SŁOWEM WSTĘPU
Asus Chromebook C200 to już mój drugi Chromebook. Kiedy wybierałem swój pierwszy model na rynku był dostępny jeszcze tylko ten Acera. Ale przez rok zmieniło się tak wiele, że dzisiaj kupując następcę Samsunga miałem w czym wybierać. Ostatecznie przekonał mnie przede wszystkim procesor oraz stosunek jakości do ceny. Tak – Asus Chromebook C200 to zdecydowanie jeden z moich najbardziej udanych zakupów elektronicznych w tym roku. Mimo, że ma kilka drobnych wad, to w ogólnym rozrachunku jest urządzeniem, którego nie mam zamiaru zamieniać na żadne inne!
PS.
naturalnie – poprzednik będzie dla mnie w wielu miejscach punktem odniesienia.
WYKONANIE ASUS CHROMEBOOKA C200
Dzisiaj muszę przyznać, że jednak Chromebook Samsunga Series 3 (XE303C12) nie był najfortunniej zrobiony. Po pierwsze wykorzystano tani, łamliwy plastik, który dawał się w znaki niemal co rusz. Zauważyłem nawet, że pomimo iż nigdy nie został nigdzie uderzony, czy w inny sposób uszkodzony, to samoistnie pojawiały się drobne otarcia nawet po podniesieniu pokrywy. Kolor (srebrny) maskował je jednak skutecznie i widoczne były dopiero pod odpowiednim kątem.
Natomiast Asus Chromebook C200 to już zupełnie inna para kaloszy. Pokrywa wykonana jest z przyjemnego w dotyku, matowego tworzywa sztucznego. Wtłoczono w nią nazwę producenta, a w lewy górny narożnik logo Chrome. Poza tym – co cenię niezwykle wysoko – jest ona bardzo sztywna i nie ugina się pod naciskiem. Mam zatem całkowite przeciwieństwo poprzednika. Notebook ten ma też ładne obłe kształty, właściwie z każdej strony jest przyjemnie i miękko wykończony, przez co sprawia wrażenie jeszcze bardziej kompaktowego. Całość zaprojektowana jest też dość jednolicie, toteż czasami biorąc go do ręki nie mam pewności, z której strony się go otwiera ;). Ale tylko przez sekundę.
Ekran i pokrywa zarazem przyczepione są do jednego zawiasu, który biegnie wzdłuż niemal całej szerokości ramki, dzięki czemu sprawia wrażenie solidnego i stabilnego. Trudno z tym polemizować, bo taki jest też w rzeczywistości. Co więcej – daje się porządnie odchylić, ale nie do końca. Jest pod tym względem znacznie lepiej niż w Samsungu XE303C12, ale też czasami brakuje mi jeszcze tych kilku milimetrów, kiedy pracuję z nim na kolanach w pozycji półleżącej.
Cały Chromebook wykonany jest z plastiku, w moim przypadku w kolorze matowo-srebrnym wewnątrz wokół klawiatury i na bokach, a spód jest jednolicie czarny i nie ma tam nic co mogłoby zwrócić naszą uwagę, poza gumowymi czterema dystansami w narożnikach i dwoma podłużnymi, siatkowanymi otworami na głośniki.
Rzeczą, która podoba mi się najbardziej, to ciekawe wzornictwo. Otóż kiedy rzucicie okiem na środek Chromebooka po otwarciu pokrywy, to zauważycie, że od prawego i lewego boku do środka – tam, gdzie jest osadzona klawiatura – producent zdecydował się na stworzenie wrażenia leju, dlatego po bokach wygląda tak, jakby wszystko osadzone było nieco głębiej.
Całość jest oczywiście idealnie spasowana i nie ma tam miejsca na niedomówienia, jakieś niepokojące szpary itp., natomiast wygląda to bardzo charakternie. W sumie drobiazg, ale dla mnie mający znaczenie. Chromebook C200 od Asusa zamyka się zatem w następujących wymiarach: 304,3x200x19,8cm. Urządzenie waży 1,15 kg (wraz z 3-komorową baterią) i jest dzięki temu niezwykle lekkie.
Jakie minusy? Pokrywa lubi łapać palcowanie. Wygląda świetnie, ale nie jest problemem pozostawienie odcisków na jej powierzchni. Może to jeszcze nie ta klasa sprzętu pod względem cenowym, ale zdecydowanie brakuje mi podświetlenia klawiatury. Uważam też, że dobrym rozwiązaniem byłoby podświetlenie na klapie logotypu Chrome, wraz z całą nazwą.
Szkoda też, że pomimo iż sprawuje się świetnie, to jednak dość głośno chodzi płytka dotykowa, która nie ma drugiego przycisku, jak w Windowsie. Menu kontekstowe aktywujemy tapiąc dwoma palcami po wybraniu obszaru lub elementu, który nas interesuje.
W każdym razie, nawigowanie po touchpadzie jest sprawne, ale fizyczne naciskanie przycisku już strasznie hałasuje. Ale to nie pierwszy mój Asus, który tak ma. Producent mógłby w końcu coś z tym zrobić. Ostatni minus daję za brak atrapy karty SD, która zazwyczaj siedzi w gnieździe. Bez tego niepotrzebnie w przyszłości może zbierać się tam pył.
WYPOSAŻENIE ASUS CHROMEBOOKA C200: Hardware i Wydajność
Tylko prawy i lewy bok – to miejsca, w których znajdują się porty i wszelkiego rodzaju złącza, w które został wyposażony Asus Chromebook C200. Oznacza to, że zarówno przód, jak i tył są wolne od czegokolwiek. I jestem bardzo z tego zadowolony. W poprzednim Chromebooku jednak uciążliwie poszukiwało się ciągle gniaz USB, kiedy chciałem podłączyć pendrive, bo znajdowały się na tyle.
Na lewym boku znalazło się miejsce dla – od końca: okrągłego gniazda na wtyczkę do ładowania, złącze HDMI, port USB 3.0, slot na karty pamięci, które teraz niemal w całości mogą się tam schować oraz gniazdo jack 3,5 mm wejścia/wyjścia dla mikrofonu i słuchawek w jednym.
