Prawdziwe zegarmistrzowskie święto będzie miało miejsce w przyszłym tygodniu, w Bazylei. Tak, jak liczne targi technologiczne pokazują kluczowe dla branży tech trendy na nadchodzące miesiące w poszczególnych kategoriach produktowych (CES w zakresie RTV i AGD, MWC w zakresie mobile, IFA w zakresie typowo konsumpcyjnych rozwiązań tech), tak Baselworld jest punktem kluczowym, jeśli mowa o branży zegarkowej. Nie ukrywam, że marzy mi się obecność na tej imprezie, ale na chwilę obecną – pisząc eufemistycznie – koszty by mnie zjadły. Może za rok… Czas pokaże… W każdym razie widać też, że coraz większą uwagę do tej imprezy przywiązuje… Google. I, żeby na świeżo się tam zaprezentować, przygotował drobną, aczkolwiek dość ważną zmianę – przechrzcił nazwę systemu operacyjnego Android Wear na Wear OS. I to tylko pozornie niewielka zmiana. Oto dlaczego!
Aktualizacja zawitała już na jednym z testowanych przeze mnie aktualnie smartwatchy. Nawet się wystraszyłem, że będę musiał na nowo napisać część tekstu, która odpowiedzialna jest za opis systemu oraz funkcji zegarkowych, bo recenzję mam prawie skończoną, a nowa platforma pobierała się bardzo długo i już na pierwszy rzut oka widziałem, że idą większe – aniżeli tylko te związane z łatkami bezpieczeństwa – zmiany. Zegarek się w końcu zrestartował i moim oczom ukazała się nowa animacja startowa oraz logotyp systemu – Wear OS by Google. Pierwszy pobieżny przegląd i… z jednej strony ulga (nie, nie zmieniło się praktycznie nic poza kosmetyką, więc nie muszę poprawiać recenzji), a z drugiej… cóż, zawód.
W ostatnim czasie miałem do czynienia z dwoma inteligentnymi zegarkami. Jeden, to Samsung Gear Sport (TU recenzja), a drugi to Fitbit Ionic (TU recenzja). Pomijając oczywiste różnice pomiędzy tymi platformami, rzuciło mi się w oczy jedno – są zaprojektowane oraz działają dużo fajniej, aniżeli Android Wear. Mój zawód bierze się więc stąd, że po aktualizacji do Wear OS – jest po staremu. Nie zmienia się nic. Interfejs nie został przepisany na nowo, całość działa dokładnie tak samo, nowe funkcje się nie pojawiły. Biorąc pod uwagę, jak pracuje Tizen OS, to Android Wear… tzn. Wear OS – ma od kogo uczyć się, jak powinien wyglądać prawdziwy system operacyjny dla urządzeń ubieralnych, w szczególności smartwatchy.
Ale nie chcę, aby nad tym tekstem zawisło przeświadczenie, że skoro Wear OS nie wnosi żadnych nowości, to znaczy, że jest do niczego i chodźmy już spać (publikuję ten wpis w nocy z 15/16 marca). Dla mnie pojawienie się odświeżonego AW pod kątem nazewniczym, przynosi w pewnym sensie dużo ulgi. Bo od jakiegoś czasu czytałem o tym, jak to Google zaniedbuje swoją ubieralną platformę i sam zaczynałem wierzyć, że mogą za chwilę zwinąć żagle. Wystarczy popatrzyć na ostatnie premiery od firm technologicznych w zakresie smartwatchy. Te się po prostu nie pojawiają. I jak zaliczały swe debiuty na Mobile World Congress w Barcelonie, tak w tym roku próżno było szukać jakiegokolwiek watcha z Androidem Wear. Dokładając do tego baaardzo ślamazarnie wprowadzanego Androida Wear 2.0 oraz praktycznie zero ruchu po tej aktualizacji, trudno było nie przebierać nerwowo nogami.
