Czuję się zapóźniony i jest mi z tym dobrze. Jakkolwiek to nie brzmi, to jednak oddaje istotę sprawy. Mam nawet wielką ochotę puścić tutaj oko. No to puszczam – ;) – żeby przez ten średnik i nawias powiedzieć, że nie rozpaczam.
Piszę o tym, bo rzeczywiście jestem zapóźniony. Jak popatrzyć na moją listę ostatnio testowanych smartfonów to nie dość, że pomiędzy kolejnymi materiałami jest sporo przerw, to jeszcze dochodzi do tego to, co jednak w tych testach wylądowało. No i jak się okazuje – nie są to absolutne topy okupowane przez playlisty wiodących serwisów technologicznych i kanałów z tej samej działki.
Z jednej strony pewnie trochę szkoda. Bo jednak świeżynka, to od razu lepsze zasięgi, większa chęć po stronie widza, żeby kliknąć, żeby włączyć się (lub wywołać) dyskusję. Jasne – to zawsze jest fajne, więc teraz nie będę się tutaj kreował na kogoś, kto nie czułby z tego powodu satysfakcji. A jednak – nie czuję też specjalnego rozdarcia. I ma to swoje plusy.
Zobaczyłem je już przed mniej więcej dwunastu miesiącach. Kiedy po niemalże rocznej przerwie powolutku próbowałem wrócić do branży, na bloga, do recenzji wideo. Wpadł mi wówczas do testów Galaxy Note 10. Było to jakoś w pierwszej dekadzie grudnia, a że zaraz potem nadeszły Święta, to Note ten poleżał u mnie do nowego roku. Spędził więcej niż zwyczajowe dwa tygodnie i mogę śmiało napisać, że recenzji tego sprzętu wyszło to zdecydowanie na dobre. Mi również. Miałem czas. Więcej czasu, aby przyjrzeć się wszystkim „za” i „przeciw”. Wszystkim, niuansom, detalom, zaletom i wadom. Z perspektywy testera to wspaniały, ożywczy i bardzo produktywny czas.
Dziś jest bardzo podobnie. Recenzję Galaxy S20 Ultra 5G przygotowałem po dobrych trzech tygodniach testów. Chociaż jest to możliwe, aby zrobić rzetelny materiał już po czternastu dniach przygody z danym produktem (szczególnie dla kogoś z branży), to jednak ten trzeci tydzień dał mi jeszcze odrobinę oddechu. Mogłem pobyć z flagowcem Samsunga tyle, bo minęło od jego premiery już wystarczająco czasu i pojawiły się na tyle inne i ciekawe słuchawki, że po prostu już żadna redakcja się o niego nie bije. Swoją drogą ukłon w stronę producenta za taką elastyczność, z którą spotykam się nie po raz pierwszy (Wojciechu Z. – w Twoim kierunku ukłon szczególny). Ale znamy się nie od dziś i myślę, że możemy sobie po prostu zaufać.
OK – ale po co ja to w ogóle piszę i do czego tak naprawdę dążę?
Po pierwsze – skoro nie muszę się spieszyć, bo w gorące nowości nie celuję, to mam możliwość dłużej poprzyglądać się wciąż czołowym produktom, ale już nie tak palącym z perspektywy promocji. Po drugie – mam zatem więcej czasu na samo testowanie, jak i na przygotowanie recenzji. Dlatego też chciałbym tutaj nakreślić kilka słów na temat innego producenta niż przywołany przed chwilą Samsung. Również na literę „S” w nazwie, który udostępnił mi niedawno swojego zeszłorocznego flagowca. Tutaj sytuacja jest podobna, jak z Koreańczykami – przez to, że nie jest to produkt najświeższy i najbardziej rozchwytywany – miałem czas, aby pobyć z nim nieco dłużej niż wspomniane, zwyczajowe dwa tygodnie.
Sony Xperia 1 mark I – bo o niej mowa – jest wspaniała. Naprawdę. Jest coś niebywale sentymentalnego, retrospektywnego w tym smartfonie co sprawia, że nie umiem z tym produktem ot tak sobie się rozstać. Wzorniczo – jak zwykle w przypadku Sony – piątka z dużym plusem. Oczywiście Xperia 1 to wieżowiec. Pierwszy z serii telefonów z ekranem w układzie 21:9, który sprawia, że po prostu mamy w dłoniach długaśnego smartfona. Ale im dłużej z niej korzystam – tym bardziej się fascynuję.