Na prawym boku są – również patrząc od końca: otwór na włożenie blokady Kensington Lock (model Samsunga jej nie posiadał, więc plus za to dla Asusa) oraz zwykły port USB 2.0.
Tak, to wszystko. Pamiętajcie, że macie do czynienia z Chromebookiem, zatem pozostałe modele wyposażone są dość podobnie. Ale oczywiście to nie cała specyfikacja ;)
Specyfikacja Asus Chromebook C200MA-DS01 | |
Procesor | Intel Celeron Baytrail-M N2830 Dual-Core 2,16GHz |
Ekran i Grafika | 11,6″ HD (1366x768px) w proporcjach 16:9, Błyszczący ekran z podświetleniem LED. Grafika zintegrowana Intel HD Graphic |
RAM i pamięć wewnętrzna | 2 GB DDR3L (opcjonalna jest wersja z 4 GB RAM). 16 GB eMMC (jest też edycja z 32 GB eMMC) |
Porty | 1 x COMBO audio jack; 1 x USB 3.0, 1 x USB 2.0 1 x HDMI 1 x czytnik kart pamięci SD (SDHC) 1 x AC – gniazdo ładowarki |
Bateria | 48Wh, 3-komorowa Litowo-jonowo-polimerowa – do 10h |
Audio | Wbudowane dwa głośniki i mikrofon |
Łączność | Bluetooth 4.0 + WLAN Combo; WiFi pracuje w standardzie: 802.11a/b/g/n/ac (jest też druga opcja: 802.11 a/b/g/n) |
Najważniejszy przy wyborze był dla mnie procesor. Zależało mi na zamkniętej konstrukcji, a taką odznacza się Asus Chromebook C200. Zapomnijcie więc o wszelkich wiatrakach i szumie wydobywającym się z wnętrza notebooka. Wracając jednak do układu obliczeniowego. W moim modelu zastosowano konstrukcję Intel Baytrail-M N2830 Dual-Core 2,16 GHz.
Sporo się naczytałem o nich przed podjęciem ostatecznej decyzji i jak świat długi i szeroki, zarówno polskie serwisy, jak i zagraniczne podkreślały, że to bardzo udany układ, ale bez fajerwerków. Co to wszystko może jednak oznaczać dla osoby, która chce wydać kilkaset dolarów na komputer z takim chipem?
Otóż jest lepiej niż myślałem. Dużo lepiej. Testy syntetyczne choćby nie wiem jak dokładne, nie oddadzą nigdy tego, jak taki procesor sprawuje się w praktyce. Mój Chromebook działa więc rewelacyjnie. Nie mam najmniejszych problemów z uruchamianiem czegokolwiek. Wszystkie aplikacje pracują płynnie i szybko. Nawet jeśli otworzę kilkanaście-, kilkadziesiąt stron w przeglądarce Chrome – co mam w nawyku – nie odczuwam ani grama przycięć, spowolnień lub jakiegoś niepokojącego lagowania.
Natomiast niedostatki tego układu objawiają się w innych okolicznościach. Kiedy np. chcecie przerzucić większą paczkę zdjęć. Albo w sytuacji, kiedy system musi wczytać ich miniatury. Oczywiście odbywa się to w miarę sprawnie, bijąc na głowę Exynosa z poprzedniego Chromebooka, ale przy tego typu akcjach widać, jak czas do ich ukończenia nieco się wydłuża.
Inną słabością jest jakość filmów z YouTube. O ile te w rozdzielczości 720p spokojnie dają radę, o tyle już 1080p różnie. Są takie, które przycinają cały czas. Są takie, które przycinają na początku, a po kilku minutach jest już całkiem płynnie. Rozdzielczości typu 2K i 4K w ogóle nie wchodzą w grę. Natomiast nie ukrywam, że brakuje mi tego płynnego 1080p, ale też nie oglądam tyle YouTube, żeby 720p mi nie wystarczało. Ale niesmak lekki to pozostawia.
Mój model ma też 2 GB pamięci RAM. W sumie nie mam pojęcia, jak to się dzieje, ale rzeczywiście jeszcze namacalnie nie odczułem, że jej brakuje. Chromebook po zamknięciu przeglądarki uruchomi ją ponownie w takim stanie, w jakim ją zostawiliście, zatem szybkość ładowania się zawartych w poszczególnych kartach treści, zależy wyłącznie od wydajności łącza internetowego.
Kiedy pojawił się – obecny od teraz w Polsce – Chromebook Acera z Tegrą K1, na filmie porównawczym postawiono obok drugi model, w którym zaklejono logo producenta i pokazano, który Chromebook z typowymi czynnościami radzi sobie lepiej. Oczywiście ten z Tegrą był bezkonkurencyjny, ale właśnie tym „słabszym” modelem był Asus C200. Rozpoznałem w mig po dużym oczku kamery – żaden inny model tak nie ma.
I rzeczywiście – czasami otwieranie Dysku lub określonego pliku w Docsach nie trwa 15 sekund, tylko 30-40 sekund. Ale już sama praca w nich jest bardzo wydajna i szybka. Przełączanie się pomiędzy kolejnymi zakładkami również. Tak się składa, że na swoim Chromebooku w 50-proc. przygotowywałem prezentację do publicznego wystąpienia i nie miałem absolutnie żadnych problemów z przerzucaniem zdjęć, które chciałem użyć i nadawaniem efektów slajdom.
Dużym plusem jest też szybkość działania na innym poziomie z peryferiami. Podłączacie dysk przenośny, czy pendrive – a w tej samej sekundzie Chromebook pokazuje, że jest nowa lokalizacja dyskowa do przejrzenia. Klikam i mogę już pracować z zawartością. Nie ma żadnego instalowania sterowników, wykrywania sprzętu itp. Podobnie z podłączeniem myszki, klawiatury, czy drukarki, która od razu zostaje rozpoznana i otwiera się dedykowane okno z pomocą.
Z racji tego, że nie można instalować nic na Chromebooku, to nie uda się Wam w tradycyjny sposób podłączyć żadnego urządzenia do drukowania. Efekt? Drukować można nawet na końcu świata, ale potrzeba do tego drukarki z łącznością WiFi. Jest więc trochę rzeczy dookoła, które trudno wdrożyć, jeśli nie dysponuje się odpowiednim sprzętem lub jeśli aktywność wymaga specjalistycznych, dedykowanych rozwiązań.
