Słowem wstępu
Lubię się z Garminem. Ta sympatia sięga ery Fenixa 3 Sapphire HR, który był moim pierwszym Fenixem recenzowanym na tym blogu. Potem były kolejne warianty i edycje poszczególnych Garminów, których recenzje albo lądowały tutaj, albo na moim kanale na YT. Wszystkie te zegarki odznaczają się niebywałą wyjątkowością pod kątem mierzenia wydolności sportowej oraz wszystkiego tego, co się z tym wiąże.
Pamiętam doskonale, kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z tymi zegarkami. Toporne, z okropnym MIP-owym ekranem, bez funkcji smart lub takimi, które tylko w podstawowy sposób pokazują jakieś podstawowe informacje. Dziś jest inaczej. Na rynku debiutował Fenix 8, który bardzo chce być smartwatchem rywalizującym z Samsungiem Galaxy Watch Ultra, czy Apple Watch Ultra. Te zapędy, by z kluczowymi smartwatch-owymi producentami rywalizować widać już w Fenixach 7, a szczególnie wariancie Pro.
Wg mnie udaje się to ledwie częściowo (i to nie jest zarzut!), bo Fenix 7S Pro to jest nadal dobry, poczciwy i świetny w swoim przeznaczeniu zegarek multisportowy. Ma robić to, do czego został zaprojektowany. I wychodzi mu to doskonale. Nie odkrywam tutaj Ameryki. Jest jednak jedna bezapelacyjna wada, która sprawia, że testowanie tego modelu satysfakcjonowało mnie w mniejszym niż dotychczas stopniu i druga wada bardziej fakultatywna, z którą da się żyć, ale też wymusza na nas pewne kompromisy.
Bateria w Fenixie 7S Pro
OK – miejmy to z głowy. Nie będę przeciągać Was przez całą recenzję, by gdzieś tam na końcu napisać o wadzie bezapelacyjnej. Ale nie da się ukryć, że siedzi ona w czasie działania na jednym ładowaniu. Uwaga – recenzuję tutaj model, który ma kopertę 42 mm, a to oznacza, że opinia o baterii w Fenixie 7S Pro nie jest opinią, którą należy przeciągnąć na wszystkie „siódemki”, bowiem w sprzedaży są też Fenixy z kopertami 47 mm i 51 mm. Sam jestem od lat posiadaczem Fenixa 6X Pro, który z uprawianymi sportami działa na jednym ładowaniu 10 dni. Tak – z uprawianymi sportami, czyli gdybym nic z tym zegarkiem nie robił poza typowym codziennym chodzeniem do pracy i monitorowaniem podstawowej aktywności zdrowotnej takiej jak: sen, tętno i kroki, to zegarek ten wytrzymywałby prawdopodobnie drugie tyle na jednym tylko ładowaniu.
Skoro jednak w testach jest mniejsza wersja, to posiada i mniejszą baterię. Fizyki tutaj nie oszukamy. Zegarek jest bardzo lekki i właściwie go nie czuć, co jest bardzo wygodne i jasno widać, że to wariant celowany w osoby o mniejszych nadgarstkach. Celowo nie piszę, że to propozycja dla kobiet, bo cały czas to typowy Fenix, który urokliwy nie jest, a swoim wzornictwem jest raczej toporny w odbiorze. „Ósekmi” wyraźnie stały się bardziej fit. W „siódemkach” wciąż mamy do czynienia z konstrukcją mało zgrabną wizualnie i najmniejszy model 7S również tą niezgrabność dziedziczy (osobiście jestem jednak jej wielkim fanem – nie przeszkadza mi ta toporność, bo sprzęt jest bardzo wytrzymały).
No dobra, ale co z tą baterią? Jeśli Fenix 6X Pro, ładowany od kilku lat raz na 10-12 dni potrafi wciąż tak ładnie trzymać na baterii, to dużym rozczarowaniem okazuje się stosunkowo nowy Fenix 7S Pro, który tyle wytrzymuje, ale… bez uprawiania sportu. Byłem w trakcie testów chory i mogłem się temu przyjrzeć również z tej strony. No, ale nie po to kupujemy Fenixa, żeby z nim leżeć brzuchem do góry!
Zasadniczo biegam jakieś 4-5 razy w tygodniu trasy po 5 km, do tego jeżdżę codziennie do pracy rowerem i najczęściej w niedzielę urządzam z moimi chłopakami krótkie wypady rowerowe. W takim trybie ruszania się zegarek ten trzeba ładować raz na 3-4 dni, przy czym bardziej realne są te 3 dni. I to jest bardzo, ale to bardzo odczuwalne, bo mając poniżej 40 proc. na baterii dwa razy zastanawiam się, czy jednak nie powinienem naładować Fenixa 7S Pro dzień wcześniej do 100 proc. wiedząc, że następnego dnia mam tak ułożony kalendarz, że nie będę miał chwili, aby to zrobić, a planuję jeszcze kilka treningów.
