Ci którzy czekają na następcę świetnego LG V10 – TUTAJ nasza recenzja – w końcu mogą zaznaczyć w kalendarzu datę jego premiery, czyli szósty dzień września. Jak dla mnie bardzo oczekiwana premiera i na pewno jedna z ważniejszych w tym roku, a także istotnych dla samego LG. Czy pofetują sobie dzięki V20 niezadowalającą sprzedaż G5?
Liczę na to, że tak się stanie, bo czeka nas na pewno niezwykle ciekawy smartfon. Nie martwię się o konfigurację, choć dywagacje na temat tego, czy przypadkiem LG nie pomniejszy wyświetlacza do 5,5 cala trochę mnie zmroziły. Niemniej jednak, ostatecznie ma być 5,7 cala, do tego QHD i podwójny aparat (tak, jak w G5, jeden będzie szerokokątny). Nic więcej nie potrzeba do szczęścia, należy jeszcze trzymać kciuki, by LG podtrzymał świetną linię wzorniczą, która w przypadku V10 rozpychała się łokciami wśród pozostałych urządzeń.
Nie należy spodziewać się powtórki z rozrywki w przypadku G5, a więc o modułach raczej można zapomnieć i to chyba dobrze. Przynajmniej seria V będzie miała swoją odrębną historię i charakter, co w przypadku Samsunga i produktów spod znaku S i Note z roku na rok się coraz bardziej zaciera. Nie miałbym nic przeciwko, by LG zachował odrębność. Jestem niezmiernie ciekawy ostatecznego efektu. W głębokich marzeniach mam przed oczami wraz z LG V20 interaktywny rysik. Dzięki temu LG dałby jasny sygnał, że podejmuje rywalizację, którą Samsung zaprezentował 5 lat temu, a nikt tak naprawdę nie spróbował się z nim zmierzyć. LG V20 byłby świetnym kandydatem do wyjścia na ring z serią Note i choć pewnie w pierwszych starciach by przegrał, to istnieje szansa, że po jakimś czasie np. przy LG V30 model V nawiązałaby równorzędną walkę. Ale…to tylko takie myśli, które są dalekie od rzeczywistości. Tymczasem czekam niecierpliwie na 6 września!
Źródło: phonearena