O tym, jak drukować na Chromebooku przeczytasz TUTAJ!
Zapewne ciekawi Was, jak w ogólnym rozrachunku sprawuje się Asus Chromebook C200? Otóż praca z licznymi zakładkami, przeglądanie sieci, Facebook, Twitter, Google Plus, prowadzenie bloga, obrabianie grafiki w takich programach, jak Pixlr, tworzenie dokumentów w ramach Chmury Google Drive, obsługa konta Outlook oraz Office Online, oglądanie YouTube w 720p, zarządzanie Dropboxem, pocztą Inbox lub Gmail – wszystkie te czynności odbywają się szybko, płynnie i bez zbędnych przycięć. Jest więcej niż zadowalająco.
Jak wspominałem wyżej – na minus wypada odtwarzanie filmów w 1080p na YouTube, czy przerzucanie dużych plików ze zdjęciami do pamięci wewnętrznej Chromebooka, która wynosi tylko 16 GB, z czego do naszej dyspozycji jest jakieś 9 GB. Oznacza to, że Google zdecydowanie zachęca nas do trzymania plików w Chmurze, a fizycznie właściwie nie gromadzę niczego z tego powodu w Chromebooku.
Typowo biurowo-urzędowo-szkolna praca, to zdecydowanie najlepszy target dla tak wyposażonego Chromebooka. W tej kategorii zadań Asus C200 sprawuje się świetnie.
KOMUNIKACJA W ASUSIE CHROMEBOOKU C200
Chromebooki potrzebują do pracy Internetu. Oczywiście da się z nimi wiele zrobić bez łączności z siecią, jest coraz więcej aplikacji, które działają offline, jak np. Docsy, ale nie da się ukryć, że Chrome OS to system, który jest w znacznej mierze oparty o przeglądarkę, zatem nie ma już tej frajdy z Chromebookiem, jeśli zabraknie sieci.
Osobiście – jeśli są dostępne – preferuję modele z 3G/4G/LTE. Poprzedni mój Chromebook posiadał slot na kartę SIM, zatem działało tam bez problemu Aero2, które świetnie sprawdzało się w terenie. Oprócz tego możemy udostępnić sobie Internet ze smartfona poprzez tethering, albo skorzystać z dostępnej, otwartej (lub zabezpieczonej) innej sieci, w obrębie której się znajdujemy.
Za dobrą łączność w tym modelu odpowiedzialny jet moduł WiFi pracujący w standardzie 802.11a/b/g/n/ac i muszę przyznać, że sprawuje się rewelacyjnie. Nawet bardzo słabe, ledwo widoczne sieci nie są dla niego przeszkodą. Asus C200 łączy się ze wszystkim i nawet w skrajnych warunkach daje bardzo przyzwoite wyniki transmisji. Po Chromebooku Samsunga, tutaj to ogromny komfort.
Zawiedziony za to jestem łącznością Bluetooth. Działa, owszem, ale po sparowaniu z dowolnym urządzeniem mobilnym (smartfon, tablet): Samsungami, Nexusami, iPadami i Bóg wie czym jeszcze, natychmiast dochodzi do rozłączenia, nie można na nowo ustanowić połączenia, a przez to nie ma szans, żeby przesłać jakiekolwiek pliki. I to nie jest tylko mój problem. Krzysztof Bojarczuk, który recenzuje swojego Samsunga Chromebooka 2 też ma taki problem.
Jest to też o tyle dyskredytujące, że najnowszy Android 5.0 Lollipop wyposażony jest w funkcję Smart Lock, która pozwala zarządzać uwierzytelnionymi urządzeniami. Dzięki temu, będąc np. ze smartfonem w pobliżu własnego Chromebooka, telefon pozostanie odblokowany. Smart Lock ma więcej zalet, bowiem tak samo zachowa się, jeśli wykryje, że jesteśmy w domu lub pracy. Wszystko zależy od naszych preferencji.
Doszukałem się gdzieś w dedykowanej pomocy, że funkcja powinna ruszyć ostatecznie z Chromebookami jeszcze w tym (2014.) roku. Wciąż jednak nie pojmuję, dlaczego nie daje się z Asusem C200 (i nie tylko z nim) sparować smartfonów i tabletów? Natomiast klawiatury i myszki nie mają już problemów.
KLAWIATURA I TOUCHPAD W ASUS CHROMEBOOKU C200
To taki punkt, który warto poruszyć z uwagi na kilka ważnych informacji. Jako, że nie mamy do czynienia z Windowsem, tylko z systemem Chrome OS, toteż Google zrezygnował z przycisków funkcyjnych (od F1 do F12). Z naturalnie tych samych powodów wyleciał klawisz z logiem tego systemu.
W Polsce są już Chromebooki Acera, ale jeśli nie możecie się doczekać premiery Asusów lub innych modeli od kolejnych producentów i postanowicie je nabyć np. na Amazonie za granicą, to musice liczyć się z tym, że może być tam inny, niż znany u nas w Polsce układ klawiatury. U Niemców tam, gdzie powinna być litera „z” jest litera „y”, Brytyjczycy nie mają np. „@” pod cyfrą „2”, a Francuzi i Belgowie zamiast „QWERTY” mają „AZERTY” w górnym rzędzie. Ale wersja amerykańska jest dokładnie taka, jaka panuje na naszym rynku, zatem nie ma tutaj żadnych problemów z pomieszaniem klawiszy.
Są jednak wspomniane wcześniej drobne (lub niedrobne) zmiany wprowadzone przez Google. Zatem tam, gdzie były przyciski funkcyjne są teraz nowe. Zamiast F1 znalazła się strzałka w lewo, czyli „Wstecz”. Pod F2 jest strzałka w prawo, czyli „Dalej”, następnie wstawiono przycisk odświeżania, maksymalizacji okna lub strony na cały ekran, później jest podgląd otwartych aplikacji, dwa przyciski regulacji jasności, trzy odpowiedzialne za dźwięk („Wycisz”, „Ciszej” oraz „Głośniej”). Na samym końcu, znalazło się miejsce na włącznik, który ma również funkcję wylogowania z pulpitu. Ale zasadniczo nie będziemy go za często do uruchamiania Chromebooka używać, gdyż notebooki te włączają się automatycznie po podniesieniu pokrywy. Natomiast przytrzymanie włącznika dłużej spowoduje wylogowanie i zablokowanie ekranu w Chrome OS.
