Nikt nie chce – wszyscy czekają. Takie są moje wnioski, po tym, co pokazał wczoraj Samsung na swojej Developer Conference 2018. I w zasadzie lekko mnie to bawi oraz lekko irytuje… Bo nikt przecież nie widzi potencjału w składanych smartfonach, prawda? Ale wszystkie nagłówki krzyczą: „Samsung pokazał składanego smartfona!”. Szkoda, że to całkowita nieprawda.
Wyjaśnijmy to na samym początku. Samsung pokazał co najwyżej prototyp. Może nawet adekwatniejsze byłoby stwierdzenie, że jest co najwyżej składany tablet, który po zgięciu zaprezentowanego nowego typu ekranu o nazwie Infinity Flex – pozwoli nam obcować ze smartfonem. Ale to wszystko. Nawet samo zaprezentowanie tego prototypowego sprzętu nie miało miejsca w błyskach fleszy. Nie ma więc żadnego składanego smartfonu, jego zdjęć prasowych, jakichkolwiek specyfikacji, właściwości. Nic, absolutnie nic. Co najwyżej można było rozpoznać w mrokach prezentacyjnego światła, że to kawał solidnego grubasa, który dziś niewiele ma z ergonomią wspólnego.
Ale takie są prawa prototypów i absolutnie nie skreśla to walorów, które mogą z takiej oto konstrukcji wypływać.
Natomiast mam co do nich wiele wątpliwości. I nie o grubość chodzi, bo z nią Samsung sobie poradzi do czasu stworzenia produktu konsumenckiego. Natomiast da się bowiem ukryć, że po złożeniu taki smartfon zaczyna być bardzo wąski i… dłuuugi. A to też zdecydowanie nie będzie przekładać się na zadowalające wrażenia użytkowe. Naturalnie więc – z pomocą przychodzi teraz One UI, czyli nowy typ interfejsu, który pozwoli obsługiwać duże ekrany na pierwszej połowie wyświetlacza, tak by nie było trzeba sięgać wysoko palcami.
Tak wygląda składany telefin Samsunga! pic.twitter.com/o999L6jDdA
— Olaf Krynicki (@olafkrynicki) 7 listopada 2018
I jest to dla mnie dość kontrowersyjna decyzja. Bo pokazuje, że nagle sporo z przestrzeni użytkowej tak wielkiego panelu – po prostu przepadnie.
Zagospodarowane za to zostanie przez efektowne grafiki i opisy danej sekcji. Myślę też, że Samsung pokazał przy okazji pewien kryzys dużych wyświetlaczy. Bo z jednej strony tak wielka powierzchnia użytkowa aż zachęca (i imponuje) do wykorzystania jego maksymalnych możliwości, a z drugiej strony… stajemy na granicy czegoś, co zaczyna być z powodów czysto fizycznych – rozwiązaniem nieprzystosowanym do dzisiejszego tempa i tego, jak pracujemy. Co więcej – ta logika demaskuje też forsowane przez lata rozrastanie się urządzeń mobilnych. To, co było ich cechą naczelną prezentowaną na plus, teraz będzie przemycać z goła odmienną retorykę.
Co innego konsumpcja treści. Jeśli nie trzeba dotykać ekranu, a ma on gł. wyświetlać np. obraz ulubionego serialu, to przecież nie trzeba się martwić zagospodarowaniem przestrzeni roboczej.
Czytelnik o pseudonimie Wazy napisał pod TYM wpisem, że Samsung trochę się też pręży ze swoją tech-muskulaturą. Rzeczywiście – nie wziąłem tego pierwotnie pod uwagę pisząc tamten tekst. Po prostu ten południowokoreański gigant stara się pokazać światu, że ma technologie, które ten świat napędzać będą. Że wciąż jest w czołówce. Co więcej – że potrafi nadal narzucać ton. Bo trzeba tutaj pamiętać, że Samusung nie tylko tworzy smartfony, co sprzedaje swoje wyświetlacze innym producentom telefonów, w tym np. Apple.
Nawet, jeśli jego jakiś nowoczesny Galaxy nie chwyci rynku lub go nie zaskoczy, nie znaczy to, że nie stanie się to, kiedy technologię zaprezentowaną przez Samsunga zaimplementuje u siebie – ot, taki chociażby Apple. Wówczas emejzing tryśnie wszystkimi kanałami, a świat się zapowietrzy. Tyle, że splendor spłynie na Amerykanów, ale to Samsung będzie tym, który to zainicjował.
I może taki porządek świata musi być? Samsung innowacje tworzy, a Apple je wdraża…?
PS.
Samsung w swojej oficjalnej notce poświęcił wyświetlaczowi Infinity Flex ledwie dwa akapity, przede wszystkim jednak koncentrując się na zaletach One UI. A więc – naprawdę nie mamy do czynienia z żadnym zginanym smartfonem.