Obiecałem pod TYM wpisem Czytelnikowi o pseudonimie Marx, że będę bardziej panował nad formą wypowiedzi, aby pomimo targających mną czasami emocji, nie schodzić poniżej pewnego poziomu dyskusji. Potrafi to być trudne. Bo rzeczywistość, w której egzystujemy bywa skandalicznie denerwująca. I myślę, że pewne rzeczy przestają być tylko irytujące, kiedy zaczynają żerować nie tylko na emocjach, ale też poddawać je próbie…
Do tej pory wyobrażałem sobie, że fake newsy same się zdyskredytują, bo nie będzie na nie parcia. Ludzi zacznie drażnić śmieciowy ściek w Sieci i sami w końcu wykluczą pewne źródła ze swojego życia, które wprowadzają nas wszystkich w błąd. Dzisiaj mogę jedynie otwierać dziób z rozczarowania. Ale milczeć nie muszę, chociaż może czasami byłoby lepiej?
Polskim Internetem poruszył ostatnio Łukasz Jakóbiak, który wykonał gigantyczną pracę, aby zainscenizować swój występ u Ellen DeGeneres. Wszyscy – łącznie ze mną – dali się nabrać. Jakóbiak nie poleciał do Stanów, nie było żadnego zaproszenia, a całość zaplanował kilka lat temu i konsekwentnie dążył do realizacji swojego celu, aby zwrócić na siebie uwagę samej Ellen, bowiem o jego akcji mówią już media na świecie.
Szczerze? Pomyślałem, że Łukasz wykonał kawał dobrej roboty. Wbrew temu, co się o nim teraz pisze i mówi, a także wbrew jego działalności trenera i coacha. Uważam, że każdy jest kowalem własnego losu, krzywdy nikomu nie wyrządził, i nie mi oceniać, czy selfie z Lady Gagą to wyczyn na miarę zdobywania Mount Everestu(?). Każdy ma własne szczyty i niech się po nich wspina. Lepsze to niż biadolenie, że żyję w kraju, w którym wszyscy chcą mnie zrobić w chuja (tak, to cytat z Grabaża).
Jakóbiak odpowiadając na krytykę posłużył się jednak ciekawym sformułowaniem, że cała akcja z pseudo show Ellen to wizualizacja (będąca jednym z najlepszych narzędzi motywacyjnych), chociaż mi tutaj bardziej pasuje słowo kreacja. Pomyślałem, że to niezły patent na bronienie tak mocno krytykowanego pomysłu, bo pokazuje, że rzeczywistość jest do bólu względna i na prawdę możemy wokół siebie kreować wiele zjawisk, a kreacja może stwarzać jej nowe konteksty. Zobacz ile osób zaangażowało się w dyskusję o kreacji Łukasza Jakubiaka!
Niemniej – zemdliło mnie dziś, kiedy dowiedziałem się, że dziewczyna, która kilka dni temu opublikowała wideo na YouTube, że poszukuje Polaka o imieniu Votek, którego poznała na koncercie w Europie, to też kreacja… tyle, że reklamowa sieci ubrań marki Reserved. Zachęcam do obejrzenia materiału Macieja Budzicha (MediaFun), który wszystko wyjaśnia. Ciekaw jestem, co mają do powiedzenia ludzie, którzy zaangażowali się w poszukiwanie Wojtka? Czy przypadkiem – cytując znowu Grabaża – nie czujecie się, jakby ktoś chciał Was zrobić w chuja?
Oczywiście pod wieloma względami ta kampania jest genialna. Wzbudziła ferment, mówili o niej Youtuberzy jak Polska długa i szeroka, pisały duże media, news lądował jako jedna z najważniejszych wiadomości na stronie chociażby Gazeta.pl. Polacy rzucili się do pomocy! Założono profile na Facebooku, kierowano doń linki, polemiki nie miały końca o mentalności kobiet zza granicy, które mają odwagę powiedzieć całemu światu, że zakochały się w fantastycznym Votku, i tylko cebularze znad Wisły tego nie rozumieją.
Jakóbiaka i ten materiał łączy to samo. Kreacja. Który jest bardziej szkodliwy? Wątpliwy moralnie? Perfidny? Zły? Drażniący? Jak dla mnie realizacja LPP (polski producent ubrań marki Reserved). Dlaczego tak uważam? Bo nikt przy zdrowych zmysłach nie zaangażuje się w podobną akcję w przyszłości, jeśli ktoś na prawdę będzie szukać drugiej połówki przypadkiem zgubionej w dużym tłumie. Zbyt wielki ze mnie idealista? Nie! Po prostu nie znoszę być nabijanym w butelkę. Jakóbiak nikogo nie mobilizował do składania mu gratulacji. Nie zaciągał ludzi przed tworzone profile społecznościowe i nie angażował ich do szukania nieistniejącego faceta, a pointę zdradził na końcu swojego materiału, zatem od razu skatalizował swój temat.
Gratuluję Warsaw Creatives (agencji wykonawczej pomysłu i realizacji kreacji). Ale jednak poruszamy się w coraz większych oparach absurdu. Dla mnie kreacja, to coś zupełnie innego. Sam próbuję je realizować na tym blogu, a konkretnie w TYM miejscu. Moje założenie jest takie, aby prezentować tam rozwiązania technologiczne, pod którymi mogę podpisać się rękoma i nogami, za które nie będzie mi wstyd, i które na to po prostu zasługują. Ta ekspozycja nie należy też do najtańszych, więc na prawdę nie każdy tam jest/będzie.
Natomiast kreacja fake newsowa, to tworzenie rzeczywistości, której nie ma. Czegoś, co nie wnosi niczego poza kierunkowym interesem jednostki (lub jakiegoś podmiotu), która stymuluje emocje i prowadzi do skrajnych zachowań. W mojej osobistej ocenie, jest to ostre przegięcie. I to takie, które gra mi ostro na nerwach. Bo pokazuje, że fake newsem mogą być nie tylko preparowane fałszywe i dyskredytujące informacje na temat Hillary Clinton i Donalda Trumpa, ale też wiadomości dobre, mające w założeniu prowadzić do pozytywnego finału. W rzeczywistości chodzi o to, byś sięgnął do kieszeni po portfel i kupił sobie jeansową kurtkę i poczuł się, jak Votek (jednym z celów akcji jest, aby polscy faceci poczuli się atrakcyjnymi)…
Pieprzę Votka. Na imię mam Michał, a nazywam się Brożyński i nie potrzebuję kawałka jeansu, żeby poczuć się jak mężczyzna. Zresztą i tak bliżej mi do Niedźwiedzia…