Wpływa na to kilka cech tego sprzętu. Xperia 1 mark I jest wąska i smukła, więc pomimo swej długości dzierży się ją w dłoni wyśmienicie. Systemowo zadbano, aby np. powiadomienia i przełączniki rozwijać śliźnięciem kciuka w połowie wyświetlacza, więc od razu dostajemy łatwy dostęp do centrum zarządzania kluczowymi opcjami w telefonie. Podobnie – udanie zaimplementowano obsługę urządzenia gestami, dzięki czemu śliźnięcia przy krawędziach dokładnie tam, gdzie chcemy – idealnie rozwiązują problem (nie)wygodnej nawigacji.
Druga sprawa to sam ekran w Sony Xperii 1 mark I.
Potrafiący wyświetlać obraz w 4K, jeśli akurat treść tego typu chcemy skonsumować, co można łatwo sprawdzić np. włączając odpowiedni film na YouTube. Myślę, że ten panel – 4K OLED HDR CinemaWide – to jeden z najpiękniejszych wciąż ekranów na rynku. OK – AMOLED-y Samsunga to dla mnie mistrzostwo świata, nie przeczę – w różnych recenzjach podkreślam to często i gęsto. Natomiast, gdybym miał postawić jakiś wyświetlacz tuż za nim na podium, to na ten moment byłby to z pewnością 6.5-calowy ekran od Sony zastosowany w Xperii 1.
Wybitnie urzeka szerokie spektrum barw. Kontrast jest wspaniały, detale piękne, dynamika obrazu bardzo ekspresyjna, temperatura – żywa i przestronna. Pewnie w dużej mierze to wszystko zasługa zaimplementowanej technologii CineAlta w tzw. Trybie Twórcy, która pozwala odwzorować kolorystykę zgodnie z intencjami twórców filmów. Nie wiem ile w tym marketingu, ale na moje oko działa ;). Znowu puszczam oko, ale po prawdzie – mając więcej czasu na obejrzenie większej liczby produkcji – właśnie dzięki swojemu „zapóźnieniu w testowaniu” – miałem doskonałą okazję po prostu oglądać więcej, bardziej, ze znaczniejszym zaangażowaniem. Trochę przeszkadzają szerokie pasy przy takich proporcjach ekranu, kiedy ogląda się coś, co nakręcono w tradycyjnym układzie 4:3 lub nawet 16:9. Ale tym razem ja większego problemu z tym – o dziwo! – nie miałem. Po prostu akceptowałem.
Oczywiście ekran napakowano większą liczbą technologii. Za „okrągłymi zachwytami” z poprzedniego akapitu stoją konkretne rozwiązania. Poza CienAlta mamy 10-bitową głębię kolorów – z czego 8 bitów odpowiada za strukturę barw, a 2 kolejne bity za ich wygładzanie. Kolejna rzecz to obsługa palety kolorystycznej DCI-P3 w 100 proc. (stosowana w kinematografii) oraz współczynnik kontrastu wynoszący 1000000:1 przekładający się na głębszą czerń i szerszą paletę kolorystyczną zbliżającą obraz do maksymalnie naturalnego. Ekran w Xperii 1 mk I jest skalibrowany wg punktu bieli D65, czyli odpowiada ekranom, na których pracuje się z filmami. A przypomnę, że do zaawansowanego filmowania ten model zeszłorocznego flagowca od Sony został zaprojektowany.
Wart kronikarskiego odnotowania jest także w ekranie Xperii 1 mark I mechanizm X1 dedykowany urządzeniom przenośnym od Sony, który bazuje na funkcji skalowania obrazu oraz zremasterowanemu HDR. Wg producenta transmisje strumieniowane są wyraźniejsze, bogatsze kolorystycznie i oferują lepszy kontrast. Osobiście trudno mi orzec, że na pewno działa to zgodnie z opisem, bo jestem przekonany, że ludzkie oko nie jest w stanie wychwycić aż takich niuansów. Niemniej – jak już wspominałem wyżej – ogólny odbiór oglądanych zdjęć oraz filmów na wyświetlaczu w Xperii 1 mk I, jest wspaniały. Obok AMOLED-ów Samsunga mamy tu do czynienia z prawdziwym ekranowym
Podoba mi się również fakt, że telefon ten został nieźle zaprojektowany. Sony uchroniło się przed paskudnym notchem także w tym modelu. Ramki są na tyle wąskie, że po prostu nie tylko nie przeszkadzają, ale też po upływie już dobrze ponad roku – nie zrażają wizualnie do całej konstrukcji. Wciąż do tak perfidnych wcięć w wyświetlaczach mam wielki estetyczny uraz, a tutaj się to po prostu nie pojawia. Jest miejsce na ekran i miejsce na frontowy aparat oraz konieczne czujniki. Wszystko jest symetryczne, wąskie, dobrze pomyślane. Sony nikogo nie nawraca, ale samo też nie grzeszy. Dla mnie ideał balansu wzorniczego.
