powiadomienie. Spory minus, tym bardziej, że na brak miejsca inżynierzy HTC nie mogli narzekać. Spokojnie zmieściłaby się tutaj odpowiedniej wielkości dioda. Z przodu nie mamy żadnych przycisków fizycznych i to dla mnie z kolei plus. Wielka szkoda niestety, że podświetlenie tychże „wirtualnych” przycisków jest wręcz znikome, a niestety nie doszukałem się w ustawieniach możliwości konfiguracji tego elementu.
Fizyczne przyciski pojawiają się natomiast w bocznych sekcjach. I tak po prawej stronie mamy bardzo ładnie zaprojektowany przycisk głośności, a także włączania/wyłączania. HTC w porównaniu ze swoim flagowcem, zmienił położenie tego przycisku (przypomnę że HTC One ma go na szczycie). Jest to korzystne posunięcie, ponieważ umieszczony on został mniej więcej pośrodku i mamy do niego łatwy dostęp. Przyciski te nie odstają od ogólnej bryły, co wygląda niezwykle elegancko, jednakże ciężko je zlokalizować w ciemnościach, czy gdy smartfon jest w kieszeni. Wiele razy zdarzało mi się pomylić i zamiast np. podgłośnić muzykę, włączałem ekran.
Po lewej stronie, mamy sprytne rozwiązanie na otwieranie tylnej klapki. To świetny pomysł, bo przeżywam zawsze stres kiedy mam podważać obudowę, w celu włożenia np. karty SIM w innych urządzeniach. Coraz częściej producenci projektują swoje urządzenia tak, by nie ingerować w środek, niemniej jednak HTC rozwiązało to w przystępny sposób. Przesuwając przycisk odpowiedzialny za otwieranie HTC One Max, tylna klapa odskakuje sama i od razu mamy dostęp do wnętrza smartfona.
Problem natomiast pojawia się w momencie, kiedy chcemy założyć ją z powrotem. Co prawda, dołączona instrukcja wyraźnie pokazuje jak to należy zrobić, pomimo tego udawało mi się to często za którymś razem. Będąc jeszcze przy tym obszarze, muszę niestety zwrócić uwagę, że w lewym górnym rogu, klapka ta nieprzyjemnie i w dość widoczny sposób odstawała. Prawdopodobnie defekt powstał podczas testów, gdzie była ona wielokrotnie ściągana i zakładana, czego zwykły użytkownik często raczej nie robi.
Tak jak wspominałem wcześniej tył wykonano z aluminium, przez co podczas pierwszego kontaktu z naszą dłonią jest przyjemnie chłodny, niestety zmienia się to podczas pracy na HTC, ale o tym szczegółowo będę pisał poniżej. Na odwrocie jest też wbudowany obiektyw aparatu, lampa błyskowa i czytnik linii papilarnych.
EKRAN
Główny bohater naszej opowieści. Dumny Super LCD 3 o rozmiarze 5,9 cala, który zatopiony w ładnej ramce, robi naprawdę świetne wrażenie. Rozdzielczość Full HD, co przy tej przekątnej daje 373 ppi, a to na tle konkurencji jest bardzo dobrym wynikiem. I rzeczywiście, parametry te świetnie oddają przyjemność, jaką czerpie się z codziennego użytkowania. Ekran jest bardzo jasny, co bardzo dobrze wpływa na korzystanie z phabletu w słoneczne dni. Przyrównując testowanego HTC do mojego LG Nexusa 4, przyznaję, że ten drugi wypadał bardzo blado i nie dowierzałem wręcz, że ekran pomimo ustawienia najwyższego poziomu jasności, jest wyraźnie ciemniejszy od tego w HTC. Wszystko zawsze jest świetnie widoczne i nie ma problemu by odczytać informacje z naszego panelu, przy intensywnych promieniach słońca. Co warte uwagi, ustawienie ekranu na pełną jasność nie wpływało drastycznie na zużycie baterii. W moim prywatnym smartfonie, od razu to czuję, tutaj tego efektu nie było. Ekran choć z pewnością przechodził przez ręce wielu redakcji nie miał żadnych rys, czy zadrapań. Przy tak dużej powierzchni o wiele łatwiej o niechciane „skazy”, więc ochronna powłoka wyświetlacza sprawuje się tak jak należy.
