Jeśli lubisz klimat opuszczonych miejsc i zamiast iść w weekend do centrum handlowego wolisz w deszczu, zimnie czy też pięknym słońcu pobrudzić się i eksplorować miejsca, o których dawno wszyscy zapomnieli, to z pewnością nie jest Ci obca postać Addic7ed Empire. Jeśli nie, to świetnie trafiłeś, ponieważ pod tym tajemniczym pseudonimem kryje się człowiek, który poświecił się bez reszty swojej pasji. Zwiedzanie, dotarcie, a przede wszystkim uwiecznienie miejsc, o których nikt już nie pamięta to jego fotograficzna droga. Pasjonująca droga!
Bohaterem tej rozmowy jest Tomasz Cichy (Addic7ed Empire). Profesjonalista, człowiek który nie chce być identyfikowany z literackim Stalkerem lecz ktoś kto opowiada swoimi zdjęciami historie miejsc, które nie mają komu przekazywać swoich opowieści. Dzięki takim ludziom, jak Tomasz – zyskują one nowe oblicze. Pokazywane z niezwykłą precyzją, szacunkiem i pasją. Miałem przyjemność uczestniczyć w jednym z wyjazdów i na własne oczy zobaczyć, jak wygląda jego dzień pracy. Od tamtej pory wiedziałem, że muszę go wypytać o możliwie wszystko, co się da. Wszak – Tomasz Cichy – to nietuzinkowa postać – człowiek, który robi to, co kocha.
Krzysztof Bojarczuk (KB): Dlaczego akurat fotografia miejsc opuszczonych? Skąd wziął się pomysł na uprawianie takiego typu fotografii?
Tomasz Cichy (TC): To dość ciekawa kwestia ponieważ wcześniej nie interesowałem się jakoś szczególnie samą fotografią. Pasja do fotografii zrodziła się u mnie z zamiłowania do miejsc opuszczonych, nie odwrotnie. Nastąpiło to stosunkowo niedawno, bo mniej więcej na początku 2013 roku (samymi opuszczonymi miejscami zajmuję się już prawie 11 lat). W pewnym momencie uznałem, że fajnie byłoby prezentować te lokalizacje w taki sposób, by pokazać ich piękno, wyeksponować to, co w nich interesujące i warte poznania. Chciałbym oczywiście zaznaczyć, że nie ograniczam się do fotografowania obiektów opuszczonych. W kręgu moich zainteresowań leży również natura, fotografia krajobrazowa, a także architektura, również ta współczesna.
[showads ad=rek3]
KB: Najpiękniejsze miejsca które miałeś okazji odwiedzić to?
TC: Każde z nich ma coś w sobie. Miałbym duży problem by wybrać jedno, jedyne. Dlatego wybiorę dwa ex aequo – dawny kościół ewangelicki w Żeliszowie oraz niezwykle urokliwy pałac w Bożkowie. Do obu z tych miejsc wracałem po kilka razy i darzę je sentymentem. To one zrobiły na mnie największe wrażenie. Oczywiście mam o wiele więcej swych ulubionych miejscówek.
KB: Jaki był Twój pierwszy aparat, i z jakiego korzystasz aktualnie? Jakie obiektywy sprawdzają się najlepiej w terenie?
Zaczynałem od HP Photosmart 945. Jak na tamte czasy był to całkiem niezły super–zoom. Ciężko jednak nazwać moją przygodę z nim, jako początek fotograficznych zmagań. Aparat bardziej służył do celów czysto wakacyjnych i z reguły nie był wykorzystywany przeze mnie. Niemniej – przeszedł do historii, ponieważ wykonałem nim kilka pierwszych zdjęć na mojej pierwszej opuszczonej miejscówce – cegielni nieopodal Pleszewa (rok 2004).
Moją pierwszą lustrzanką był natomiast Canon 450D. Z początku z obiektywem kitowym 18-55 i teleobiektywem, trochę później doszło tzw. „rybie oko” Samyanga, a te z kolei zostało wyparte przez Sigmę 10-20, czyli typowy obiektyw szerokokątny. Posiadam również 85mm Canona.