Bez owijania w bawełnę tak wyglądają czasy pracy Fenixa 7S Pro na jednym ładowaniu baterii przy najróżniejszych scenariuszach związanych z aktywnościami:
- podczas biegu w mieście schodzi 3-4 proc. energii w około 25-30 min., co przekłada się na przebiegnięty odcinek 5 km,
- bateria szybko ucieka, kiedy używamy wbudowanej w Fenixa 7S Pro latarki. W ciągu jakichś 15-20 min. z 56 proc. spadł poziom naładowania do 41 proc., czyli łatwo policzyć, że z grubsza ucieka jakiś 1 proc. na minutę,
- podczas treningu „Wędrówka” w górach (na szczyt Kowadło) po blisko 3h wędrówki i przejściu prawie 10 km zeszło 19 proc. z baterii. Tryb ten był ustawiony na najwyższą dokładność GPS oraz włączonych było pełno dodatków, jak ClimbPro, Prędkość 3D, Dystans 3D, rejestracja temperatury itp.,
- trening biegowy ze światłem błyskowym ustawionym na średnią prędkość migania podczas biegu, który trwał 26 min. i 18 sek., zeszło równe 20 proc. Tak – sporo,
- następny trening, tym razem „Spacer”, podczas którego chodziłem po Krakowie z rodziną. Zrobiliśmy 10,57 km od godziny 14:57 do godziny 19:50. Od 100 proc. w tym czasie zeszło z baterii 22 proc. Tylko raz podczas tej aktywności wyłączyłem trening poprzez opcję „Wznów później”, kiedy około 30-40 minut spędziliśmy na obiedzie w restauracji,
- kolejny trening biegowy w Wetlinie (Bieszczady). Tym razem bieg 5 km z trasą wgraną do zegarka. Bateria po 33 min. biegu po górach z mapą z zegarka i wyrysowaną trasą pochłonęła 13 proc. energii. Tak duże zużycie wynikało z tego, że po prostu często zerkałem na mapę, by się nie zgubić,
- sama „Wędrówka” po Bieszczadach, ale bez wgranej trasy, podczas której przeszedłem 16 km, pochłonęła 38 proc. baterii przez 7 h,
- i na koniec trening multisportowy (pozwalający zaprogramować kilka treningów na jedną sesję). Po 1h i 17 min. zeszło 12 proc. właśnie w takim trybie mieszanym: rower – bieg – rower.
Jak dla mnie są to czasy mało satysfakcjonujące, bo po prostu korzystam od lat z najróżniejszych zegarków serii Fenix oraz jakiś czas temu Epix 2-gen. (TU recenzja). I przyznam, że podobnie wyglądało to wszystko na Epixie właśnie, którego też raz na mniej więcej 4 dni ładowałem. Z tą różnicą, że tamten zegarek jest większy i posiada ekran AMOLED, który żeby prezentować piękne treści pochłania znacznie bardziej energię niż zastosowany w małym Fenixie 7S Pro ekran Memory-in-Pixel (MIP), który dodatkowo otoczony jest baterią solarną. Jasne więc się staje, że liczyłem na więcej…
…a skoro przy ładowaniu solarnym jesteśmy… Ekhm… Nie wiem, czy ktoś jest w stanie to faktycznie zmierzyć, ale ja nie potrafiłem realnie odczytać ile energii (i czy w ogóle) było doładowywane ze słońca. Producent zastrzega, że trzeba wystawić na ekspozycję słoneczną tarczę zegarka na co najmniej 3 h i jasność 50 tys. luksów (czyli w pochmurny dzień łatwo nie będzie). Okazuje się, że nie jest to wcale takie proste nawet, kiedy mamy bardzo ładny dzień bez ani jednej chmurki. Wypoczywając nad morzem (w takie właśnie pogodne dni) nie byłem w stanie (np. spacerując plażą) cały czas ustawiać ręki w taki sposób, aby promienie słońca mogły padać na tarczę. To było niemożliwe, chociaż starałem się o tym pamiętać, chociażby z tego powodu, że zmiana kierunku spaceru sprawiała, że automatycznie słońce miałem po swojej drugiej stronie lub za plecami…
W związku z powyższym nie odczułem w żadnej mierze jakiejkolwiek korzyści z ładowania solarnego. Bez wątpienia działa ono bardzo dobrze, bo kiedy słońce świeci na tarczę Fenixa 7S Pro, to widać w dedykowanym widgecie, jak rośnie poziom natężenia światła słonecznego wyrażanego w luksogodzinach. Ale ani razu nie udało mi się zauważyć (ani też nie poinformował mnie o tym zegarek), że ekspozycja słoneczna przełożyła się na doładowanie baterii w tylu i tylu procentach.
Fenix 7S Pro to kombajn multisportowy. Wyposażony fenomenalnie. Ale z małą baterią to prawdziwy wulkan energii, której niestety – brakuje, aby wszystkimi wspaniałościami tego sprzętu móc się zachwycić i prawdziwie nasycić.
Wyświetlacz w Fenixie 7S Pro
Teraz przyszedł czas na drugą wspomnianą przeze mnie na początku wadę – a więc fakultatywną, czyli taką, która nie wszystkim będzie doskwierać i przeszkadzać. A jest ona paradoksalnie związana właśnie z wyświetlaczem w Fenixie 7S Pro, a tak właściwie – a jakże – z wielkością tego ekranu. Ewentualne wątpliwości chcę rozwiać od razu. Wyświetlacz jest bardzo czytelny właściwie w każdych warunkach, a na powietrzu tym bardziej. Pewne zastrzeżenia mam do szkiełka power sapphire, które nie potrafi tak absorbować i skupiać promieni świetlnych, aby np. w pochmurny dzień wyostrzać obraz, gdyż po prostu odbija to szkiełko szarzyznę i pod względem widoczności jest mniej efektywne niż zwykłe szkło mineralne, czy dostępne w niektórych tańszych Fenixach szkło od firmy Gorilla Glass.
Różnica taka, że power saphhire się nie rysuje. Gorilla Glass lubi te rysy łapać, a nawet drobne odpryski, co sam odczułem w moim Fenixie 6X Pro lądując nie raz podczas górskich wędrówek w zmarzniętym jak kamień śniegu. Ale czytelność szkła od firmy Corning jest lepsza i to bez dwóch zdań. Z drugiej strony można się do tego szafiru w pewnym stopniu przyzwyczaić. Gorzej, jeśli uprawiamy sporty bardziej wyczynowe lub wymagające od nas dużej aktywności. Dlaczego? wspomniana mniejsza konstrukcja Fenixa 7S Pro to nie tylko mniejsza bateria, ale i mniejszy wyświetlacz. Jedziecie rowerem po leśnym dukcie, macie wyrysowaną trasę na mapie, zegarek ją wyświetla, dojeżdżacie do rozjazdu, trzęsie Wami solidnie na wybojach, a z powodu wielkości ekranu nie widzicie, ani gdzie ani w którym momencie skręcić. Tak, to jest spory problem.
