SŁOWEM WSTĘPU
Jestem blogerem technologicznym, więc testowałem Canona PowerShot G5 X w warunkach, które są moją codziennością. W taki sposób magluję na 90sek.pl smartfony, tablety, notebooki, monitory, smartwatche etc., więc nie potrafię wyobrazić sobie innego sposobu testowania aparatu cyfrowego. Ale tym razem chcę złamać schemat standardowej recenzji, które tutaj można przeczytać, i przy aparatach cyfrowych tej zmiany się trzymać. Dlatego podzieliłem ją na siedem części, a każda to jeden dzień. Skąd taki pomysł?
Wbrew pozorom praktycznie nie rozstaję się z aparatem, a obecność w redakcji G5 X tylko mi to wyraźniej unaoczniła. Odkryłem przy okazji, że w swojej przygodzie z fotografią koncentruję się na zupełnie innych rzeczach, niż typowy fotograf (nawet jeśli jest nim amator). Dlatego ma to być recenzja konsumencka z narracją. Nie dla fotograficznych geeków, którzy jarają się każdym parametrem i oczekują wygłaskanych kadrów. Wiedzą przy recenzji Canona G5 X chcę się dzielić dopiero w dalszej kolejności. Na pierwszym planie jest moja relacja z produktem. Intymna i ekstrawertyczna zarazem. A także to, co już po wyjęciu z pudełka otrzymujesz.
WSZYSTKIE ZDJĘCIA WYKONANE CANONEM G5 X W ORYGINALNYCH ROZDZIELCZOŚCIACH NA NASZYM KONCIE W SERWISIE FLICKR
DZIEŃ PIERWSZY Z CANONEM POWERSHOT G5 X
Poranki są u mnie bardzo typowe – herbata lub Inka, mleko ryżowe lub mineralna, notebook i skoncentrowana praca w biurze, ale często też w jakimś spokojnym zakątku w mieście. Dla mnie to ważne, bo niejednokrotnie zdarza się, że mogę przesiedzieć nawet 12h w jednym miejscu (z drobnymi przerwami). I w takich okolicznościach towarzyszy mi aparat cyfrowy. Zabieram go zawsze, chociaż są takie dni, jak np. w poniedziałki, kiedy używam najmniej.
Najczęściej też o poranku dostaję nowy sprzęt do testów. Stąd w takich okolicznościach witam się z Canonem PowerShot G5 X – kompaktem, który mieści się do mojej saszetki/nerki, jest w miarę lekki, więc nie ciąży na szyi, do tego fajnie wykonany, toteż dobrze trzyma się go za grip w prawej dłoni, a finalnie posiada pięć najistotniejszych z mojego punktu widzenia cech:
- wizjer elektroniczny EVF (0,39 cala),
- odchylany ekran dotykowy do fotografii pod dowolnym kątem,
- obrotowy pierścień, którym oddalam lub zbliżam kadrowane obiekty,
- pięcioosiową stabilizację, która działa wybitnie,
- łączność z Chmurą, WiFi i NFC, więc wszystko mam od razu w tablecie, smartfonie lub na zewnętrznym serwerze.
Hmm, to co by tu sfotografować… I wtedy zaczyna się moja chemia z produktem. Tym razem jest nim aparat. Czuję, że musimy się zaprzyjaźnić, ale w pierwszej kolejności, niech Canon PowerShot G5 X wykaże się inicjatywą.
Hej – w końcu właśnie Cię rozpakowałem! Pokaż więc na co Cię stać! Zrób na mnie wrażenie! Canon twierdzi, że jesteś zaawansowany, ale otwarty na tradycyjną obsługę… więc chcę to zobaczyć. Ale póki co – bez fajerwerków. Pokaż mi, co potrafisz w trybie automatycznym!
