Widząc w niektórych serwisach branżowych entuzjazm tętniący od wczoraj wokół dodanej na stałe funkcji cofnięcia wysłanego przed chwilą maila w Gmailu przez Google, mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że jednak to epokowe wydarzenie i zmian się nie przewiduje w tym kontekście przez najbliższe lata – jeśli w ogóle ;). Niemniej pragnę przypomnieć, że jeśli ktoś bardzo, ale to bardzo chciał, to mógł włączyć przycisk cofania wysłanej przed kilkoma chwilami wiadomości w tzw. funkcjach eksperymentalnych, do których w laboratorium z poziomu przeglądarkowego Gmaila każdy z nas ma dostęp. Przydatne miejsce, w którym jest sporo udogodnień, których oficjalnie z różnych powodów nie ma w naszej poczcie, a które na własne ryzyko możesz aktywować.
[showads ad=rek2]
Jak skutecznie ustawisz usługę cofania wysyłania u siebie? Należy zalogować się oczywiście do desktopowej wersji poczty Gmail, tam kliknąć w ikonę koła zębatego, wybrać Ustawienia, a następnie w sekcji Ogólne musisz odszukać segment Cofnij wysyłanie. Proste? Proste! Tutaj wybierzesz jedną z opcji opóźnienia wysyłania właśnie nadanych maili. Oczywiście nie jest możliwe opóźnianie w nieskończoność, ale w przedziale czasowym od 5 do 30 sekund.
Potrzebne to? Skoro oficjalnie stało się to dostępne dla milionów użytkowników poczty Google, pewnie były ku temu przesłanki. Czy będę korzystał? Jak już jest, to włączyłem, ale waham się, czy nie cofnąć zaznaczenia. Kiedyś zarządzałem bardzo dużą i ważną pocztą przez kilka lat. Spore wyzwanie, tym bardziej, że wysyłałem bardzo drażliwe dane. Pracowałem z Outlookiem i pamiętam, że kilkukrotnie uratowało mi odkładanie wysyłki o kilka chwil tyłek. Nie było wiele tych sytuacji, ale przy korespondencji bardzo, ale to bardzo delikatnej – wystarczy jedna wpadka i ma się problem. Ogromny…
[showads ad=rek3]
Ale dzisiaj wiele się w tej materii u mnie zmieniło. Tamte doświadczenia przykrył kurz czas. Niemniej – tak naprawdę przesuwa się z taką opcją, którą właśnie w Gmailu włączył Google – granicę odpowiedzialności za wysyłane wiadomości. Ja jestem jeszcze z tej szkoły, która nauczyła mnie pisać listy wysyłane pocztą tradycyjną. Taki tekst powstawał wpierw na brudno, a dopiero później – po wyeliminowaniu wszelkich błędów – był starannie przepisywany i trafiał do odbiorcy lub też odbiorczyni, wędrując po Polsce lub świecie przez kilka najbliższych dni. Trzeba jeszcze było wcześniej wykazać się większą aktywnością i biec na pocztę, stać w kolejce, kupować znaczek etc.
Teraz jest inaczej – składam maila w kilka minut, klikam i już – tekst poszedł. Odwrotnie niż kiedyś. Zostawienie furtki powrotu to mimo wszystko – poza wyjątkowymi sytuacjami – droga do pewnego rodzaju ignorancji, aczkolwiek rozumiem osoby, które lubią dla bezpieczeństwa móc wycofać się ze swojego listu bez straty dla żadnej ze stron. Tym bardziej, że chodzi o to, by chronić również siebie. Osobna sprawa, że zdarza mi się puścić maila bez załącznika, o czym uprzytamniam sobie właśnie tuż po kliknięciu w przycisk Wyślij. Teraz mogłoby mi to nie grozić, ale na przeszkodzie stoi jedna rzecz – korzystam z Inboxa, a tam póki co tej opcji nie ma ;).
Źródło: engadget, googleappsupdates