Drugi – liczba danych, które podczas treningów można wyświetlić jednorazowo na ekranie. Są treningi takie, jak bieganie, że nie potrzebuję ich wiele. Ot wystarczy tętno, przebiegnięta odległość, średnie tempo, bieżący czas i stoper. Ale już w górach lubię widzieć dodatkowo informacje o wschodzie i zachodzie słońca, jakie czekają mnie przewyższenia, śledzić wysokość nad poziomem morza, ciśnienie atmosferyczne sugerujące ewentualną nagłą zmianę pogody etc. W tej sytuacji nie zmieścimy tego wszystkiego na jednym podglądzie ekranu z danymi treningowymi i musimy się częściej pomiędzy nimi przełączać. Niby drobiazg, ale naprawdę intensywny trening w takich warunkach górskich pokazuje, jak to potrafi męczyć.
Celowo więc piszę, że czytelność małego ekranu to wada fakultatywna, bo wiem, że nie każda osoba tak intensywnie się porusza i tego potrzebuje, co ja. Ale jednak – nie recenzuję smartwatcha do okazjonalnego wypadu w góry, tylko multisportową maszynę, która na takie sytuacje musi z założenia być przygotowana. Zresztą same materiały promocyjne producenta pokazują, że to właśnie sprzęt idealny na szlaki i bezdroża. Tutaj więc rosną moje wątpliwości związane z czytelnością i po prostu poparte testem w terenie. Większy model, np. 51 mm tych problemów nie ma. Mniejszy, jak recenzowany tutaj Fenix 7S Pro – owszem.
Jeśli idzie o pozostałą charakterystykę wyświetlacza, to na pewno warto wspomnieć, że ekran jest dotykowy, a dotyk ten działa sprawnie, chociaż – znowu – większe/grubsze palce są mniej użyteczne na tak małej przestrzeni. Ja przyznaję, że póki co nie widzę powodu do obsługi ekranu dotykiem, gdyż Garmin opracował pięć rewelacyjnie działających przycisków, które fenomenalnie pozwalają nawigować po systemie. Dzięki temu w mroźne dni lub przy aktywnościach wymagających noszenia rękawiczek nie ma absolutnie żadnego problemu z obsługą Fenixa 7S Pro.
Za to uczciwie przyznaję, że jest jedna okoliczność, która sprawdza się sto razy lepiej pod kątem dotyku niż praca przycisków – to obsługa mapy. Naprawdę jest to przydatne w tym przypadku. Ogromny plus dla Garmina, że pozwala dotyk aktywować w określonych okolicznościach. I tak wszystkie ekrany danych podczas treningu mogą mieć w obsłudze wyłączony dotyk, a ten może się włączać wyłącznie na ekranie z mapą. Świetnie pomyślane i bardzo, bardzo dobrze działające. Chociaż… i tu włożę łyżkę dziegciu – bo właśnie z powodu małej przestrzeni roboczej przybliżanie, oddalanie lub celowanie w określone punkty na mapie palcami wymaga pewnej wprawy i nie od razu się udaje i jest trudne do opanowania.
Same parametry techniczne ekranu to wspomniany MIP o przekątnej 1,2 cala (skromne 30,4 mm) z wyraźną rozdzielczością 240×240 pikseli.
Funkcje multisportowe w Fenixie 7S Pro
Dobrze, czas na kluczowy punkt w tej recenzji, czyli funkcje multisportowe w Fenixie 7S Pro. Ja przede wszystkim ograniczę się do opisu tych funkcji w kontekście biegania lub jazdy na rowerze bo to są moje najczęstsze aktywności i znam je najlepiej.
OK, przejdźmy więc do wspomnianych treningów sportowych. Tak naprawdę są one identyczne z tymi, które znajdziecie w większych wariantach tego smartwatcha. Garmin zadbał o mnóstwo świetnie personalizowalnych aktywności, które zaspokoją wszystkie nasze potrzeby. U mnie to bieganie, wędrówki górskie, narty biegowe (o ile spadnie śnieg), dłuższe spacery i oczywiście częsta jazda na rowerze. Powoli przymierzam się do siłowni i z tyłu głowy chodzi mi basen, ale tutaj jeszcze nie mam pewności na co się zdecyduję – doba jest za krótka, a obowiązki męża i ojca wciskają mnie w dość sztywne ramy codziennego układania logistyki domowo-pracowo-szkolnej. Piszę o tym rozmyślnie, bo Fenixy mają to do siebie, że są tak napakowane aktywnościami, że jeśli postanowisz eksplorować swoje możliwości w jakiejś nowej dyscyplinie – bardzo proszę, Twój zegarek to ogarnie.
Pod kątem treningowym z wyraźnych nowości względem Fenixów z serii szóstej znalazły się w „siódemce” takie sporty, jak m.in. piłka nożna i siatkowa, baseball, koszykówka, futbol amerykański, krykiet, softball, lacrosse, rugby, badminton, tenis platformowy, jazda na rolkach, skakanka, mieszane sztuki walk, łyżwiarstwo czy aktywność związana z grami i osobami, które spędzają przed monitorem sporo czasu na wirtualnej rozgrywce. Oczywiście to nie wszystkie nowe aktywności, ale dzięki tej krótkiej wyliczance widać wyraźnie, jak dużo się zmieniło w stosunku do poprzedniej edycji zegarków Garmina i jak producent stara się nadążać za trendami.
