Od kilku tygodni pracuję na Androidzie M. Zdecydowałem się na przesiadkę do wersji developerskiej, dokładnie tak samo, jak uczyniłem to przed rokiem przy okazji prapremiery Androida L, który finalnie zadebiutował, jako Lollipop. Kiedy siadałem do tego wpisu chciałem napisać, że od niemal pierwszego uruchomienia powierzchownie nie widać praktycznie żadnych różnic w stosunku do Lizaka, ale dziś rano przeczytałem, że prawdopodobnie finalny M nie będzie Androidem 6.0, a wersją 5.2. I ma to rzeczywiście sens, choć istotnych zmian trochę jest. Nie są to jednak kroki milowe.
NOWE MENU APLIKACJI
Zacznę może od tego, co drażni mnie najbardziej, żeby mieć to już za sobą, czyli wciśniętego – moim zdaniem na siłę – nowego sposobu nawigacji po menu aplikacji. Kurczę, a do tej pory było źle?
[showads ad=rek3]
W każdym razie w ostatniej finalnej wersji systemu jest tak, że przerzuca się poszczególne karty z apkami od prawej do lewej i w drugą stronę, czyli system działania znany od lat. Teraz – w M – rozwiązano to tak, jak w smartfonach od HTC, czyli zmuszony jestem rolować menu z aplikacjami, jak ścianę na FB. Całkowity bezsens. Gubię się w tym bez przerwy.
W poprzedniej edycji Developer Preview poszczególne sekcje z aplikacjami podzielone były alfabetycznie. Obecnie nawet tego zabrakło i… w sumie bardzo dobrze. Wtedy wyglądało to fatalnie, bo jeśli miałem tylko jedną apkę, to wyglądała, jak przytłoczona sugestywną literą, której była przyporządkowana, a poza tym pomiędzy nimi było zdecydowanie za dużo światła. W drugiej odsłonie Developer Preview wygląda to już lepiej, ale jest tak zbite w jedną całość, że i tak ciężko po liście nawigować. Mam nadzieję, że Google pójdzie po rozum do głowy i nie zostawi tego w ten sposób…
Ale żeby nie było tak gorzko, to dodam, że menu aplikacji doczekało się fajnego ulepszenia. Otóż od samej góry wyświetlają się cztery aplikacje, z których korzystałem ostatnio. I są to zasadniczo apki, po które sięgam najczęściej. Z uwagi na gabaryty Nexusa 6 widziałbym taką opcję na dole, a nie u góry, ale i tak korzysta się z tego bardzo fajnie. Kolejnym plusem nowego układu menu jest dodanie pola wyszukiwania, które przegląda zawartość menu aplikacji, a jeśli tapniemy nań z poziomu pulpitu, to dodatkowo przeszuka nasz cały nasz smartfon oraz jednocześnie Internet, usiłując dostarczyć mi to, co mnie interesuje lub po prostu podsunie mi konkretną apkę. Naprawdę duża wygoda.
[showads ad=rek1]
GOOGLE ON TAP
Jestem rozczarowany, że nie działa u mnie po ludzku Google Now On Tap. W założeniu chodzi o to, aby moc kontekstowo wyszukiwać informacje. Dostałem maila z propozycją wyjścia do kina? Naciskam jeden przycisk ekranowy, a Google Now sugeruje mi seanse. Jeśli ktoś napisał do mnie SMS, że trzeba kupić mamie kwiaty, dostaję propozycję pobliskich kwiaciarni etc. Niestety – pomimo przestawienia wszystkiego na język angielski, łącznie z wyszukiwarką na Google.com, wciąż po tapnięciu w kółko na pasku nawigacyjnym wracam do klasycznego Google Now.
KONTROLUJ UPRAWNIENIA APLIKACJI
Ale absolutnie genialnym posunięciem jest dodanie możliwości decydowania, która aplikacja, do jakich moich danych może mieć dostęp. Mogę bez problemu wyłączyć Facebookowi uprawnienia do zaglądania w moją listę kontaktów, czy innym aplikacjom, które np. twierdzą, że muszą widzieć treści moich wiadomości SMS lub korzystać z udostępniania mojej lokalizacji. Uwielbiam tą funkcję i naprawdę uważam ją za najważniejszą nowość w Androidzie M. Wreszcie Google to zrobił – brawo! I radzę tam zajrzeć – zdziwisz się, ile zewnętrzne korporacje wiedzą na Twój temat i do czego mają dostęp w Twoim smartfonie czy tablecie. Teraz zamkniesz im furtkę przed nosem, tak jak ja zrobiłem to z Facebookiem!
