Przyszedł czas, abym wyszedł na chwilę ze swojej typowej roli oraz tematyki filmowej i napisał coś bliżej związanego z głównym profilem naszego bloga, a doskonałą do tego okazją jest z całą pewnością premiera Windowsa 10. Mimo że nie uważam się za kompletnego laika, jeżeli chodzi o technologie, to na co dzień czuje się dużo bardziej komfortowo, pozostawiając tego typu tematykę w rękach Michała Brożyńskiego, Krzysztofa Bojarczuka i Przemysława Krawczyka. Tym razem jednak postanowiłem zrobić wyjątek od tej reguły. Jest tak między innymi dlatego, że z popularnych systemów operacyjnych od Microsoftu korzystam już od ponad 20 lat, czyli można powiedzieć, że niemal od początku i tak naprawdę nie wyobrażam sobie mojego komputerowego życia beż korzystania z Windowsa.
[showads ad=rek3]
Z “okienkami” przeszedłem dość daleką drogę. Zaczynając od wersji 3.11 przez Win95, Win98, Win Me, by w końcu na wiele lat wylądować (tak jak całe miliony użytkowników) w objęciach Windowsa Xp, którego pożegnałem dopiero w 2011 roku, czyli po prawie 10 latach użytkowania. Kto wie, czy jako zażarty konserwatysta nie korzystałbym z niego do dzisiaj, gdyby nie rosnące problemy z kompatybilnością oraz hardware’owe zakupy, które pozwoliły mi w łatwy sposób przekonać się do Windowsa 7, z którym obecnie bardzo dobrze mi się współpracuje. Współpraca ta układa się tym lepiej, że jak dotąd nie było dla mnie w zasadzie alternatywy, ponieważ jeżeli chodzi o Windowsa 8, to jedyne co przebiło się do mnie z marketingowego przekazu Microsoftu to fakt, że jest to rewolucyjne rozwiązanie dla urządzeń mobilnych z dotykowymi wyświetlaczami. Co do mobilności mojego wysłużonego “blaszaka” to lepiej nie mówić a dotykanie monitora raczej wszystkim odradzam (zostają smugi), tak więc “Ósemka” wybitnie nie była systemem dla mnie.
Co więcej, patrząc na prezentacje Windowsa 8, nabrałem przekonania, że programiści z Redmond starają się z całych sił postawić mój ulubiony system operacyjny na głowie i w związku z tym gotowy byłem okopać się z moją “Siódemką” na kolejne lata. Przyznam szczerze, że gdyby nie nasze blogowe dyskusje pewnie nie zwróciłbym wielkiej uwagi na zbliżającą się premierę nowych “okienek”, gdy jednak dostałem okazję, by przyjrzeć się bliżej temu systemowi, okazało się, że prowadzenie wojny pozycyjnej z postępem nie będzie najpewniej w tym przypadku potrzebne. Skąd ta nagła zmiana? No cóż wszystko, co jak dotąd miałem okazje zobaczyć, przekonuje mnie, że Windows 10 ma w założeniu stać się połączeniem klasycznych rozwiązań z kafelkową rewolucją i dodatkowo ma się w nim pojawić masę rozwiązań, o których użytkownicy poprzednich wersji systemu mówili od lat.
Najbardziej widoczną (i najszerzej komentowaną) zmianą jest zdecydowanie ponowne pojawienie się menu start. Bez przesady można tu nawet napisać o powrocie triumfalnym, ponieważ nowa odsłona tego podstawowego przez dekady okna prezentuje się moim zdaniem naprawdę bardzo atrakcyjnie. Mamy tu do czynienia właśnie z połączeniem starych i nowych rozwiązań. Z jednej strony samo menu zawiera wszystkie klasyczne elementy z pełną listą programów i dostępem do opcji zasilania.
[showads ad=rek2]
Z drugiej wyjęte z mobilnych rozwiązań kafelki, które dzięki temu, że można je dowolnie aranżować wydają mi się być dodatkiem całkiem praktycznym, tym bardziej że wielkość całego menu można teraz dowolnie zmieniać. No i mamy tu jeszcze okno wyszukiwania, które tym razem zyskało własne miejsce na pasku zadań oraz elektroniczne alter ego w postaci Cortany.