Wspomniany aparat służył mi jeszcze do niedawna, ale odszedł na zasłużoną emeryturę. Obecnie pracuję na Canonie 6D (pełna klatka) w połączeniu z Tokiną 16-28 (również szeroki kąt) + Canon 85mm ze światłem 1.8.
Nie ukrywam, że celuję w Tamrona 15-30 (lepsza praca pod światło, mniej blików, flar itp.), który miałby zastąpić Tokinę. Niestety Tokina mimo dobrego stosunku jakości do ceny ma swoje wady, które czasami stają się bardzo irytujące. Do obiektów opuszczonych zdecydowanie polecam obiektyw szerokokątny i coś do detali, najlepiej jakąś 50-tkę z dobrym światłem. Ewentualnie coś w miarę uniwersalnego dla ludzi zaczynających swą przygodę z fotografią, a posiadających zarazem mniej zasobny portfel, czyli np. 18-135mm.
KB: Jak przygotowujesz się do swoich wypraw? Jaki jest niezbędnik Stalkera-fotografa?
TC: Przygotowania to temat rzeka, ale postaram się opowiedzieć o nich w skrócie. Najważniejsze jest zaplanowanie danej wyprawy. Odpowiedni dobór miejsc, logistyka. Staram się oszacować oczywiście plus/minus – ile zajmie mi pokonanie danej odległości, i ile czasu przewiduję na dany obiekt. Jak wiadomo – wszystko i tak weryfikuje sama podróż, aczkolwiek dobry plan to solidny fundament, bez którego nie mogę się obyć. Równie ważny jest sam sprzęt. Nie może zabraknąć kart pamięci, zapasowych baterii, powerbanku (20000mAh w moim przypadku) plus rozsądnego smartfona, który pozwoli mi robić zdjęcia „w locie” i publikować je jednocześnie w mediach społecznościowych. Nie obędzie się także bez statywu oraz plecaka, w którym zwykle trzymam obiektywy i drobną elektronikę. To tak z grubsza.. Samo teoretyczne przygotowanie i dobór obiektów, to już temat na inną rozmowę.
KB: To co robisz jest w pełni zawodowe. Jesteś profesjonalistą, ale z pewnością są osoby, które amatorsko eksplorują. Warto byś wspomniał, jakie niebezpieczeństwa czyhają podczas takich wypraw?
TC: Ciężko zdefiniować tak naprawdę, czym jest wspomniany profesjonalizm w zakresie eksploracji. Robię to co robię, bo to kocham. Daje mi to frajdę, pozwala uciec od problemów dnia codziennego, a także pozwala poczuć się wolnym. Te miejsca są naprawdę fantastyczne, a sama pasja pochłonęła mnie maksymalnie. Na pewno lata eksploracji sprawiły, że nieco spokorniałem, nie przekraczam też pewnych granic. Stałem się o wiele rozsądniejszy, jeśli chodzi o podejmowane kroki. Miejsca opuszczone mógłbym śmiało określić hasłem „expect the unexpected”, czyli oczekuj nieoczekiwanego w wolnym tłumaczeniu. Dlaczego? Otóż bywają one bardzo nieprzewidywalne. Nigdy nie wiesz kogo możesz spotkać w takim miejscu, nie masz pewności, co do stanu budynku, a także nie wiesz, co czyha tuż za rogiem.
[showads ad=rek3]
Przede wszystkim trzeba mieć oczy szeroko otwarte, patrzeć nie tylko pod nogi, ale także dookoła. Ostatnio w pewnym kościele rozkładam statyw, mocuję na nim aparat, a dosłownie metr ode mnie z impetem spada kawałek sufitu, chwilę później kolejny. Ostatecznie odpuściłem, by nie kusić losu – tym bardziej, że tylko „poprawiałem” tu zdjęcia z innego dnia. Będę teraz hipokrytą, ponieważ zwykle, jak kot chadzam własnymi ścieżkami, ale sugeruję szczególnie początkującym – by nie chodzić samemu, jeśli nie ma takiej konieczności.