Wiem też, że inni producenci idą na ilość i potrafią chwalić się, że ich smartwatche obsługują np. 150 aktywności sportowych. Nie mam zamiaru z tym polemizować, ale zegarki specjalistyczne mają w moim przekonaniu większą przewagę (nawet, jeśli sumarycznie oferują mniej sportów) – po prostu zbierają niebywale dużo danych z takich treningów, które można później drobiazgowo analizować. Sam zegarek posiada bardzo zaawansowaną analitykę, na bazie której informuje nas o czasie potrzebnym na regenerację i w czasie rzeczywistym te dane weryfikuje oraz zmienia wyświetlając adekwatne informacje.
Przykład? Ot – kiedy za dużo biegam i nie urozmaicam swoich treningów innymi ćwiczeniami beztlenowymi Fenix 7S Pro wyłapuje to i informuje mnie, co powinienem zrobić, aby to zmienić. Kiedy w ciągu dnia zaliczam drzemkę zegarek sam ją rozpoznaje, a gdyby tego było mało (bo i zwykłe smartwatche też to potrafią), to potrafi odróżnić drzemki od subtelnych chwil odpoczynku i wyciszenia, kiedy np. mamy spokojne popołudnie i odpoczywamy z książką. I co najważniejsze nie dość, że się tutaj nie myli (lub niezwykle rzadko), to jeszcze potrafi na podstawie tych informacji podnieść wartość naszego Body Battery, czyli naładowania organizmu energią, a po wykryciu takich chwil relaksu – a jakże – poinformuje, że je zarejestrował.
Inny przykład? Polecam przyjrzeć się w typowych smartwatchach, jak szybko zastosowane w nich czujniki tętna potrafią reagować na gwałtowne skoki tętna podczas treningów cardio lub interwałowych, kiedy to np. raz truchtamy, a raz intensywnie biegniemy z dużą szybkością. Takie ćwiczenia zwiększają wydolność oraz wytrzymałość. Pytanie, czy klasyczne smartwatche też są w tym tak dobre i precyzyjne, jak Fenixy? Chętnie też skonfrontowałbym dokładność zbieranych i analizowanych danych podczas wędrówek górskich, jak i czasy pracy na jednym ładowaniu podczas wielogodzinnych wypadów na trasę. Chociaż krytykuję Fenixa 7S Pro za słabe działanie na baterii, to pamiętajcie, że moim punktem odniesienia są inne Fenixy z rodziny. Testowany model mimo wszystko radzi sobie w terenie bardzo dobrze z dala od gniazdka elektrycznego.
Fascynujące jest też rzeczywiście to, jak dużo informacji gromadzi zarówno aplikacja mobilna Garmin Connect, jak i jej wersja webowa – wszystkie dane pobierając z zegarka. Z Fenixami można zaplanować treningi dopasowane do przebiegu trasy jakiegoś wyścigu. Model 7S Pro jest w stanie na bieżąco podczas treningów informować o przewyższeniach oraz tempie, w jakim chcemy je pokonywać – tak, żeby wytrenować organizm na czas treningu do założonych przez siebie wymagań czasowych i wydolnościowych. Gwarantuję Wam, że typowe smartwatche takich rzeczy z Wami nie zrobią. One są zaprojektowane do innych funkcjonalności i to jest OK, ale nie chciałbym, aby ktoś próbował porównywać zegarki warte 500 zł, które w teorii posiadają zbliżone wyposażenie, ale nie oferują tak zaawansowanych rozwiązań.
Z bardzo ciekawych nowych funkcji jest też opcja mierzenia oceny formy na podbiegach. U mnie parametr ten był właściwie cały czas w tym samym punkcie do czasu, aż pojechałem z Fenixem 7S Pro w góry i zrobiłem kilka treningów w znacznie bardziej zróżnicowanym terenie. Natychmiast zauważyłem, że widget prezentujący ten parametr zaczął rejestrować zmianę w pogłębionej analizie pokazując mi, jak wygląda na podbiegach moja wytrzymałość, siła oraz pułap tlenowy. Zmiana jest również widoczna na wykresie w schemacie 3-miesięcznym, abyśmy mogli śledzić postępy w dłuższej perspektywie czasowej.
Następnym nowym parametrem mierzonym w dłuższej perspektywie czasowej jest ocena wytrzymałości. W ostatnich dwóch tygodniach zaliczyłem chorobę i przetrenowałem lewą nogę, zatem zrobiłem sobie przerwę, która trwała mniej więcej 14 dni. Zegarek od razu to odnotował i w podsumowaniu oceny wytrzymałości opisał na co ta przerwa wpływa oraz jak ten stan rzeczy zmienić. Wiem – większość ma takie informacje w nosie, nie rejestruje ich, albo nawet nie zdaje sobie sprawy, że można zrobić z tym jakiś użytek. Ale nie ja. Dla mnie to ważne zmienne i lubię je kontrolować oraz mieć na nie wpływ. Nie oznacza to, że zegarek trzyma mnie na smyczy. Oznacza to, że mam dostęp do wiedzy i tego, jak ją wykorzystać dla poprawy swoich wyników oraz samopoczucia.
Kolejna rzecz, na którą chcę zwrócić uwagę to sama konstrukcja treningów. Fenix 7S Pro potrafi proponować sugerowany trening na bazie oceny naszej formy. Ale to nie jest tylko jałowa sugestia – po wejściu w opis tejże propozycji aktywnościowej otrzymujemy wyjaśnienie, że np. dany trening jest zalecany w celu zwiększenia dystansu pokonywanego w czasie biegania. Ponadto otrzymujemy informację o szacowanej korzyści, czyli jak to wpłynie na efekt treningu aerobowego i beztlenowego, a w dalszym etapie na jakie segmenty rozłożony jest sugerowany trening.
