Samsung Galaxy S8 będzie/jest najważniejszym smartfonem, a zarazem produktem Samsunga w historii. Bez dwóch zdań. Ciąży bowiem na nim ogromna presja i rosną oczekiwania. Cel załatania dziury jaką wypalił Note 7 i usunięcie go raz na zawsze w cień, jakim będzie sukces nowego flagowca, to teraz priorytet dla południowokoreańskiego giganta. Sądzę, że w tym roku najwięcej miejsca będzie poświęcać się baterii, co nikogo nie powinno dziwić. I choć tradycyjnie – wiele niewiadomych zostało już odkryte – to najważniejsze pytanie celuje w bezpieczeństwo. Nie mam jednak wątpliwości, że Samsung wygłaskał SGS8 do granic możliwości i szykuje się rewelacyjny hit!
Tym bardziej jestem ciekaw, jak rynek zareaguje na S8(?), bo mimo wszystko potencjalni konsumenci mają prawo do wątpliwości. Na bieżąco śledzę informacje, które pojawiają się w Sieci, część z nich zebrał Michał Brożyński, ale nie ma co ukrywać, sporo wątków – kręcić się będzie wokół baterii. Spodziewam się, że podczas konferencji Samsung poświęci trochę czasu na omówienie bezpieczeństwa i zmian, jakie wprowadził w tym kluczowym punkcie. Wszystko po to, by uspokoić nastroje i rozmyć obawy.
Przy okazji warto wspomnieć, że za sporą partię baterii tym razem odpowiedzialna ma być Japońska firma Murata Manufacturing. Przypomnę, że w przypadku Galaxy Note7 – 70 procent ogniw pochodziło od spółki Samsung SDI, pozostała cześć od chińskiego producenta ATL. Teraz proporcje i zewnętrzny dostawca mają się zmienić w stosunku 8 do 2.
Generalnie zwykłego Kowalskiego raczej średnio interesuje, jakiej firmy jest bateria w jego telefonie, ważne by była wydajna i bezpieczna. Myślę, że przed Note’m 7 – tym bardziej nikt się nie zastanawiał nad tym, co się może stać z akumulatorem, a przynajmniej nie na taką skalę.
Ja podchodzę do tej sprawy spokojnie i to na tyle, by rozważyć w przyszłości przesiadkę z mojego Galaxy S7 Edge na SGS8, choć skłamałbym, gdybym nie napisał, że nie będę przyglądać się bacznie sprawie przez pierwsze tygodnie od premiery Galaxy S8, które zwykle ujawniają niewyłapane błędy na etapie produkcyjnym. Może postawię odważną tezę, ale coś czuję, że tym razem może być ich naprawdę niewiele.