KB: Nazwałem Cię mimochodem Stalkerem, ale czy czujesz się takim XXI-wiecznym poszukiwaczem?
TC: Stalkerem nazwałeś mnie zapewne ze względu na zamiłowanie do takiej, a nie innej literatury. Nie chciałbym być definiowany i wrzucany do jednego worka, choć na pewno po części jestem również poszukiwaczem. Do swojej pasji podchodzę wielopłaszczyznowo, dlatego już dawno przestałem czuć się typowym „urbexowiczem” czy też wspomnianym Stalkerem.
KB: Opowiedz o przygodach i ciekawostkach, które miały miejsce podczas Twoich wypraw.
TC: Każdą kolejną wyprawę traktuję jak przygodę. Każda też niesie ze sobą wiele wrażeń i dostarcza adrenaliny. Nawiążę jednak krótko do ostatniej dalszej wyprawy, która miała miejsce w październiku. Wraz z kolegami obraliśmy sobie za cel Francję oraz Belgię. Zanim jednak sama wyprawa doszła do skutku, to tuż przed odjazdem auto złapało przysłowiowego „laczka”. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że było koło północy. Musieliśmy zatem szukać na szybko wulkanizatora całodobowego. Zanim do niego trafiliśmy, zupełnie przez przypadek wjechaliśmy na nieruchomość, na której ponoć tuż przed naszym przyjazdem miało miejsce włamanie. O mały włos nie powiązano nas z całym zajściem szczególnie, że tablice nie były lokalne. Na szczęście sprawę udało się wyjaśnić, koło naprawić i ruszyć w podróż. Teraz wspominam to zajście z uśmiechem, ale tamtego dnia byłem wściekły jak osa.
[showads ad=rek2]
MB: Czy w Polsce są jeszcze miejsca, których nie odkryłeś? Czy nasz kraj skrywa jeszcze jakieś tajemnice?
TC: Myślę, że Polska ma jeszcze wiele do zaoferowania. Nie sposób odkryć i przemierzyć wszystkiego. Jestem świadom, że jeszcze wiele czeka tam gdzieś na mnie. Są miejsca, które od dawna mam na swojej liście, ale nie zawsze są możliwości czasowe, by je odwiedzić. Zaczynałem głównie od industriala, a obecnie fascynują mnie stare domostwa. Na tę chwilę są one dla mnie o wiele bardziej interesujące i wciągające, co nie oznacza, że wzgardzę dobrą, opuszczoną fabryką.
KB: Gdzie jeszcze chciałbyś pojechać? Jakie miejsca na mapie Europy (a może świata) stanowią dla Ciebie wyzwanie?
TC: I tu z pewnością wielu moich fanów zaskoczę, otóż nie byłem jeszcze w Zonie i chętnie kiedyś tam zajrzę. Mimo to, nie mam na nią parcia. O wiele bardziej kręci mnie Detroit, czyli prawdziwa mekka dla eksploratorów z całego świata. Marzy mi się także podróż do Angkor Wat, czyli jednej z najbardziej znanych, opuszczonych świątyń na świecie. Z bliższych i bardziej osiągalnych planów, to na pewno zamierzam odwiedzić Włochy, i tam podziałać eksploracyjnie. Fascynująca wydaje się również Rosja, szczególnie jej wschodnie obszary.
KB: Pytanie bardziej prywatne, bo jako miłośnik tematyki stalkerów, Czarnobyla i całej tej otoczki, nie mogę się doczekać, kiedy Twoim okiem zobaczę tamten świat. Wybierasz się tam? Powiedz że tak :P.