Canon PowerShot G5 X – specyfikacja | |
Matryca | Światłoczuła, podświetlana CMOS o wielkości 1 cala, 20,9 Mpx |
Procesor | DIGIC 6 z technologią iSAPS |
Ogniskowa | 8,8–36,8 mm (odpowiednik formatu 35 mm: 24–100 mm) |
Przysłona | f/1,8–f/2,8 |
Zoom | Optyczny 4,2x; ZoomPlus 8,4x; Cyfrowy ok. 4x; Razem 17x |
Stabilizacja obrazu | Tak, 5-osiowa z inteligentną dynamiczną stabilizacją |
Czułość ISO | 125–12800 |
Wyświetlacz | dotykowy, odchylany ekran dotykowy LCD (TFT) o przekątnej 3 cali. Około 1 040 000 punktów. Format obrazu 3:2. |
Wizjer | Wizjer EVF (0,39 cala), OLED, sRGB |
Złącza | cyfrowe Hi-Speed USB, Micro HDMI, złącze elektronicznego wężyka spustowego |
Karta pamięci | tak: SD, SDHC, SDXC (zgodne z UHS Speed Class 1), |
Łączność | Wi-Fi 802.11b/g/n; tylko pasmo 2,4 GHz, z obsługą funkcji dynamicznego NFC |
Bateria | ok. 210 zdjęć |
Waga | ok. 377 g (z akumulatorem i kartą pamięci) |
DZIEŃ DRUGI Z CANONEM POWERSHOT G5 X
Canon PowerShot G5 X lubi statyw oraz wykazać się kreatywnością. Możesz nie mieć absolutnie żadnego pomysłu na zdjęcie, a on wyczaruje cuda w trybie Zdjęcia Twórczego.
Wykonuje wówczas kilka fotek z różnymi filtrami, a dzięki temu potrafi uchwycić scenę na kilka sposobów. Idealne na Instagram i dla tych, którzy szukają odrobiny romantyzmu w codziennej, nawet maksymalnie tradycyjnej fotografii…
DZIEŃ TRZECI Z CANONEM POWERSHOT G5 X
OK – dziś nie mam czasu na zabawę. Kończę kilka recenzji i muszę sfotografować sprzęt, który testowałem (lub mieliśmy w redakcji) w ostatnich tygodniach. Czy Canon G5 X poradzi sobie z tym wyzwaniem? Oj poradzi i to doskonale! Dzięki świetnej, jasnej optyce, bardzo szybkiemu focusowi, a także gotowości do pracy w różnych warunkach i trybach. A tych ostatnich jest naprawdę sporo: Autoportret, Portrety, Gwiazda, Sceny nocne z ręki, HDR, Nostalgiczne, Efekt rybiego oka, Efekt miniatury, Efekt aparatu zabawki, Nieostre tło, Miękka ostrość, Monochromatyczny, Superżywe kolory, Efekt plakatu, Fajerwerki.
Wymieniłem je wszystkie, bo z części z nich korzystałem na co dzień, a kolejne okoliczności prowokowały okazje do sięgania po następne i następne. Widać też na poniższych zdjęciach, jak dobrze Canon G5 X radzi sobie z fotkami w różnych warunkach oświetleniowych. Trzy zdjęcia notebooka wykonane są w warunkach biurowych, z dominującym ciepłym światłem, co utrwaliło się w postaci refleksów na stalowej ramce. Odpowiednie manewrowanie pozwalało pozbyć się ich (fotka czwarta), sprzęt zyskał więcej zimnego chłodu. G5 X świetnie daje radę tutaj z kilku zasadniczych powodów:
- bardzo dobry tryb auto,
- rewelacyjna praca 4,2-krotnego zoomu optycznego,
- łatwe przeskakiwanie pomiędzy trybami fotografowania,
- ładnie rozmyte tło w dedykowanych trybach,
- świetne łapanie ostrości.
Inna sprawa, że np. Tryb nostalgiczny pozwala na regulowanie, jak silnego efektu oczekujesz. I tak, potrafi na najniższym poziomie nieznacznie zdjąć kolorystykę, przy drugim wariancie nastawu wyraźniej wyciąga szarości, a kolejne modyfikacje sprawiają, że pojawia się więcej szumów oraz nastrój zatrzymanej w czasie sceny. Ostatecznie można zostać przy takiej szarości lub wręcz nadać fotce dramaturgii intensyfikowanej na dwóch skrajnych biegunach – ciut przepalonej bieli i głęboko utopionej czerni.
DZIEŃ CZWARTY Z CANONEM POWERSHOT G5 X
Zdjęcia makro to dla mnie zawsze opowieść o próbie przekroczenia tego, na co pozwala ludzkie oko oraz tego, co za tą granicą się znajduje. I jestem ogromnym fanem detali, które wychodzą wówczas z kadru. Szczegóły uzyskiwane w trybie makro decydują o tym, czy coś mi się podoba, czy tym gardzę. Ale fantazyjnie bliskie ujęcia, potrafią gloryfikować nawet brzydotę. Bo widać jej wycinek, oderwany od całości. Bez kontekstu, ale z własną historią.