Ale swoim rozmachem Google poszedł znacznie dalej, i to już się Wam mniej spodoba. Pisałem o tym w osobnym tekście, który znajdziecie TUTAJ, ale nie mogę o tym chociaż w kilku zdaniach nie wspomnieć przy okazji tej recenzji. Na klawiaturze w Chromebooku (nie tylko tego Asusa, w każdym innym też) nie znajdziecie klawiszy: Home, End, PgUp, PgDn, Delete, Pause/Break, Insert, czy Prt SC/Sysrq. Nie ma też Caps Lock-a (chociaż można go włączyć systemowo)!
Tak, pierwszych pięciu brakuje niesamowicie. Bez ostatniego daje się jakoś przeżyć. Reszty mogłoby już nie być nawet w tradycyjnych komputerach – jak dla mnie oczywiście. Ale nie zostajemy całkowicie na lodzie. Zamiast tego otrzymujemy możliwość wywołania np. „Delete” poprzez jednoczesne wciśnięcie przycisków „Alt+Backspace”. Na koniec linii lub jej początek (lub też całej strony) dostaniemy się poprzez kombinację klawiszy „Ctrl” plus jedna ze strzałek, z tym że nawigacja odbywa się co akapit lub co całe słowo, zatem odrobinę trzeba się na naciskać.
Oto wybrane skróty, które wywołają określone akcje znane z innych klawiatur:
Skróty klawiaturowe w Chromebooku: | |
Kombinacja klawiszy | Działa jak klawisz: |
Alt+Backspace | Delete |
Alt i strzałkę w górę | Page Up |
Alt i strzałkę w dół | Page Down |
Ctrl+Alt i strzałkę w górę | Home |
Ctrl+Alt i strzałkę w dół | End |
Tak, trochę to głupie, ale szybko się tego systemu nauczyłem. Teraz mam już odwrotnie, że na komputerze z Windowsem próbuję stosować te skróty ;) więc wszystko jest kwestią nawyku, ale nie będę tego pomysłu bronił, bo po prostu jest bez sensu ;).
EKRAN W ASUS CHROMEBOOKU C200
Wyświetlacze w Chromebookach nie są w przeważającej większości najmocniejszą stroną tych notebooków. Na szczęście już się to zmienia, ale oczekiwałbym już lepszych standardów stosowanych wszędzie.
Mój Asus C200 posiada matrycę o przekątnej 11,6 cala. Idealna do mobilnej pracy. Niestety – jest błyszcząca (glare). Tutaj ciekawostka – w Asusie Chromebooku C300, czyli dokładnie tym samym modelu, ale z 13,3-calowym ekranem – jest matowa. I właśnie Samsung Chromebook series 3 w tym punkcie miał przewagę. Praca na zewnątrz nie sprawiała żadnych problemów (chociaż sama matryca była kiepska). Tutaj w Chromebooku C200 mam jednak lusterko. Nie jest najgorzej, ale wiadomo – wolę jak się nic nie odbija.
Rozdzielczość ekranu to 1366×768 pikseli. Jest to jak na dzisiejsze czasy – i nawet niezbyt wielki wyświetlacz – już zdecydowanie za mało. Oczekiwałby wyższej. Po prostu moje oczy przyzwyczaiły się już do krystalicznego obrazu w smartfonach i tabletach, zatem nie ma tutaj taryfy ulgowej.
Nie jest to matryca IPS, zatem kąty widzenia są dość przeciętne. Oznacza to, że jak patrzymy z dołu lub z góry, to ulegają dość szybko degradacji – natomiast patrzenie z prawej lub lewej strony nie nastręcza zbyt wielkich problemów w ubytku jakości obrazu.
Ale z tego powodu, że jednak nie jest to świetna matryca, to widać, że kolorom brakuje polotu. Uczciwie muszę przyznać, że są w porządku, ale bez żadnej rewelacji. Ani nie zachwycają, ani nie wołają o pomstę do nieba. Teoretycznie powinno wystarczyć biorąc pod uwagę charakter sprzętu, ale mnie to nie satysfakcjonuje.
Ogólnie oceniam ekran dość pozytywnie, jeśli wezmę pod uwagę mojego poprzedniego Chromebooka. W zderzeniu z innymi laptopami już przegrywa, ale niestety – jeśli chcemy mieć dobrą cenę, to musimy iść w kilku miejscach na kompromis. Także ze sobą samym.
Acha – panel w tym modelu nie jest dotykowy.
SYSTEM OPERACYJNY CHROME OS W ASUS CHROMEBOOKU C200
Podstawą systemu operacyjnego Chrome OS jest Linux. Samo środowisko jest bardzo przejrzyste i czytelne, aczkolwiek nie brakuje w nim wielu miejsc, w których funkcjonują rozwiązania tak proste, że aż toporne. W związku z tym nie macie co liczyć na efektowne wizualizacje, przejścia, fajerwerki, cienie i nie wiadomo, co tam jeszcze.
Założeniem Chrome OS jest przede wszystkim to, aby był lekki, szybki i sprawny. I rzeczywiście tak z nim jest. Osobiście doceniam fakt, że uruchomienie pracującego pod nim Chromebooka trwa od kilku do kilkunastu sekund. Asus C200 włącza się u mnie z tzw. zimnego startu w ciągu 10 sekund. W tym czasie pojawia się okno logowania. Po wpisaniu swojego hasła system potrzebuje jeszcze ok. 4 sekund, by otworzyć okno przeglądarki z 5. kartami w pamięci (tyle akurat mam teraz otwartych). I to naprawdę wszystko.
Efekt? Opłaca mi się włączyć Chromebooka nawet na chwilę, żeby coś szybko sprawdzić w sieci lub np. wykonać jakiś przelew, o którym zapomniałem lub odpisać na maila albo komentarz w sytuacji, kiedy nie mam tabletu pod ręką lub nie chcę akurat w danej chwili z niego korzystać. Wygodne? I to jeszcze jak! Bo pamiętajcie, te 13-14 sekund to już jest całość, wszystko. System działa. Nie ma tutaj doładowywania jakichś plików, sterowników, czegoś do autostartu. Koniec tego czasu to punkt, w którym zaczynacie swoją pracę.
