WOW! To jedyne, co przychodzi mi na początek do głowy, kiedy patrzę na dzierżoną w dłoni Motorolę Edge.
Dawno nie miałem tak, że trudno było mi zacząć pisać o urządzeniu, które trafiło w nasze ręce. Zazwyczaj jest tak, że sprzęt przychodzi i mniej więcej wiemy czego się spodziewać. Motorola Edge okazała się fantastyczną niespodzianką i dawno nie miałem w sobie tak pozytywnego wrażenia, po wyciągnięciu smartfona z pudełka. Nie sądziłem, że w czasach, gdy telefony upodabniają się do siebie tak bardzo, że aż brakuje czegoś odświeżającego, nagle chwycę coś tak niezwykle przyjemnego…
Bo pierwsze wrażenie związane z Motorolą Edge jest właśnie takie, że odczuwa się po prostu przyjemność doświadczania sprzętu. I nie jest tak, że miną trzy dni i zapominasz o tym uczuciu. Ono utrzymuje się nadal! I jest to zdecydowanie pierwsze odczucie, którym bardzo chciałem się podzielić. Myślę, że projektanci nowej flagowej Motoroli mogą kłaść się spać w poczuciu dobrze wykonanego zadania!
Oczywiście pewnie zastanawiacie się, co się kryje za tym dość zaowalowanym zwrotem „odczuwa się po prostu przyjemność doświadczania sprzętu”?
Otóż przede wszystkim, jest to poczucie, że trzyma się kawał solidnej konstrukcji. Podobne uczucie miałem bardzo dawno temu przy recenzji LG V10, który zasłużył w moich oczach na miano smarfona dla prawdziwego mężczyzny. Najnowsza Motorola jest produktem, który moim zdaniem w pierwszej kolejności spodoba się właśnie facetom. Gdy bierzesz go do ręki, czujesz jego ciężar i grubość oraz podziwiasz solidność, z jaką został wykonany. Ma to znaczenie przede wszystkim z uwagi na ten niewiarygodnie mocno zakrzywiony po obydwu stronach wyświetlacz.
Nie jestem wielkim zwolennikiem zaokrąglonych paneli, ale to co pokazała Motorola przypomniało mi, jak bardzo efektownie to wygląda, kiedy zrobione jest z prawdziwym przytupem. Podczas oglądania filmów np. na YouTube, obraz wygląda naprawdę wspaniale! Ma się wrażenie, jakby nie miał końca. Trochę gorzej robi się przy codziennym użytkowaniu, ergonomia trochę ucieka kosztem efektowności i nie każdemu może przypaść to do gustu. Tutaj w grę wchodzą indywidualne preferencje i przyzwyczajenia oraz pomoc ze strony samej Motoroli, która przygotowała systemowe ułatwienia ułatwiające oswojenie tych krzywizn.
Przez pierwszą dobę korzystałem zdarzało mi się uruchomić przy krawędzi niepożądaną akcję, ale zmieniło się to wraz z założeniem dedykowanego (znajdującego się w pudełku)… sylikonowego etui. Sprawdza się ono nadwyraz dobrze i poprawia ergonomię Motoroli Edge, nie psując w żadnym stopniu wzorniczego efektu “WOW”.
Skoro już przy ekranie jesteśmy, to przyznaję uczciwie, że trudno nie ulec jakości obrazu, jaką wyświetlacz oferuje.
Wpatrywać się w ten piękny i zarazem wielki panel (6,7 cala!) to czysta przyjemność! A, że to OLED i to działający w odświeżaniu 90 Hz, to nic więcej nie muszę chyba dodawać ;). I nawet fakt, że nie zaimplementowano tutaj najwyższych rozdzielczości – do dyspozycji jest FHD+ – absolutnie nie przeszkadza w pozytywnym odbiorze treści. Jak dla mnie – palce lizać!
Mijają dobre 3 doby od momentu, gdy skonfigurowałem pod siebie telefon, trudno więc pisać coś więcej na temat baterii, ale pierwsze ładowanie wystarczyło mi na dobre 40 godzin działania. Póki co jest więc bardzo dobrze.
Podobnie nie za wiele jeszcze mogę powiedzieć o aparacie, zdążyłem zrobić raptem kilkanaście zdjęć – głównie za dnia i na pewno ucieszył mnie aparat szerokokątny wraz z dwukrotnym optycznym zoom-em. Dla mnie wystarczająco. Aplikacja aparatu również sprawia dobre wrażenie i póki co nie poczułem się czymkolwiek odrzucony… no może poza trybem nocnym, który działa tylko z główną matrycą. Szerokokątna kamerka nie dostaje już wsparcia tego trybu, a nie ukrywam, że lubię właśnie fotografować mając do dyspozycji szerszy kadr.
Z rzeczy, które zwróciły moją uwagę w ciągu tych kilkudziesięciu godzin z Motorolą Edge to na pewno czytnik linii papilarnych umiejscowiony w ekranie – działa bardzo dobrze, choć mógłby trochę być szybszy. Warto wspomnieć, że miłe dla oka są efektowne animacje, które pojawiają się, gdy zetkniemy palec z wyświetlaczem. Możemy je zmieniać – są tylko trzy – i wszystkie cieszą oko.
Cieszy też dobra wydajność i ogólna praca Motoroli Edge.
Na tę chwilę żadnych niemiłych sytuacji z tym związanych nie zanotowałem. I choć nowa Motka nie ma wszystkich technikaliów rodem z flagowców to zdecydowanie dają radę. Android 10 śmiga aż miło, a odświeżanie 90 Hz dodatkowo wzmaga dynamikę efektów wizualnych systemu, jak i ogólnej kultury pracy.
Jednym słowem jest bardzo bardzo fajnie, czuć potencjał na bardzo dobry sprzęt. Motorola Edge niesamowicie mile mnie zaskoczyła i już teraz łapię się na myślach, że chętnie korzystałbym z niej znacznie dłużej i z pewnością byśmy się zaprzyjaźnili. Kto by pomyślał – w czasach mobilnej dominacji smartfonów wszelkiej maści pojawia się taki, który potrafi przyjemnie łechtać. Czuję, że to będą bardzo dobre testy!