Ten wpis chodzi za mną od pewnego czasu. Wywodzi się on zasadniczo z dwóch przesłanek. Pierwsza wiąże się z moją blogerską profesją. Druga, to pytania, które często zadają mi ludzie, którzy konsultują ze mną sprzęt, jaki chcą kupić. I chociaż już znacznie rzadziej pytacie o istotę posiadania tabletu, to technologie ubieralne są dla Was największą niewiadomą. Mam wrażenie, że wiele osób zupełnie nie rozumie, co to znaczy smart i mobile oraz tego, co się dzieje, kiedy te dwa słowa połączymy w jedno.
Okres przedświąteczny, to zawsze czas, kiedy wielu znajomych zwraca się do mnie z pytaniem, co kupić? I nie tylko sobie, ale też swojemu dziecku. Bardzo cieszą mnie te dylematy, bo pokazują, że jednak nie wszystko uważa się za urządzenia tej samej kategorii. Jest zupełnie inaczej – ludzie chcą wiedzieć co kupują, chociaż w dużej mierze kresem możliwości wyboru jest cena. Nie ważne, z kim rozmawiam – czy osobą mi bliską, czy przypadkiem stojącym facetem w kolejce przy stoisku np. ze smartfonami, każdy wydałby najchętniej złotówkę.
Najbardziej bawią mnie zastrzeżenia, w stylu Za telefon nigdy nie zapłacę więcej niż 500zł. Ręce mi opadają, bo kiedy zaczynamy dyskutować, okazuje się, że dana osoba ma takie wymagania, jakby chciała kupić co najmniej flagowca, często takiego, którego jeszcze nie ma na rynku ;) Ale przeznacza na ten cel góra pół tysiaka i o więcej nie ma mowy. Nie uważam, że dobry sprzęt musi być drogi. Ale najczęściej tani sprzęt jest do niczego – chociaż nie zawsze. Pytanie, jak ktoś jest rozeznany w rynku i markach, które na nim funkcjonują?
Często jest też tak, że ludzie mylą nowe z nowoczesnym. A różnica jest zasadnicza, bowiem nowe, nie zawsze jest synonimem prawdziwego hitu. Najświeższy budżetowy smartfon nie będzie nigdy pracował tak, jak np. dwu- lub trzyletni flagowiec dowolnego producenta.
Prawdziwe wyzwanie pojawia się, kiedy trzeba komuś wytłumaczyć – po co mu np. tablet? Jeśli chodzi o smartfony, to nie ma z tym już zasadniczego problemu, bo nawet jeśli ktoś zarzeka się, że potrzebuje tylko do SMS-owania i dzwonienia, to na rynku nie znajdzie już zbyt wielu urządzeń bez dotykowych ekranów. Natomiast z tabletem jest trudniej, bo decyzja związana z jego kupnem jest tak naprawdę zgodą na zerwanie z własnymi, starymi nawykami. No właśnie, czyli z czym?
Niemało jest osób, które twierdzą, że po co im tablet, skoro mają wszystko w komputerze. Rozmowa z nimi jest i tak łatwiejsza niż z tymi, które pytają, po co im Chromebook ;) Ale żeby nie iść za daleko zostanę przy tabletach. Jedyne argumenty, które pozostają mi w takiej dyskusji dotyczą tylko mnie samego i na własnym doświadczeniu mogę się wyłącznie opierać. A z nim jest tak, że kiedy po premierze pierwszego iPada rozmawiałem z kolegą, który był wówczas nieźle oblatany w technologiach, na temat tego urządzenia, to usłyszałem od niego, że to taki duży iPhone, tylko nie da się z niego dzwonić. Reakcje w mediach były podobne – po cholerę mi 9,7-calowy iPhone?
Moim pierwszym tabletem, który zresztą mam do dzisiaj był/jest iPad2. Czas płynie, technologie ewoluują, a poczciwa dwójka daje radę wyśmienicie. Oczywiście – ma swoje wady, nie chcę być bezkrytyczny, a do jednej z wielu należy rozmiar. Ale wówczas, to był prawdziwy dla mnie cud techniki i wciąż widzę, jak świetnie sobie radzi na rynku, co napawa mnie ogromnym uznaniem.
Ale po 2,5 roku pojawił się u mnie inny tablet, Samsung Galaxy Tab 3 8.0., i wszystko to, co otwarło mi oczy na świat w moim pierwszym iPadzie, tutaj ewoluowało do zupełnie innego poziomu. Galaxy Tab 3 8.0 jest bardziej mobilny z uwagi na rozmiar, świetnie obsługuje się go w pionie, jest lepszy do czytania ebooków, wyposażony w funkcje, których iPadowi brakuje, co jest dość zrozumiałe, bo jest zupełnie inaczej pozycjonowany.
W każdym razie recenzję Taba 3 8.0 napisał Krzysztof Bojarczuk, więc odsyłam do jego wpisu zainteresowanych, tym bardziej że w ostatnich tygodniach tekst ten jest absolutnym numerem 1 na moim blogu. Podejrzewa, że z powodu wprowadzenia do sprzedaży nowych Galaxy TabPRO, które spowodowały obniżkę cen tego modelu, więc znalazł się w zasięgu wielu osób, które gotowe za tablet są zapłacić 700-800zł, bo tyle on dzisiaj kosztuje.
