Temat, przy którym coraz częściej tracę cierpliwość, to właśnie ten – sądzenie, że smartwatche – podobnie, jak kiedyś uważano tak o smartfonach – to gadżety. Kiedyś już o tym pisałem, ale może przypomnę swoje stanowisko – niezwykle rzadko tym określeniem przedstawiam urządzenia mobilne, bo już dawno temu przestały one być dla mnie owymi gadżetami. Taka szuflada przywołuje od razu skojarzenie z czymś całkowicie nieużytecznym, zbędnym, zachcianką, marnotrawstwem etc. A tak nie jest! I każdy, kto kupił swojego smartfona jak i smartwatcha nie dla szpanu, a do codziennego użytku, doskonale wie, o czym piszę.
Dlatego coraz częściej cholera mnie bierze, kiedy mam tłumaczyć ludziom, że inteligentne zegarki nie są zabawkami. Pomimo, że rok 2014 miał należeć do wearables, to niewątpliwie należał, ale nie z perspektywy sukcesów rynkowych. Wysypało się mnóstwo urządzeń, każdy mniej lub bardziej liczący producent coś pokazał, a ci, którzy nie zdążyli, zrobili to teraz, przy okazji targów MWC w Barcelonie.
Ale do podjęcia tego wątku na blogu zmobilizowała mnie Natalia Hatalska ze swoim wpisem, w którym przedstawiła bardzo ciekawe dane zgromadzone przez Wave 8, dotyczące tego, jak Polacy i reszta świata postrzegają urządzenia z kategorii wearables. A właściwie Internauci z całego globu i PL. Coś, co okazało się dla mnie totalnym zaskoczeniem, to fakt że świat uważa, że wearables sprawdzają się najlepiej, kiedy chcesz uzyskać czyjś szacunek (!). Wow – w życiu bym o tym nie pomyślał w ten sposób! Dla mnie pierwsze skojarzenie jest takie – O widzę, że ta osoba ma na sobie coś z wearables, a to oznacza że wie czego chce i lubi poznawać nowe rzeczy, nie boi się eksperymentów. Tak – dokładnie to jest moja pierwsza myśl.
OK – może jest tak dlatego, że zajmuję się tym na co dzień i nie spotykam jeszcze zbyt wielu ludzi z chociażby smartwatchami i sam budzę spore zainteresowanie w swoim środowisku, w którym się obracam, jeśli mam coś nowego na nadgarstku. Ale nabywanie szacunku, bo mam na ręce zegarek za 200 dol? No dobra, można i tak ;). Niemniej to, co mnie najbardziej zdumiało, to stanowisko polskich Internautów, którzy w aż 44,32 proc. odpowiedzieli, że wearables najlepiej sprawdzają się, kiedy chce się marnować czas!
Cholera – to pokazuje, jak wielki problem mają lub mieć będą firmy technologiczne na naszym rynku! Bo jakkolwiek jestem w stanie uwierzyć w sukces Apple Watcha, skoro ma budzić szacunek u jego posiadaczy w mniemaniu reszty globu, to jednak dla Polaka będzie zwykłym zapychaczem czasu?! Przecież to jakiś absurd! Ale żyjemy w czasach tak mocno nasyconych wszystkim wszędzie, że trudno nam dostrzec, że za tym zmarnowanym czasem kryje się szereg czasu ocalonego, tak samo, jak ocalonych czynności!
Wiem, wiem – najlepiej, żebym teraz pokazał kilka przykładów, prawda? Ależ bardzo chętnie! I zacznę od banału. Dzisiaj nie mam ze sobą smartwatcha. Po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy, nie zabrałem go ze sobą. Świadomie. Pierwsze na czym się złapałem, to nie tyle brak czegoś na lewym nadgarstku, ani nie to, że sprawdzając czas chwytam za pustą rękę i muszę sięgać do kieszeni po smartfona. To, co mnie uderzyło, to to – że każdy dzwoniący telefon, przychodzący SMS, zdarzenie z kalendarza, czy powiadomienia z sieci społecznościowych (wszystko to jest przeze mnie słyszalne) – ale ja wcale nie sięgam po telefon, tylko zerkam na nadgarstek właśnie!