Dedykowanego trybu makro w PS G5 X nie ma. Ale można pobawić się optyką, czasem otwarcia przysłony w trybie Tv i zoomem optycznym lub po prostu ręcznym regulowaniem odległości od obiektu. Efekty potrafią zaskakiwać! Sądzę, że z moich próbek – przy odrobinie większej ilości czasu i cierpliwości – można by wyciągnąć jeszcze więcej!
DZIEŃ PIĄTY Z CANONEM POWERSHOT G5 X
Najfajniejsze rzeczy zdarzają się w fotografii, kiedy jest się w ruchu. Miasto, to zawsze dobry punkt, od którego lubię zacząć mierzenie się ze sprzętem. Jedną z lokalizacji, która nadzwyczajnie w ostatnim czasie kwitnie w Poznaniu jest Śródka – czyli miasteczko w mieście. Do niedawna zapijaczona i porzucona, dzisiaj przeżywa swój renesans. Powstają tutaj hotele, restauracje z dobrym i zdrowym jedzeniem, dzieje się sporo kulturalnie. Śródka ma też swój wyjątkowy mural, widoczny na zdjęciu poniżej. Ale poza nią, Poznań to też miasto ciepłych, kolorowych nocnych świateł i miejskiego ruchu, rozkopów i prac remontowych, a także miejskich grafik.
Do wykonania poniższych zdjęć służył mi najczęściej statyw (choć nie zawsze), tryb Tv z częściowo ręcznymi nastawami, ale też tryby: Nocny z ręki, Rybie oko oraz Gwiazda z długim czasem naświetlania.
A tak się składa, że G5 X w materiałach prasowych lubi chwalić się trybem Gwiazd. Mamy sierpień, piękne gwieździste noce, podobno jakieś perseidy… ;). Miasto nie jest łatwym wspólnikiem przy próbach nocnej zabawy z fotografią, ale na szczęście Canon PowerShot G5 X nieźle daje sobie radę!
Szczerze pisząc – jestem pod dużym wrażeniem, że tej klasy sprzęt potrafi wyciągnąć w niesprzyjających okolicznościach takie rzeczy na niebie. Czasami trzeba szukać schronienia poza aglomeracją, na jej obrzeżach, ale i tutaj nie jest łatwo o odrobinę niezanieczyszczonej sztucznym światłem nocy…
DZIEŃ SZÓSTY Z CANONEM POWERSHOT G5 X
Nawet bloger technologiczny czasami odpoczywa… ;) Aczkolwiek cały czas jest on-line ;). Niemniej są miejsca w Polsce, gdzie naprawdę ciężko o zasięg. A wyglądają one właśnie tak, jak fotki w galerii poniżej. Klimatyczne zachody słońca, uciekający w pośpiechu latawiec, morze, które cały czas uderza o brzeg i tylko na chwilę pozwala się uchwycić w kadrze, łąka na wsi. To wszystko jest dziełem Canona G5 X – kompaktowego aparatu, którym mogłem zabrać wszędzie i jednocześnie zabrać stamtąd wspomnienia do domu. Wszystkie poniższe kadry wykonane wyłącznie z ręki.
DZIEŃ SIÓDMY Z CANONEM POWERSHOT G5 X
Canon PowerShot G5 X 5 to również sprzęt do dynamicznych, a może i nawet agresywnych zastosowań. Może nie jest to widoczne, ale u mnie praca pod presją czasu nie jest tylko sloganem, którym niemal wszyscy sobie teraz wycierają gęby. W moim kontekście nowe technologiczne rozwiązania, to podstawa pracy każdego aparatu. I wcale nie myślę tutaj o detalach odpowiedzialnych za udane kadry, bowiem aparat, którego nie będę się wstydził, MUSI mieć – NFC i WiFi oraz możliwość połączenia się z Chmurą w celu eksportu do niej zdjęć.
