Dzięki Bogu nie ekscytuję się w ogóle nowymi, nadchodzącymi iPhone’ami. Skąd ta wdzięczność? Bo gdybym miał się podniecać takimi bzdurami, to słowo honoru – oznaczałoby to, że mój czas w technologiach właśnie się skończył. Natomiast, czy to będzie iP7s, czy iP8, czy jeden i drugi, tyle że jeden bardziej jubileuszowy – nie ma dla mnie absolutnie żadnego znaczenia. Jestem też całkowitym ignorantem w kontekście newsów na temat tego produktu. Nie czytam absolutnie żadnych przecieków, chociaż przyznaję, że tu i ówdzie, (w sensie w różnych serwisach) przeleciały mi przed oczami leady i tytuły zdradzające, jakie pseudo-fajerwerki czekają w nowym, nadchodzącym Jabłku. I jedyne, co rzuca się w oczy, to tylko jedna kwestia – jak będzie wyglądać. I to uproszczenie dobitnie pokazuje, że zdecydowanie coś tu nie gra.
W tym roku jestem pod tym kątem krytyczny gł. od czasu targów MWC w Barcelonie. Jakoś wyraźnie dotknęło mnie, że pojawiło się wiele innowacji na tej imprezie, ale finalnie wszyscy gapili się na plastikową zabawkę, jaką okazała się Nokia 3310 A.D. 2017. Największe dwa strzały, które od strony mobilnej uderzyły mnie najbardziej, to premiera Sony Xperii XZ Premium, która pod kątem fotograficznym jest fenomenalna, a także rewelacyjny pomysł Oppo na aparat z optycznym zoomem, który działa jak peryskop wewnątrz obudowy smartfona. Ale kogo to tak naprawdę obchodzi…? #nikogo!
Podobnie jest dzisiaj. Oczy całego świata zwrócone są na Apple, a czy polskie, czy anglojęzyczne serwisy, już samymi tytułami zdradzają, co je rozpala: czy nowy jabłkofon będzie miał ładowanie indukcyjne (zieeeeew) oraz, czy faktycznie będzie wyświetlacz od ramki do ramki, jak zrobił to LG i Samsung. Jeśli na takie innowacje czeka technologiczny świat, to ja na serio mam ochotę uciąć sobie drzemkę. Jedyne, co może pobudzać wyobraźnię, to wmontowanie czytnika linii papilarnych razem z przyciskiem Home w wyświetlacz w nowym iPhone. I byłoby to o tyle szczęśliwe rozwiązanie, że Samsung swój umieścił na pleckach i zbiera teraz za to cięgi.
Mierzi mnie ten fejm wokół Apple, bo wiadomo już, że nic się fenomenalnego nie wydarzy. I wiadomo przy tej okazji, że i tak sprzedaż pójdzie pięknie, chociaż obecne wyniki za ostatni kwartał i tłumaczenie Tima Cooka, dlaczego upłynnianie aktualnych iPhone’ów wyhamowało, to lekkie przegięcie… Jakby wcześniej plotek nie było… Niemniej strumień dolarów nie przestanie płynąć wartkim strumieniem, a nowy iPhone może co najwyżej spopularyzować ładowanie indukcyjne, a i niektórzy dostaną wariant OLED-owy, a reszta jak zwykle – obejdzie się smakiem w tańszej, ale i tak pieruńsko drogiej wersji.
Wiem, jestem zgryźliwy. I będę. Bo wytrąca mnie to trochę z równowagi, że jednym z palących problemów współczesnego mobilnego świata są fatalne baterie, ale cała uwaga i pompa idzie w to, czy wyświetlacz o te dwa, trzy milimetry z każdej strony wypełni przestrzeń pomiędzy ramkami… I nie żebym był temu przeciwny – przecież to świetny patent, ale umówmy się – są ważniejsze sprawy, które z roku na rok chowane są pod dywanem. A ja naprawdę uwielbiam piękne smartfony, jakościowe wykonanie, dobrą klasę zastosowanych materiałów etc. Tak naprawdę, to wzornictwo jest równie ważne, co zastosowane wnętrzności oraz zaoferowane innowacje i baaardzo wysoko cenię takie produkty. Ale w świecie smartfonów zatoczyliśmy już koło, a jak nie raz o tym już pisałem – nie da się go na nowo wymyślać.
