Przyznam Ci się bez bicia, że poranki nigdy nie należały do mojej ulubionej pory, jeśli chodzi o bieganie. Jedna z przyczyn jest bardzo oczywista. Lubię długo spać. Śpię długo, bo do późnych godzin nocnych siedzę i pracuję, ale też czytam książki, czy oglądam jakiś film. Oczywiście kładąc się tak późno nie ma szans, bym wyszedł z łóżka o normalnej porze. Tym samym bieganie rano jest dla mnie wręcz niemożliwe. Przynajmniej było tak dotychczas.
Postanowiłem to zmienić, bowiem nie tylko dzień wydaje się dłuższy, ale także zdałem sobie sprawę, że wiele się traci. Szczególnie teraz, gdy pogoda robi się coraz bardziej zimowa. Śnieg co prawda u mnie jeszcze nie spadł, ale mroźne powietrze sprawia, że przyroda wygląda wspaniale. Mam to szczęście, że pod nosem mam las, tak więc muszę przyznać, że poranne bieganie w takich warunkach jest genialne! Ameryki nie odkryłem, pewnie robisz to już od dłuższego czasu – dla mnie to jest miła odmiana dla wieczornego biegania. Dzień jest krótki, szybko robi się ciemno, więc późnym popołudniem do lasu już raczej nie wbiegam – nie mam tyle odwagi ;). Przez to muszę ograniczać się do miejskiego biegania, a za nim nie przepadam. Nie lubię, gdy muszę cały czas koncentrować się na przejściach dla pieszych, czekać na zielone światło itd.
Wiem, że ciężko wstać rano z ciepłego łóżka szczególnie. Mi tego nie trzeba udowadniać, ale ostatecznie warto się zebrać w sobie i spróbować. Zresztą samo bieganie na mrozie jest… bardzo przyjemne. Brzmi to dziwnie, ale biegaczom nie muszę chyba tego udowadniać. Nie ma bowiem nic przyjemniejszego, gdy po 2-3 kilometrach ciało się rozgrzewa, a fala ciepła przyjemnie rozchodzi się po Twoim ciele. Poza tym bieganie rano ma jeszcze jeden niezaprzeczalny plus. Świetnie nakręca na resztę dnia. Od razu człowiek ma lepszy humor, jest naładowany energią i po prostu bardziej mu się chce. Sprawdzone na sobie, a ja naprawdę jestem leniwy ;).
Ps. Jeśli chcesz zobaczyć, jak walczę ze swoim lenistwem, zapraszam na nowy profil na Instagramie: Biegajz90sekund