No dobrze, ale jak w taki razie należy odczytywać woltę nazewniczą w kontekście tego wszystkiego, co napisałem przed chwilą? Od wielu miesięcy, w licznych wpisach podkreślam, że dla środowiska ubieralnego od Google, najwięcej w tej chwili robią marki modowe, które czują się w nim, jak ryba w wodzie. Giganci tech myśleli, że smartwatche będą takimi samymi końmi napędowymi, jak smartfony, a tymczasem udało się to tylko Apple. Co więcej – może poza Samsungiem i ostatnimi Gearami z serii S (Classic i Frontier) oraz Asusem i jego dwoma pierwszymi Zenwatchami (no dobra – uczciwie trzeba by jeszcze dorzucić pierwszego Huawei Watcha) – nikt nie dostarczył do tej pory na rynek naprawdę pięknych, świetnie przygotowanych smartwatchy. Okazuje się, że wielcy producenci sprzętu elektronicznego nie radzą sobie z projektowaniem inteligentnych zegarków. Nie radzą sobie też z ich sprzedażą, bo nie radzą sobie z komunikowaniem, do czego smartwatch może przeciętnym Kowalskiemu z Maliniakiem być potrzebnym?
Natomiast marki modowe świetnie bawią się formą. W klasyczne, nowoczesne, luksusowe lub nieco archaizowane konstrukcje – wkładają najświeższą elektronikę, która zamienia je w namacalny synonim żywego stylu – zmienianego zależnie od pogody, nastroju, ubioru, okazji. Piękne zegarkowe wykonanie pasuje do niemal każdych okoliczności, a dodatkowo świetnie zaprojektowane dedykowane tarcze, dostosowują te zegarki do panujących trendów lub zwykłego widzimisię. Dobrze się też kojarzą i nie pomijają kobiet, co w świecie tech było nagminne. Swoje serie uruchomił m.in. Michael Kors, Diesel, Fossil, Guess, Armani – śmietanka galanteryjnych marek, celujących w średniozamożną i zamożną klientelę, do tego – co jeszcze raz chcę podkreślić – są to marki modowe, a więc jasno komunikujące, że w swoim portfolio smartwatchowym nie mają rozwiązań aż po grób, ale po prostu aktualne dla tego, co jest w danym momencie trendy na wybiegu. Oczywiście w kontekście zegarków, jest w tym wszystkim trwalszy wymiar czasowy, bo jednak trudno zmieniać je tak często, a produkty te są wykonane tutaj wzorcowo, no i trafiają na podatny grunt, kojarzący się z dobrym stylem i dobrym smakiem.
Widać, że w czymś podobnym zaczyna się odnajdywać Google i to w dwójnasób. Po pierwsze zmienia nazwę swojego systemu, by brzmiała bardziej uniwersalnie i… nie kojarzyła się z Androidem. Jednak to iPhone z iOS-em jest bardziej prestiżowy wizerunkowo. Nie ważne, czy słusznie – ważne, że tak jest. No i po drugie – sam Google w notce informującej o rebrandingu nazewniczym przyznaje, że z trzech sprzedanych smartwatchy z Androidem Wear, jeden jest nabywany przez osobę korzystającą z iPhone’a! Co mnie tutaj uderza – że przecież nie wszystkie funkcjonalności są w takiej parze dostępne (z uwagi na różnice systemowe), a jednak – Google może mieć 2 miliardy urządzeń na rynku, które działają z Androidem, ale ważnymi odbiorcami smartwatchy z jego systemem są klienci Apple. A ci klienci – i tutaj danych na potwierdzenie swojej tezy już nie mam, ale zaryzykuję – lubują się w pięknych, modowych konstrukcjach, więc kupują je od tychże marek modowych, które sukcesywnie wypuszczają nowe modele.
Na wyobraźnię działa też, że Google jasno komunikuje – na rynku jest ponad 50 zegarków z naszym systemem. Jak sądzisz, ile z nich stanowią smartwatche od producentów technologicznych? Strzelam, że kilkanaście, góra dwadzieścia, jeśli wliczymy to starocie w stylu ktokolwiek widział – ktokolwiek wie Samsunga Live (dla chętnych TU recenzja), Sony Smartwatcha 3 SWR50 (TU recenzja), LG G Watcha (TU recenzja). Reszta to brandy związane docelowo z produktami typu fashion i galanteryjnymi. I jeśli ktoś nie chce brzydkiego Apple Watcha, a ma iPhone’a – to sięga po prostu po nie. Więc to dla tych osób i dla iPhone’a, Google zmienia się z Androida Wear na Wear OS.
Źródło: blog google