W Google mała rewolucja. YouTube – czyli najpopularniejszy serwis streamingu wideo na świecie – będzie płatny. Oczywiście dostęp do niego wciąż będzie darmowy, ale jeśli nie będziecie chcieli oglądać reklam, będziecie zmuszeni uiścić opłatę. Nowa usługa miałaby wystartować jeszcze w tym lub w ciągu nadchodzących miesięcy, o czym Google miał poinformować w mailu wysłanym właśnie do twórców treści na YouTube!
Nie wiem, jak u Was, ale u mnie YouTube leci dość często. I jakkolwiek nie mam nic przeciwko reklamom przed materiałami wideo, tak już w trakcie oglądania – mimo, że krótkie lub wyskakujące w formie banera – zaczynają mnie irytować. Tym bardziej, że w domu mam małego osobnika, któremu wolę niektórych treści nie serwować. Poza tym, są też reklamy, które trwają uporczywie długo, nawet po kilka minut, bo opisują działanie jakichś usług, a przy tym są głośniejsze niż to, co aktualnie oglądam lub leci w tle. Zresztą – co Wam będę o tym pisał – sami wiecie najlepiej.
Czy skorzystam? Jasne! Chętnie zapłacę, ale muszę wiedzieć ile to będzie kosztować. Informacja ta jeszcze nie jest w 100-proc. potwierdzona, ale koszt płatnej subskrypcji wynosiłby około 10 dol. na miesiąc. Tak przynajmniej informuje TheVerge, a więc można przyjąć tą stawkę za bardzo prawdopodobną. W tej kwocie dostępna będzie także możliwość odtwarzania treści offline, po wcześniejszym pobraniu na dowolne urządzenie podłączone do Internetu w ramach jednego konta Google.
No i teraz najważniejsze pytanie. Jak w takich okolicznościach Google będzie się rozliczał z twórcami treści w serwisie, aby nie byli oni stratni? No i po drugie, czy Ty i ja na tyle często oglądamy ulubione kanały na YT, że gotowi jesteśmy za nie płacić? Gdyby miesięczna stawka rzeczywiście wyniosła ok. 10 dol. płatnej subskrypcji, to w przeliczeniu na złotówki mielibyśmy do uiszczenia po dzisiejszym kursie 37,44 zł… To prawie dwa razy więcej, niż płacę za Deezera, z którego korzystam już zdecydowanie częściej niż z YouTube.
Tak, czy siak – myślę, że ostatecznie przed opłatami w sieci nie uciekniemy już nigdzie. Chcemy, lubimy, korzystamy z dostępnych usług, a to kosztuje. Na stałe wpisuje się to w koloryt comiesięcznych wydatków, ważne jednak aby w tym wszystkim był wilk syty i owca cała. Przy obecnie sugerowanej opłacie, póki co najedzony będzie tylko wilk. Pytanie, jak długo…?