O samej Cortanie nie będę się rozpisywał, gdyż mam wrażenie, że tematem tym szerzej zajmują się moi redakcyjni koledzy. Ze swojej perspektywy powiem, tylko że o ile mówienie do komputera wydaje mi się nadal trochę dziwne to pozostałe możliwości tego wirtualnego asystenta takie jak śledzenie kalendarza, wybranych serwisów informacyjnych czy może nawet ulubionych youtube’bowych kanałów wydają mi się bardzo praktyczne. Zwłaszcza że mają być realizowane w sposób bardzo inteligentny i z uwagi na położenie samego okna wyszukiwania łatwo dostępny.
[showads ad=rek1]
Kolejnym pomysłem, który niewątpliwie zachęca mnie do przejścia na “Dziesiątkę” jest zaimplementowanie po raz pierwszy w historii Windowsa wirtualnych pulpitów, które użytkownik może w prosty sposób tworzyć i personalizować. Przyznam się, że jeżeli chodzi o porządek w swoim komputerze, to jestem prawdziwym perfekcjonistom, a ekran pulpitu traktuje z niemal przesadną troską tak, że nie ma na nim zwykle żadnych ikon. Jest to moje podstawowe miejsce pracy, które może zostać zabałaganione w czasie wykonywania danej czynności, jednak później wszystkie pliki muszą koniecznie trafić w swoje ściśle określone foldery. Możliwość stworzenia kilku wirtualnych pulpitów, które mógłbym skonfigurować pod wykonywanie poszczególnych zadań (jak pisanie tekstów czy obróbkę zdjęć) wydaje mi się być rozwiązaniem mega atrakcyjnym.
Kolejna wersja Windowsa ma też rozbudować jedną z nowinek, które pojawiły się w Ósemce, czyli wyświetlające się po prawej stronie ekranu centrum akcji zawierające podstawowe opcje oraz okno powiadomień. Jest to w zasadzie kolejne rozwiązanie przeniesione z urządzeń mobilnych, problem jednak polegał na tym, że w poprzednim systemie rozwiązanie to było lekko mówiąc “niedogotowane”. Tym razem Microsoft da nam pełną kontrolę nad tym, do jakich przycisków będziemy mogli mieć dostęp w oknie stanu, opcje zostały rozbudowane do poziomu, w którym w końcu można powiedzieć, że są w pewnej mierze w stanie zastąpić panel sterowania a powiadomienia… No cóż zawsze mogą się przydać :). Tym bardziej że w nowym Windowsie będzie można je łatwo w danej chwili wyłączyć.
Ogólnie rzecz ujmując otrzymanie możliwości jak największej personalizacji systemu jest dla tak staromodnego użytkownika jak ja rzeczą najważniejszą. Nic nie irytuje mnie bardziej niż konieczność pogodzenia się z zaproponowanym mi przez producenta, jedynym słusznym układem interface’u. Zdecydowanie zaliczam się też do grona użytkowników, którzy lubią usiąść i poświęcić nawet dość długi czas na wymyślenie optymalnego dla siebie układu okien i przycisków, a jeżeli ktoś, kto usiądzie przy moim monitorze, nie będzie w stanie znaleźć choćby przeglądarki, to zawsze mogę mu podpowiedzieć. Moja wygoda stoi jednak w tym wypadku na pierwszym miejscu. Cieszy więc fakt, że wszystkie opisane powyżej cechy “Dziesiątki” idą właśnie w kierunku takich rozwiązań.
Bardzo przyjaźnie wygląda też pod tym względem nowy eksplorator systemu, który poza wszystkimi znanymi nam możliwościami ma teraz posiadać okno ulubionych folderów (też będące pod pełną kontrolą użytkownika), wyświetlać zakątki dysku, które niedawno odwiedziliśmy i dawać dostęp do jeszcze większej ilości podstawowych opcji. To niby nic wielkiego, ale pamiętam, że gdy po raz pierwszy na górnym pasku pojawiła się możliwość stworzenia nowego folderu, sam byłem zadziwiony, jak bardzo praktyczne to rozwiązanie. Prawdziwą rewolucją pod względem personalizacji systemu może też okazać się nowy Microsoft App Store. Producenci Windowsa odchodzą w ten sposób od całej masy wykorzystywanych kiedyś rozwiązań (jak np. widżety czy Windows Media Center) i starają się zebrać je w jednym miejscu, dodając do tego możliwość zakupu muzyki, filmów i gier.