A i tak są Chromebooki, które potrafią wystartować jeszcze szybciej, w ciągu np. 7 sekund. Zatem dużo tutaj też zależy od procesora, ale jak dla mnie – zmieszczenie się w 10 sekundach z wczytaniem ekranu logowania to naprawdę rewelacyjny wynik. Czego chcieć więcej?
Co zwróci Waszą uwagę po włączeniu się systemu? Oczywiście pulpit z ładną tapetą. Można ją zmieniać, wybrać też jakieś swoje ulubione zdjęcia i ustawić z nich tło. Natomiast nie jest to obszar roboczy w rozumieniu OS X, zwykłego systemu Linux czy chociażby tradycyjnego Windowsa. Na pulpicie nie ma możliwości dodania jakiejkolwiek ikony. Wszystkie operacje wykonuje się z paska na dole ekranu, który tutaj nazywany jest Półką.
Z lewej strony mamy kwadrat złożony z mniejszych kwadracików. To taki przycisk ala Start w Windows. Po jego wybraniu pojawiają się zainstalowane aplikacje po cztery w rzędach na wysokość i szerokość. W tym polu mieści się zatem 16 apek. Można je łatwo przewijać dwoma palcami przesuwając po gładziku w prawo lub w lewo. Znajduje się tam też pole wyszukiwania. Jak pamiętamy nazwę aplikacji i nie chce nam się jej szukać tradycyjnie wystarczy wpisać pierwsze litery, a system wyrzuci nam najlepsze wyniki, również te z zasobów sieciowych, czy naszego Dysku.
Kliknięcie powoduje włączenie wybranej aplikacji lub poszukiwanego pliku. Zdecydowana większość apek uruchamia się, jako osobna zakładka w Chrome. No właśnie, bo ta przeglądarka jest tutaj jednocześnie systemem operacyjnym. Zatem jeśli przyzwyczailiście się do jej wyglądu i pracy z nią na innych komputerach, to na Chromebooku wszystko wygląda niemal identycznie. Może to być nieco dziwiące, ale nawet Ustawienia, czyli swoisty Panel Sterowania, również uruchamiają się w oddzielnej karcie.
OK – a co z aplikacjami, z których lubimy często korzystać? Spokojna głowa, można je umieścić na Półce, która podobnie, jak w Windows daje się ukrywać, jeśli uważamy, że jest zbędna, albo przenosić – na prawy lub lewy bok. Szkoda, że nie można jej umieścić wzdłuż górnej krawędzi ekranu. Pracując z Windowsem zawsze go tam przerzucam, bo wygodniej mi się z tego poziomu korzysta. Może jakaś aktualizacja to zmieni? Zobaczymy.
Na samym końcu Półki, z prawej strony jest oczywiście zasobnik systemowy, w którym znajdziecie godzinę, informację o połączeniu WiFi (lub 3G/4G), stan baterii, symbol języka klawiatury obsługiwanego przez system oraz miniaturę swojego awatara/zdjęcia przypisanego do konta Google.
Tuż przed zasobnikiem znajduje się jeszcze Google Now, czyli aplikacja zintegrowana z naszym smartfonem na Androidzie, która wyświetla różne zdarzenia tam występujące, jak pogodę, przypomnienia z kalendarza, informacje o notowaniach giełdowych, czy urodzinach znajomych z Google Plus. W Polsce jeszcze mało przydatne, ale z potencjałem.
Natomiast po kliknięciu w zasobnik wysunie się menu, w którym znalazł się przycisk wyłączania Chromebooka, jego zablokowania, jest tam też możliwość uruchomienia lub zatrzymania WiFi, transmisji danych, łączności Bluetooth, czy wejścia w rozbudowane Ustawienia.
Czego tutaj brakuje? Np. wygodnego uruchomienia kalendarza. Widzimy tylko datę, po kliknięciu której włączą się ustawienia regionu itp., a nie można łatwo podejrzeć, jaki dzień miesiąca wypadnie za 2-3 tygodnie, kiedy akurat chcemy coś zaplanować. Można się do tego przyzwyczaić, trzeba wówczas wyciągnąć sobie aplikację Kalendarza na pasek i jest OK, bo tam już można od ręki wszystko zapisać, ale stare nawyki z Windowsa nie ułatwiają szybkiej przesiadki.
Inna sprawa, że czuć trochę, że wszystko jest tutaj dość ubogie. Nie znajdziecie żadnych specjalnie zaawansowanych opcji i nie stwarza to problemu, jeśli system operacyjny dobrze działa. Ale jeżeli pojawi się np. kłopot z Bluetooth, to już pozostają fora i szukanie pomocy we wsparciu. To oczywiście świetne rozwiązanie, bo Google bardzo dba o to, aby to wszystko działało, jak należy, ale też zauważyłem, że to co oferował czy też oferuje w takich sytuacjach Windows, jest bardzo pomocne.
Tak, sam do niedawna myślałem, że od razu szukam pomocy w wyszukiwarce. Ale teraz widzę, że tak do końca nie było. Często korzystałem z rozwiązań oferowanych przez system Microsoftu pracując na notebookach działających pod jego kontrolą. I albo znalazły się zawsze jakieś uniwersalne sterowniki, albo krótka pomoc w kilku punktach wyjaśniała, co i jak; albo też różne rzeczy można było zmienić ręcznie. W Chrome OS z uwagi na zdecydowanie uboższą wiedzę po mojej stronie (z kolejnymi edycjami Windowsa się wychowywałem, więc nie było z tym problemów), bo w końcu to dość nowy system i niezbyt u nas popularny, trzeba uczyć się innego ratowania z opresji i niejednokrotnie pomoc społeczności okazuje się tutaj nieoceniona. Trzeba jednak po nią sięgać od razu i dobrze formułować pytania z opisem problemu.
