Oczekiwana oczekiwaniami, gadam – a właściwie to piszę – o tym maratonie od dłuższego czasu, ale dopiero teraz poczułem tak naprawdę, że to rzeczywiście ma miejsce. Do samego biegu co raz bliżej, ale w trakcie odbierania pakietu startowego uświadomiłem sobie, że rzeczywiście biorę udział w czymś wyjątkowym.
Wśród moich znajomych, cały czas nawijam o maratonie, o tym jak to będzie, jak bardzo nie mogę się doczekać. Organizuje sobie ludzi na trasie, którzy w różnych punktach będą stać i przyznam, że sprawia mi to ogromną frajdę. Nawet nie muszę się dodatkowo motywować. To przychodzi samo z siebie, już teraz. Tym bardziej, że się zapisałem tak naprawdę wiele miesięcy temu, dało mi wystarczającego kopa i choć już teraz wiem, że nie wykorzystałem tego tak bardzo jakbym chciał poprzez treningi. Trudno. Teraz zdecydowanie za późno na tego typu refleksje. Będzie nauczka na następne zawody.
Muszę jednak przyznać, że czytanie relacji innych osób, szczególnie tych, w których opisują wrażenia ze swojego pierwszego razu na maratonie są dodatkowym dopalaczem. Naczytałem się ich mnóstwo i to dlatego, że takie opowieści strasznie mnie nakręcają. Chciałoby się wstać i iść pobiegać, już tam być wśród innych zawodników. Przydreptywać i czekać na moment startu. Dawno nie byłem tak podniecony, jeśli chodzi o starty. Owszem, zawsze jest adrenalina, zawsze nie mogę się doczekać kolejnego startu, ale tym razem jest zupełnie inaczej.
Trochę mi to przypomina czasy, kiedy byłem o wiele młodszy i oglądałem w telewizji NBA. Pamiętam jeszcze epokę Michaela Jordana, miałem to szczęście oglądać na żywo (w telewizji oczywiście), ostatnie finały wielkiego MJ’a. Po tym wszystkim jedyną rzeczą, o której się myślało, to wyjście na boisko i rzucanie do kosza. Teraz po tylu latach czuję znów tę dziecięcą frajdę i radość. To bardzo przyjemne uczucie i jestem przekonany, że każdy, kto stanie w niedzielę na starcie, będzie miał podobne odczucia!