Chyba żyłem w jakiejś bańce mydlanej. Byłem przekonany, że czasy fascynacji smartwatchami, które pracują na pełnej wersji systemu Android minęły wraz z pierwszym tego typu produktem, którym był/jest Neptune Pine, i który wyewoluował już do znacznie szerszego rozwiązania. Ale czasy tych ekscytacji mam już dzięki Bogu dawno za sobą :). Jak widać – przykład startupu Omate Rise, który potrzebował 30 tys. dol. na wypuszczenie swojego zegarka z Lollipopem, a otrzymał ponad 130 tys. USD od społeczności w serwisie Indiegogo – można się jeszcze nagrzewać na takie rozwiązanie i z powodzeniem je forsować. Zastanawiam się, tylko po co?
[showads ad=rek3]
Kiedy zderzam się z taką wizją wearables odnoszę wrażenie, że Ci którzy je proponują, nie mają zielonego pojęcia o tym, czym ta branża już dzisiaj jest. Tym bardziej zdumiewa mnie, że po drugiej stronie są nabywcy, którzy finansują taki projekt i widzą w nim ogromny potencjał oraz jakiś rodzaj ziszczających się marzeń o własnym, wyjątkowym smart-sprzęcie. Chcę, żebyś mnie jasno zrozumiał/-a: nie jestem przeciwnikiem crowdfundingu, ale dla mnie Omate Rise to trochę tak, jakby ktoś próbował wsadzić silnik od samochodu w konstrukcję roweru, i próbował nazywać to motocyklem. Tak się nie da, bo tak naprawdę – po co mi pełen Lollipop w smartwatchu? Asphalt 8 Airborne tam zainstaluję? Pełną apkę Facebooka?
Wytłumaczenie jest więc tylko jedno – Omate Rise ma pracować również ze środowiskiem iOS, zatem kupić go mogą nie tylko właściciele Androidów, ale też iPhone’ów. Ale tutaj znowu pojawia się pułapka – czyli nie będzie pełnego dostępu do Sklepu Play? Skąd więc będę czerpał kolejne aplikacje, nowe tarcze, kiedy dedykowane się opatrzą? Teoretycznie żaden problem, ale w praktyce, to koszmarne utrudnienie. Taki smartwatch nie jest po prostu rozwojowy, chociaż ma wszystko, czego potrzeba, a nawet ciut więcej zmieszczone w jednym produkcie. Wyposażono go w moduł 3G, jest wbudowany GPS, WiFi, Bluetooth LE, sześcioosiowy akcelerometr, magnetometr, żyroskop, a Ci którzy w pierwszej kolejności dofinansowali projekt mogą liczyć na bezpłatny pas do monitoringu pracy serca od Nordic Semiconductor. Na pokładzie jest też dwurdzeniowy chip z zegarami 1,2 GHz i 512 MB RAM, a za wyświetlanie obrazu odpowiada ekran od InnoLux o przekątnej 1,3 cala i rozdzielczości 360x360px.
Dobrze wygląda pojemna bateria (580mAh), wykonanie z niezłych materiałów i zasadniczo sama prezencja zegarka, który jest trochę klockowaty, ale widać też, że dedykowany mężczyznom lubiącym solidnego sikora. Jak dla mnie jednak – przerost formy nad treścią i zdecydowanie zupełnie nieprzyszłościowy produkt. Rozwiązanie, które stoi w miejscu jeszcze przed premierą (marzec-czerwiec 2016 r.). Nawet Lollipop 5.1 nie jest tutaj obietnicą niczego szczególnego, bo wszelkie jego zalety i tak są mocno wykastrowane, aby odpowiednio dopracować interfejs do obsługi systemu na 1,3 calach.
Szału nie ma, ale pokazuje to, że technologie ubieralne nie są – chociaż powinny – być dla wszystkich. Zauważ, że ten zegarek nie rozwiązuje żadnego problemu. Nie ma ani więcej RAM-u od wszędobylskiej konkurencji, pamięć wewnętrzna to również 4 GB, jak w produktach z Android Wear, a powoli i te zaczynają otrzymywać sloty na karty SIM dla LTE, więc 3G wygląda tutaj dość anachronicznie… To co, GPS i WiFi? Te posiada w standardzie – dużo starszy Sony Smartwatch 3 SWR50, czy pierwszy Gear S od Samsunga. Dlatego moim zdaniem Omate Rise, to przykład produktu, który raczej psuje niż redefiniuje rynek. A szkoda, bo wielu ludzi zdążył już przyciągnąć, chociaż nie oferuje zupełnie niczego nadzwyczajnego.
[showads ad=rek3]
Źródło: indiegogo, talkandroid