Dzisiejszy tekst różni się od tych, które zwykle tutaj się pojawiają, ale przy okazji historycznego meczu Polaków na Euro 2016, postanowiłem podzielić się z Tobą wyzwaniem, które przede mną stoi.
100 dni. Tyle zostało do 17. PKO Poznań Maratonu. Za nieco ponad 3 miesiące spełnię swoje marzenie. I choć może wydawać się, że to nic takiego, to jednak przebiegnięcie królewskiego dystansu jest dla mnie ogromnym wyzwaniem, ale także niezwykłą motywacją, by osiągnąć kolejny założony przez siebie cel.
42 kilometry i 195 metrów. Tyle do pokonania mam, by zdobyć coś o czym marzę od pierwszego dnia, gdy zacząłem biegać. Będę szczery. Na dziś nie jestem w stanie tego osiągnąć. Będąc uczciwym przed samym sobą wiem, że w chwili, kiedy piszę te słowa – jest to poza moim zasięgiem. I choć jestem w tracie zdobywania Korony Półmaratonów Polskich to dystans 21 km to zaledwie połowa. I kiedy pomyślę o tym, jak zmęczony wbiegałem na metę półmaratonów w Poznaniu, Wrocławiu, a szczególnie Grodzisku Wielkopolskim – w którym pisząc żargonem biegaczy „odcięło mnie na trasie” to świadomość, że na maratonie to dopiero 50 procent dystansu, to już na samą myśl robi mi się słabo. ;) Dzisiaj uświadomiłem sobie to po raz drugi, gdy zobaczyłem oficjalną trasę w jakiej będą się zmagać wszyscy uczestnicy w Poznaniu. Może na kimś to nie robi wrażenia, ale na mnie zdecydowanie tak.
Rekord w maratonie, należy aktualnie do Kenijczyka Dennisa Kimetto. 2 godziny 2 minuty i 57 sekund. Rekord pobity w 2014 roku w Berlinie. Zresztą w Berlinie padało ostatnich sześć rekordów świata, więc tradycja została podtrzymana ;). Wynik absolutnie nie do osiągnięcia dla zwykłych śmiertelników. I żeby to sobie wyobrazić, jak bardzo to osiągnięcie jest fenomenalne podam przykład. Swój ostatni półmaraton przebiegłem w średnim czasie sześciu minut na kilometr. Podkreślę raz jeszcze – na półmaratonie. A Kimetto dystans maratonu biegł ze średnią prędkością 2 minut 51 sekund! A to daje trochę ponad 20 km/h. To tak, jakbyś sprintem miał(a) przebiec 42 km. Nieosiągalne i praktycznie niemożliwe. ALE…
Nikt nie powiedział, że nie da się przebiec tego dystansu. Taki właśnie jest mój cel na ten rok, oprócz wspomnianej Korony Półmaratonów. I choć mam obawy, to jestem bardzo pozytywnie do tego nakręcony, a także zmotywowany, bo wiem, że to będzie mój osobisty sukces i coś czym będę się mógł z dumą pochwalić. Już samo to, że publicznie o tym piszę sprawia, że osiągnięcie zadowalającego rezultatu do czegoś zobowiązuje, tak więc motywacja jest jeszcze większa!
Wiem, że mi się uda. Bo dlaczego by nie miało? Jeśli zdrowie dopisze i uniknę niespodziewanych kontuzji, to za 100 dni będę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, a ze mną pewnie tysiące innych, którzy przekroczą metę. Nie liczy się czas. Liczy się cel.
Dlaczego o tym piszę? Wiem, że nie jest to związane bezpośrednio z technologiami, choć w pewnym sensie jest. Nowe technologie pomagają mi pośrednio osiągnąć ten wynik. Garmin Fenix 3, setki kilometrów zrobione z Gearem Fit, czy recenzowane przeze mnie buty Nike. I choć to tak naprawdę szczegóły, ale o to chyba chodzi – prawda? Żeby napędzały nas i motywowały niuanse, które pozwolą osiągnąć postawiony przez siebie cel. Z drugiej strony tak naprawdę cała moc siedzi w mojej głowie. Bo nie chodzi tylko o siłę mięśni, ale o to, jak zrealizuję swój bieg w procesie myślowym. A to w gruncie rzeczy nie jest wcale takie proste.
Piszę o tym wszystkim, bo być może i Ty masz przed sobą jakiś cel, z którym boisz się zmierzyć, albo trudno Ci go zrealizować. Ja stoję przed tym samym wyzwaniem. Podobno przebiegnięcie maratonu zmienia wiele w życiu. Wiele rzeczy, które były wcześniej niemożliwymi – nagle stają otworem, wiele szczytów do przekroczenia – pojawiają się w zasięgu wzroku. Stąd już prosta droga do kolejnych wyzwań – w moim przypadku – szczególnie biegowych.
Wszyscy, których znam, a którzy przebiegli maraton, zgodnie twierdzą, że po dwóch, trzech takich biegach przestają wystarczać i zaczyna się szukanie większych wyzwań. Ultramaratony to prawdziwy hardcore, ale podobno po przebiegnięciu maratonu ludzie pytają, jaki miało się czas. Po ukończeniu ultramaratonu nie ma takiego pytania. Liczy się to, że wziąłeś/wzięłaś w nim udział i go ukończyłeś/aś. Najwyższy level.
Póki co moim najbliższym wyzwaniem jest ukończenie dwóch półmaratonów i październikowego maratonu, na który już nie mogę się doczekać. I choć jeszcze nie stanąłem na starcie, to już myślę o innej koronie…i następnych biegach. Przyłączysz się?
Zdjęcie tytułowe i obrazujące bieg górski pochodzą z darmowego serwisu stockowego Librestock.com.