Skojarzenia ze sklepami Androida i Apple’a są w tym momencie jak najbardziej usprawiedliwione i twórcy okienek nie ukrywają, iż liczą na to, że dzięki ułatwieniu możliwości “portowania” aplikacji na ich nowy system wiele z dostępnych w innych “app storach” programów pojawi się też na Windowsie. Tym z kolei czego nie da się osiągnąć korzystając z żadnego innego systemu ma być połączenie komputera z konsolą X-box One oraz możliwość streamowania gier na ekran monitora. Tego rodzaju cross kompatybilność jest z całą pewnością nowym frontem walki Microsoftu z Sony, jednak jeżeli przy okazji skorzystać mogą użytkownicy PC, to jest to na pewno kolejna zaleta.
Uff… nasłodziłem temu Windowsowi tak mocno, że ktoś mógłby pomyśleć, że w przerwach między kolejnymi akapitami siedzę już i z niepokojem obserwuję postęp instalacji, ale jest jednak co najmniej kilka rzeczy, które mnie przed takim krokiem chwilowo powstrzymują. Jednym z takich martwiących mnie rozwiązań jest brak możliwości wyłączenia automatycznych update’ów nowych okienek. Ma to w założeniu twórców sprawić, aby wszyscy użytkownicy mieli tą samą wersje systemu i ma też pomóc w bardziej inteligentnym kolejkowaniu w pobieraniu uaktualnień. Dodatkowo przy tak dużej ilość funkcji online wydawało się to pewnie sensowne jednak, jak dla mnie nadal brzmi trochę ryzykownie.
Inna sprawa to ogólna kwestia kompatybilności Windowsa 10. Ja nawet w najlepszych warunkach staram się w stosunku do systemu operacyjnego stosować zasadę ograniczonego zaufania i korzystam najczęściej z osobnych aplikacji do usuwania aplikacji oraz firewall’a. Pytanie brzmi jak te i wiele innych programów będzie współpracować z nowym systemem? O ile spodziewam się, że tutaj w większości przypadków wielkich trudności nie będzie to jest jeszcze kwestia moich ulubionych, starych gier, co do działania których, żadnej pewności mieć nie mogę. Nie do końca przekonuje mnie też Edge, czyli nowa przeglądarka, która jak się wydaje mimo tego, że rokuje pewne nadzieje ma jeszcze do przejścia daleką drogę.
Pozostaje jeszcze jedna, ostatnia kwestia. Każdy nowy Windows (nawet w przypadku najbardziej udanych edycji) po premierze przechodził okres problemów i łatania dziur. Tego typu “choroby wieku dziecięcego” są zresztą w przypadku tak ambitnych projektów nie do uniknięcia. Pytanie tylko dlaczego by tak nie poczekać i nie przetrwać tych zawirowań w towarzystwie sprawnie działającej “Siódemki”? Jak już pisałem moje doświadczenie z produktami Microsoftu to ponad 20 lat i udział w różnego rodzaje beta testach (świadomy lub nie) już naprawdę mnie nie bawi. Poza, tym jeżeli następcy Billa Gatesa postanowili być tak szczodrzy i dać mi rok na darmową aktualizacje (co swoją drogą uważam za bardzo dobre i “zdrowe” rozwiązanie) to dlaczego z tego nie skorzystać i nie poczekać przez kilka miesięcy?
I jest to też chyba ostateczna odpowiedź na zadane w tytule pytanie: pobierać czy nie pobierać? Poczekać :). Wydaje się to może mało wyrazista puenta, ale chodzi przecież przede wszystkim o komfort użytkowania, a ten najlepszy będzie pewnie dopiero za jakiś czas. Nie zmienia to jednak faktu, że już teraz, w dniu premiery nowy Windows osiągnął sukces sprawiając iż o ile wcześniej naprawdę nie rozważałem rozstania z Siódemką, to teraz myślę, że zamiana na nowszy model jest tylko kwestią czasu.
Foto: youtube