Chyba każdy z nas skorzystał przynajmniej kilka razy z szerokiej gamy usług transportowych. Wynajęcie taksówki, samochodu do przeprowadzki, to klasyczne przykłady tych najczęściej używanych. Firma Uber postanowiła wnieść nieco powiewu świeżości i w 2010 roku wypuściła aplikację umożliwiającą korzystanie z transportu na zasadzie kojarzenia kierowców i pasażerów. Doczekało się to fali krytyki w związku z nieprzestrzeganiem lokalnych praw dotyczących transportu, niespełniania wymogów przez przewoźników itp. Ale dziś nie o kontrowersjach.
Jednym z głównych inwestorów był nie kto inny, jak sam Google. Wyłożył ponad 258 mln dolarów na te usługi przewoźnicze i pierwsze przecieki sugerują, że niedawny przyjaciel, stanie się konkurentem. Google planuje bowiem rozwinięcie własnej usługi transportowej, co wydaje się rozsądnym krokiem, biorąc pod uwagę plany wdrożenia autonomicznych pojazdów, które mają poruszać się po drogach bez udziału kierowcy.
Skąd takie informacje? Jak podaje serwis Bloomberg – David Drummond, czyli wiceprezes działu zajmującego się strategiami rozwoju Google, który dołączył do rady nadzorczej Uber w 2013 roku, niedawno poinformował ich, że taka możliwość rzeczywiście istnieje. Zarząd Uber widział też ponoć screeny z aplikacji używanej przez pracowników Google, które zdają się potwierdzać te newsy.
Jakby tego było mało, sam Uber sprzymierzył się z Carnegie Mellon University, by wspólnymi siłami zaprojektować własne samojeżdżące pojazdy, a więc szykuje nam się niezła rywalizacja. Nowe samochody od Google mają wejść do szerszego obiegu w przeciągu 2-5 lat, więc z pewnością jeszcze sporo czasu przed nami nim dowiemy się, czy faktycznie zrewolucjonizują one transport. Przykładowo, na targach motoryzacyjnych w Detroit, odpowiedzialny za projekt Chris Urmson przedstawił jeden z możliwych scenariuszy, w którym autonomiczne samochody patrolowałyby ulice i w razie potrzeby, podrzucały pasażerów pod wybrane miejsca. Jakby nie wierzyć w szlachetne intencje – raczej nie za darmo biorąc pod uwagę powyższe informacje.
No dobra, wszystko rozumiem – pojazdy bez kierowców, aplikacja służąca jako odpowiednik taxi, ale jednego pojąć nie mogę: po jaką cholerę pakować 258 dużych baniek, a potem zadawać cios w plecy firmie, na którą łożyło się tak wielką kwotę? Przecież zazwyczaj w takich przypadkach mniejszy podmiot po prostu się kupuj, co tutaj by było również rozsądnym wyjściem. Kilkuletnia, rozbudowana już struktura i wyrobiona marka plus samochody od Google powinny dać przecież niezłe połączenie. Cóż, albo chodzi o dużą kasę, albo prywatne konflikty, albo tak naprawdę Google chce się odciąć od kontrowersji natury prawnej, które przytoczyłem na początku i zbudować wizerunek od nowa.
Jakkolwiek by nie było, jeśli plotki są prawdziwe, szykuje nam się spory rozłam i walka dwóch zawodników, chcących zagarnąć rynek dla siebie. I nie zdziwię się wcale, gdyby zaczęli do nich dołączać kolejni. Wszak gorący tort smakuje najlepiej, prawda? Tylko żeby nie wyszedł z tego zakalec…
Źródła: bloomberg, androidauthority