WYDAJNOŚĆ
HTC One Max, został wyposażony w Procesor Qualcomm Snapdragon 600. Cztery rdzenie o taktowaniu 1,7 GHz. Przyznam szczerze, że HTC tym razem się nie popisał i przy bezpośrednich konkurentach, takich jak Note 3, Xperia Z Ultra, czy Lumia 1520, wypada po prostu słabo. Odpowiednio, Samsung, Sony i Nokia, zdecydowali się na Snapdragona 800, o taktowaniu zegara powyżej 2 GHz. Jak widać One Max wyraźnie odstaje pod tym kątem. Są to jednak suche liczby, więc pytanie jak to wygląda w praktyce?
Praktyka pokazuje, że nie jest tak źle, jakby się to mogło wydawać. Bardzo dużo daje tu oczywiście dobra optymalizacja nakładki HTC Sense pod Androida w wersji 4.3., nie można więc narzekać. Z tego przerośniętego smartfona korzysta się bardzo przyjemnie, wszystko działa płynnie i bez nieprzyjemnych „zająknięć”, aczkolwiek… zdarzały się momenty, szczególnie przy minimalizowaniu aplikacji, że animacja delikatnie przeskakiwała. Normalnie powiedziałbym, że są to rzeczy, na które można przymknąć oko, ale czy można tak zrobić w przypadku urządzenia, za które płacimy prawie 2,5 tys. zł? Być może nie każdy jest tak wymagający jak ja i takie zgrzyty nie będą mu przeszkadzać. Jestem wręcz maniakiem płynności, szczególnie więc zwracam na to uwagę. Bo skoro takie rzeczy potrafią dziać się w trakcie dwu tygodniowych testów, to co będzie po półrocznym użytkowaniu?
Być może trochę zbyt krytycznie podchodzę do tych kwestii, jednakże HTC, który chce utrzymać się w grze, a wręcz walczy o przetrwanie, nie może pozwolić sobie na takie „małe wpadki”, a przynajmniej nie powinien. Oczywiście to tylko moje skromne zdanie, ale co kupi zwykły Kowalski zestawiając taką specyfikację z tą znaną chociażby z Xperii Z Ultra, przy podobnej cenie? Oczywiście jest mnóstwo innych czynników, które wpływają na sprzedaż, więc to tylko głośne myślenie.
Wracając jednak do sedna, pomimo słabszego procesora, cała reszta pracuje jak należy i z pewnością nie miałem ani jednej przygody w stylu kompletnego zawieszenia się telefonu, czy nieplanowanego restartu. Układ graficzny wspomagają 2 GB pamięci RAM, co póki co jest jeszcze standardem. Całość współpracuje ze sobą dobrze i w ogólnym rozrachunku nie można na nic narzekać, poza tym na co zwróciłem uwagę wyżej.
HTC SENSE
Od czasów mojego nieocenionego Desire’a, słynna nakładka Sense przeszła ogromną metamorfozę. Właściwie jedną i drugą wersję łączy tylko nazwa. Stara, która w dalszym ciągu ma „to coś”, mimo wszystko mocno odczuła upływ czasu. Aktualna odsłona oznaczona numerkiem 5.5 utrzymuje modną stylistykę „flat design”. Płaskie wzornictwo, proste i równie płaskie ikonki. Wszystko to nadaje elegancji. Nie mam wątpliwości, że jest to moja ulubiona nakładka na Androida, aczkolwiek kilka rzeczy bym tutaj zmienił.
Przede wszystkim, przekształca ona dość mocno wygląd Androida. Pierwsza rzecz, na którą warto zwrócić uwagę, to spis wszystkich programów, po wejściu do menu. Zdecydowana większość producentów zastosowała nawigację w trybie poziomym. HTC postawił na pion. Z początku dziwnie było się przestawić na ten kierunek, jednak przyznam szczerze, że ta opcja przypadła mi do gustu.
W równie ciekawy sposób rozwiązano również zamykanie aplikacji. Po zminimalizowaniu otwartych programów, pojawiają się one w postaci prostokątów i wyłącza się je przesuwając palcem również w kierunku pionowym, a nie na boki, jak to ma miejsce w Nexusie czy Sony. Mnie osobiście bardziej przekonuje rozwiązanie HTC, chociaż zdarzało mi się uruchomić (zmaksymalizować), daną aplikację przy tej czynności. Na ekranie można mieć wyświetlonych (otwartych) 9 programów, a otwarcie kolejnego powoduje zamknięcie ostatniego z nich.
