Google właśnie rusza z nową funkcją. Jak dla mnie cholernie dyskusyjną i niezwykle delikatną. Gigant chce bowiem na podstawie objawów, które mu przekażesz korzystając z jego aplikacji Google Now, podpowiadać, co Ci dolega. Szczerze pisząc, jak dla mnie to najgorszy pomysł, na jaki mógł wpaść Google, chociaż domyślam się, że z czasem stanie się to częścią jakiejś szerszej usługi.
Gigant wskazuje, że około jednego procenta zapytań w jego wyszukiwarce dotyczy symptomów związanych z samopoczuciem. Ale ten niewinny jeden procent, to w praktyce miliony haseł klepanych w polu Wyszukaj. Google wskazuje, że spędzasz przy okazji mnóstwo czasu na czytaniu sprzecznych informacji na licznych forach i w końcu głowa pęka Ci nie tyle z bólu, co od przesytu informacji. Jasne – jest w tym sporo prawdy, ale na jakiej podstawie Google określi, co mi dolega? Bo mu powiem, że czuję ból głowy z tyłu?
Sęk w tym, że tego typu przypadłość – jeśli już nie mogę wytrzymać – leczę tabletką przeciwbólową. Nigdy nie szukam informacji na temat tego, że boli mnie głowa w Google! A gigant właśnie podaje taki przykład, gdzie w odpowiedzi otrzymasz definicje migreny, przeziębienia, czy inne opisy typowych dolegliwości związanych z głową. Niemniej – bez wizyty u lekarza i tak się nie obejdzie, jeśli trawi Cię to od dłuższego czasu, więc po co sianie fermentu?
Google zapewnia, że jego wyniki wyszukiwań będę dostosowane do indywidualnych symptomów (taaaa – jasne, miliony zapytań i indywidualne symptomy…), a opracowaniem haseł zajmują się lekarze i naukowcy medyczni m.in. z Harvardu. W efekcie dostaniesz pakiet informacji o możliwych przyczynach danej przypadłości, a także Google pomoże Ci powziąć właściwą decyzję o podjęciu leczenia, np. umawiając z lekarzem lub pomagając zapisać się przez sieć na badania.
No właśnie – i dochodzimy do clou całego pomysłu. Sądzę, że z czasem dostaniesz razem z wynikiem na temat określonej przypadłości informacje, w jakiej placówce otrzymasz pomoc, i w której aptece kupisz określony lek. I jak znam życie – za obecność w tych wynikach zapłacą koncerny medyczne, gotowe leczyć Cię z Google… Niby OK, ale jakoś nie czuję się przekonany. I chyba mnie mdli…
Źródło: google