Xiaomi zaprezentował dziś swojego noteboka. Urządzenie, o którym było wiadomo od dawna, tyle że Chińczycy długo wstrzymywali się ze swoją premierą. I szczerze – jeśli mam napisać wyłącznie prawdę, to zdecydowanie wolałbym ulokować kapitał przeznaczony na nowego laptopa/ultrabooka w polską myśl technologiczną, czyli rozwiązanie od Kruger&Matz – Explore 1401. Xiaomi zresztą przestrzelił trochę cenowo, a tak naprawdę, to nie oferuje niczego nadzwyczajnego. Rzucać się na Mi Notebooka Air? Eeee tam… dziadostwo i tyle.
Wiem, jestem dość radykalny w swoim podejściu, które tutaj względem Xiaomi od jakiegoś czasu reprezentuję. Ale od firmy, która potrafiła łamać schematy, stali się kolosem na glinianych nogach, który wykorzystuje w prawdziwym życiu dwa skróty klawiaturowe: CTRL+C oraz CTRL+V. Może nowa polityka Xiaomi, który chce być producentem sprzętu premium przekona mnie do siebie raz jeszcze, ale póki co, nie mogę patrzeć na zerżnięte co do joty urządzenia od Apple. No jasna cholera – nie twierdzę, że w sadzie musi być tylko jedna słuszna jabłonka, no ale po cholerę sadzić drzewo przy drzewie dające te same owoce?
I tak właśnie robi Xiaomi. Od lat. I teraz zabiera się za notebooki. Nazwą swojego produktu nawiązuje bezpośrednio do konkurencji ze Stanów Zjednoczonych, tak żeby nikt nie miał wątpliwości, z kim Chińczycy chcą konkurować… Patrzę i w sumie… płaczę… Żenująco zdarte z laptopów Apple wzornictwo, wymieszane ze wzornictwem stosowanym przez Google i jego Pixele z Chrome OS, z rozwiązaniami technicznymi, które nie do końca wpisują się w dzisiejsze trendy. Bo zdaje się, że Xiaomi nie zauważa, że przede wszystkim rządzą dzisiaj hybrydy, które łatwo można wypiąć z docku, którym jest klawiatura i korzystać z nich, jak z tabletów…
No nic – jest Mi Notebook Air, a właściwie dwa jego warianty, no i razem z nimi specyfikacje techniczne, które wyglądają następująco w przypadku większego modelu: ekran o przekątnej 13,3 cala z układem Intel Core i5, do tego 8GB RAM i 256GB pamięci typu SSD na własne pliki. Najmocniejszy atut to układ graficzny NVIDIA GeForce 940MX. Całość jedzie na baterii 9,5h, a dzięki złączu USB typu C ładuje się w 50 proc. w czasie 30 minut. Dobrze też wyglądają głośniki AKG odpowiedzialne za brzmienie.
Drugi – słabszy model Mi Notebooka Air – posiada ekran 12,5 cala, napędzany jest Intel Core m3 z 4GB RAM, oraz ma 128GB pamięci SSD przeznaczonej na dane. Wariant ten jest wyraźnie słabszy, bo nie otrzymał dedykowanego układu graficznego NVIDII. Za to na baterii przejedzie 11,5h. Oczywiście jeden i drugi Mi Notebook Air wykonane są z aluminium. Za pierwszy – silniejszy – trzeba zapłacić równowartość około 750 dol., a za drugi – około 520 dol. Obydwa też pracują na systemie Windows 10 od Microsoftu.
Uważny Czytelnik zarzuci mi, że kiedy pisałem o Kruger&Matz, to nie oburzałem się na Polaków, że kopiują wzornictwo Apple. Ale co innego maleńka firma z Polski, która stara się ambitnie stawiać kroki, a co innego moloch z Chin, który szykuje się od dawna do ekspansji Zachodu, zdążył napsuć krwi Samsungowi, a przy okazji mocno rozwala rynek hiperniskimi marżami, których ofiarą sam w ostatnim czasie padł.
Sądzę, że wszystko ma swoje granice. Ale pokazanie się z takim sprzętem w mieście, to dla mnie straszny obciach. Kurdę, do dupy to jest. Naprawdę nikt nie potrafi zrobić czegoś lepiej niż Apple? Oczywiście, że są tacy, którzy POTRAFIĄ! Popularność serii Surface Pro, jak i Surface Booków, czy genialnych konstrukcji Asusa z linii Zenbook, a nawet ostatnie śmiałe kroki HP ze Spectre 13 pokazują, że jak się chce to po prostu można. Skoro Xiaomi jest ambitnym producentem, to i ambitnych rzeczy od niego wymagam. A tak, to sobie mogę tym Mi Notebookiem Air płytki w wiadomym miejscu wyłożyć…
Źródło: ubergizmo