Co dalej? Oczywiście sporo dodatkowych ustawień. Jeśli chcecie dopiero zacząć bieganie, to możecie ustawić tutaj podział na marszobiegi. Ja od nich zaczynałem wiele lat temu. To wg mnie najskuteczniejsza metoda, by możliwie szybko – nawet z zerową kondycją – wskoczyć na podstawowy, mierzalny i bardzo zadowalający poziom wytrenowania. Sam przeszedłem taką ścieżkę od tzw. „from zero to hero”. Ta metoda polega na tym, że z każdym tygodniem zwiększa się czas biegu, a zmniejsza czas marszu. Można zacząć od całkowitej podstawy, czyli 30 sekund biegu i 4,5 minut marszu. Finalnie po 6-10 tygodniach biega się bez przerwy przez 30 minut.
Jaka w tym, co napisałem powyżej rola Fenixa 7S Pro? Za moich czasów, czyli w erze dinozaurów (dopiero na rynku pojawiały się pierwsze smartfony – mój to był HTC Touch Diamond 2), tak profesjonalny sprzęt raczkował. Czas biegu i czas marszu trzeba było mierzyć na zwykłym zegarku najlepiej ze stoperem i sumować to w pamięci. Było to męczące i wymagało ciągłego kontrolowania posiadanego zegarka. Teraz – w takim Fenixie 7S Pro – ustawiasz ile czasu maszerujesz i ile biegniesz, a zegarek sam sygnalizuje dźwiękiem i wibracją każdy interwał. Niebywale wygodne i satysfakcjonujące. Skupiasz się na treningu, oddechu, wsłuchiwaniu we własne ciało (bardzo to polecam zaczynając swoją przygodę ze sportem), a nie na liczeniu.
Często początkujący biegacze i biegaczki, nieznający jeszcze na tyle dobrze własnego ciała, mają problem z utrzymaniem odpowiedniego tempa biegu oraz tętna. Możesz więc trenować z metronomem, który wystukuje wibracjami oraz sygnałem dźwiękowym (można wybrać sam dźwięk, samą wibrację lub jedno i drugie na raz) odpowiednie tempo. Zanim je włączycie w trakcie treningu możecie najpierw je sprawdzić poprzez opcję podglądu oraz wybrać z jaką frekwencją mają pojawiać się alerty. Dodatkowa rzecz to możliwość biegania w rytmie migającego światła z wbudowanej w zegarek latarki.
Ustawień – nie tylko biegu, ale i pozostałych treningów – jest znacznie więcej. Wybierzecie, jak dokładnie chcecie rejestrować aktywność (u mnie ZAWSZE rejestracja co sekundę, z maksymalną dokładnością oraz z wykorzystaniem wielopasmowego sygnału satelitarnego). Świetna jest funkcja autopauzy, która automatycznie zatrzymuje trening, kiedy i Wy się zatrzymujecie. Bardzo przydatne podczas treningów w mieście, kiedy trafia się na czerwone światło.
Fajną opcją w Fenixie 7S Pro jest ustawienie pola Staminy, która szacuje na podstawie naszego wytrenowania oraz tego, jak idzie nam obecny trening, jaki mamy zapas energetyczny i na ile jeszcze wystarczy nam sił. Kolejne świetne pole to pole danych PacePro, które pozwala na bazie wskazówek wynikających z pozycji GPS sugerować, jakie powinniśmy utrzymać tempo dla naszej trasy albo dystansu, który chcemy pokonać.
ALE, ALE – to wszystko, to tak naprawdę początek zabawy. Kolejnym krokiem jest wybór poszczególnych ekranów danych oraz tego, co chcemy na nich widzieć. Jak wspominałem wcześniej, zależnie od aktywności ustawiam inne rzeczy. Przy małym wyświetlaczu w Fenixie 7S Pro polecam ustawić mniej danych, ale więcej samych sekcji z danymi. Trochę się po nich poprzeklikujemy, ale będą wyraźniejsze i czytelniejsze.
A co to są za dane? To tylko garstka tego, co można tutaj ustawić, ale zaryzykuję…: tętno, wykres tętna, średnia tętna, strefy tętna, dystans, spalone kalorie, czas okrążenia, tempo, ciśnienie barometryczne, wysokość GPS i/lub barometryczna, dynamika biegu, kompas, czas okrążenia, efekty treningu aerobowe i beztlenowe, wschód i zachód słońca, natlenienie mięśni, obciążenie, częstotliwość oddechów, wykresy tempa, prędkości, tętna, wysokości, czy mocy. W sumie bez sensu, żebym to wszystko wymieniał, bo powinienem od razu chociaż pokrótce te pola tutaj charakteryzować, ale wówczas ta recenzja nie będzie miała końca ;). Za to na stronie Garmina (lub w aplikacji) jest to ładnie objaśnione.
Ale to naprawdę niewielki procent tego, co jeszcze można tutaj poustawiać. Gwarantuję Wam, że zwykły smartwatch tego w ogóle w swoim wyposażeniu nie ma, a co dopiero zaawansowana analityka, którą można śledzić w czasie treningu i na spokojnie później już po wysiłku na ładnych i szczegółowych wykresach w Garmin Connect. Wiem, że nie wszystkich z Was przekonam, bo dopóki nie wiecie, co z tymi danymi zrobić, to nie macie poczucia, że coś tracicie. Ale jeśli ktoś świadomie wchodzi w świat sportu – będzie zachwycony_a.
O! Mam jeszcze coś, co lubię w tym zegarku. Bardzo dobrą opcją jest ściganie się z… samym sobą… Tak, jeśli macie stałą trasę treningową można skorzystać z opcji wirtualnego partnera. Fenix 7S Pro pokazuje nam, jak dużo na danym odcinku wyprzedzamy lub tracimy do siebie samego (lub siebie samej) względem poprzedniego treningu. Bardzo motywujące do starania się o jak najlepszy wynik.