Ale zalety każdego tabletu zaczynają się w bardzo prozaicznych aspektach. Wypunktuję je tutaj:
1. Tablet jest gotowy do pracy natychmiast.
2. Nie posiada wentylacji, więc działają bezgłośnie.
3. Wyposażony jest w mocne podzespoły, a te z wyższej półki są bardzo wydajne.
4. Jeśli nie męczymy ich zanadto grami, to z reguły nie przegrzewają się.
5. Są kompaktowych rozmiarów. W zależności od przekątnej ekranu możemy je schować w kieszeni marynarki lub wrzucić do torby (nawet kobiecej torebki).
6. Duża zaletą tabletu jest jego waga i grubość. Żaden komputer z tym komfortem nie wygra.
7. Tablety wyposażone w moduł 3G/LTE są mobilne – wrzucasz kartę np. z darmowym Internetem Aero2 i zaczynasz przygodę w sieci za free.
8. Pracują w dedykowanym środowisku, pod które napisano miliony aplikacji, a dzięki idealnemu zintegrowaniu z usługami w Chmurze, pozwalają na kontynuowanie rozpoczętych prac np. na zwykłym komputerze.
9. Tablet to doskonałe narzędzie do konsumpcji multimediów.
10. Są wydajniejsze na jednym ładowaniu baterii.
To są moje argumenty, a właściwie każdy z powyższych punktów można rozwijać pod kątem specyfiki użycia. Bo jeśli ktoś lubi czytać książki, to załaduje tablet tysiącami e-booków, bez konieczności wyboru jednej, czy dwóch książek na podróż – powiedzmy pociągiem – kiedy w torbie brakuje miejsca, a w rękach sił do noszenia ciężkich bagaży dodatkowo załadowanych książkami. Znam to z własnego doświadczenia i do papieru wracam tylko z konieczności.
Jeśli blogujecie, nie ma lepszej możliwości napisania wpisu, kiedy nie macie dostępu do regularnego komputera. Nie jest to równie przyjemne, ale ja staram się blogować i tak i tak, więc wiem, jakich zalet notebookowi nie odmówię, ale wiem też, że można śmiało poradzić sobie z tabletem w ręku bez zbędnego dyskomfortu.
Leniuchowanie w niedzielne popołudnie z tabletem w ręku na wygodnej kanapie, to jedna z największych przyjemności, które mi osobiście daje to urządzenie. Przeglądam Facebooka, Google Plus, Twittera, Pinteresta, Instagrama itp., odpowiadam na maile, oglądam YouTube’a, czytam prasę elektroniczną, przeglądam portale, zaglądam do odłożonych na później artykułów. Jeśli chcę obejrzeć dłuższy film, np. z kanału KADR-u lub TOR-u, to sięgam po iPada, bo większy ekran sprawdza się lepiej. Nic mi nie dmucha ciepłym powietrzem, nie grzeje się, nie szumi. Aż się nie chce ruszać z łóżka ;)
O zaletach mógłbym pisać i pisać, ale nie to jest najważniejsze w tym tekście. Zauważyłem, że przydatność tabletu zwiększa się wraz z intensywnością życia. Częste podróże, praca poza biurem, konieczność kontaktu ze światem w niemal każdych warunkach i okolicznościach – proszę bardzo, tablet nadaje się do tego doskonale.
Toteż dla mnie jest to koronny dowód na to, że nie mamy do czynienia z gadżetem, które np. Wikipedia definiuje tak:
Gadżet – wymysł, przyrząd, urządzenie. Niewielki przedmiot, czasem niepełniący funkcji użytkowej. (…) Gadżet oznacza również nowe urządzenie techniczne o kwestionowanej funkcjonalności lub użyteczności. W Prywatnym leksykonie współczesnej polszczyzny występuje określenie durnostojki.
Ta durnostojka uderza mnie najbardziej. Sam staram się tylko w ostateczności, kiedy brakuje mi synonimów, używać sformułowania gadżetu w tekście, w istocie – skoro to rzecz przecież niepotrzebna, ciekawostka… Dość podobnie charakteryzuje to pojęcie Słownik Wyrazów Obcych PWN z 2002 roku pod redakcją Elżbiety Sobol:
(…) przyrząd, mechanizm, urządzenie, zazwyczaj małych rozmiarów, będące nowością techniki, służące z reguły zaszokowaniu, rozbawieniu kogoś (…).
Wciąż jesteśmy więc w obrębie zabaw, nowości, szokowania, ale pojęcia te zdradzają całkowitą nieporadność – wg mnie – wokół rzeczywistej istoty znaczenia tego słowa. Sprawiają, że nazwanie tak tabletu, smartfona czy smartwatcha, uruchamia w nas właśnie takie skojarzenia, z jakimś wymysłem, mało przydatnym, nieistotnym czymś, co najwyżej może nas szokować lub zabawiać. Dzisiaj te gadżety realnie zmieniają rynek, wypierając z użycia komputery PC i wpływając na spadki sprzedaży notebooków.
Zatem to nie gadżety, a potrzebny, ważny i coraz silniej mający wpływ na naszą rzeczywistość sprzęt, który przebudowuje panujący porządek oraz może ulepszyć nasze życie. Pytanie tylko, czy jesteśmy na to gotowi, by podjąć wysiłek zmiany przyzwyczajeń, na co nie wydamy wyłącznie symbolicznej złotówki?