Tak – jeśli się nad tym zastanawiacie, to już wyjaśniam – trzeba mieć założoną pocztę na Gmailu i dzięki temu posiadać konto Google. Bez tego nie zalogujecie się do Chrome OS. Jest oczywiście możliwość dokonania tego jako Gość, ale nie o to w tym chodzi. Sęk w tym, że system ten jest ściśle zintegrowany z wszelkimi usługami Google, zatem nie ma sensu, żeby ktokolwiek z Was decydował się na Chromebooka, jeśli w jakikolwiek sposób jest uprzedzony do tej korporacji i jej polityki.
Ale ma to też swoje plusy. Przywrócenie systemu do ustawień fabrycznych, czyli pełne wymazywanie danych i odtwarzanie systemu z obrazu zapisanego w pamięci trwa dosłownie 3 minut. Po 5. minutach jesteście już zalogowani, a po 10. minutach wszystko, ale to zupełnie wszystko, co mieliście w Chrome OS przed przywracaniem ustawień fabrycznych już działa i jest do Waszej dyspozycji. Łącznie z kartami, na których skończyliście pracę przed reinstalacją! Tak, to są dosłownie minuty, kiedy wszystko samo się przywraca i jest gotowe do pracy!
Czy Chrome OS sprawia jakieś problemy? Szczerze? Nie mam na ten temat zbyt wielkiego pojęcia. Chyba raz jeden jedyny zdarzyło mi się, że system się zawiesił po miesiącach całkowicie bezawaryjnej pracy, a żadne patowe sytuacje nie przytrafiły mi się nawet, kiedy pracowałem z wersjami beta lub deweloperskimi Chrome OS, które też można z poziomu Ustawień wybrać. Są one o tyle fajne, że pojawiają się tam rozwiązania, których w finalnej, stabilnej edycji OS-a jeszcze nie ma i nie zawsze muszą do niej wejść.
Jest też tak, że Chrome OS się starzeje i podobnie, jak Windows od czasu do czasu wymaga przeinstalowania. Objawia się to tym, że zaczyna nieco ociężale pracować, coś co uruchamiało się w 3 sekundy, teraz ładuje się dwa razy dłużej itd. Natomiast jak wspomniałem wyżej – odtworzenie wszystkiego z uprzednim wymazywaniem trwa dosłownie minuty, zatem nie ma wielkiego stresu, że trzeba będzie instalować dziesiątki aplikacji od początku. To ogromna zaleta i komfort.
Pamiętajcie, że oczywiście nie odtworzy się pamięć masowa, na której trzymaliście zdjęcia, muzykę, filmy czy inne pliki. Ale jest opcja synchronizowania jej z Dyskiem, zatem wszystko, co zgrywacie na Chromebooka może lądować od razu tam.
W moim przypadku praca z tymi notebookami zmieniła znacząco sposób zarządzania plikami. I właśnie na tych nieszczęsnych 16 GB, z których zostaje dla nas jakieś 9 GB, właściwie nic nie trzymam. Wszystko, co jest dla mnie ważne i potrzebne znajduje się na Dysku lub na Dropboxie, a lokalnie trzymam tylko tymczasowe pliki. Nie mam więc stresu, że kiedy mój Chromebook zostanie ukradziony, zepsuje się lub stanie się jeszcze coś innego, to że ktoś dobierze się do moich danych. No chyba, że będzie znał hasło, ale to też nie jest takie oczywiste.
Zasadniczą zaletą bowiem Chrome OS jest bezpieczeństwo. System jest właściwie cały czas aktualizowany, nowe łatki wychodzą regularnie i szybko, jako że nie można za bardzo nic instalować, to odpada też ryzyko zaatakowania przez wirusy, chociaż i tutaj pewnie ktoś coś wymyśli, ale będzie na pewno trudniej niż na klasycznym Windowsie. Żeby dostać się do Chromebooka trzeba znać nasze hasło Google, a ważne dane i tak trzyma się w Chmurze.
Oczywiście ten temat to wielka, rwąca rzeka z licznymi odejściami. Ja nie chcę się tutaj zajmować kwestiami prywatności i tego, co Google o mnie wie. Wszystko jest tak pomyślane, że trzymanie lokalnie plików się nie opłaca. Bo pracujemy właściwie cały czas w Internecie. Aplikacje, z których korzystamy, dodajemy na zasadzie wtyczek z poziomu sklepu Chrome Web Store, a cały proces trwa sekundę, dwie…? Nie dłużej. Wszystko robimy na serwerach zewnętrznych firm, które dane oprogramowanie udostępniają. Nasza praca więc przetwarza się w Chmurze i uzależniona jest tak naprawdę od szybkości łącza.
Kiedy piszę tekst, to robię to w Docsach, a te zapisują każdy mój znak bez ustanku na Dysku Google. Pracuję nad arkuszem kalkulacyjnym? Dzieje się to samo. Obrabiam zdjęcia w Pixlr, te także przetwarzane są nie u mnie. Stąd niektóre wtyczki działają po prostu, jak odnośniki w Zakładkach lub Ulubionych. Bo jest np. plugin Dropboxa, ale on de facto otwiera kartę, która ładuje stronę internetową. Podobnie Facebook czy Google Plus. Są oczywiście apki inaczej zaprojektowane, przez konkurencyjnych developerów, ale one również startują najczęściej z poziomu kolejnych kart, tylko że już nie wyglądają jak strona WWW, a normalna aplikacja okienkowa, aczkolwiek wciąż zlokalizowana w osobnej zakładce przeglądarki.
Jak już pewnie udało Wam się zauważyć, po tym niezwykle długim i płodnym rozdziale – postawiono w Chrome OS ogromny nacisk na prostotę i łatwy dostęp do wszystkich potrzebnych w internetowej pracy narzędzi. Co jednak w sytuacji, kiedy chcecie trochę odpocząć? Posłuchać muzyki, obejrzeć film, zagrać w coś?