TC: Dołożę wszelkich starań, by tak właśnie się stało. Może rok 2016? Nie mówię nie, nie mówię tak. Mimo to, Zonę uważam za pozycję typu „must see”. Podejrzewam, że prochu, to ja raczej tam nie odkryję, ale chętnie pokazałbym strefę widzianą moimi oczami tym, którzy śledzą moje poczynania na Addic7ed Empire.
[showads ad=rek1]
KB: Próbowałeś swoich sił w innego rodzaju fotografii? Np. sesje zdjęciowe, ślubne? Czułbyś się w ogóle w tym?
TC: Na chwilę obecną nie czuję „ślubniaków”. Nie zmusza mnie też do tego sytuacja. Nie wyobrażam sobie robić czegoś, na co niekoniecznie miałbym ochotę. Myślałem o sesji z udziałem modelki w opuszczonej scenerii, i to uważam za jak najbardziej osiągalne. Chcę iść do przodu, wyjść poza pewne ramy, dlatego czemu nie?
KB: Co sądzisz o fotografii mobilnej? Czy nie wydaje Ci się, że ta prawdziwa sztuka fotografii może nie zanika, ale staje się dziedziną największych zapaleńców i profesjonalistów?
TC: Powiem zupełnie szczerze, że nie jestem miłośnikiem fotografii mobilnej, a już na pewno nie marketingowego bełkotu na temat megapikseli i matryc wykorzystywanych w smartfonach. Dla mnie tak naprawdę aparat będzie zawsze aparatem, a telefon – telefonem. Nie wyobrażasz sobie chyba fotografa modowego ze smartfonem w studio?
Oczywiście, lubię robić zdjęcia telefonem, gdy jestem w terenie, ale jak dla mnie jest to tylko dodatek, gadżet. Nie odstawiłbym mojego Canona na rzecz dowolnego smartfona. Choć z drugiej strony – muszę przyznać, że ostatnio w Szwecji zrobiłem sporo fajnych zdjęć swoim telefonem. Należy jednak podkreślić ważną rzecz – nieprawdą jest, że dobre tematycznie, kompozycyjnie zdjęcie można zrobić wyłącznie lustrzanką/kompaktem.
[showads ad=rek3]
KB: Oczywiście nie może zabraknąć pytania o to, z jakich urządzeń korzystasz na co dzień? :)
TC: Zawsze mam smartfona w gotowości. Wykorzystuję go chętnie podczas eksploracji, by dokumentować poszczególne z moich podróży, zanim wstawię kompletny album z danego miejsca. Zdjęcia ze smartfona przydają się szczególnie do tzw. teaserów, czyli zajawek, które wrzucam bezpośrednio z terenu. Wielu fanów – można powiedzieć – chce na bieżąco uczestniczyć w tych wyprawach wraz ze mną, nawet jeśli to tylko wirtualne podróże.
KB: Czy Twoim zdaniem obróbka zdjęcia to konieczność?
TC: Dobre pytanie. Niekiedy efekt bezpośrednio z „puszki” mnie już zadowala. Niestety zauważam smutną tendencję, że im bardziej obrobione, dopieszczone foto – tym większe zainteresowanie ze strony widza. Sam staram się wrzucać zdjęcia, które są jak najbardziej poprawne i oddają mnie, mój styl. Lubię symetrię, dokładność, szczegóły. Czasem programami da się troszkę nadrobić pewne niedoskonałości matrycy. Oczywiście pracuję wyłącznie na plikach RAW. Zmierzając do meritum – obróbka, choćby delikatna, moim zdaniem jest wskazana.
KB: Z jakich programów do obróbki korzystasz? Są wśród nich aplikacje mobilne? Jeśli tak to jakie?
TC: Wykorzystuję przeważnie Lightroom’a od Adobe, najbardziej mi przypasował ze względu na możliwości i prostotę obsługi. Lubię wspierać polskich twórców, producentów dlatego postawiłem również na Machinery HDR od Machinery HDR Software. Dobre bo polskie. Z mobilnych apek nie miałem przyjemności jeszcze korzystać, ale z chęcią spróbuję jeśli coś doradzisz.