W tych okolicznościach Canon G5 X doskonale się sprawdza. Po pierwsze pozwala skonfigurować kilka punktów dostępu, zatem zależnie od potrzeb mogłem wysyłać zdjęcia albo do iPada Pro 12,9, albo do Nexusa 6P. Bez problemów też można skorzystać z dedykowanej Chmury Irista (chociaż niebawem będzie płatna) oraz serwerów zewnętrznych dostawców, jak Google Drive.
Przesyłanie danych (czyli fotek lub nakręconych filmów) odbywa się poprzez WiFi np. po skonfigurowaniu wspólnego punktu dostępowego, którym może być router w domu lub firmie.
Poza tym, jeśli nie ma do takich rozwiązań bezpośredniego dostępu, wówczas to PowerShot G5 X przejmuje funkcję routera i udostępnia łączność WiFi, z którą parowany jest smartfon lub tablet. Dzięki NFC wystarczy tylko zetknąć aparat z telefonem, by urządzenia się natychmiast wyszukały.
Poza tym warto dokładnie przejrzeć ustawienia w samym aparacie, bowiem można tam wybrać, by eksportowane zdjęcia były kompresowane w locie, np. na potrzeby smartfonowych obróbek. Jeśli coś ma iść na Instagrama, to pół biedy – wysyłka idzie naprawdę szybko wówczas.
Natomiast ja wolałem mieć oryginał i dopiero na nim eksperymentować niż odwrotnie. Domyślnie też nie są wysyłane filmy, więc trzeba uważać, by nieopatrznie po procesie eksportu zdjęć do urządzenia mobilnego nie sformatować karty.
Zdecydowany minus należy się Canonowi za aplikację mobilną Camera Connect, która jest beznadziejna i nie posiada żadnych przydatnych funkcji, w tym również fatalnie przy jej użyciu fotografuje się z PowerShota G5 X. Naprawdę do całkowitej poprawy – fatalna łopatologia, służąca jedynie do zgrywania zdjęć, która po rozłączeniu pary (telefonu lub tabletu z aparatem) zapomina nawet co było przekopiowane i można się dublować…
PODSUMOWANIE
Są aparaty, których nie zastąpi żaden smartfon, chociaż współczesne trendy mocno dają się w znaki producentom cyfrówek. Niemniej wiem dzisiaj – kiedy kończę testy Canona G5 X – że są aparaty, które po prostu warto mieć. Szczególnie, kiedy ma się do czynienia z kompaktem, który jest poręczny, mały, zmieści się w saszetce/nerce, a do tego dzięki mobilnym możliwościom szybko pozwoli na wymianę zdjęć ze smartfonem. A to są takie cechy, które interesują mnie w kontakcie z takim sprzętem najbardziej.
Canon PowerShot G5 X mógłby mieć dla mnie lepszy zoom optyczny. Poprawiłbym też wykonanie wizjera, który wystaje poza obudowę i potrafi kolebocząc się haczyć o koszulę lub sweter, kiedy nosisz aparat na szyi. Ogniwo chyba już zawsze będzie powodem do narzekań przy cyfrówkach, bo zawsze chciałoby się szybszego ładowania i pewności na dłuższą pracę, tym bardziej, że G5 X długo pokazuje w pełni naładowaną baterię, aż nagle pojawia się komunikat o bliskim rozładowaniu…
Niemniej możliwości matrycy, naprawdę świetne zdjęcia nocnego nieba – jak na warunki miejskie – bogactwo trybów, szybka praca, odchylany wyświetlacz płynnie reagujący na dotyk, multum funkcji i opcji do ustawienia w menu Canona G5 X sprawiają, że już teraz zaczynam za tym kompaktem tęsknić. Ze swojej strony – w pełni rekomenduję, tym bardziej że dobrze daje sobie radę nawet w fatalnych warunkach oświetleniowych, a biorąc pod uwagę, że mamy jesień i okres zimowy za pasem, toteż lepszego wyboru być nie może.
WSZYSTKIE ZDJĘCIA WYKONANE CANONEM G5 X W ORYGINALNYCH ROZDZIELCZOŚCIACH NA NASZYM KONCIE W SERWISIE FLICKR31
WERDYKT 90SEK.PL
-
SPECYFIKACJA
-
FUNKCJE I TRYBY
-
MOBILNOŚĆ I ŁĄCZNOŚĆ
-
ZDJĘCIA NOCNE
-
TRYB AUTO