LG zaimponowało mi odwagą i ryzykiem, jakimi było wypuszczenie w modułowej formie LG G5. Na start otrzymaliśmy dwa moduły, a później…, a później to każdy wie, jak się skończyło. Nowych wariantów się nie doczekaliśmy, pomysł się nie przyjął – choć samo wykonanie było dobre – i szczerze wątpię by LG w kolejnej generacji swojego flagowca ciągnął ten temat. Rękawicę za to podjął inny tech-gigant: Lenovo wraz z serią Moto Z. Pisaliśmy o tym już jakiś czas temu. Zaprezentowano nawet kilka modułów, ale dla mnie najciekawiej wygląda ten odpowiedzialny za zdjęcia.
Oczywiście nie jest to, żadna niespodzianka, mowa o tym była już w czerwcu, jednakże mała literka „H”, którą widać na zdjęciu oznacza najprawdopodobniej współpracę Lenovo z legendą fotografii, czyli firmą Hasselblad. Przedstawiać jej nie trzeba, bo kto choć trochę interesuje się fotografią wie, że dla zwykłego zjadacza chleba to taki Święty Gral. Jeśli szwedzka firma będzie maczać palce w kolejnym Moto Mod, to mogę napisać tylko tyle – „wyczuwam tutaj coś dobrego”. Tym bardziej, że już teraz można napisać, że będzie to lepiej wykonane niż w przypadku LG, którego moduł w zasadzie dawał tylko dodatkową baterię i grip.
Moto Z dzięki swojemu modułowi ma zyskać 10-krotny optyczny zoom, fizyczną migawkę, flash, a także możliwość pstrykania fotek w bezstratnym formacie RAW. Jakieś pytania? Ja nie mam, bo prezentuje się to naprawdę interesująco, tym bardziej że dodatek będzie miał swoją matrycę i niewykluczone, że także swoje dodatkowe zasilanie. LG może tylko brać przykład i choć pomysł na modułowość miał świetny, to ostatecznie coś poszło nie tak i zarówno moduły/friends, jak i sam flagowiec, nie chaosu rynku. Czy Lenovo Moto Z czeka ten sam los? Zobaczymy, choć na razie Moto Z prezentuje się znacznie ciekawiej.
Tylko zacierać ręce, pytanie tylko czy wraz z tą niepozorną literką „H”, za dodatek nie przyjdzie nam zapłacić odpowiednio więcej, jak za aparaty marki Hasselblad? Oby nie.
Źródło, foto: motorola, ubergizmo