Bo smartfon ten przykuwa wzrok również estetycznymi pleckami. Nie ma tam okropnej wyspy aparatów. Jest po po prostu pionowa sekcja z kamerkami. Telefon leży na biurku, ślizgam po ekranie palcem, a on się nie chybocze. Jakie to wygodne i przyjemne! Jak w dzisiejszych czasach w tym segmencie sprzętowym właściwie niespotykane!
Co w tej konstrukcji nie gra? Czujnik linii papilarnych rozdzielony z włącznikiem, który też odpowiada za podświetlenie ekranu. Umieszczony na prawym boku skaner nie zawsze rozpoznaje spadający nań kciuk. Trzeba się przyzwyczaić, że często trzeba sięgać do przycisku włączania, który jest poniżej. Mamy więc na jednym boku: regulację głośności, czytnik linii papilarnych, włącznik, fizyczny spust migawki aparatu. Tak, to jedyne miejsce w tej udanej konstrukcji, do którego mam jakieś zarzuty. Po prostu za dużo się tu dzieje na takiej długości i jest za gęsto.
Nie mam ich za to (w sensie – pretencji) do brzmienia. Sony Xperia 1 mark I wróciła u mnie na pierwszą pozycję pod względem tego, jakiej jakości wrażenia muzyczne serwuje smartfon.
Był moment, że zamiennie z czołowymi telefonami LG stawiałem ją w jednym szeregu, ale dziś dla mnie to perfekcyjny lider smartfonowych wrażeń brzmieniowych. Kocham to, jak nawet – przepraszam – „dziadowskie” słuchawki za kilkadziesiąt złotych – potrafią na telefonach od Sony brzmieć. I tutaj znowu się to dzieje, chociaż nie ma jacka 3.5 mm, ale z przejściówką można śmiało eksperymentować. I co również zaskakuje, to nawet pozytywna zmiana jakości brzmienia na słuchawkach bezprzewodowych, które wcale nie wiadomo czego pod kątem kodeków nie wspierają (np. takich bez aptX), więc teoretycznie powinno być podobnie, jak na telefonach konkurencji. Nic z tych rzeczy! Nie mam pojęcia, jak inżynierowie Sony to robią (?), ale muzycznie – biorę za te słowa pełną odpowiedzialność – lepszego smartfonu po prostu nie ma. Albo inaczej – pewnie taki przetestuję z rocznym opóźnieniem… :P.
Aparat w Sony Xperii 1 mark 1 to temat osobny…
Z jednej strony można zakrzyknąć „WRESZCIE!”, bo Japończycy wyjątkowo opornie zwlekali w swoich flagowcach z kolejnymi kamerkami na pleckach. Z drugiej strony dociera do nas, że wciąż mamy do czynienia z tymi samymi niedoskonałościami. I znowu jest tak, że konkurencja na tych samych przetwornikach ze swoim oprogramowaniem wyciąga lepsze zdjęcia niż Sony, chociażby poprzez coraz lepiej działającą Sztuczną Inteligencję przy doborze nastawów. U większości konkurentów efekty łagodnieją, ale wciąż widać, że dominują. Natomiast w tym starciu nie mogę odmówić Sony, że wreszcie aparat w jego czołowym telefonie może i nie dopieszcza tak konkretnych zdjęć, ale stawać w jakościowym pojedynku może. Rzecz w tym, że wszystko „zależy” od tego, na czym nam… zależy…
Sony idzie tutaj po – jeśli mogę się tak wyrazić – naturalnej linii oporu. Czyli innymi słowy – zdjęcia wykonane Xperią 1 mark I są po prostu najbliższe rzeczywistości. I tak – jest to dość dzisiaj niepopularne. Z taką samą odwagą swoje zdjęcia serwują Samsungi. Natomiast Sony idzie w kierunku maksymalnych uproszczeń. Komunikuje tym samym, że dzierżony w naszych dłoniach telefon powstał z myślą o ludziach kreatywnych. Którzy niekoniecznie będą przerabiać zdjęcie w Snapseed, ale po prostu ręcznie dobiorą w trybie manualnym takie parametry, że to zdjęcie od razu wyjdzie, jak prawdziwa petarda.
Takie podejście kojarzy mi się z producentem, który próbuje nam serwować narzędzie do pracy rzemieślniczej. Sony w tej roli wypada bardzo dobrze.