Co jeszcze? Oczywiście trenowanie na podstawie wyrysowanych tras. Można planować aktywności na wybranych odcinkach poprzez aplikację Garmin Connect. Testowałem to wielokrotnie jadąc w góry lub latając do Sztokholmu na zupełnie dziewiczych dla mnie terenach. Zawsze działa to całkiem nieźle, chociaż zdarzają się zarośnięte trasy, które wymagają aktualizacji. Niemniej niektóre gminy w Polsce mają na swoich stronach pliki z gotowymi i sprawdzonymi trasami rowerowymi, biegowymi lub narciarskimi, które łatwo do Fenixa 7S Pro dodać i nic tylko trenować.
Do takich gmina należy Stronie Śląskie. Z racji klęski po powodzi zachęcam do odwiedzenia turystycznego tamtych rejonów, a TUTAJ macie opisy tras oraz gotowe pliki do pobrania i wgrania do zegarka.
Wiele raz wyznaczałem też swoje własne trasy, po których później chodziłem, a zegarek pięknie prowadzi po nich ze wskazówkami kiedy i gdzie należy odbić lub skręcić (polecam do tego aplikację mobilną Garmin Explore). Jeśli np. napada za dużo śniegu i nie widząc ścieżki zejdziemy z niej – zegarek nas o tym poinformuje i pokaże na mapie, jak bardzo zboczyliśmy z trasy. Dodatkowo – jeśli ktoś, kto z nami wędruje również ma zegarek Garmina (odpowiedni model), można tej osobie w ramach Garmin Share udostępnić trasę wędrówki/treningu bezpośrednio z zegarka na zegarek.
Z Fenixem 7S Pro można też nawigować do konkretnych punktów, które wybieramy z poziomu zegarka na podstawie naszej lokalizacji. Możemy więc wyznaczyć trasę na najbliższy parking, do sklepu spożywczego, parku czy muzeum. Punkty na mapie są posortowane wg kategorii, więc możemy zdefiniować, czy Fenix 7S Pro ma wyszukiwać atrakcje rozrywkowe, tereny rekreacyjne, miejsca do zrobienia zakupów, szpitale, transportowe, z zakwaterowaniem, czy punkty gastronomiczne i wiele innych.
Jeśli planujemy kilkudniową aktywność można skorzystać z trybu Ekspedycji z ograniczonymi funkcjonalnościami zegarka, ale pozwalającymi wytrwać maksymalnie jak najdłużej baterii podczas takiego wypadu. Jeszcze jedną fajną opcją jest „Śledź mnie”. Dzięki niej możemy zapisać nasze położenie wyjściowe korzystając z GPS-u. Jeśli zgubimy się w lesie odnajdziemy łatwo drogę do parkingu, na którym zostawiliśmy auto lub schroniska, z którego wyszliśmy na wyprawę.
Dodatkowe funkcje w Fenixie 7S Pro
Uff… jest tego naprawdę sporo i dlatego te zegarki nazywa się multisportowymi kombajnami. A przecież nie napisałem o jeszcze wielu innych funkcjach i możliwościach. Jakie one są? Fenix 7S Pro ma wbudowane 32 GB pamięci na dane. Możecie więc wgrać mapy terenowe, golfowe oraz narciarskie za darmo udostępnione przez producenta. Obok tego wszystkiego zmieści się sporo utworów muzycznych. Te można wgrać poprzez zainstalowanie na zegarku przez aplikację mobilną Garmin Connect IQ (jest też dostępna z poziomu zegarka) odpowiednich dostawców muzyki lub podcastów.
W tej chwili obsługiwane jest Spotify, Amazon Music, Deezer oraz YouTube Music. Playlisty pobierają się automatycznie podczas ładowania Fenixa 7S Pro, który poprzez zaimplementowany moduł WiFi sam je aktualizuje. Jeśli wolicie trenować z podcastami – nie ma problemu, bo można zainstalować aplikację typu Run Cast i ta również po prostej konfiguracji automatycznie odświeża listy odcinków, które przesłuchaliście lub czekają na pobranie. Na trening zabieracie wtedy tylko zegarek i bezprzewodowe słuchawki, które poprzez Bluetooth łączycie z Fenixem 7S Pro i już – wszystko działa.
Zegarek Garmin Fenix 7S Pro ma wbudowany moduł NFC, dzięki któremu można przypiąć do niego kartę płatniczą i płacić zegarkiem w sklepach wykorzystując płatności bezstykowe. Działa to bez zarzutu i jest bezpieczne, bowiem, aby zapłacić zegarkiem po pierwsze – trzeba wejść do odpowiedniego miejsca w menu, a po drugie wstukać czterocyfrowy zdefiniowany przez siebie PIN.
Z rzeczy oczywistych – Fenix 7S Pro świetnie monitoruje sen (idealnie rejestruje czas zaśnięcia i obudzenia), a po przebudzeniu serwuje nam „Poranny Raport”, który pokazuje, jak minęła nasza noc (wykrywa, czy była spokojna), jakie jest nasze przygotowanie wydolnościowe do treningu, co mamy zaplanowane w kalendarzu, czy prezentuje sugestię co do proponowanej aktywności. Bardzo przydatne – sam nie myślałem, że będzie mi „Porannego Raportu” tak brakowało po odesłaniu zegarka do producenta po testach.
Na jedną rzecz chcę jednak zwrócić uwagę. Zdarzało się, że Fenix 7S Pro nie zarejestrował mojego snu. Nie umiem złapać konkretnego kontekstu, bo przy całej swojej precyzji rejestracji zaśnięcia, przebudzenia i wszystkich faz, zdarzały się takie dni, kiedy po prostu snu nie wykrywał. Może to kwestia zasypiania później niż zwykle, kiedy przysiedziałem dłużej nad jakimś serialem? Trudno orzec, ale raz na kilka tygodni się to zdarzało i nie umiałem tego nigdy zrozumieć ani wyjaśnić. Dodam, że mój prywatny Fenix 6X Pro nie ma z tym nigdy problemu.
