Twitter, Facebook, Google Plus i wszystko, co tylko ma w swojej definicji przymiotnik „społecznościowy” od bladego świtu dyskutuje tylko o jednym wydarzeniu – firma Apple pod wpływem jednego wpisu piosenkarki Taylor Swift zmienia regulamin i będzie jednak płacić artystom tantiemy za pierwszy trzymiesięczny okres próbny usługi muzycznej Apple Music, z której zdecyduje skorzystać się nowy użytkownik. Jej roszczenia nie były zresztą jedyne, ale na tyle skuteczne, że gigant z Cupertino zechciał łaskawie pochylić się nad dolą artystów. Rewolucja? Oczywiście – i to za sprawą nowej polityki Tima Cooka.
[showads ad=rek3]
Prawdę pisząc powinienem stwierdzić, że to taki sposób działania nowego CEO, który powinien być fundamentem każdego szanującego się przedsiębiorstwa. Daleko w nim do aroganckiego stylu rządzenia i komunikowania się ze swoimi klientami, które preferował Steve Jobs. Jestem w trakcie czytania jego biografii i mam dość na świeżo to, jakim był typem i jak bardzo potrafił dać się ludziom w znaki. Zresztą sieć jest pełna przykładów na temat tego, jak potrafił bezczelnie wmawiać nam, jak prawidłowo powinno trzymać się iPhone’a, aby mieć zasięg…
Dobre wieści już po kilku godzinach od wpisu artystki przekazał Eddy Cue, czyli starszy wiceprezes ds. oprogramowania internetowego i serwisów internetowych. Czy jednak jest w tym faktycznie ukłon w stronę branży muzycznej? Jeśli miałbym spojrzeć na całą sprawę z perspektywy kogoś, kto nie lubi się za bardzo ze Spotify, to stwierdziłbym, że może to być nie tyle humanitarne, co bezwzględne posunięcie, które w głębokim poważaniu ma to, czy Taylor Swift będzie miała co jeść udostępniając Apple Music swoją muzykę. Prawda jest bowiem taka, że Jabłko bardzo, ale to bardzo nie lubi się ze Spotify, a serwis jest w tej chwili światowym numerem jeden, jeśli chodzi o streaming.
[showads ad=rek2]
Niemniej – pomimo prób prowadzenia jak najbardziej transparentnej i uczciwej działalności – boryka się z coraz głośniejszym niezadowoleniem gwiazd muzyki, które narzekają na zbyt małe wpływy z odsłuchów, w stosunku do tego, ile fani rzeczywiście ich muzyki słuchają. Apple ma więc to, czego brakuje Szwedom – pieniądze. Dużo pieniędzy. Ta wiele, że Apple Music jest w stanie wykończyć nie tylko Spotify, ale i Deezera, WiMP-a i całą resztę. A przynajmniej nieźle zdystansować. Czy jest to problemem? Jasne! Nie wyobrażam sobie, abym nagle został zmuszony do przerzucenia się do Apple ze swoimi muzycznymi przyzwyczajeniami i gustami.
Myślę jednak, że nic nie jest wieczne, i jeśli zabraknie zdrowej alternatywy dla tego, co chce oferować gigant z Cupertino, to nie byłbym wcale taki pewien, czy artyści rzeczywiście utrzymają status quo związane z wpływami z tytułu tantiem za odsłuchy ich muzyki. Sprawa jest delikatna, nowa ścieżka otwarcia na klientów (co wielkodusznie okazał już Tim Cook chociażby przy okazji afery z mapami, zachęcając do korzystania z rozwiązań konkurencji…), a teraz na artystów, to droga do rozgłosu, bycia lubianym i… konkurencyjnym. Apple nie ma czym wygrać póki co z innymi serwisami takimi, jak jego Music, a to oznacza, że będzie musiał częściej sięgać do skarpety po dolary…
[showads ad=rek1]
PS.
znając Jobsa, pewnie wprost wyperswadowałby artystom, że powinni być wdzięczni jego firmie, za możliwość bycia w bazie Apple ze swoją muzyką, i… pewnie osiągnąłby swój cel!
Źródło: engadget