NATYWNA APLIKACJA DLA PODŁĄCZONYCH PERYFERIÓW
OK – może zbyt szumnie to brzmi, ale chodzi o to, że jeśli posiadasz smartfona z obsługą podłączanych pendrive’ów, to teraz nie musisz myśleć o dedykowanej aplikacji, aby przejrzeć ich zawartość. Android M wyposażony został w domyślny eksplorator plików, który nie dość, że od ręki wykrywa, że podłączyłeś/-aś palucha, to jeszcze pyta, co z nim zrobić.
Samo przeglądanie zawartości również jest bardzo wygodne, a z poziomu apki można sporo zrobić – udostępnić, przenieść, otworzyć określone pliki etc. Jest możliwość zmiany widoku, sortowania, przeszukiwania, a także sformatowania zewnętrznego nośnika.
Może i nie ma się tutaj nad czym zachwycać, ale kiedy pomyślę, jak działa aplikacja Pliki na Chrome OS i jak bardzo jest uboga, to doceniam takie małe kroki w Androidzie M ;). Poza tym obsługa dużych plików i folderów załadowanych zdjęciami o sporym rozmiarze – nawet jeśli pendrive nie jest najszybszy – przebiega bardzo sprawnie i efektywnie. Miniatury nie są może najlepszej jakości, ale chodzi o płynny dostęp do zewnętrznych danych i to się sprawdza kapitalnie.
APARAT
Co dalej? Lepiej działa aparat. W trybie HDR zdjęcia wykonywane są właściwie raz za razem, na co narzekałem w Lollipopie trochę przy okazji recenzji Motoroli Nexusa 6. Tutaj idzie to dość sprawnie, ale kosztem wydajności. Jeśli pstryknę więcej zdjęć za jednym zamachem, te zaczynają się w tle zapisywać, a to po kilku-, kilkunastu kadrach zaczyna wpływać na płynność aplikacji. Gorzej działa kręcenie filmów w 4K i robienie jednocześnie fotek, bo widać przeskoki na oglądanym później materiale, a momentami aparat potrafi sobie nie na żarty całkowicie nie radzić z regulacją ostrości, co w czasie nagrywania obrazu może nieźle zirytować i tego też nie uniknąłem. Generalnie do poprawy Google!
BATERIA I SZYBKOŚĆ ŁADOWANIA
Mam jeszcze spostrzeżenia dotyczące wydajności baterii. Otóż na zaktualizowanym M do Developer Preview 2 okazało się, że akumulator traci energię dużo szybciej. Z drugiej strony – proces ładowania jest jeszcze szybszy i bateria robi się pełna w mgnieniu oka.
AUTOAKTUALIZACJA EDYCJI DEVELOPERSKIEJ
Za dużą zaletę uważam dodanie autoaktualizacji wersji developerskiej Androida M, która przebiegła u mnie błyskawicznie i bezproblemowo, aczkolwiek pierwsze uruchomienie z przygotowaniem aplikacji trwało wieki. Fajnie jednak, że Google się na to zdecydował, bo nie bardzo chciało mi się po raz kolejny pobierać wersję developerską i ją instalować od zera. Wiem, że nie ma to istotnego znaczenia z perspektywy finalnego Androida, w końcu aktualizacje OTA są już od dawna dostępnym standardem, ale oceniam tutaj wczesną roboczą wersję systemu, a ta robi dzięki takim ukłonom miłe wrażenie, a wcale nie musiałoby tego być.
PODSUMOWANIE
Gdybym miał podsumować to wszystko jednym akapitem, to muszę uczciwie przyznać, że to co przynosi Android M Developer Preview mógłby Google zmieścić w jednej dużej aktualizacji do Androida Lollipop 5.2 i sprawa byłaby załatwiona. Poranne doniesienia być może są więc całkiem prawdziwe i jak dla mnie dość rozsądne.
Naprawdę nie ma tutaj tego wszystkiego, co niósł ze sobą Lizak, natomiast doszło kilka fajnych funkcji i chociaż to wczesny system to nie mogę napisać złego słowa na temat wydajności. Wprawdzie z dwa lub trzy razy zdarzyło mi się, że Nexus 6 sam się zrestartował lub musiałem sam tego dokonać ręcznie, np. kiedy aparat przestawał działać przy przełączaniu przedniej kamerki na tylną, ale zasadniczo nie mam absolutnie żadnych problemów z jakąkolwiek aplikacją, co przy Androidzie L wcale takie kolorowe nie było.
[showads ad=rek2]
Postaram się też przygotować jakiś przewodnik instalacyjny krok po kroku, bo w moim przypadku napotkałem na kilka problemów po drodze i myślę, że warto pokazać Ci, jak sam możesz tą ścieżkę bez strachu o awarię sprzętu przejść. Jeśli nasuwają Ci się jakieś pytania, chętnie na nie odpowiem.