I wiecie co? Przeoczyłem kilka zdarzeń od rana właśnie z tego powodu! Że nie sięgnąłem po smartfona, tylko mając nadzieję, że sprawdzę to wszystko na smartwatchu – a byłem w sporym ruchu od rana – o części zapomniałem. To jednak nic, kiedy – usiadłem przed monitorem komputera okazało się, że mam kilka rzeczy do zapisania w kalendarzu i chcę to zrobić z poziomu smartwatcha… No tak, nie mam go… OK – sięgam po smartfona, odblokowuję, wchodzę w aplikację, tapię w czerwone kółeczko z plusikiem wewnątrz, następnie w mikrofon na klawiaturze – i voila – mogę podyktować zdarzenie! Potem wybrać godzinę, minuty, zatwierdzić, wyjść na pulpit i zablokować w końcu smartfona. Uff…
Wiecie, jak to wszystko robi się z poziomu np. Samsunga Geara Live? Tak: – OK, Google – remind me about the report for Thomas tomorrow at 3:50 pm. I to wszystko. Rozumiecie? Podnosicie zegarek na mniej więcej wysokość twarzy, podświetla się ekran, wypowiadacie jednym ciągiem komendę wraz z treścią, podaniem dnia i czasu, a Wasze urządzenie to wszystko notuje i automatycznie zapisuje! Czy to jest Waszym zdaniem marnowanie czasu?! Albo to: OK, Google Show me my agenda. Mało? OK, Google Remind me to call dad when I get home.
Bo jeśli miałbym się lenić ze smartwatchem, to niby jak mam to zrobić? Przeglądać strony Internetowe na 1,63-calowym ekranie? A może grać w pasjonujące gry, jak Asphalt 8 Airborne? Tak, tak – da się, jak cholera! To może film obejrzę? Taaa… Rzeczywiście, nic tylko używać! Otóż – muszę Was zasmucić. Na smartwatchach albo żadnej z tych rzeczy nie zrobicie, albo wykonanie ich jest tak niewiarygodnie męczące, że podziękujecie za takie marnowanie czasu!
Bo to nie o to chodzi! Tak samo, jak nie chodzi o to, żeby smartwatche były zegarkami! Czy ktoś dzisiaj nosi w kieszeni smartfona, który chociaż w jednej części przypomina aparaty telefoniczne, których gęsto używano 30-40 lat temu? To skąd zatem przekonanie, że smartwatch MUSI być zegarkiem? Przecież to absurd! Zapytacie, czym w takim razie ma być? I to jest trafne pytanie, które jeśli ktoś zadał patrząc na zwykły telefon w latach 70. lub 80. XX wieku, też nie potrafił sobie tego wyobrazić w taki sposób, w jaki jest to dzisiaj realizowane!
I to jest klucz do zrozumienia, że żaden smartwatch – pomimo językowego problemu ze znalezieniem bardziej adekwatnego określenia – nie jest urządzeniem do trwonienia cennych chwil. Nie jest też smartwatch smartfonem, chociaż wielu producentów póki co idzie w tym kierunku. Taki produkt dzisiaj możecie zabrać na trening, w czasie którego pokaże Wam, z jakim tętnem właśnie biegniecie, wyświetli mapę, która w czasie zwiedzania Barcelony zakomunikuje, kiedy skręcić w prawo, a kiedy w lewo; pokaże otrzymane maile oraz SMS-y, na które będziecie mogli odpowiedzieć; a kiedy będziecie jechać samochodem z nawigacją w smartfonie, to pozwoli odebrać połączenie, aby nie było konieczne wypinanie telefonu z docka i rozpraszanie się w czasie drogi.
Ale smartwatch dzisiaj policzy też Wasze kroki, pomoże zlokalizować porzucony na parkingu samochód, przyjmie podyktowane notatki, przypomnienia, wpisy do kalendarza, wyświetli, jak wyglądają kursy akcji na giełdzie, podeśle skrót newsów z dedykowanych aplikacji z wynikiem meczu, którego nie możecie właśnie oglądać bo jesteście w długiej trasie, umożliwi przerzucanie slajdów w czasie spotkania biznesowego, a także – sterować telewizorem, kiedy wygodnie wypoczywacie w domu na kanapie!
Mało Wam? I dobrze – bo w Sklepie Play lub Galaxy Apps od Samsunga znajdziecie dziesiątki, czy setki aplikacji, które pozwalają na dużo, dużo więcej! Wszystko tylko zależy od Was! Do czego będziecie chcieli smartwatcha użyć! Oczywiście, że jest jeszcze nad czym kręcić nosem! W końcu chociażby zegarki z Androidem Wear są na rynku nawet niespełna rok! Ale i tak jest już na tyle obiecująco, że aż trudno uwierzyć, że kiedyś o takich rzeczach można było czytać w książkach o tematyce s-f!
To, że Ty nie wiesz do czego byś użył smartwatcha, nie musi wcale oznaczać, że to jest bezużyteczny gadżet. To, że myślisz, że przecież można wyjąć z kieszeni telefon i zrobić to samo, może nawet szybciej, też nie oznacza, że musi się to pokrywać z rzeczywistością. Mi przychodzi do głowy takie porównanie – po co mam przesiadać się na zwykły samochód, skoro autobusem też dojadę. No właśnie, odpowiedz sobie na pytanie czym wolisz jeździć? Bo ja od dusznego autobusu, zdecydowanie wolę wygodne auto. I tak w pewnym sensie jest też ze smartwatchami. Jedno nie wyklucza drugiego, ale pozwala na to samo i znacznie więcej, w inny sposób. I to się udaje!