[showads ad=rek1]
KB: Pogadajmy trochę o pieniądzach. Można utrzymywać się z tego rodzaju fotografii?
TC: Można się utrzymać, jeśli nie ograniczasz się wyłącznie do jednego obszaru w fotografii. Wspomnianych ślubniaków, chrzcin nie robię, ale nie mam problemu z realizacją zleceń fotograficznych na potrzeby starostw, urzędów, biur nieruchomości itp. W gruncie rzeczy, życie freelancer’a nie jest takie kolorowe. To, co widzą ludzie na moim fanpage’u, to tylko maleńki wycinek mojego życia. Prawdziwe dzieje się w realu, a nie w wirtualnej rzeczywistości. Wracając jeszcze do wspomnianych ślubniaków, to dziś mówię im NIE, nie wiem jednak, co przyniesie los, a nie chciałbym okazać się w tym temacie hipokrytą.
KB: Możesz zdradzić ile zarobiłeś najwięcej za jedną sesję/projekt, który realizowałeś? Z kim współpraca okazała się najbardziej owocna?
TC: Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach i tego się trzymajmy. Niemniej muszę stwierdzić, że najbardziej owocna okazała się współpraca z obcokrajowcami oraz kilkoma większymi agencjami kreatywnymi w Polsce, odpowiadającymi za reklamy dla takich gigantów jak BP, Volkswagen czy też Lidl. Na bieżąco współpracuję też z Onetem, gdzie publikowane są moje materiały z wybranych miejsc. Pytanie skwituję tak – nie śmiem narzekać! (śmiech)
[showads ad=rek2]
KB: Masz prężnie działający fanpage. Wrzucasz tam mnóstwo fotek, ale zdajesz sobie sprawę, że wyrażasz tym samym zgodę na to, że Facebook może je wykorzystać nieodpłatnie do swoich celów?
TC: Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Niestety, traktuje to w kategorii „coś za coś”. Dzięki FB i mojemu fanpage’owi stałem się rozpoznawalny. Nie musiałem wielce zabiegać o uwagę mediów, sami mnie znaleźli i zaproponowali współpracę. Facebook to nadal mocne medium, które pozwala mi promować swoją działalność, trafiać do sporej rzeszy odbiorców i osiągać wymiernie korzyści w zakresie fotografii, zarobków. Podsumowując, nie martwi mnie to aż tak – w sumie jakość zdjęć na Facebooku jest jaka jest, a mój „produkt” powielany jest najczęściej na sporych formatach, także zdjęcia z tego medium są raczej mało użyteczne.
KB: Wiem, że dostajesz mnóstwo zapytań od fanów i innych osób, które zagadują o miejsca w których byłeś, którzy również chcą zajmować się taką fotografią. Widzisz w nich swoich godnych naśladowców?
TC: Nie rozpatruję tego w kategorii – czy są godni czy też nie. Każdego zachęcam do realizowania swoich pasji i przede wszystkim spełniania się w nich. Co do miejsc, to jednak wychodzę z założenia, że lepiej dać wędkę niż rybę. Skoro ja dane lokalizacje znalazłem, to może to uczynić dosłownie każdy, kto poświęci na to trochę czasu. Każdy wybiera swoją drogę, jeśli chodzi o realizację pasji. Ja oczywiście mogę coś zasugerować, doradzić, ale na tym chciałbym poprzestać. Niech dana osoba sama nada kierunek temu, co robi. Podstawa to być sobą i nie dać się zmanipulować starym wyjadaczom, od lat powtarzającym puste zasady. To nie oni są wyznacznikiem tego, co jest dobre, a co złe. Niech młodzi kreują własny świat i nadadzą niepowtarzalny kształt swojej pasji.
[showads ad=rek3]
Więcej niesamowitych zdjęć znajdziesz m.in na oficjalnym Fan Page Tomka – Addic7ed Empire, lub na jego koncie FLICKR