Bardzo niedoceniana i wydająca się drobiazgiem jest aktywność o nazwie „Oddech”. Wybieramy, która technika oddechowa nas interesuje, np. 16-minutowa sesja na relaks i skupienie, albo 12-minutowa na uspokojenie. Ja wybieram najczęściej 6-minutową, kiedy mam spadek energetyczny lub pracuję bez przerwy wiele godzin w biurze i czuję, że zaczynam opadać z sił lub tracić koncentrację. Może dodam, że od lat nie piję kawy ani nie tykam żadnych energetyków. Zegarek sam animacją i wibracjami sygnalizuje, kiedy nabierać powietrza, jak długo je trzymać w płucach i w jakim tempie wypuszczać. Może to zabrzmi nieprawdopodobnie, ale tych 6 minut działa na mnie, jak kubek kawy. Dostaję takiego odświeżenia, jak bym dopiero się przebudził. Bardzo, bardzo polecam również, kiedy złapie Was ból głowy. Odpowiednie nawodnienie + sesja dotleniająca z Fenixem 7S Pro działa idealnie stawiając ponownie w ciągu dnia na nogi.
Kolejną ciekawą rzeczą jest możliwość wykonania raportu zdrowotnego w sekcji „Dane zdrowia”. W czasie tej czynności zegarek przez kilka minut monitoruje nasze tętno, SpO2 (nasycenie tlenem krwi), liczbę oddechów na minutę oraz HRV (zmienność tętna). Można też bardzo dokładnie przejrzeć dane ze snu, jak długo trwały poszczególne fazy (płytki, REM, głęboki, obudzenie), a także przeczytać podsumowanie na temat tego, czy sen był wystarczająco długi i jak możemy się czuć. Bardzo ciekawe jest to, że nawet jeśli nie osiągamy celu przespania np. 6,5 h (ustawiamy ten cel sami przy pierwszej konfiguracji zegarka), to zależnie od tego ile trwały poszczególne fazy, zegarek potrafi ocenić poziom naszego wyspania. Widać więc, że jest to monitorowane, a nie tylko ustawione na zautomatyzowane powiadomienia, które po pewnym czasie zaczynamy ignorować.
W moim prywatnym rankingu prawdziwym game changerem jest zastosowanie latarki. W Fenixie 7S Pro nie jest ona może super jasna, ale do podstawowego zastosowania w zupełności wystarcza. Potrafi świecić światłem białym oraz światłem czerwony, wysyłać sygnały błyskowe lub pulsować w rytmie biegu. I wbrew pozorom jest bardzo przydatna, szczególnie kiedy trenujemy po ciemku. Nie dość, że widać nas kiedy biegniemy przy drodze, to możemy poświecić w miejscach, które nie są dobrze oświetlone i uniknąć kontuzji stąpając po ciemnych miejscach, które mogą być trudno zauważalną dziurą.
To nie są wymyślone zastosowania. Biegam prawie codziennie wyłącznie wcześnie rano między 05:00 a 06:00. Zalegające jesienne liście lub leżące gałęzie to zmora w czasie tak wczesnych treningów, kiedy jest po prostu ciemno, a uliczne lampy nie doświetlają wszystkich „pułapek” na chodnikach. Druga sprawa – mieszkam w Poznaniu w takim miejscu, że wjazd do kamienicy, gdzie zostawiam rower znajduje się od nieoświetlonej strony podwórka. Późną jesienią i zimą, kiedy od 16:00 jest już ciemno, ta latarka sprawdza się idealnie przy otwieraniu bramy, przypinaniu roweru i wchodzeniu do kamienicy od podwórza, gdyż włącznik światła na klatce schodowej jest dopiero po pokonaniu pierwszych schodów od parteru.
Moc świecenia latarki można też regulować. Najczęściej świecę sobie światłem białym, a czerwone włączam, kiedy wcześnie wstaję i nie chcę pobudzić domowników. Korzystałem z niej tak często podczas testów, że teraz – po odesłaniu Fenixa 7S Pro – czuję się, jakbym stracił jedną z najważniejszych funkcjonalności. Używałem jej nawet ostatnio odkręcając po nocy bagażnik rowerowy. Słowo – ciężko się od tego dobra odzwyczaić i latarka w smartfonie to nie jest to samo.
No dobrze, a co z tymi wszystkimi funkcjami smart? One też są w Fenixie 7S Pro, ale mocno ograniczone. Zegarek ten nie ma wbudowanego mikrofonu i nie można przez niego rozmawiać. Odpowiednie wyposażenie znalazło się w Fenixie 8, ale… ludzie w pierwszych recenzjach narzekają, że głośnik jest tak cichy, że właściwie poza domem ciężko w warunkach miejsko-wietrznych komfortowo rozmawiać. Zatem brak tej funkcjonalności w Fenixie 7S Pro nie jest dla mnie problemem.
Interfejs również nie jest w „siódemkach” smartwatchowy. Innymi słowy – nie jest pod palec. Lepiej to wygląda w „ósemkach”, ale po F7S Pro wciąż najwygodniej nawiguje się przyciskami (poza mapą). Powiadomienia oczywiście przechodzą i można na nie reagować, a więc odpowiadać zdefiniowanymi wcześniej tekstami na wiadomości SMS, polubiać wyskakujące wiadomości na Messengerze, archiwizować maile oraz czytać je wcześniej niemal w całości, bo podgląd często wystarcza by zapoznać się z treścią na tyle, by zdecydować co dalej z otrzymanym mailem zrobić. Tak samo, jeśli idzie o przypomnienia z kalendarza, które można oznaczać jako gotowe i tyle. Nie odłożymy ich np. na 15 min., by wyświetliły się ponownie w bardziej dogodnych okolicznościach.