Właściwie wszystko to jest możliwe, ale przy każdej z tych opcji trzeba podkreślić, że występuje zasadnicze ALE. No właśnie, bo w Chrome Web Store znajdziecie nawet Angry Birds, ale na wielkie, rozbudowane gry nie macie co liczyć. Jeśli umilaliście sobie czas w przeglądarkowej wersji Need For Speed na Windowsie, którego przez sklep Chrome sobie dodaliście, to tutaj ta gra nie ruszy, bo ona pobiera wpierw z serwerów EA plik *.exe, który trzeba uprzednio zainstalować, a na Chromebooku nie ma na to szans. Zatem granie – owszem, ale z ograniczeniami i oczywiście nie z takim wyborem, jak na tradycyjne PC. Jeśli więc są wśród Was gracze, to odradzam. Chromebook nie jest dla Was. Nawet ten z Tegrą.
Muzyka? Jasne, nie ma problemu, wrzucicie i odsłuchacie MP3, Ogg, Wave, 3gp, ale bezstratnego FLAC już nie. Dodatkowa standardowa aplikacja do odtwarzania wbudowana w system, to jakaś totalna tragedia. Na szczęście Chrome Web Store dysponuje jakimiś alternatywami, ale wciąż sporo im brakuje do tego, aby korzystanie z takich multimediów było komfortowe. Co więcej – tradycyjne gromadzenie muzyki na dysku też się nie sprawdzi, bo dostajemy w standardzie co najwyżej 32 GB pamięci na dane. Wyjściem jest karta SD, ale nie zawsze mamy ją ze sobą. To sprawia, że lepiej przełączyć się na zakładkę ze Spotify lub Deezerem niż męczyć w tradycyjny sposób.
Nie inaczej jest z filmami. Większość będzie działać, ale wyłącznie zobaczymy obraz. Przez brak wsparcia dla filtrów AC3Filter nic się nie da zrobić z dźwiękiem, który potrzebuje tego standardu do prawidłowego odtwarzania. Są niby jakieś sposoby przepuszczania tego wszystkiego przez zewnętrzne serwery, ale to już zabawa, która nie gwarantuje pożądanego efektu. Poza tym jest też inna bariera. Różne serwisy typu VOD wymagają wtyczek takich jak Vividas lub Silverlight i w tej sytuacji po prostu nie obejrzycie wielu pozycji, bo nie da się tych rozwiązań w żaden sposób dodać do Chrome OS. Pozostaje więc głównie YouTube lub vod.pl, który jako jedno z nielicznych legalnych źródeł posiada wiele filmów, które na Chromebooku idą bez problemów.
Innym poważnym ograniczeniem jest niemożność obrabiania filmów wideo, które nakręciliśmy np. swoim smartfonem. Jeśli uwieczniliśmy tak urodziny córki, to lepiej usiąść do komputera z innym systemem operacyjnym. W Chrome Web Store porządnych aplikacji jest jak na lekarstwo, podobnie zresztą z tymi kiepskimi, te które coś więcej oferują, to są od razu płatne, a ja nie wyobrażam sobie, jak w Chmurze może być przetwarzany i obrabiany obraz nakręcony np. Samsungiem Galaxy S5 w 4K. Stąd Youtuberzy też nie powinni o Chromebooku myśleć.
Jest małe światło w tunelu, że to się niebawem może zmienić. Otóż Google otwiera się na możliwość pracy z Chrome OS w trybie offline, czyli bez połączenia z siecią. W Chrome Web Store jest już całkiem dużo apek, które zainstalują się w systemie, również pojawiły się programy znane z Androida, dzięki którym dobrze funkcjonuje się w środowisku rozwiązań od Google i dość systematycznie listy z nimi rosną. Nie wykluczone, że trafi do Sklepu Chrome jakaś aplikacja do obsługi filmów lub innych multimediów, która zapewni wsparcie, jakiego obecnie nie ma.
Podsumowując – system Chrome OS jest bardzo funkcjonalny, ale z uwagi na swoją prostotę dość ograniczony. Nie znajdziemy w nim wielu natywnych aplikacji, a te które są, to niekiedy wręcz prymitywne rozwiązania, które mają co najwyżej umożliwić uruchomienie np. utworu muzycznego, ale bez możliwości zrobienia z nim czegoś więcej – zapomnijcie o equalizerze, playlistach itp.
Przynajmniej na razie. Jeśli tą recenzję będziecie czytać za rok, sytuacja może być już zupełnie inna, zatem weźcie na to poprawkę, że piszę ten tekst pod koniec 2014 roku, a przecież dokładnie pamiętam, że rok temu o tym czasie było z tymi rozwiązaniami jeszcze gorzej.
Nie zapominajcie jednak, że prezentacje z PowerPointa, pliki Word, Excel itp. będziecie mogli śmiało edytować. Jest już Office Online, więc od biedy można i tutaj się przerzucić, ale w Sklepie Chrome umieszczono tysiące naprawdę fajnych aplikacji, które ułatwiają pracę. Więcej o moich propozycjach, ich ograniczeniach i możliwościach, pisałem w TYM MIEJSCU. Polecam KONIECZNIE tutaj zajrzeć!
GŁOŚNIKI I APARAT W ASUS CHROMEBOOKU C200
Asus Chromebook C200 gra dobrze, ale bez szału. Tak naprawdę, to nie ma się czego spodziewać po komputerze typu ultrabook/netbook/laptop, ale może być gorzej ;) W porównaniu z Samsungiem Chromebookiem Series 3, to niebo do ziemi. W C200 wbudowano dwa głośniczki, które znajdują się na spodzie i właściwie tyle, że są. Natomiast nie powalają ani basami, ani głośnością. Do YouTube, obejrzenia wiadomości w sieci, słuchania internetowego radia, albo puszczenia sobie czegoś w tle wystarczają, ale nie oferują nic poza tym.
Frontowa kamerka w Asus Chromebooku C200 to punkt trochę u mnie drażliwy z uwagi na… jej wielkość. Oczko jest zdecydowanie za duże i zupełnie nie pasuje mi do tej całej, całkiem fajnej i zwartej konstrukcji. Z powodu tej wielkości na początku ciągle gdzieś tam ją widziałem, teraz już nie zwracam uwagi, ale można było zaoszczędzić przy projektowaniu tego urządzenia takiego rozwiązania. Mała kropka w ramce nad ekranem rozwiązałaby sprawę bezkolizyjnie. Możliwe, że nie ma to dla Was znaczenia, ale dla mnie kwestie estetyczne odgrywają dość ważną rolę.