Nie umiem też nie czuć zażenowania, skoro skończyłem dopiero co testy Lenovo Moto Z (2016), mam też za sobą recenzję Moto Z Play (2016). I tam postawiono nacisk na absolutny fenomen, który wszystkim wymyślnym pomysłom w stylu Phone Block, Project Ara, czy też Friends od LG – utarł nosa. Okazało się, że Chińczycy wynieśli smartfony na zupełnie inny poziom przeznaczenia. Z urządzenia komputerowego XXI wieku stały się też Moto Z z dedykowanymi modułami Moto Mods doskonałymi rozwinięciami o pomysły, których ni jak nie dawało się do telefonów zaprząc. Moduły łączysz z telefonem za pomocą na tyle silnego magnesu, że nie grozi Ci w żadnym wypadku problem z tym, że coś się wyczepi. Do tego możesz w ten sposób zmieniać klapki, finezyjnie zaprojektowane i wykonane z drewna, skóry, balistycznego nylonu. Ale prawdziwym hitem są moduły z projektorem, głośnikami, czy dodatkową baterią. Wszystko to wystarczy sczepić z pleckami urządzenia i już! Działa, jest, sprawdza się!
Pomysł okazał się na tyle nośny, że Chińczycy zaprosili ludzi z całego świata do rozwoju idei Moto Mods. I nagle spłynęło 700 projektów na kolejne moduły! Prawdziwy emejzing! Wyłoniono 12 o największym potencjale, wśród nich rozwiązanie zaproponowane przez Polaka. Pisaliśmy obficie o tym TUTAJ. Żeby tylko wspomnieć o jakim kalibrze piszę dodam, że zaproponowane moduły mogą być czytnikiem e-booków zakładanym na plecki Moto Z, albo podnosić bezpieczeństwo z dodatkowym skanerem linii papilarnych oraz tęczówki oka, jeszcze inny moduł potrafi monitorować aktualny stan powietrza, sprawdzając stężenie smogu, analizując wilgotność, promienie UV lub wykrywając toksyczne gazy. Jest też lokalizator dla zwierząt w postaci modułu, czy wysuwana klawiatura! W sumie czego tylko dusza zapragnie!
Tymczasem co słychać w Cupertino? Otóż, czy nowy iPhone będzie miał wyświetlacz od ramki do ramki, i czy będzie się go ładować indukcyjnie… Ludzie, przecież to są tematy przećwiczone przez innych producentów albo już teraz, albo wieki temu – jak chociażby owo ładowanie, dla którego Samsung wymyślił nawet monitor (model SE370D) ze specjalną podstawką. Tak, testowaliśmy go i możecie to cudo kupić w Polsce – TUTAJ recenzja. Ale, ale – dopiero Apple zrobi to w swoim iP ileś tam tak, jak należy… Smutne i śmieszne zarazem. Smutne i bolesne. Smutne i wkurzające. Bo nawet, jeśli takiemu Samsungowi powinęła się noga z eksplodującymi bateriami, to bezsprzecznie dostarczył jeden z najlepszych smartfonów końcówki zeszłego roku w postaci Galaxy Note 7. Gdzie poprawił właściwie wszystko, co się dało, aby jego cyfrowy notatnik urywał tyłek.
Ale co tam – najważniejsze, czy iPhone dostanie wyświetlacz od rami do ramki… bla, bla, bla… Pewnie przeczytamy, że Samsung i LG mogą się od Apple uczyć, jak tworzyć ergonomiczne smartfony i nikomu nie będzie przeszkadzać, że smera skóra ranty panelu dotykowego… Nie chcę, aby wyglądało na to, że bez sensu jątrzę na Apple, ale spójrzmy prawdzie w oczy – zostały trzy miesiące. Mamy ostatnie dni maja. W przyszłym tygodniu jest czerwiec. Wygląda na to, że nowy telefon gigant pokaże we wrześniu, ewentualnie październiku. W tym momencie nie ma już czasu na podejmowanie decyzji co zostaje, a co wylatuje z iPhone’a nowej generacji. Producenci podzespołów są zajęci dostarczaniem poszczególnych części, a maszyny powoli oliwione, bo lada moment zacznie się gigantyczna produkcja, aby zrealizować zapotrzebowanie, które będzie przecież przeogromne (bez względu na to, czy okaże się mniejsze, czy też nie).
W mojej optyce wygląda to w ten sposób, że na swój jubileusz iPhone doczeka się jedynie limitowanego, cholernie drogiego wariantu oraz dwóch tradycyjnych modeli w obowiązujących od jakiegoś czasu rozmiarach ekranu. To, co dziesięć lat temu zmieniło na zawsze świat, teraz urodzi się, jako coś, co samo czeka na rewolucję. A obserwując obecny krajobraz, warto rzucić okiem na podwórko Lenovo, bo ze swoimi modułami jest o lata świetlne przed Apple, i warto o tym pamiętać. I warto z tego skorzystać.