I wiem, jak to brzmi. Jak jakieś trywialne, okrągłe frazesy. Ale lubię zdjęcia z Xperii 1 mark I. Lubię je również za ich nieidealności. Niedoskonałości. Za to, że wymagają ode mnie większego zaangażowania, poświęcenia odrobinę większej uwagi. Że wymagają ode mnie wiedzy co i jak ustawić, aby wycisnąć z matryc i obiektywów tyle ile się da.
Dokładnie takie podejście nie pasuje do dzisiejszych standardów. Świat pędzi nawet wyhamowany przez pandemię. Sony tradycyjnie idzie – tak, to bardzo dobre określenie – Sony idzie własną ścieżką. Jeśli więc lubisz smakować przestrzeń i czas, niespiesznie szukając dobrych kadrów, to z Xperią 1 mark I nie tylko je znajdziesz, ale i uchwycisz.
Zdjęcie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Zdjęcie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Zdjęcie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Zdjęcie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Zdjęcie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Zdjęcie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Zdjęcie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Zdjęcie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Zdjęcie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Zdjęcie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl
Oczywiście jest kilka wad, które przeszkadzają. Należy do nich brak możliwości ustawienia focusu przy aparacie szerokokątnym. Dla równowagi dodam jednak, że nie spotkałem drugiego smartfonu na rynku, który oferowałby 130-stopniowy kąt widzenia. Wszystkie telefony mają maksymalnie 124-stopniowy. W każdym razie – wracając do wad – w trybie automatycznym zdarzają się przepalenia w mocnym słońcu. Do dyspozycji mamy też maksymalnie 12 Mpx sensor, więc zrobione zdjęcie po zgraniu na komputer wystarczy niewiele powiększyć, by szybko dostrzec, że takich detali jak z matryc 48 Mpx, 64 Mpx, czy ostatnio już 108 Mpx – nie uzyskamy.
Z drugiej jednak strony główny aparat może pochwalić się bardzo dużymi pikselami rzędu 1,4 mikrona i światłem przysłony wynoszącym f/1.6, a zatem nie dość że matryca fotograficzna pochłania mnóstwo światła, to jeszcze dostajemy superjasny obiektyw. I widać to po jakości zdjęć nocnych, czy w gorszych warunkach, kiedy robi się szaro lub jest pochmurnie. Natomiast punktem arcygenialnie w Xperii 1 mk I zrealizowanym, jest priorytet autofocusu skupiony na oku. Działa to absolutnie fenomenalnie i jestem pod totalnym wrażeniem. Smartfon też wyłapuje oczy zwierząt i potrafi dynamicznie śledzić punkt bez konieczności ręcznego poprawiania. Nawet, jak intensywnie poruszasz smartfonem lub fotografowana osoba lub zwierzę gwałtownie się przemieszczają. I co istotne – zdjęcia tak wykonane są ostre, wyraźne. No kapitalne!
Osobiście jeszcze bym dopracował aplikację fotograficzną, aby kluczowe przełączniki były lepiej rozmieszczone pod palce. Mam też takie nieodparte wrażenie, że za każdym razem do tego nawiązuję – od lat testując kolejne modele Sony – i zawsze producent ten nie projektuje tej sekcji, jak trzeba. Jakby cały interfejs systemowy tworzył ktoś inny, a aplikację aparatu także kto inny…
Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl
Jestem też absolutnym fanem tego, jak Xperia 1 mark I kręci filmy.
Poza standardowym sposobem przez aplikację aparatu, dostajemy dedykowaną aplikację przeznaczoną profesjonalistom od obrazowania, którą ze swoich kamer Sony przeniosło do smartfonu. Dzięki aplikacji Cinema Pro, która oparta jest na technologii CineAlta możemy nagrywać filmy w rozdzielczości 4K i standardzie HDR6, korzystając z płaskich profilów filmowania. Tak uzyskaną „surówkę”, a więc wyblakłe i sprane ujęcia, można potem kapitalnie pokolorować w postprodukcji. I umówmy się – przeciętny użytkownik Xiaomi, czy Huawei takiego czegoś w ogóle nie zrobi. No właśnie, ale Sony – jak wspomniałem wyżej – celuje w osoby, które chcą inaczej pracować z aparatem.
Kiedy więc piszę, że Sony ma inne podejście do swoich klientów, że jednak stawia przed nimi wymagania, prowokuje do poznawania zaawansowanych narzędzi do obrazowania i pracy z uzyskanym materiałem w równie zaawansowanych aplikacjach, to nie są to słowa rzucane na wiatr. Ciężko upolować na takie pomysły klienta, przyzwyczajonego do tego, że całą robotę wykonuje za niego IA. Ale sądzę, że świadomy odbiorca doskonale to rozumie i sięgnie po Xperię 1 właśnie z takich wyśrubowanych pobudek.
Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl
Oczywiście nie jest tak, żebym nie pamiętał – albo chciał przemilczeć – wady aparatu Sony. Jest ich wiele. W czasie filmowania nie można dynamicznie ustawiać focusu na kręconym obiekcie, więc trzeba trochę kombinować, aby ostrość przenosiła się dynamicznie tam, gdzie chcemy. Jest to pośrednio możliwe po włączeniu funkcji Śledzenia Obiektu, ale to nie do końca rozwiązuje problem, gdyś telefon za wszelką cenę dąży do tego, by utrzymać ostrość na wybranym fragmencie kadru. Również w aparacie szerokokątnym brakuje możliwości ustawienia wspomnianej ostrości.
Nie ma też nie wiadomo, jak mocno rozbudowanych dodatkowych opcji fotograficznych, a Efekt Kreatywny bazuje od lat na tych samych rozwiązaniach. Podobnie AI z rozpoznawaniem scen – działa raz lepiej, raz gorzej – niemniej nie widać, aby jakieś nastawy do poszczególnych scen jakoś lepiej były dobierane. No – może przy jedzeniu i selfie jest to wyraźniej widoczne, ale poza tym nie czułem nadzwyczajnego działania. Chińczycy na pewno są tutaj znacznie do przodu. Ale znowu – można odnieść wrażenie, że Sony celowo rezygnuje z fajerwerków. Stawia na inne akcenty.
Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl Selfie z Sony Xperia 1 mark I – Michał Brożyński – 90sekund.pl
Piszę Wam o tym wszystkim, żeby opowiedzieć o tym, co w technologiach jest wciąż ważne, a co na przykładzie takiej Xperii 1 można dobrze zilustrować.
A mianowicie – te wiodące technologie daje się smakować jeszcze długo, długo po ich premierze. Można kupić taki telefon za tych kilka tysięcy złotych i nie trzeba wcale pluć sobie w brodę po pierwszym kwartale, że oto wysypało się w międzyczasie pięć tysięcy innych znacznie „lepszych” produktów od konkurencji, najczęściej chińskiej. Że można mieć półtoraroczną Xperię 1 i naprawdę można wciąż wszystko. A nawet więcej. Bo ogranicza nas wyobraźnia oraz nasza kreatywność.
Myślę tutaj konkretnie o wyświetlaczu, o aparacie (mimo wad), o świetnej konstrukcji, czy chociażby wciąż sensownej wydajności. A przypomnę, że mamy tutaj do dyspozycji 128 GB pamięci na dane, 6GB RAM i Snapdragona 855. Od razu też dodam, że zdarzają się małe przycięcia w pracy interfejsu, ale jest na pokładzie Android 10 i cały czas przychodzą aktualizacje bezpieczeństwa. Zaskakująco działa bateria. Jej pojemność to zaledwie 3330 mAh, a a z takimi podzespołami można uzyskać ok. 4.5h czas włączonego wyświetlacza (SoT) i mniej więcej jednodniową pracę.
Dobrze spojrzeć na taki sprzęt z perspektywy czasu. Z jednej strony jest się „zapóźnionym” i teoretycznie taki wpis niekoniecznie będzie rozpalał serwery do czerwoności. Z drugiej – to jednak racjonalne spojrzenie na produkt, który wyceniany jest wciąż przez Sony na 3599 zł. Wiem, że serwisy aukcyjne są tańsze. Nie o to jednak chodzi. Chodzi o perspektywę. Wydania takiej gotówki w kontekście czasu przez jaki będzie używana taka Xperia. Pogodzenia się z tym, że za pół roku nie będzie się chciało tego produktu na gwałt upłynnić, bo Huawei, bo Samsung, bo LG, bo ktoś tam coś tam wydał/wypuścił. Tylko, że znajdzie się dla niej realne zastosowanie przez najbliższe 3 lata.
Nie jestem pewien, ale wyszedł mi chyba z tego wpisu tekst o tym, że jednak nie trzeba się spieszyć. Również w technologiach. I nie trzeba czuć się pod presją tych technologii. Ani „nowości”. To co jest w tej Xperii wciąż jest świeże, chociaż z perspektywy czasu „stare”. Ale czy na pewno? Może to po prostu produkt dojrzały? I może potrzebuje dojrzalszych właścicieli/właścicielek? Trudno powiedzieć, ale jest w tym coś anachronicznego, co pomimo upływu czasu jest nadal aktualne i sensowne. I wciąż daje perspektywę. Nawet w kontekście wysypu „nowości”.