W ogóle Sense 5.5 jest mniej kolorowy od wersji z czasów Desire. Prostota i elegancja świetnie się tutaj uzupełniają, choć są elementy, które można byłoby jeszcze udoskonalić, takie jak np. czarne tło na widgecie od pogody. HTC nadał wyraźny charakter swojej nakładce, nie wzorując się na innych, ufając swojemu wyczuciu stylu.
APARAT
HTC zastosował dla swojego phabletu aparat taki sam jak we flagowcu HTC ONE. Rozdzielczość 4 Mpix, z technologią UltraPixel, dzięki której obiektyw łapie więcej ilości światła niż nawet 13-Mpx kamery. Potwierdza to duża jasność przesłony f/2.0 przy 28 mm obiektywu. Przyznam szczerze, że gdybym nie wiedział, że mam do czynienia z 4 Mpx, to nie zauważyłbym praktycznie żadnej różnicy w jakości zdjęć w porówaniu z innymi smarfonami. Wyjątkiem jest tutaj oczywiście Sony (i pewnie też Nokia), który umieszcza w swoich urządzeniach najlepsze aparaty, jednakże miło byłem zaskoczony działaniem tego podzespołu w HTC.
Zdjęcia robi się szybko i sprawnie, kamera łapie ostrość natychmiast, co pozwala uniknąć zmarnowanych ujęć. Brakuje trochę fizycznego przycisku migawki.
HTC przygotował sporo dodatkowych funkcji fotograficznych, co było dla mnie miłym zaskoczeniem. Mówiąc zupełnie szczerze, nie spodziewałem się, że zobaczę coś interesującego. Czekała mnie niespodzianka i gotów jestem stwierdzić, że pod kątem urozmaicenia softwarowego swojego aparatu HTC mógły rywalizować z Sony.
Mamy tu do dyspozycji gotowe filtry rodem z Instagrama, zniekształcenia obrazu, mozaiki. Do tego jest możliwość robienia zdjęć seryjnych, przy których nie umknie nam już żadna chwila. Jest z czego wybierać i z pewnością każdy znajdzie dla siebie jakąś ciekawą opcję.
Kamera nagrywa filmy w rozdzielczości Full HD, a dodatkowo umożliwia tworzyć je w zwolnionym tempie. Przyznam szczerze, że nie jestem wielkim fanem kręcenia filmów, w ogóle preferuję obraz nieruchomy w postaci zdjęć. Dlatego też dla mnie – sporadycznego użytkownika kamery – spełniała swoje zadanie. Menu aparatu jest proste i intuicyjne i z pewnością nie sprawi ono nikomu żadnych problemów, szczególnie przy bardziej zaawansowanej zabawie.
DŹWIĘK
Głośniczki w HTC One Max podobały mi się tak bardzo, że postanowiłem je wyróżnić w osobnym akapicie. Tajwańczycy wykorzystali tutaj technologię Boom Sound, dodatkowo obydwa głośniki grają w trybie stereo, mają wbudowany wzmacniacz. Wszystkie elementy powodują, że odbiór wrażeń dźwiękowych jest jeszcze przyjemniejszy. Zazwyczaj unikam słuchania bez słuchawek na telefonie muzyki np. w samochodzie, ale tym razem z przyjemnością włączałem sobie moje setlisty ze Spotify, rozkoszując się jazdą. Jako, że mam stary samochód, bez radia, nie słucham w nim muzyki, a HTC umilał mi czas solidnie wyrzucając z siebie kolejne dźwięki.
Do zestawu dołączono słuchawki, co zawsze sobie cenię, przy zakupie nowego telefonu. Nie mniej jednak, zasmucił mnie fakt, że były one douszne, a tych nie lubię. Dodatkowo kabel był zdecydowanie za krótki i przy zmienianiu piosenki, musiałem odwracać telefon do pozycji poziomej.