OK, jak z jakością? Nie jest źle, chociaż to tylko HD. Standardem, nawet w smartfonach i tabletach z dość przeciętnymi parametrami robi się powoli Full HD, ale nie korzystam znowu tak często z Hangouts, żeby specjalnie narzekać. Najczęściej kontaktuję się w ten sposób wieczorami z jednym z blogerów, więc do takiej pracy zupełnie to wystarcza.
BATERIA I TEMPERATURA W ASUS CHROMEBOOKU C200
Celujący i celujący! Tak, nie ma tutaj żadnej innej możliwości, aby wystawić inną ocenę. Asus Chromebook C200 sprawuje się na jednym ładowaniu baterii absolutnie GENIALNIE! Mam go od sierpnia, a zatem prawie pół roku i po licznych już cyklach ładowania i rozładowywania potwierdza się deklaracja producenta – ten Chromebook na prawdę jedzie 10 godzin bez kabla! I to na jednym ładowaniu!
Wiecie, na co się to przekłada? Otóż jeśli używacie go średnio 3h dziennie, to oznacza to, że dopiero czwartego dnia podłączycie znowu do prądu! To jest tak, że jak idziecie na 8h do pracy, to on tyle wytrzyma i jeszcze zostanie coś na górkę. Świetny, kapitalny wynik, który mnie zupełnie rozłożył na łopatki.
Co więcej proces ładowania tak wydajnego akumulatora jest stosunkowo krótki i zamyka się w jakichś 2h 15min (z poziomu ok. 15-17 proc.). I już, można znowu zapomnieć o gniazdku elektrycznym na kolejne 3-4 dni! Średnio schodzi jakieś 12 proc. na 1h. Jest to oczywiście wynik typowy dla rozjaśnienia ekranu na połowę lub mniej więcej 65-70 proc., przy włączonym WiFi, jakichś co najmniej 10. kartach, Hangouts, wyłączonym Bluetooth i typowo biurowo-blogowej pracy, w czasie której oglądam krótkie materiały na YouTube, obrabiam zdjęcia w Pixlr, piszę teksty i przeglądam niezliczone ilości stron. Świetne, naprawdę świetne rozwiązanie.
A co z temperaturą? Skoro i tutaj dałem już w pierwszym zdaniu tej części recenzji ocenę celującą, to domyślacie się zapewne, że bardzo podobnie! :) Nie ma sytuacji, w której Asus Chromebook C200 dałby mi powody do niepokoju swoją podwyższoną ciepłotą. Ta praktycznie nie występuje. Może przy jakichś bardziej zaawansowanych materiałach wideo, ale nie jestem w stanie tego stwierdzić, bo po prostu nie ma na obudowie właściwie żadnego miejsca, gdzie czułbym dyskomfort.
Jest nieco cieplej na spodzie, ale tak rzadko i tak nieznacznie, że chyba dla spokoju o tym wspominam, bo przecież nie dalibyście temu wszystkiemu wiary. A dodam, że Asus C200 jest całkowicie bezgłośny. Nie ma ani jednego wentylatora, to zamknięta, tabletowa konstrukcja. Pracuje się więc wybitnie!
PODSUMOWANIE
Asus Chromebook C200 to świetny 11,6-calowy notebook. Jest lekki, ładnie i solidnie wykonany, nie ma może fajerwerków, ale na tle konkurencji wypada bardzo dobrze, a do tego kompaktowych rozmiarów i bardzo poręczny.
Jego klawiatura została stworzona pod moje palce i zapewniam Cię, że pod Twoje również ;) Jakość pracy, głównie z tekstami, jest fenomenalna. Nie chcę niczego innego, nawet jeśli miałby mi służyć ten Chromebook wyłącznie za maszynę do pisania!
Do tego jest szybszy niż się spodziewałem, a praca z dużą ilością otwartych kart nie sprawia problemów. Na pochwałę zasługuje świetne WiFi, które doskonale radzi sobie nawet przy jednej, słabej kresce zasięgu.
Chromebook od Asusa pracuje też pod kontrolą ciekawego systemu operacyjnego, który dzięki ścisłej integracji z naszym kontem Google odtwarza się w całości dosłownie w ciągu kilku minut, a zimny start zamyka się w 10 sekundach do momentu aż pojawi się okienko logowania z naszym awatarem (z zalogowaniem w 14., nie licząc oczywiście czasu na wpisanie hasła – bo to już wyścig raczej z samym sobą ;) ). Dużym plusem jest spore zaplecze aplikacji, ale do pełnego komfortu wciąż jeszcze wiele brakuje, zatem zabawa z multimediami to już problem. Szczególnie zaawansowana.
CHromebook nie współpracuje też ze wszystkimi peryferiami, bowiem nie można zainstalować żadnych sterowników. W związku z tym jeśli drukarka, to tylko z WiFi. Ale z drugiej strony to też już pewien standard, zatem niebawem nikt nie będzie rozpatrywał tego jako wady.
Zdecydowane dwa plusy to świetna wydajność na baterii gwarantująca długą, efektywną pracę oraz właściwie brak przegrzań, dzięki czemu do wszystkiego dochodzi jeszcze wysoki komfort obsługi.
Dla kogo Asus Chromebook C200? Przede wszystkim nie jako główny komputer z uwagi na ograniczenia wykazane wyżej. Ale już do pracy z tekstem, w Internecie, przy średniozaawansowanej obróbce graficznej zdjęć na bloga, komunikacji w sieciach społecznościowych, zarządzania Chmurą, a przy tym jako narzędzie biurowe i edukacyjne – jak najbardziej! Bo ten Chromebook pozwala zabrać ze sobą właściwie wszędzie swoje biuro!
Idealny tam, gdzie tablet nie może podołać, a komputer stacjonarny lub multimedialny notebook wymaga więcej zachodu niż zadanie, które chcecie wykonać. Asus Chromebook C200 to znacznie więcej niż tylko uzupełnienie tej luki, bo rozmach z jakim Google rozwija i system i portfolio tych urządzeń pokazuje, że to dopiero początek przygody i jedno z najlepszych rozwiązań do pracy w Internecie.
Czy polecam? Nie, ja zachęcam do otwarcia się na to rozwiązanie! Zmiany są dobre. I ożywcze :)