Pierwsze dni września przyniosą nam wysyp najnowszych technologicznych rozwiązań, na które wielu z Was – w tym ja – czekają z wielką niecierpliwością. Szczególnie będziemy to obserwować na berlińskich targach IFA oraz licznych niezależnych konferencjach, kiedy to swoje wielkie premiery planuje Samsung, Asus, LG, Lenovo, Motoroli ale również Apple. I mimo, że od najnowszego iPhone’a (lub iPhone’ów) wszyscy oczekują cudów, ale wiadomo, jak będzie, tak prawdziwie wyczekiwany jest pierwszy smartwatch z nadgryzionym jabłkiem w logo.
Ale te nadzieje wiązane są z nim przede wszystkim dlatego, że wszyscy wierzą po cichu, że tak jak pierwszy iPhone lub pierwszy iPad zrewolucjonizował rynek mobilny, tak będzie ze smartwatchem – iWatch – od Apple. Osobiście mam tutaj sporo wątpliwości. Zwłaszcza, że nie brakuje odważnych starupów, jak Neptune Pine, swój szlak przetarł Samsung z dwoma pierwszymi Gearami (tutaj recenzja Galaxy Geara oraz Geara 2), a teraz zaserwował nam jego trzecią odsłonę ze znamienną literą S w nazwie i póki co wypada bezkonkurencyjnie.
Właściwie po smartwatchu Apple nie możemy się – w mojej opinii – wiele spodziewać, patrząc na to, co dzieje się obecnie na rynku technologii ubieralnej. Nie potrafię sobie wyobrazić funkcji, które miałyby rzucić rękawicę Koreańczykom z LG czy Samsunga lub dobitnie uderzyć w Androida Wear, którego już mamy. No chyba, że Apple skoncentruje się jeszcze na czymś innym niż sport, zdrowie i zarządzanie treściami z nadgarstka.
W każdym razie dość zasadne pozostaje pytanie o cenę? Ile funkcje, które posiadał będzie iWatch okażą się rzeczywiście warte? Dziś gruchnęła wieść, że za inteligentny zegarek Apple trzeba będzie zapłacić 400 dol. Cóż, nie da się ukryć, że nawet jak na warunki amerykańskie, to bardzo duża kwota. Znamienne jest przede wszystkim to, że przecież chociażby Asus ma szykować swoje smartwatche w cenach ok. 100-150 dol. Moto 360 ma być wyceniona na 249 dol., a np. Samsung Gear Live z Androidem Wear na pokładzie to wydatek rzędu 199 dol. Nawet jeśli Gear S będzie sporo droższy, to jednak południowokoreański producent uczynił z niego urządzenie całkowicie niezależne od smartfona, ze slotem na karty SIM, łącznością GPS i WiFi, więc uzasadniona byłaby wyższa cena.
Nie wiem, czy powinna wynosić, w przypadku najświeższego produktu Samsunga aż 400 dol., ale jeśli smartwatch Apple miałby tyle kosztować, to zastanawiam się, jak bardzo musiałby wpisywać się w specyfikację Geara S, aby rzeczywiście był sens płacenia za niego takich pieniędzy? Bo de facto musimy sobie zdać sprawę, że im drożej w USA – chociaż 400 dol. w przeliczeniu na złotówki, to nieco ponad 1200 zł – to przecież jeszcze więcej u nas. Łatwo mi więc wyobrazić sobie kwotę u progu ok. 2000 zł… za iWatcha…
Prawdopodobnie okaże się, że to rozwiązanie dla naprawdę elitarnych osób, które zwyczajnie stać na takie wydatki, dzięki czemu uda się Apple utrzymać status quo koncernu serwującego produkty nie dla wszystkich. Jestem w stanie za to uwierzyć w perfekcyjne i zjawiskowe wykonanie iWatcha, bo przecież biorąc do ręki iPhone’y czy chociażby ostatniego iPada, jak np. Air (tutaj moja recenzja) – ma się wrażenie, że to absolutnie genialne dzieła technologicznej sztuki, zaprojektowane z dbałością o najdrobniejszy detal, perfekcyjnie wyważone i doskonale przygotowane, aby również zachwycać swoich właścicieli funkcjonalnie.
Osobiście wydaje mi się najbardziej realna cena wynosząca 350 dol. ze strony Apple. Jeśli korporacja stworzy rzeczywiście nową kategorię wśród swoich produktów, to przecież nie tylko po to, aby jego inteligentne zegarki wyglądały pięknie za szybą wystawy, ale aby ludzie faktycznie chcieli je kupować. Amerykanie muszą kierować się przecież rozsądkiem – iWatch debiutując z iPhone’m 6 bez wątpienia będzie promowany do zakupu razem z tym smartfonem, a jak wiemy – tanio w przypadku nowej słuchawki Apple nie będzie.
Źródło, foto: digitaltrends