Czytam o wczorajszej premierze „Wilka z Wall Street” w Polsacie i zupełnie nie wierzę, że to się dzieje. Okazuje się, że stacja postanowiła mocno ocenzurować bardzo dobry i wybitny film Martina Scorsese. Zleciało wiele kontrowersyjnych scen zbliżeń seksualnych, a także drastycznie złagodzono język, którym posługują się bohaterowie w filmie. Czytając to wszystko zastanawiam się, dlaczego ludzie jeszcze nie rozumieją, że telewizja to straszliwy relikt i nie ma sensu w nią inwestować?
Po pierwsze nie wyobrażam sobie oglądania takiego filmu, który jest non-stop przerywany idiotycznymi reklamami, a te jak wiadomo – nadawane są często i gęsto. Po drugie całkowicie obca jest mi cenzura rodem z lat 80. XX wieku. Po trzecie jeżeli już telewizja chciała wyemitować ten film i bała się związanych z nim kontrowersji, mogła to zrobić w weekend albo po godzinie 22:00. Przecież nikt nie byłby wtedy zgorszony prawda? No i po czwarte – ludzie – na miłość boską, przecież macie Internet!
Wystarczy że włączysz jeden z serwisów VOD-owy i znajdziesz „Wilka z Wall Street” w normalnej cenie, bez żadnych reklam, bez żadnej cenzury, bez żadnych wyciętych scen, bez żadnych komplikacji. Jeśli masz komputer i boisz się oglądać na małym ekranie, bo nie uważasz żeby to było coś sensownego, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie aby podłączyć do telewizora swojego notebooka czy komputer stacjonarny, aby mieć radość z fajnego seansu na dużym ekranie.
Sęk w tym, że telewizor w domach większości Polaków to wciąż bożyszcze, o którego uwagę walczą każdego dnia całe rodziny. Ktoś ma ulubiony serial o nastej, ktoś inny ulubiony talk-show o kolejnej nastej, a wieczorami do pilota dorywają się zmęczeni całym dniem rodzice i też liczą na możliwość uszczknięcia czegoś dla siebie. Nie chcę, by to brzmiało, jak nadmierna krytyka. Ale żyję bez telewizji jakieś 14 lat. Mam z nią do czynienia głównie przy okazji rodzinnych spotkań. I jedyne, co do mnie dociera, to miliony reklam leków, które emitowane są bez przerwy. Na zgagę, na żołądek, na stres, na głowę, na dupę…
Przepraszam, ale nie widzę sensu poświęcania telewizji najmniejszej uwagi. Sam, kiedy potrzebuję odpalam Iplę, albo TVN Player, a jeśli nie mogę być w kinie, to po prostu korzystam z serwisów typu VOD. Wiem, że wciąż brakuje czołowych tytułów, że Netflix nie taki, jak byśmy oczekiwali etc. Ale znalazłem wiele fajnych, legalnych źródeł, w tym Kinoplex, VOD.pl, chili.tv, cineman.pl, na których zawsze jestem w stanie coś znaleźć. Nawet wiadomości i publicystyka jest do obejrzenia w sieci. Jeśli nie w czasie antenowym, to pół godziny po wydaniu telewizyjnym.
I mam spokój. Nikt mi „Wilka z Wall Street” nie obcina z żadnych scen, nikt nie bawi się w wyciszanie przekleństw, ani nie przerywa mi seansu reklamą leku na żołądek. Do oglądania wykorzystuję projektor, który rzuca obraz na ścianę, zakładam bardzo dobre słuchawki i mam prawdziwą ucztę, zazwyczaj za 9,90zł. I jestem szczęśliwy. Mam spokój. Tobie też polecam.
Źródło: gazeta