Nie da się ukryć, że dobre zrozumienie, chemia między twórcami zdecydowanie może nawet z na pierwszy rzut oka średniego filmu zrobić niezły hit, a jako że na dobre zgranie poza innymi rzeczami wypływa też doświadczenie w Hollywood od lat widoczny jest zwyczaj swoistego „parowania” aktorów i reżyserów. Najbardziej znane przykłady takiej współpracy to wieloletni związek Leonardo DiCaprio z Martinem Scorsese czy współpraca Johnnego Deppa i Heleny Bohnam Carter z Timem Burtonem, które bez wątpienia przyniosły kinu masę niesamowicie popularnych filmów. Mimo tego taka ścisła współpraca poza wieloma zaletami ma też moim zdaniem kilka trudnych do uniknięcia pułapek, z których zdecydowanie najczęściej widoczne jest pojawianie się pewnego rodzaju rutyniarstwa oraz powtarzalności, a to w przypadku jakiejkolwiek sztuki na pewno na dobre procesowi twórczemu nie wychodzi.
[showads ad=rek3]
Oglądając wydaną niedawno zapowiedź nowego filmu Davida O. Russella „Joy” bardzo trudno uciec od tego typu przemyśleń. W rolach głównych zobaczymy znowu Jennifer Lawrence oraz Bradley’a Coopera czyli duet znany między innymi z „Poradnika Pozytywnego Myślenia” czy „American Hustle”, co w połączeniu z obyczajową fabułą o poszukiwaniu własnego miejsca w świecie i walce o niezależność głównej bohaterki sprawia, że doświadczam lekkiego “deja vu”. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że znalezienie recepty na sukces nie jest nigdy łatwe, ale powielanie własnych pomysłów (nawet, jeżeli były bardzo dobre) w naszych czasach i przy takim natłoku premier może nie być szczęśliwym rozwiązaniem, co było widać np. przy okazji „Sereny” (z tą samą parą aktorów w rolach głównych).
No dobrze, żeby nie było, że „Joy” jest dla mnie jedynie pretekstem do narzekań powiem, że w tym, co do tej pory mogliśmy usłyszeć i zobaczyć jest całkiem sporo rzeczy, które mi się podobają. Sama zapowiedź złożona jest bardzo dobrze a postać grana przez Jennifer ma w sobie odrobinę mrocznego charakteru oraz zimnej determinacji, które na ekranie wypadają naprawdę atrakcyjnie Momentami dostarczane przez nią w trailerze dialogi przywodziły mi na myśl skojarzenia z żeńską wersją Michaela Corleone (a to bez wątpliwości duży komplement).
[showads ad=rek3]
Talent Jennifer nie jest zresztą tutaj kwestiom sporną i sądzę, że nawet w roli postaci doświadczonej przez życie mimo młodego wieku (i dziewczęcego wyglądu) poradzi sobie doskonale. Nie chce też w żaden sposób atakować Bradleya Coopera, który w większości swoich ról jest naprawdę łatwy do polubienia wydaje mi się jednak, że przełamanie tej pary byłoby dobrym rozwiązaniem. Inaczej mówiąc, mimo że go lubię wolałbym żeby w tym filmie po prostu go nie było.
Tak czy inaczej filmy Davida O. Russela z Jennifer Lawrence zbierają zwykle doskonałe recenzje i masę Oscarowych nominacji, nie zdziwię się więc jeżeli i w tym przypadku będzie podobnie. Dodatkowo nie zapominajmy, że na drugim planie zobaczymy między innymi Roberta De Niro, który nawet przy epizodycznych występach potrafi bardzo pozytywnie wpłynąć, na jakość produkcji. Premiera filmu odbędzie się już w styczniu tak więc na nowe efekty tego aktorsko / reżyserskiego duetu nie będziemy musieli już długo czekać.
[showads ad=rek3]
Foto: imdb