BATERIA I TEMPERATURA
Dochodzimy do niezbyt przyjemnego punktu, szczególnie w pierwszej jego części. Nagrzewanie się phabletu HTC jest wręcz okropne. Przykro mi to pisać, ale urządzenie to grzeje się nawet przy przeglądaniu Internetu. Warunki nie miały większego znaczenia. Działo się tak na zewnątrz, przy 12 stopniach Celsjusza, czy w biurze, gdzie jest tych stopni ponad 20, gdzie One Max leżał sobie na biurku. Oczywiście moje dłonie z pewnością ogrzewały aluminiową obudowę, która jest lepszym przewodnikiem ciepła, ale jak mając standardową temperaturę charakterystyczną dla człowieka, mógłbym ogrzać telefon do temperatur, które są już wyraźnie odczuwalne? I do tego na tyle odczuwalne, że wkładając phablet do kieszeni dżinsowych spodni, czułem ciepło wyraźnie w kieszeni.
Natomiast jeśli chodzi o samą wydajność na baterii, to nie ma naprawdę na co narzekać. Na poniższych wykresach przedstawiłem, jak przy maksymalnie rozjaśnionym ekranie wyglądał pobór energii. Jeden obrazuje praktyczne używanie phabletu HTC non stop. Bez oszczędzania, bez zwracania uwagi na to co robię. Wynik wg mnie bardzo dobry. Przy tak dużym ekranie, i takim obciążeniu naprawdę nie mam się czego czepiać. Prawie 9h radości z zabawy HTC One Max.
Na przeciwnej szali mamy włączony tryb oszczędności, który regulował np. jasność ekranu, czy też zmniejszenie wydajności procesora. Wynik? Dla mnie rewelacja! Bez szczególnego oszczędzania, pracowałem na nim w sposób, do którego został stworzony i osiągnąłem w tym trybie ponad 24h na jednym ładowaniu! Świetny wynik! Jestem naprawdę bardzo zadowolony z baterii, w tym urządzeniu. Powrót do Nexusa, w którym bateria jest strasznie żarłoczna był… traumatycznym przeżyciem ;)
SKANER ODCISKÓW PALCÓW
Bardzo ciekawiło mnie jak będzie zachowywać się ten element wyposażenia One Max. Czytałem sporo niepochlebnych opinii, na jego temat i zastanawiałem się czy to przesada, czy rzeczywiście są z nim problemy? Mając możliwość sprawdzenia tego na własnych odciskach palców, stwierdzam, że niestety nie mamy tu do czynienia z elementem, który działa perfekcyjnie. Bardzo często, po zapisaniu już mojego odcisku, nie mogłem odblokować telefonu, gdyż skaner nie mógł mnie prawidłowo „zweryfikować”, po czym musiałem się ratować kodem dostępu. Efekt był taki, że szybkie odblokowanie One Max kończyło się męką sprowadzonej do niecierpliwie powtarzanego pod nosem zdania proszę wpuść mnie już. Druga kwestia to niezbyt fortunne zamontowanie skanera, który często był mylony przez mój palec z kamerą (usytuowane są jeden pod drugim). No cóż… sprawę skanera trzeba zdecydowanie przemyśleć (czy w ogóle jest potrzebny) i poprawić.
PODSUMOWANIE
Zawsze powtarzałem z uporem maniaka, że smartfon może być wyposażony maksymalnie w 5 calowy wyświetlacz. To była moja granica, której sztywno się trzymałem. Przy HTC One Max, przez moment czułem, że jednak się złamię. Fakt – wkraczamy tutaj w kategorię phabletów, aczkolwiek bez skrupułów mogę stwierdzić jedno: mając dwa Nexusy – 4,7 cala i 7 cali, spokojnie mógłbym oddać obydwa i korzystać z 5,9-calowego HTC One Max. Być może odkrywcze to nie jest, ale phablet, świetnie zastępuje smartfon i tablet, a ten od HTC robi to idealnie, zatem mogę przyjąć taki „odchył” od swojej normy.
Brakuje mi możliwości robienia zdjęć sferycznych, aczkolwiek aparat bardzo mile mnie zaskoczył i bardzo dobrze mi się z niego korzystało. Do tego należy dodać świetne głośniczki, które spokojnie „przekrzykiwały” silnik mojej starej Skody, za co należy im się duży plus ;)
Na koniec – uważam, że w przypadku HTC One Max mamy do czynienia ze świetnym urządzeniem, które będzie z nami na jednym ładowaniu baterii, zachwyci solidnym wyświetlaczem i ogrzeje ręce ;) Korzystałem z tego phabletu z największą przyjemnością na tyle, że zaczynam zastanawiać się nad zmianą marki telefonu ;)