Sam czasem dziwię się, jak to jest, że w naszym kraju Netflix znany jest jedynie z House Of Cards. Prawda jest przecież taka, że ten amerykański potentat w dziedzinie elektronicznej rozrywki już od jakiegoś czasu nie ogranicza się jedynie do udostępniania pracy innych, a i sam dokłada nowe ciekawe produkcję wzbogacając jeszcze bardziej własną ofertę. Poza wspomnianym już, popularnym na całym świecie Domem z Kart są przecież jeszcze seriale takie jak historyczny Marco Polo, czy Orange Is the New Black kryminalno-komediowy serial, który za oceanem doczekał się już ogromnej rzeszy fanów. To jednak dopiero początek, ponieważ plany wydawnicze Netflixa nawet patrząc jedynie na na najbliższe miesiące są naprawdę godne podziwu. Znajdziemy tu bowiem kolejne serie produkcji już wspomnianych oraz nowe projekty (między innymi związane ze współpracą z Marvelem).
Jedną z takich nowości, które przyciągnęły moją uwagę jest właśnie Bloodline. Mówiąc zwięźle (gdyż narazie o fabule nie wiadomo zbyt wiele) serial opowiadał będzie o losach wpływowej rodziny Rayburnów, której członkowie będą musieli zmierzyć się z sekretami z przeszłości oraz powrotem do domu Dannego (najstarszego z rodzeństwa) posiadającego wśród bliskich renomę czarnej owcy. Sam przyznam, że taki opis kojarzy mi się lekko z produkcjami z rodzaju Dynastii, czy nawet Mody Na Sukces jednak dwa pierwsze odcinki, które obejrzeć mogli widzowie zebrani na tegorocznym festiwalu Berlinale spotkały się z ciepłymi opiniami zarówno publiczności, jak i recenzentów co biorąc pod uwagę, że przy nowych projektach początek zawsze polega bardziej na budowaniu postaci i narracji niż na sednie fabuły może dawać spore nadzieje.
Zresztą opinie Berlińskiej publiczności to nie jedyne źródło informacji o serialu. Opublikowany jakiś czas temu trailer również szkicuje zarys fabuły i postaci a przede wszystkim zwraca uwagę na interesującą ciężką atmosferę towarzyszącą oglądanej historii. Hotel, którego właścicielami są Rayburnowie położony jest w odludnej części wybrzeża Kalifornii i już sama zapowiedź wskazuje na to, że wakacyjne pejzaże łączyć się w tym wypadku będą z nastrojem wyobcowania oraz niepokoju. Schowane ciągle przynajmniej częściowo za chmurami słońce oraz wiatr poruszający liśćmi palm budują wrażenie nadchodzącego sztormu (co jest zresztą zbieżne z narracją trailera). Ciekawie zapowiada się też dobór aktorów. Wydaje się, że najbliżej śledzić będziemy losy Johna Rayburna, w którego wcięli się znany między innymi z Chirurgów Kyle Chandler. Towarzyszyć mu będą, między innymi Jamie McShane, Linda Cardellini i Sam Shepard, czyli aktorzy może nie zawsze pierwszoligowi, ale na pewno postaci, które potrafią dodać mnóstwo charakteru granym przez siebie bohaterom.
Wszystko to zresztą jest dla propozycji od Netflix dość typowe. Ogólnie nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w przypadku Bloodline producenci z Kalifornii szykują wszystkim widzą, którzy nie nasycili się ostatnim sezonem House of Cards wysoko jakościową dokładkę z domieszką klimatu wyjętego z True Detective. Jeżeli tak właśnie się stanie to będę zdecydowanie zadowolony :). Premiera serialu ma miejsce dwudziestego marca, czyli generalnie dzisiaj co w związku z początkiem weekendu jeszcze bardziej podnosi mnie na duchu.
Jedynym cieniem, który kładzie się na całym przedsięwzięciu z perspektywy polskiego widza jest oczywiście niemożliwość zapoznania się z serialem po prostu za pośrednictwem oficjalnej strony producenta, która jak na ten moment jest w naszym kraju ciągle niedostępna. Czekanie na moment, w którym jeden z rodzimych odbiorców zainteresuje się serialem, korzystanie z proxy lub jeszcze innych metod dostępu nie są dla mnie opcjami optymalnymi i ciągle mam nadzieję, że informacje o tym, że Netflix jeszcze przed końcem roku zaistnieje na poważnie na naszym rynku nie są tylko pustymi deklaracjami. Pozostaje tylko trzymać kciuki.
Foto: theaureview, naekranie, collider, tvgoodness