W mojej ocenie Fenix 7S Pro to nie jest typowy smartwatch, chociaż wiele funkcjonalności smartwatchowych już w nim siedzi. Coraz śmielsze wchodzenie w ekrany AMOLED w serii Epix 2-gen. oraz Fenix 8 będzie z pewnością odgrywało coraz poważniejszą rolę chociażby w tworzeniu atrakcyjniejszych tarcz przez zewnętrznych developerów. Przy tej okazji fajniej będzie korzystało się z aplikacji dedykowanych np. do obsługi smart domu. Nie chcę niczego ujmować w tym względzie Fenixom, ale jak szukacie smartwatcha, to serio – ten zegarek nie da Wam póki co (piszę te słowa 15 października 2024 r.) tego, co Apple Watch, czy Galaxy Watch od Samsunga.
Podsumowanie recenzji Fenixa 7S Pro
Słuchajcie – Fenix 7S Pro to świetny inteligentny zegarek multisportowy. W mojej ocenie ma dwie wady, o których napisałem już tyle, że nie chcę tego powtarzać – zrobię to tylko skrótowo. Po prostu mniejsza konstrukcja to mniejszy ekran, a przez to podczas intensywnych treningów gorsza widoczność map oraz danych treningowych. Z tym można jakoś żyć, ale z adekwatnie mniejszą baterią jest już gorzej. Mnie Fenix 6X Pro rozpieścił, zatem wariant Fenixa 7S Pro z 22 mm kopertą wydaje mi się po prostu za mały na dostarczenie satysfakcjonującego doświadczenia sportowego.
Osobiście mogę rekomendować „siódemki pro”, ale w większych rozmiarach. Wówczas dostaniecie prawdziwe i bezkompromisowe maszyny multisportowe. Drogie – owszem – ale ta cena jest okupiona wieloma zaletami. Przepotężnie rozbudowane monitorowanie i analizowanie naszego zdrowia oraz postępów sportowych, dostęp do licznych treningów oraz aktywności nie tylko wyczynowych, ale też po prostu pozwalających fajnie spędzać czas podczas wędrówek, to niekwestionowane zalety Fenixa 7S Pro.
Funkcje smart również tutaj są, ale na bardzo podstawowym poziomie i trochę jeszcze czasu potrzeba, aby zaczęły faktycznie solidnie funkcjonować na poziomie standardów roku 2024. Pewnie można się przyczepić, że nie ma jeszcze dostępnego w Europie pomiaru EKG, a konkurencja pozwala w swoich smartwatchach np. mierzyć ciśnienie. Ale powiedzmy sobie szczerze – czy ktoś bierze na poważnie ciśnienie mierzone zegarkiem na nadgarstku? OK – zgodzę się, że mogliby wreszcie dać ładowanie indukcyjne oraz przewodowe przez USB typu C. Też denerwuję się, kiedy szukam tego małego przewodu ze specyficznym garminowym złączem. Za szybkim ładowaniem za to nie tęsknię, bo ono psuje baterie. Mogę raz na tych kilka dni podpiąć Fenixa na te 2-2,5 h, ale jestem pewnie w mniejszości.
Ważąc jednak wady i zalety – dla mnie to wciąż rewelacyjny sprzęt. Taki do kupienia raz i na lata. Bo o jednej rzeczy jeszcze nie napisałem – Garmin bardzo, ale to bardzo długo aktualizuje swoje zegarki. Znam osoby posiadające Fenixa 3, które nadal otrzymują łatki. Zegarek, który debiutował… 9 lat temu! Pokażcie mi taki drugi sprzęt i drugiego takiego producenta! Mój Fenix 6X Pro też dostał właśnie najświeższą paczkę z aktualizacjami, a wprowadzono go na rynek w sierpniu 2019 roku.
Jako, że miałem już tych zegarków od Garmina (i nie tylko) wiele – wiem, że można na nich polegać. Są udoskonalane, a kolejne funkcje dopracowywane. Są wytrzymałe, odporne na wszelakie warunki atmosferyczne, dobrze wyposażone, zaopiekowane przez producenta pod względem oprogramowania i… drogie. Ale płacicie raz na wiele lat. No chyba, że wiercicie się za czymś świeższym po roku posiadania, to faktycznie lepiej kupić coś innego. Ale spójny system, potężna baza danych, świetna analityka, wszystko w jednym miejscu na temat naszych aktywnościowych postępów oraz bardzo duża niezawodność to coś, co mnie trzyma przy Fenixie 6X Pro mocno. Jestem pewien, że i Was przytrzyma przy Fenixie 7S Pro lub jednym z jego większych wariantów.
OK – to tyle ode mnie. Dzięki serdeczne za przeczytanie tego długiego tekstu. Mam nadzieję, że okaże się pomocny w podejmowaniu decyzji zakupowych, zwłaszcza że „siódemki” po wejściu „ósemek” na rynek zaczęły nieco tanieć… ale też (jak na ten moment – październik 2024 r.) nie są to spadki jakich pierwotnie oczekiwałem. A skoro trzymają cenę starsze warianty, to komentuje się moim zdaniem samo póki co. Pozdrawiam Was serdecznie i do zobaczenia w następnej pisanej lub filmowej recenzji na YouTube.
Komentarze
Ze względów technicznych zdecydowałem się na wyłączenie komentarzy na blogu. Jeśli jednak chcesz podzielić się ze mną swoją opinią lub przemyśleniami na temat tej recenzji – zapraszam do wysłania do mnie maila na adres: [email protected]. Obiecuję, że w miarę możliwości postaram się odpowiedzieć na każdą wiadomość. Serdeczności 😊